Kiedy rozkrzyczana tłuszcza runęła poprzez gruzowisko ku cofającym się w ledwie trzymanej w ryzach panice zwiadowcom Koronapanu, Yuran ujrzał przed oczami całe swe życie, w jednej sekundzie i niczym na negatywie nałożonym na obraz ponad setki szarżujących na niego barbarzyńców. Wiedziony bardziej odruchem niż przemyślanym zamiarem, Polanin złapał za przewieszonego przez ramię wielkiego glojka i nawet nie przykładając się do celowania zaczął strzelać raz za razem w ciżbę spoconych gorących ciał.
W przeciwieństwie do małego glojka otrzymanego od Schillera, broń pochodząca z podziemnego skarbca nie miała nic wspólnego z dyskrecją. Pomimo chroniącego uszy hełmu Yuran nie potrafił się wyzbyć wrażenia, że ogłuszający huk wystrzałów zaraz rozsadzi mu głowę, a podskakująca w rękach broń wypadnie mu ze sztywnego uścisku.
Cofający się tuż obok Broni zaczął strzelać z własnego kulomiotu, a jego egzemplarz musiał być znacznie lepszy od broni Yurana, bo dosłownie rzygał płomieniami wylotowymi, plując ołowiem bez przerwy przez kilkanaście sekund, dopóki nie skończyły się w nim naboje.
Dziurawione kulami ludzkie ciała słały się pokotem na porośniętym trawą gruzowisku, łuski spadały dźwięcznie pod nogi Koronopańczyków, wrzaski dzikich klanytów zyskały nowe brzmienie, coraz mocniej wibrujące zdezorientowaniem i strachem. Widząc sianą przez czarne człekokształtne żuki śmierć, wiodący hordę wojownicy zaczęli się łamać, ale ich współplemieńcy napierali wściekle od tyłu pchając ziomków wprost pod lufy Yurana, Dragana, Bruniego i Bayera Werka.
- Nie damy rady im uciec! - krzyknął z desperacją Bruni, próbując jak najszybciej wymienić w swoim kulomiocie magazynek - Musimy zabić wszystkich!
- Za dużo ich! - wrzasnął strzelający szaleńczo Werk - Za dużo!
Od huku potwornej kanonady Yuranowi pojawiły się przed oczami mroczki - a może był to efekt skrajnego przemęczenia? Polanin odskoczył kilka metrów do tyłu, zerwał z pasa na zbroi zapasowy magazynek próbując przypomnieć sobie czynności, których Bayer nauczył swych sąsiadów kilka godzin wcześniej w schronie demonstrując im podstawy użytkowania starożytnych kulomiotów.
Nikodemus i Gerard byli za plecami Yurana, ciągnąc co sił bezwładne ciało Telibora. Polanin jeszcze sobie do końca nie uświadomił, że jego znajomek nie żyje, że czarnopióra strzała tkwiąca w jego mózgu bezpowrotnie zakończyła egzystencję mężczyzny.
Najpierw Dirk, teraz Telibor! A dzika horda wciąż nie przestawała napierać depcząc swe trupy, ciskając w przeciwników kamieniami i oszczepami, które odbijały się od demonicznych czarnych pancerzy. W tym zachowaniu dzikich było coś nienaturalnego, coś wręcz nieludzkiego, kojarzącego się bardziej ze ślepą furią głodnego drapieżnika.