Czterej mężczyźni wychynęli spod zadaszenia studni i żwawym krokiem pokonali ciemną uliczkę docierając do wysokiego ogrodzenia szkoły gladiatorów. Każdy z nich dołożył wszelkich starań, by nie uczynić najmniejszego hałasu, toteż w drodze do muru ciszy nie zakłócił żaden tupot sandałów ani szczęk metalu.
Pod kamiennym ogrodzeniem wszyscy znieruchomieli ponownie na chwilę, nasłuchując bacznie i starając się zapanować nad niespokojnymi emocjami. Ogromny Libijczyk zerkał zatroskany na gryzącego do krwi wargi Dagoberta, poniekąd rozumiejąc rozsadzający młodego Batawa gniew. Karl był jakoby jego zaprzysiężonym drużynnikiem, toteż widok ziomka knującego coś z Terricusem musiał Dagobertem szczerze wstrząsnąć.