- Naprawdę nie wiem, dlaczego dałem się na to namówić - powiedział po raz kolejny Paul, siedzący z przodu zdezelowanego forda mustanga 4.0 V6 GT. Kierujący Ian nie odzywał się od pewnego czasu, a siedzący na tyłach złodziej tylko pomrukiwał. Ogłoszenie, które zwabiło awanturników było dosyć interesujące, a cierpiący na ustawiczny brak gambli towarzysze postanowili zaryzykować i sprawdzić chociaż, na czym to zlecenie mogłoby polegać.
Droga do Atlanty była dosyć dobrze zachowana; pomimo to przez całą, niemal ośmiogodzinną jazdę nikogo nie spotkano po drodze. Elektroniczny zegarek umieszczony w desce rozdzielczej wozu wskazywał godzinę 7:33 P.M, zaś wskaźnik paliwa kładł się spać, wskazując na groźnie wyglądającą literkę E.
- To koniec. Jak nie weźmiemy zlecenia to albo będziemy musieli przehandlować co mamy, albo dalsza podróż z buta - oznajmił pompatycznie Wilson, rozkładając ręce. Odpowiedziała mu cisza.
Pięć minut później w oddali zamigotały światła, zaś z zapadającego, jesiennego mroku wyłoniły się światła wojskowego Hummera. Ian zatrzymał samochód - zresztą od pewnego czasu i tak silnik przestał pracować, a pojazd zjeżdżał z górki. Do szyby zapukał wysoki mężczyzna uzbrojony z M16, w maskującym ubraniu i poważnym wyrazie twarzy. Kierujący fordem opuścił szybę.
- Teren wojskowy, dalej zakaz wjazdu, zawróćcie - oznajmił żołnierz, wskazując dwoma palcami kierunek, z którego ford dopiero co się stoczył.
- My do... - Paul rozwinął kartkę z ogłoszeniem, poszukał chwilę wzrokiem i kontynuował - My do Jacka Higinsa, w sprawie ogłoszenia - to powiedziawszy, podał kartkę Ianowi, ten z kolei żołnierzowi. Mężczyzna nawet nie spojrzał na świtek, tylko uśmiechnął się, kiwnął do swoich towarzyszy i odpowiedział uprzejmiejszym już tonem.
- Aha. No to prosimy za nami.
Już miał się odwrócić, gdy siedzący z tyłu forda złodziej rzucił:
- Hej, weźcie nas na hol, co? Mamy trochę mało benzyny...
Godzinę później, barak Generała Jacka Higinsa, gdzieś w stanie Georgia
Kalendarz na monitorze komputera wskazywał na 24 września 2049 roku, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że w tych czasach daty są umowne i każda społeczność ma swoją własną i równie dobrze mógłby być październik.
- Panowie zapewne słyszeli o Atlancie i tego, co z niej zostało - generał zwrócił się do siedzących na starych, biurowych fotelach najemników, którzy podziwiali wnętrze baraku głównodowodzącego Posterunkiem. Pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej, niż się spodziewali; było proste, schludne i posprzątane. Brakowało tu map, sprzętu komputerowego i innych elementów wyposażenia każdego szanującego się dowódcy.
- Krótko mówiąc, nie zostało tam wiele poza ruinami. Większość budynków zawalona, wszystko co cenne już dawno skradzione, nikt tam nie mieszka, nawet mutanci omijają to miejsce. Zapytacie pewnie, dlaczego? - basowy głos generała śmiesznie brzmiał w pytaniu retorycznym. - Bo od roku siedzi tam Moloch. Znaczy się - siedział. Od dwóch tygodni po prostu go nie ma. Wszystkie maszyny wyjechały i wróciły na zachód... na przeklęty zachód - dodał już ciszej, patrząc w nieokreślone miejsce za plecami Wilsona. - Zastanawialiśmy się, co też sprawiło, że Moloch tak nagle dał gaz do tyłu i uciekł z miasta. Kolejne patrole wracały z intrygującymi raportami: żadnego śladu maszyn. Ale moi ludzie to tylko żołnierze, naukowcy i lekarze. Żadni z nich poszukiwacze. Jest też pewna inna, delikatna kwestia... - generał ucichł, przeczytał wiadomość, która wyświetliła się na jego monitorze, po czym wrócił do jedzących darmowy posiłek najemników. - Jeden z naszych naukowców uciekł akurat dwa tygodnie temu do ruin Atlanty, wykradając mój dysk twardy. I dzień później Moloch się wycofał. Przypadek? - znów zapytał retorycznie, rozkładając ręce. Zajęci jedzeniem fasoli i mięsa z puszki nie odpowiedzieli nic, czekając na dalszą część odprawy. - Większość ludzi na tym Posterunku jest przekonana, że doktorek poszedł tam później. Tylko kilka osób się domyśla, że ten kutas i zdrajca uciekł wcześniej z ukradzionym sprzętem. Ostatni specjalny partol, który udał się do Atlanty i wrócił potwierdził, że Stoltzmann kryje się gdzieś wśród ruin metra. Nie chcę urządzać na niego polowania, bo nie chce podkopywać i tak wątłe już morale, dlatego potrzebuje takich jak wy - co za gamble zrobią wszystko.
Ostatnie zdanie Higins powiedział w wyraźną pogardą. Dał przełknąć jedzenie najemnikom i kontynuował.
- Wasze zadanie będzie niezbyt skomplikowane: jutro z rana udacie się do Atlanty, poszukacie doktora Marka Stoltzmanna i tutaj macie wolną rękę: albo przywieziecie mi go żywego, albo jego zwłoki - lub ich część, którą będzie można zidentyfikować, a także wszystko, co przy nim znajdziecie. W nagrodę oferuję wam równowartość tysiąca gambli do podziału na was trzech, w czym tylko będziecie chcieli: w amunicji, benzynie, sprzęcie. Umowa stoi?