DeG - kulty

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 kwietnia 2016, 10:29

[center]KULTY DEGENESIS[/center]
[center](podręcznik Primal Punk)[/center]
W podręczniku DeG: Rebith pojawia się trzynaście organizacji paramilitarnych, społecznych i religijnych określanych zbiorczo mianem kultów. Niektóre z nich wydają się ściśle związane z pewnymi nacjami, inne mogą pojawiać się wszędzie. Jest to ogromny blok tekstu, na dodatek usianego mrowiem trudnych do przetłumaczenia nazw własnych.

Postaram się w miarę swoich możliwości dokonać wiernego przekładu, ale proszę o wyrozumiałość - to będzie bardzo czasochłonny proces. W skład zestawu wchodzą dwa podręczniki, osobny z opisem świata, osobny z zasadami. Ten pierwszy - który mnie w tej chwili najbardziej interesuje - liczy prawie 400 stron: gigantyczna dawka informacji do wchłonięcia i przyswojenia!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 kwietnia 2016, 11:11

[center]SZPITALNICY[/center]
[center]Ostatni Bastion[/center]

[center]Obrazek[/center]

Światło ocalenia

Psychonauci i Sepsa są symptomami zarazy zwanej Primerem - a nikt nie zna się na zarazach lepiej od Szpitalników. Ślęczą nad pobranymi z obiektów próbkami tkanek, dyskutują o potencjalnych wynaturzeniach wywoływanych wpływem Dysharmonii. Ich koledzy po fachu w stajniach rozrodczych wytwarzają szczepionki z krwi pozyskiwanej od transgenicznych koni. Za wałami Szpitala, za komorami do dezynfekcji i szeregami niewzruszonych w swej misji Prezerwatorów pracują naukowcy. Każde nowe odkrycie jest kolejnym elementem układanki, która w efekcie końcowym złoży się w odpowiedź na pytanie jak zetrzeć psychonautów z powierzchni ziemi.

Na zewnątrz murów Szpitala odór środków odkażających staje się nieco lżejszy. Labirynt ulic i tuneli wypełnia przestrzeń pomiędzy pozbawionymi okien budowlami. Wielkie tablice informują o przeznaczeniu poszczególnych obiektów. Niczym armia gigantycznych mrówek, Szpitalnicy przemierzają niestrudzenie swe mrowisko znikając w budynkach bądź na wiodących w podziemia rampach.

Ich głowy są gładko ogolone, skóra nawoskowana w celu zmniejszenia ryzyka zakażenia. Czystość przesądza o życiu lub śmierci. Wszyscy noszą matowoczarne kombinezony z uprzężami oraz drzewcową broń zwaną Splayerami. Na jednym końcu tego oręża znajduje się ostrze, na drugim przymocowany śrubami szklany cylinder wypełniony mętną cieczą.

Kolejny mur, kolejna brama i znajdziemy się w Appendixie, miejscu leczenia chorych. Płacze i krzyki otaczają bez końca Szpitalników niosących pomoc cierpiącym. Stare książki, wyprawione skórki, wypolerowane kawałki złomu, butelki oleju i inne wartościowe dobra przechodzą z rąk do rąk - krewni pacjentów piętrzą przed Szpitalnikami dary chcąc ich zachęcić do sięgnięcia po skalpel czy piłę bądź choćby przekazania jakiegoś lekarstwa. Medycy mają ograniczone możliwości, lecz nie ustają w wysiłkach: w Appendixie, w stacjach higienicznych Justitariuszy, w publicznych szpitalach - istnieją lekarze, którzy z ogromnym oddaniem bronią przysięgi Hippokratesa.

Setki kilometrów od Szpitala, daleko w Pollen. Czarny ogier potrząsa niechętnie łbem, próbuje pozbyć się uciążliwej gazowej maski poprzez pocieranie nią o ziemię. Prezerwatorka klepie zwierzę pieszczotliwie po karku chcąc je uspokoić. Ogier ryje kopytami zamarznięty grunt, prycha pod maską. Jest niespokojny. Prezerwatorka ściąga lekko uzdę i spogląda na szkarłatne jezioro pośród wiecznego lodu. Niczym miniaturowe wysepki, leżą tam porąbane mieczami ciała. Spojrzenie kobiety przesuwa się po zdeformowanych sylwetkach, po kościanych naroślach i czarnych pseudooczach usytuowanych na czołach. Pająki już zaczynają splatać kokony na zwłokach psychonautów. Świat jest bezpieczniejszy bez tych istot - i bardziej czysty.

Szpitalnicy są w równym stopniu naukowcami, co lekarzami i wojownikami. Każdy dzień spędzony w laboratoriach zbliża ich do rozwiązań mających ocalić ludzkość. Każdego dnia muszą podejmować decyzje o ratowaniu bądź niszczeniu. Walczą z cholerą i unicestwiają osady splugawione zarodnikami. W kraju Franków wysadzają w powietrze kopce feromanetów, w Pollen badają lasy fraktali, w Purgare wypalają żywym ogniem miliardowe roje pcheł i kleszczy. Na Bałkanach przeciwstawiają Dushani Dysharmonię.

Są ostatnim bastionem ludzkości.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 kwietnia 2016, 12:14

Prastare sekrety

Po wielkim pożarze w 2499 pewna część Szpitala została zamknięta. Są tam liczne szafki na akta, identyczne jak te w innych miejscach kompleksu. Wszystkie ubrudzone są sadzą, niektóre ogromne temperatury zdeformowały w stopniu uniemożliwiającym ponowne otwarcie. Lecz inne da się otworzyć. Wypełnione formularzami medycznymi i zbiorami specjalistycznych danych, skrywają w sobie pięćset lat historii Szpitala.

Opowiadają o globalnym spopieleniu, o morzu uchodźców pod ognistym niebem zmierzających w jednym kierunku: do Szpitala, wówczas znanego pod nazwą Centrum Kryzysowego Południowego Zagłębia Ruhry. Tak wiele cierpienia, tak wielu szukających pomocy. Tłumy szabrowników wdarły się do kompleksu zabijając personel medyczny i rabując wszystko, co wpadło im w ręce. Trzaskały rozbijane skrzynki z lekarstwami, na łóżka wysypywano bandaże - a na zewnątrz wciąż trwały bratobójcze walki. Ciężarówki wyjeżdżające z centralnego magazynu utknęły na barykadach - je również obrabowano. Lekarze zaczęli się bronić, używając skalpeli i aplikatorów leków, w których umieszczali kwas. Butle z tlenem i ciekłymi gazami posłużyły za miotacze ognia. Zmobilizowani lękiem o swe życie, medycy z Centrum Kryzysowego bronili się z plecami przypartymi do ścian kompleksu.

Nim przybyły oddziały UOE, w Centrum doszło do strasznych rzeczy.

Druga fala

Cztery lata po Eshatonie sytuacja personelu w Centrum powróciła do relatywnej normalności. Główna część kompleksu została w międzyczasie przechrzczona na Szpital. Jednostki UOE zostały rozwiązane, ale niektórzy zawodowi żołnierze pozostali w służbie lekarzy po swej demobilizacji, tworząc nieformalne siły policyjne. Z efektywnością ludzi, którzy nie muszą się już obawiać sankcji prawnych, żołnierze zmiażdżyli pobliskie źródła zagrożenia dla Szpitala.

Zapanował pełen lęku spokój.

Przeważająca część otaczających kompleks miast przeistoczyła się w nekropolie: ludzkie szkielety w gnijących szmatach zaścielały ulice, spychane bezceremonialnie na boki buldożerami. Wiatr niósł ze sobą czerwony pył z kraterów. Jego drobiny pokrywały wszystko, koniec końców grzebiąc pod sobą większość nekropolii.

Ilość przybywających do Szpitala uchodźców zmniejszyła się drastycznie, co pozwoliło nad nimi zapanować. Kompleks stał się miejscem zdyscyplinowanych badań, a sami lekarze odzyskali po części swą reputację. Lecz jedno pytanie wciąż pozostawało bez odpowiedzi - czy niesławna choroba zakaźna z Afryki, HIVE, zginęła w drodze na zimną północ? Czy tutejsze populacje były bezpieczne?

Kiedy pojawiły się informacje o pierwszych przypadkach zachorowań w Zagłębiu Ruhry, lekarze ukryli się za murami Szpitala. Zabarykadowali okna,. zamknęli bramy. Pacjenci przebywający na oddziałach leczniczych zostali poinformowani przez głośniki o konieczności opuszczenia kompleksu. "Szpital jest zamknięty w trybie natychmiastowym. Wracajcie do swoich domów". Bezradność i rozpacz zrodziły kolejny wybuch agresji, lecz tym razem HIVE już siało spustoszenie wśród napastników, przerzedzało ich szeregi. Broń wypadała z bezsilnych rąk zainfekowanych ludzi. Lekarze obserwowali to wszystko zza zabezpieczonych okien i z dachów centrum. W ich oczach malował się ten sam wyraz rozpaczy, który promieniował we wzroku ludzi na zewnątrz; poczucie solidarności i obowiązku walczyło o lepsze z instynktem samozachowawczym. Niektórzy lekarze tego nie wytrzymali, skakali z dachów. Inni poprzysięgli nigdy więcej nie odwrócić się plecami do potrzebujących - i dotrzymują tej przysięgi po dziś dzień.

Nowe cele

Minęło dziesięć kolejnych lat, zanim lekarze uznali, że są gotowi otworzyć bramy i wyjść na świat. W okresie izolacji mieli dość czasu, by przemyśleć swe dotychczasowe postępowanie. Dziś nie wiadomo niczego na temat tamtego okresu. Wielki pożar strawił stare dokumenty pozbawiając Szpitalników ważnej części ich własnej historii, w tym odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób przetrwali w kompleksie pozbawieni dostępu do zapasów.

Informacja o ponownym otwarciu Szpitala rozeszła się po tundrze Borki niczym pożar. Na początku tylko garstka śmiałków pojawiła się pod murami kompleksu zerkając podejrzliwie na postacie w maskach przeciwgazowych i matowoczarnych kombinezonach. Lekarze udzielili pomocy tym, którzy jej potrzebowali - ich budzący lęk wygląd miał jedynie służyć za ochronę - do czasu.

Kiedy liczba szukających pomocy znów drastycznie zaczęła rosnąć, najwyżsi rangą Szpitalnicy - Konsultanci - odbyli naradę. Rozważyli pomysł kampanii przeciwko źródłom chorób, planując i wydając rozkazy niczym generałowie z dawnych czasów. Koniec końców plutony Szpitalników opuściły kompleks tworząc w okolicznych dzielnicach strefy kwarantanny, zewnętrzne lazarety i punkty segregacji chorych. Wzniesiono dodatkowe fortyfikacje, rozbudowano sam Szpital. Wdrożono program rekrutacji nowych członków, a odpowiednio przeszkoleni medycy zostali rozesłani do potrzebujących pomocy społeczności, pracując za pieniądze bądź ochronę.

Wpływy Szpitalników w zachodniej Borce szybko zaczęły wzrastać.
Ostatnio zmieniony 04 września 2017, 21:42 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 kwietnia 2016, 12:56

Sepsa

Choroby zakaźne tylko przez krótki czas uchodziły za największe wyzwanie dla Szpitalników. Wszystkie mogły zostać zneutralizowane dzięki wiedzy pozyskiwanej z baz danych Dawnych Ludzi. Lecz Sepsa stanowiła zupełnie nowy rodzaj zagrożenia, nieznany i pozornie niepowstrzymany. Plaga ta związana była bezpośrednio z powszechnie dostępnym, tanim i silnym narkotykiem o nazwie Burn. Jego efekty uboczne? Nic, co uzasadniałoby obawy Szpitalników przed jego zażywaniem w oczach konsumentów. Lekarze stracili znienacka grunt pod nogami - świat tańczący dotąd na ich sznurkach nagle się z tych sznurków zerwał.

Od roku 2221 począwszy w Pollen zaczęły pojawiać się niepokojące mutacje; później dotarły również do Borki. Roje insektów zalały kraj, wdzierając się do otworów w ciałach ludzi, gryząc, kłując, składając jaja. Wszędzie kwitły pola zarodnikowe, zawłaszczające coraz większe obszary. Daleko na wschodzie Pollen i Bałkanów macierzyste pola zarodnikowe połączyły się ze sobą tworząc nieprzekraczalną barierę odgradzającą Europę od Azji. Ludzie wciąż nie dostrzegali rosnącego zagrożenia, wyniszczeni ogłupiającym działaniem Burna.

W roku 2300 Szpitalnicy ruszyli do walki z Sepsą. Zaczęli zgłębiać tajemnice psychonautów i ich wynaturzonych talentów. Dzięki nowym technologiom, takim jak choćby wokalizatory noumenowe, naruszyli jednolitość eteru czakr kładąc podwaliny pod teorię Primera. Rozpoznali główne źródło szerzenia się infekcji - narkotyk Burn - polując bezlitośnie na każdą jego dawkę i na próbujących przemycić specyfik do kraju szmuglerów.

Wszyscy Szpitalnicy wiedzieli już, że stoją w obliczu nowego, wynaturzonego procesu ewolucji, który pozostawiony samemu sobie miał w efekcie końcowym unicestwić ludzki rodzaj. Lecz na ratunek nie było jeszcze za późno. Przez pewien czas Szpitalnicy byli jedyną linią obrony przeciwko Primerowi. Gdyby wówczas upadli, ludzkość byłaby zgubiona.

Dwanaście lat po pojawieniu się macierzystych pól zarodnikowych w Menden byli już gotowi do kontruderzenia. Zwyciężyli wywołując Rozkładnię, lecz jedna bitwa nie kończyła wojny. Ta dopiero się zaczynała w Pollen i w krainie Franków.

Protektorat

W 2513 Szpitalnicy dołączyli do Protektoratu Justitariuszy, lecz w ramach akcesji wynegocjowali warunki gwarantujące im daleko posuniętą niezależność. Zakazali Sędziom wstępu na teren Szpitala i ograniczyli ich jurysdykcję na obszarze Appendixu, zewnętrznego pierścienia lazaretów otaczającego główny kompleks. Wymusili egzekwowanie zasad higieny osobistej i zapobiegania chorobom. Co więcej, uzbrojeni w molluski Szpitalnicy otrzymali pozwolenie na strzeżenie bram miast.

Czy to było wszystko?

Nie, pozostała ostatnia kwestia. Lekarze domagali się prawa ścigania i zabijania w granicach Protektoratu psychonautów oraz leperosów, szczególnie w Justitianie. Sędziowie dawali tym żądaniom odpór powołując się na prawo osądzenia każdego przebywającego w mieście na mocy zapisów Kodeksu (w którym nie było żadnych regulacji związanych z psychonautami). W Senacie trwały pozornie niekończące się debaty, które eskalowały wskutek prowokacji; te zaś przerodziły się w uliczne walki. Niektórzy lekarze zostali aresztowani, a później uwolnieni przez Prezerwatorów.

Czas rozmów bezpowrotnie minął. Protektorat znalazł się pod naporem atakujących go klanów. Ci, którzy chcieli wchodzić w układu z Sędziami musieli zacząć walczyć za Justitian. Na tym oparła się ostateczna oferta Konsultantów: Szpitalnicy dołączyli do wojsk Protektoratu w boju przeciwko Klanowi Karaluchów. W zamian na terenie Justitariuszy wprowadzono jednolite prawo dla psychonautów i nosicieli zarodników: "Ścigać, spalić".

Kwestie higieny

Głęboki lęk przed bakteriami i wirusami pozostaje trwale zakorzeniony w świadomości Szpitalników (jest zresztą uzasadniony zważywszy na liczne zajścia w przeszłości). Wielkie napisy na ścianach kompleksu wciąż krzyczą "Nigdy więcej", "Bezczynność przesądziła o ich losie" czy "Nigdy nie zapomnimy". To wspomnienie pierwszej fali uchodźców oraz HIVE. Po kilku wiekach do tego koszmarnego grona dołączyła Sepsa.

Życie codziennego każdego Szpitalnika opiera się całkowicie na kwestiach higieny osobistej. Całkowite oczyszczenie ciała po wkroczeniu na obszar Szpitala jest niejako kulturowym dziedzictwem - tradycją, którą obcy będą postrzegali niezmiennie za tortury. Najpierw lewatywa oczyszczająca z bakterii jelita, potem nawadnianie litrami odkażonej wody, na szczęście tylko oralnie. Następnie dezynfekcja zewnętrzna: golenie całego ciała i kąpiel w roztworze gryzącym skórę i podrażniającym oczy. Całą procedurę nadzorują specjalnie przeszkoleni Higieniści, badający ekskrementy pod kątem istnienia niepożądanych komórek. Proces ten jest ogromnie wyczerpujący, ale Szpitalnicy postrzegają go za duchowe oczyszczenie, niezbędne dla bezpiecznego powrotu w szeregi bractwa. Ryzyko przeniknięcia w hermetyczne struktury leperosa - tym mianem Szpitalnicy określają ludzi przenoszących zarodniki - wisi niczym miecz Damoklesa nad całą organizacją.

[center]Obrazek[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 kwietnia 2016, 13:53

Wiedza o Primerze

Ludzie pokładają ogromną ufność w wiedzy Szpitalników na temat Primera, Sepsy i psychonautów. To dlatego sama myśl o tym, że insekty przenoszą zarazę budzi taką panikę w osadach Borki. W każdej miejscowości elektryczne lampy kuszą ćmy ku śmierci, szmaty nasączone klejem i słodzoną wodą tworzą pułapki na muchy, a mrówki i inne owady niszczy się za pomocą trutek. Borkanie mniej się obawiają samej Sepsy niż plutonu Szpitalników odkrywających ślady tej choroby w osadzie.

Lekarzy otacza aura wszystkowiedzących, zaś oni sami dzielą się z innymi jedynie podstawową wiedzą - tylko tym, czego trzeba, by przetrwać.

Za każdym strzępem cennych informacji kryją się lata eksploracji pustkowi, ekspedycji na krawędzie kraterów i walk z Wynaturzeniami. Dziesiątki tysięcy doktorów złożyły swe życie na ołtarzu nauki, umierając od zarodników, wpadając w szaleństwo zesłane przez Dushani czy padając ofiarą grawitacyjnych pułapek psychokinetów.

Biblioteki Szpitala sukcesywnie się zapełniały, lecz dopiero kilka lat temu Epigenistycy opracowali kilka generalnych założeń dla swych teorii. Eksperymentalne szczepionki nurzają się w kipieli roztworów. Schwytani psychonauci testowani są pod kątem odporności na zmiany temperatury, na tyfus czy trąd. Analizom poddawane są próbki gruntu pobrane w kraterach, w poszukiwaniu śladów oryginalnego Primera. Prowadzone są studia nad rozlicznymi fenomenami.

Dzisiaj każdy Szpitalnik zna prawdę o Primerze, rozróżnia Wynaturzenia, wie jak się przed nimi bronić. Miał już sposobność zwalczać Sepsę i widział jak rozwija się ona w warunkach laboratoryjnych. Wiedza na temat metamorfozy macierzystych pól zarodnikowych jest kanonem edukacji personelu Szpitala, podobnie jak metody dozowania EX, antidotum na zakażenie.

Lecz nie wszystkie z tych informacji są powszechnie dostępne. Niektóre grupy badawcze strzegą dostępu do wyników swych prac. Dlaczego? Jakie sekrety mogą skrywać pracownie grupy studiującej syndromy HIVE? Albo zespół protetyki?

Wybawcy ludzkości

Szpitalnicy postrzegają samych siebie jako ostatni bastion ludzkiego gatunku. Jeśli nie sprostają zadaniu, cały świat ulegnie Primerowi i jego zarodnikom. Czasy ludzkiego rodzaju dobiegną końca. Kto w takich okolicznościach miałby prawo do oceny ich poczynań? Koniec końców każdy musi sobie odpowiedzieć na jedno fundamentalne pytanie: czy stoi po stronie Szpitalników czy też po stronie Wynaturzeń i tym samym przeciwko ludzkości jako takiej? Czas ucieka, walki przybierają na intensywności. Nie ma już sposobności, by szukać rozwiązań pośrednich. A wybór należy wpierw starannie przemyśleć.

Anabaptyści już go dokonali. Niczym bracia stoją u boku Szpitalników, chociaż nie posiadają takiej wiedzy medycznej jak oni - swego wyboru dokonali idąc drogą wiary, nie medycznej sztuki.

Hellvetycy obserwowali postępy Wynaturzeń od dłuższego czasu, ale dotąd je ignorowali - być może zbyt długo. Korzenie psychokinetów już się przedostały do Alpejskiej Twierdzy, już wsączają mrowie insektów w labirynt tuneli pod górami. Kto wie, co rodzi się właśnie w sercu masywu? Po raz pierwsi Hellvetycy będą musieli poprosić Szpitalników o pomoc - ale pewnie nie po raz ostatni.

Inne kulty jeszcze nie wybrały jednoznacznie strony; niektóre nadal rozprzestrzeniają Sepsę, bądź to przez swą bezczynność bądź z rozmysłem, jak choćby rozprowadzający Burn członkowie Apokaliptyków. Ci nie mogą oczekiwać od Szpitalników cienia miłosierdzia.
W tym miejscu proponuję zakończyć opis Szpitalników. Na resztę materiału składa się przegląd stopni hierarchicznych, opis infrastruktury Szpitala, przegląd specyficznego ekwipunku, itp. Jeśli system się u nas przyjmie, zawsze będzie można do wątku powrócić i dorzucić kolejne fragmenty opisu.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 05 kwietnia 2016, 17:18

[center]KLANSTERZY

Władcy pustkowi.[/center]


[center]Obrazek[/center]

Niedobitki

Eshaton zabijał bez względu na kolor skóry, wiarę czy status. Niedobitkowie, których los oszczędził zostali zmuszeni do schronienia się w bunkrach, podziemiach i jaskiniach. Tam czekali. Ci którzy chcieli przetrwać pozostali z rodzinami lub dołączyli do grup. Samotnicy nie mieli szans. Starzy mędrcy powiadają, że "masz tylko parę oczu, które zwrócone są wprzód. Potrzebujesz kogoś żeby chronił twe plecy".
Ludzie zwarli szeregi. Nie oglądali się wstecz na życia jakie wiedli i pozwolili poddać się instynktom. Wpatrywali się w płomienie ognia, działali za dnia i skrywali w nocy. Słuchali opowieści starców, zostawali traperami i nauczyli się jak używać gazrurki przeciw wrogom. Pierwotne okrzyki rozbrzmiały w ruinach świata.
Indywidualizm stracił rację bytu i stał jednością z plemieniem. Każdy miał rolę do wypełnienia: w pierwszych latach po Eshatonie miarą wartości była przydatność w grupie, potem gdy zaczął się kulturowy upadek - seks i narodziny. Ci, którzy chcieli stanowić wyjątek od reguły stanowili zagrożenie dla Klanu.
Kwestia przeżycia była była wystarczająco trudna aby przejmować się dewiantami. Rygorystyczna kara na takich spadała szybko. Przetrwali Eshaton, HIVE, dekady ciemności, i czas bestii. Dobili do cywilizacyjnego dna, spijali wody Lethe i odrodzili się ponownie
Klany zaczęły rosnąć, stworzyły systemy wartości, wpierw skupione wokół kwestii przetrwania i siły klanu, potem włączając w to słabych i starych. Kultura zaczęła się krystalizować wokół powyższych idei. Wiara i ideologia nie były daleko w tyle, wyróżniając grupy spośród innych klanów i wzmacniając więzy pomiędzy poszczególnymi członkami.
Ludzie przestali postrzegać się jako niedobitków ludzkości. Apokalipsa była przecież tak dawno. W międzyczasie ludzie żyli i zostawili ciemność za sobą. Ci z Toulonu zaczęli mianować się Toulonami, rodziny mające długie tradycje kowalstwa nazwali się Mistrzami Stali, a klan zajmujący się wydobywaniem kamienia ze starych ruin stał się Kamieniarzami. Ludzkość zaczęła się utożsamiać z miejscami narodzin i swymi zajęciami.

Nomadowie


Zaraz po Eshatonie świat spowiła ciemność, przetaczając po niebie kłęby czarnych chmur. Roślinność niemal wymarła, jedynie pokryte popiołem pniaki sterczały z powierzchni ziemi. Niedobitki przeczesywały ruiny, otwierały stare magazyny w poszukiwaniu resztek ocalałego puszkowanego jedzenia. Kręcili się po okolicy dopóki tereny nie miały już nic do zaoferowania i wędrowali dalej. W takich warunkach mogli przetrwać Tylko nomadzi.
Wiele klanów wciąż prowadzi koczowniczy tryb życia. We wschodniej Borce klany podążają za wielkimi stadami mamutów, oddzielają młode sztuki lub ranne stare osobniki i polują na nie. Jeden ubity mamut wyżywi klan przez tygodnie, a jego futro ogrzeje wielu ludzi.
Życie klanów regulują cykl roczny, związane z nim wedrówki stad, siła i płodność mężczyzn i kobiet. Koczownicy wiedzą co zwiastuje wiatr i typ chmur, przyszłość wróżą również ze zwierzęcych wnętrzności. Starożytne pismo uważają za magiczny język, znany jedynie garstce wybrańców, najczęściej plemiennym szamanom. Traktują niezwykłe miejsca i przedmioty z ostrożnością, gdyż kto wie czy nie są szamieszkane przez dobre lub złe duchy. Gdyby wędrowny Kronikarz przed dzikim plemieniem stworzyłby na końcu swego kostura ognie Świętego Elma i ogłosił wielką pożogę używając swego wokalizera, mógłby być zapewne wzięty przez niektórych za bóstwo.

Osiedli


Dawno temu począwszy od okolic Noret w Borce nasiona pszenicy roznosiły się korytem rzeki Ren. Co kilka lat rozsiewały się w kolejnych odnogach rzeki i falujące złote łany rozszerzały się w głąb lądu. To było błogosławieństwem dla ludzi. zbierali kłosy, mielili na mąkę, lub rozsiewali na polach. Z czasem osiedlili się w pobliżu.

Ich zboże było odporne i mało wymagające, zdolne rosnąć w tundrze blisko lodowca, jak i w suchym klimacie panującym na terenach Polan. Naukowcy Szpitalników próbowali przeanalizować szczep pszenicy i znaleźć podobieństwa do pszenżyta z minionych czasów, ale nie doszli do jednoznacznych odpowiedzi. Reńska pszenica była czymś wyjątkowym, nowym. To nie podobało się Szpitalnikom, gdyż oznaczało, że było dewiacją Primera. Pszenice pod różnymi postaciami spożywali niemal wszyscy. Niemniej jednak wszystkie testy udowodniły, że zarodniki Primera infekują pszenżyto, lecz prosta forma pszenicy reńskiej była odporna. W końcu Szpital zaakceptował nowe zboże jako bezpieczne.
Każdego roku setki worków ziarna nyły sprzedawane do odległych miejsc. Zmęczeni wędrówkami i uciskani przez innych, nomadzi zaczęli próbować swych sił w rolnictwie. Osiedlali się w pobliżu źródeł wody, akwedutków, wytyczali swe tereny i zajmowali się rolą. Inni zasiadali wokół legendarnych ruin sprzed Eshatonu, a czasem nawet czerpali zyski z odnalezionych reliktów w ocalałych starych magazynach. Jednoczyli się i zakładali osady kowali, garncarzy czy tkaczy Narodziły się dynastie. Skrystalizowały się zasady prawne i dziedziczenia. Prawa i zakazy zaczęły kierować życiem. "Chciałbyś ożenić się z Ferropolitką? Zapomnij o tym synu!"
Witamy w cywilizacji...

Dzicy


Mimo wszystkich wysiłków dobre obyczaje są rzadkością. Jedynie na terenach, gdzie często swe kroki tawiają Sędziowie lub Helweci. Dalej są już tylko niezbadane terytoria, gdzie wszystko jest możliwe. Przez stulecia żyjące w małych populacjach dzikie klany, słono cierpiały w skutek powszechnego kazirodztwa. Dla Szpitalników, dzikie plemiona są interesującym polem do badań, gdyż niektóre populacje wciąż zachowały czystą krew sprzed Eshatonu, zachowaną przez krzyżowanie w określonej puli genowej.
Niemniej jednak dzicy nie są zainteresowani współpracą.
Właściwie to są bardzo niebezpieczni. Szamani, wodzowie mogą zwołać cały kazirodzczy klan jednym okrzykiem. Zabijają każdego obcego który się zbliży, oddają się ludożerstwu. Są jak zwierzęta, chciwe i dzikie, nieskrępowane żadnymi więzami.. Śpią ze szczurami, warczą jak wilki i określają swą pozycję wewnątrz plemienia w krwawcyh walkach. Nie są sąsiadami, których ktokolwiek porząda. Gdy wygłodzeni opuszczają swe leża, wszelacy osadnicy ryglują swe chaty, wzywają czym prędzej antybabtystów i chwytają za broń.
Stulecia konfliktów określiły światopogląd osadników. Każdy klan ma własne opowieści o kanibalach, wrzeszczących dzikich o ciałąch pomalowancyh ochrą, dzierżących kamienne sztylety. O dzikich wdzierających się do osad, podrzynających gardła kobiet, uprowadzających dzieci. Starcy popłakują, gdy opowiadają o odwetowych wyprawach, gdy znajdowali jedynie przygasające ogniska z obgryzionymi koścmi bliskich na rożnach. Każdy rozumie ich ogromną nieufność do obcych.
Jednak plemion kanibalów jest bardzo niewiele. Wyznacznikiem niemal wszystkich jest odległość ich terytoriów od cywilizowanych krain. Niektóre żyły stulecia nie niepokojone przez Szpitalników lub Sędziów i nie widziały niczego poza swymi dolinami i ruinami praprzodków. I taki stan rzeczy im odpowiadał. Inni, przyczajeni na stokach wzgórz z oddali obserwowali łuny wielkich miast i dymiące kominy sioł. I bali się. Obcy ludzie byli agresywni i szybko sięgali po broń. Mówili bełkotliwym językiem, zwykle krzycząc. Dzicy woleli się wycofać i jedynie wielka potrzeba lub wielkia niesprawiedliwość obracała strach w nienawiść. Potem miasta nie były już bezpieczne dla jego mieszkańców.
Ostatnio zmieniony 06 kwietnia 2016, 16:47 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

namakemono
Reactions:
Posty: 1552
Rejestracja: 26 października 2012, 07:18

Post autor: namakemono » 05 kwietnia 2016, 20:08

Znalazłem dobrej jakości grafikę wszystkich kultów, szkoda by było, żeby u nas jej zabrakło.

Obrazek
Ostatnio zmieniony 05 kwietnia 2016, 20:17 przez namakemono, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 06 kwietnia 2016, 16:12

Potęga i wpływy

Antybabtyści narodzili się jako mała grupa wiernych zgromadzonych wokół samozwańczego mesjasza zwanego Rebusem. Sędziowie byli garścią prostych ludzi - przez lata zdobywali popleczników, zarażali masy ludzkie ideologią. Ból i trud jaki im towarzyszył kiedy się kształtowali mają już dawno za sobą.
Dla niektórych plemion te czasy jeszcze nie nadeszły. Gałęzie rodzin jednoczą się, klany o podobnych ideałach, wierze łączą się ściskając prawice, więzami małżeństw, lub wymieniając zakładników. Powiększają swoje terytoria, tym samym zwiększając swoje wpływy. Już nie tylko więzy krwi jednoczą plemiona. Czasem łączą je te same dążenia lub kłanianie sie tym samym bóstwom. Nie lubią już dłużej mówić o sobie krewni, teraz wolą nazywać sie klansterami. Frakcje jak np Szpitalnicy, patrzą na to ze sceptycyzmem. Dla klansterów wzrost potęgi jest sztonem do ugrania w walce o dominację. Niektóre plemiona zaczęły już mówić o erze odrodzenia: odrodzenia klansterów.

Polanie

Ciągłe zmiany środowiska, mroźna tundra i ciągły chłód zmusiły Polan do nieustających wędrówek. Gdziekoliwek się nie zatrzymają muszą wyrywać z nieurodzajnej ziemi pożywienie. Łapią insekty w pułapki, zdrapują jadalne mchy ze skał, lub ryją w ziemi poszukując pozywnych korzeni. Definicja tego co jadalne jest dla Polan bardzo szeroka.
Niemniej jednak na przestrzeni ostatnich lat ziemie te zaczęły się zmieniać. Skały pod stopami drżą, śnieg topi się tworząc tajemnicze kręgi, grunty gdzieniegdzie stają się dziwnie gorące. Pola zarodników Primera obumierają, zastępowane przez jaskrawo zielone populacje nieznanych roślin, które rosnąć tworzą fraktalne struktury. Ogromne kiście uwodzicielsko wygladających owoców zwisają z drzew w tych przebudzonych rajach. Czai się tam jednak niebezpieczeństwo. Jeden nieostrożny ruch i owoc peką zalewając zrywającą go dłoń gorącym, gęstym sokiem. Niektóre klany pożądają takich fraktalnych lasów. Nauczyli się zbierać owoce aby potem sprzedawać je wysłannikom Antybabtystów w pobliżu alpejskich przełęczy w Ternitz.
Kult Apokaliptyków wystarczająco długo przyglądał się tym praktykom. Ich liderzy od zwasze uważali tereny Polan za swe własne błonia i nie mogą sobie przypomnieć aby kiedykolwiek dopuszczali nomadów, lub kogokolwiek innego do udziałów zyskach. Ale co to oznacza? "Wędrowne Ptaki", jak zwykli nazywać siebie niektórzy z Apokaliptyków gromadzą się. I jeśli na natrafią na nomadów żniwujących we fraktlanych lasach, spadają na nich niczym głodne wrony. Polanie nie mają jednak dać łatwo za wygraną. W końcu ze stoickim spokojem, żując dżdżownice przetrwali stuclecia głodu i mrozu, bestii Primera i biokinetów. Wojenne bębny zaczynają pobrzmiewać w lasach. Wojna pomiędzy pierwotną siłą, a wyuczoną brutalnością właśnie się zaczyna. Szpitalnicy znaleźli się pomiędzy młotem a kowadłem. Ich prezerwatorzy palą przecież fraktalne lasy do gołej ziemi i ani klansterzy, ani apokaliptycy nie mogą tego znieść.
Choć na północy lodowiec co dzień pożera kilkaset metrów ziemi, niektóre klany nomadów wciąż przetrwały w tym niegościnnych warunkach. Rzadko kiedy przekraczają trzydziestu ludzi, ale wszyscy pochodzą z jednego plemiona rozdzielonego ponad trzysta lat temu. Wszyscy oni wyczekują nadejścia wyroczni na koniu, tajemniczej persony o trzech twarzach. Zajmują się poszukiwaniem i grabieniem starożytnych miejsc, o których wiedzą z opowieści przodków. Klan Westji ma w tym polu nadzwyczajne sukcesy. Członkowie Westji handlują nawet ze Szpitalnikami w pokrytym śniegiem Gdańsku.
Osiadłe klany są rzadkie na ziemiach Pollen. Najwięskszy zamieszkuje tereny Konfederacji Wrocławskiej pod przewodnictwem Piasta i jego Drużynników. Tuziny klanów musiały paść przed Piastem na kolana, aby móc wejść do wewnętrznego miasta i korzystać z dobrodziejstw Wiecznej Oazy wewnątrz murów. Dla Afrykan, Wrocław jest bazą wypadową do polowań na biokinetów. Zwykle obozują w swoich ciężkich czołgach, które stacjonują w pobliżu głownej bramy jako znak dobrej woli i zaufania, więc miasto jest uważane za niezdobytą twierdzę. Niedawny upadek Pragi położył się cieniem strachu na klanach z Wrocławia. Bo gdzie ruszą hordy Czernoboga jak już na południu nie zostanie nic do ograbienia?
Na razie przetłumaczyłem jedynie specfikę plemion Polan. Inne będę sukcesywnie dodawał.
Ostatnio zmieniony 07 kwietnia 2016, 15:37 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 18 kwietnia 2016, 22:37

[center]KRONIKARZE[/center]
[center]Cyfrowy kult[/center]
[center]Obrazek[/center]

Digital

Refleksy światła tańczą na powierzchni okrągłych lusterek w rytmie każdego postawionego kroku. Osadzone w oprawach z ciemnego metalu, zostały naszyte na czarną skórzaną maskę niczym błyszczące owadzie oczy, spoglądające na świat w wyzbyty uczuć niemy sposób, odbijające jego blask, ale same w sobie mroczne. Maska jest ciasno przyciśnięta do nosa i czoła. Zwinne palce manipulują przy zatrzaskach na potylicy ściągając je tak mocno, aż maska w końcu staje się drugą skórą. Oprawki szkieł przylegają teraz dokładnie do oczodołów właściciela, metalowe tuby wsuwają się w usta. Wbudowane w mikrofon membrany transmitują odgłos każdego oddechu, każdego trzepotu płuc, każdego przełknięcia gromadzącej się na wlotach tub śliny do głośnika zawieszonego na piersi człowieka na kablu grubości dwóch złożonych ze sobą palców. Wszystkie te dźwięki są groteskowo zniekształcone i wtapiają się w tło statycznych trzasków i pomruków setek radiowych głośników. Od czasu do czasu ponad ten pomruk wybijają się ostre dźwięki radiowych zakłóceń tnących powietrze niczym ostre odłamki szkła, rozbrzmiewających echem w metalowych korytarzach.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 września 2017, 21:46

STRAŻNICY ALP

Ogromne masywy górskie wyrastające w sercu Europy stanowią naturalną zaporę dla wszystkich śmiałków pragnących przemierzyć wszerz i wzdłuż zniszczony kontynent. Strzeliste skały, strome zbocza, zdradliwe rozpadliny, lawiny skalne i śnieżne oraz kapryśna aura sprawiają, że na próbę pokonania Alp zdobywają się jedynie najbardziej odważni bądź głupi, lecz nawet oni staną w obliczu przeszkody nie do pokonania, jeśli dotrą do krawędzi Cięcia Rzeźnika. Gargantuiczna przepaść sięgająca trzewi Ziemi rozdziera Alpy od północy do południa na całej ich szerokości, rozpalając swą mroczną otchłań czerwoną poświatą magmy. Maski przeciwgazowe, termiczna odzież, sprzęt do wspinaczki i czysta determinacja nie wystarczą, by pokonać tę przeszkodę. Chcących iść dalej czeka tylko jedno rozwiązanie: opłacenie Strażników Alp.

Przesądni ludzie gór mieszkający u podnóża Alp, w ruinach Genewy, Berna czy Zurychu, starają się trzymać z daleka od tych budzących groźny szacunek istot w białych pancerzach i maskach. Ich plujące ogniem kije potrafią siać śmierć i zniszczenie, jeśli jacyś głupcy wbrew ostrzeżeniom złamią prastare zakazy i wejdą na terytorium zastrzeżone dla Helwetów. Pośród zacofanych techbarbarzyńców krążą opowieści o tym, że władcy Alp mieszkają w trzewiach gór, w ogromnych pieczarach, skąd rządzą żelazną pięścią ściągając daninę z każdego, kto pragnie przedostać się na drugą stronę gór.

Lecz nie wszystkie organizacje i siły polityczne Europy postrzegają Helwetów jako nadnaturalnych herosów. Są tacy, którzy rozumieją, że potęga władców Alp bierze się z ich przewagi technologicznej nad innymi, z dostępu do cudów unicestwionej przed wiekami cywilizacji. Kronikarze są wręcz opętani żądzą uzyskania dostępu do komputerów ukrytych w alpejskich twierdzach podejrzewając, że zachowane tam oprogramowanie Streamu może doprowadzić do przełomu w ich uświęconej misji. Jednak ludzie w białych pancerzach zazdrośnie strzegą swych tajemnic, dokładając jednocześnie ogromnych starań, by w tyglu wzajemnych podejrzeń, oskarżeń i wojen trawiących Europę zachować dotychczasową neutralność. Utrzymują stosunki dyplomatyczne z Sędziami, kultem anabaptystów, Szpitalnikami i Afrykanami. Czasami wynajmują niewielkie oddziały wojskowe w charakterze sił zaciężnych największym europejskim frakcjom, ich podstawowym źródłem utrzymania są jednak słone myta nakładane na wszystkich, którzy pragną skorzystać z biegnących pod Alpami bezpiecznych tuneli tranzytowych.

Przywódcy Justitianu i Osmanu oraz Neolibijczycy słusznie podejrzewają, że Helweci mogliby bez większego trudu pobić każdą inną frakcję na kontynencie, być może nawet przejąć pod swe rządy całą Europę i zatrzymać na dobre postęp Afrykanów, ale władcy Alp nie przejawiają ambicji mocarstwowych. W zamian obserwują świat w dole, analizując zbierane sukcesywnie informacje i chroniąc tych, którzy żyją w cieniu rzucanym przez górskie szczyty. Wierni swoim ideałom sprzed blisko pięciuset lat, pozostają oddani militarnej dyscyplinie i szeroko pojmowanej neutralności - dwóch filarom swej społeczności, których znaczenie i pochodzenie zaczynają już zanikać w pamięci żyjących.

[center]Obrazek[/center]

cdn

ODPOWIEDZ