Pogrążony w modlitwie trzydziestokilkuletni mężczyzna powstał z klęczek wspierając się na ramieniu syna. Obdarowany dobrotliwym uśmiechem żony i dzieci wyciągnął ku ukochanej rodzinie dłonie ochoczo pochwycone przez najmłodszego Tomasa.
Dobry ojciec i mąż. Szanowany mieszkaniec Pragi. Nadworny medyk księcia Wacława II cieszący się szacunkiem książęcego dworu z dumą opuszczał progi Katedry Świętych Wita Wacława i Wojciecha, gdy południowa msza dobiegła końca.
Wciągnął świeże jesienne powietrze. Lekka mżawka sączyła się z nieba, toteż z miejsca pospieszyli kroku ku domowi. Zachodząc ku posiadłości starszy już nieco Mikulas dostrzegł znajomą twarz dowódcy garnizonu miejskiego, niejakiego Przemysława, którego małoletnią córkę zeszłej zimy z bożą pomocą od ciężkiego przeziębienia wyratował.
Wojak pozdrowił go skinieniem głowy dając ukradkiem znać, że winni się rozmówić. Człowiek ów w oczach Mikulasa nie potrafił okazywać wdzięczności, toteż początkowo książęcy medyk udał, że gestu nie spostrzegł domyślając się, że Przemysław będzie mu się ponownie naprzykrzał wypraszając kolejnej darmowej porady.
Jednakże Przemysław nadto okazał się nachalny niemalże wpychając się w drzwi postąpiwszy w krok tuż za Mikulasem. Rozeźlony medyk już gotowił się do solidnej nagany, gdy Przemysław zakrywając usta dłonią wręczył mu potajemnie list, uprzednio upewniwszy się, że nikt ich nie widzi.
Moi ludzie znaleźli to wieczorem przy ciele człeka, którego rozszarpały wilki. Tuż przy bramie miejskiej. Zatrważające jak ostatnio zuchwała staje się okoliczna zwierzyna. Uczyniłeś mi wielką przysługę Panie, takoż i ja teraz Ci się wywdzięczam. O znalezisku tym nikt inny się nie dowie.
To rzekłszy oddalił się naprędce nie odwracając już głowy.
List był otwarty. Sygnowany pieczęcią Albrechta z Kładzka. Długoletniego przyjaciela i towarzysza naukowego Mikulasa, który lat niemalże osiem wstecz na rodzinne swe włości wrócił.
Obu przyjaciół dzieliła wspólna pasja, skrywana przed oczami ciekawskich, zwłaszcza duchownych oczu.
Niezadowolony z faktu otwarcia listu Mikulas czym prędzej pognał do swej samotni przepraszającym gestem dając do zrozumienia żonie, że owej niedzieli z rodziną nie spędzi.
Znała to spojrzenie. Nie protestowała. Kochała męża i szanowała jego zamiłowanie do zgłębiania wiedzy medycznej.
Rozłożył list pospiesznie przeskakując starannie spisane linijki. Zapalił świecę.
Nad ogniem wydobył jego prawdziwy sekret.