DeG - Franka

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 czerwca 2018, 22:34

[center]FRANKA[/center]

Piekło Eschatonu

13 marca 2074 roku. Ostatni dzień życia Dawnych Ludzi, ostatni dzień istnienia rozwiniętej technologicznie cywilizacji. Tego dnia na powierzchnię Ziemi spadł deszcz asteroidów, który przeszedł później do historii pod nazwą Eschatonu - Dnia Gniewu Bożego. Jeden z nich, gigantyczna bryła skał i lodu, uderzył w Central Massif, serce Francji. Fala uderzeniowa zrodzona z upadku kosmicznego pocisku dotarła do Paryża po zaledwie kilku minutach zrywając dachy, równając z ziemią budynki i wywołując liczne pożary. Pchane nią pojazdy wpadały na ściany budowli, zgniatały się wzajemnie pośród zgiełku syren. Rozpętało się straszliwe pandemonium, które przybrało na mocy, kiedy na północnym horyzoncie zapłonęły kule ognia, a morze wystąpiło z brzegów. Jeden za drugim, kolejne asteroidy rozpalały ziemską atmosferę unicestwiając bezbronną Europę. Dymy gigantycznych pożarów i chmury popiołów zasnuły szczelnie przestworza pogrążając dogorywający świat w ciemności niekończącej się nocy.

Słońce nie potrafiło przebić się przez nieprzeniknioną czarną zasłonę. Roślinność oszczędzona w wielkich pożarach szybko zginęła w ciemności wiecznej nocy i strugach kwaśnych deszczy. Ponad wierzchołkami Massif Central wielka biała czasza pyłu wznosiła się w przestworzach ku górnym warstwom stratosfery, przez długie miesiące opierając się podmuchom wiatrów. Kiedy pozaziemskie drobiny pyłu spadły w końcu na ziemię, wżarły się w udręczoną glebę, wrosły w nią głęboko. Na powierzchni gruntu pojawiły się po jakimś czasie malutkie rzęski ukształtowane w nienaturalnie idealne kręgi. Dojrzewające owoce pękały uwalniając zarodniki niesione wiatrem i wodą. Mikroskopijne cząsteczki infekowały niepostrzeżenie owady i zapychały coraz mocniej ludzkie płuca. Sepsa podbiła upadłą Francję.

Kontynentalna płyta trzeszczała i pękała pod wpływem niszczycielskich ruchów tektonicznych. Trzęsienia ziemi obalały górskie masywy i przeistoczały równiny w zapadliska. We wschodniej części kraju rzeki wyschły, za to w rejonie Ile-de-Paris poziom wód gruntowych ciągle się podnosił. Kiedy pokrywa popielnych chmur w końcu popękała i Francję ponownie rozświetliły życiodajne promienie słońca, uprawne niegdyś ziemie przeistoczyły się w bagniska, a drogi zniknęły bezpowrotnie w grząskiej mazi.

Ludzie, którzy przetrwali potworność długiej nocy, grozę kanibalizmu i odsłonę wszelkich możliwych wynaturzeń człowieczeństwa teraz musieli uciekać przed powodziami i chmarami krwiożerczych insektów. Karaluchy pochłaniały zapasy żywności. Termity niszczyły prowizoryczne schronienia. Dziwne owady, wabione odorem ludzkiego potu, wlewały się chitynowymi strumieniami do domostw wpychając się pod pachy ocalałych bądź w ich pachwiny, wysysając łapczywie krew. Niektóre z nich roiły się w ludzkich włosach. Frankowie wycofali się na pokłady rzecznych łodzi, pokryli swe ciała grubą warstwą zapewniającego ochronę przed insektami błota. Blisko dwieście lat po Eschatonie szósta generacja ocalałych porzuciła ostatecznie Paryż wydając dawną stolicę europejskiego mocarstwa na pastwę nieprzeliczonych chmar owadów. Zniszczona metropolia zmieniła się w bagnistą wylęgarnię żywej plagi.

Narodziny Wynaturzonych

Emigrujący na południe i zachód Frankowie przezornie omijali region Central Massif, przez wzgląd na ogromną koncentrację populacji owadów stanowiących śmiertelne zagrożenie dla wszelkich innych form życia. Lecz w roku 2300 wszystko się zmieniło za sprawą niepokojącego naukowego odkrycia Szpitalników. Borkańscy medycy odnotowali w północnej części kraju Franków rosnące stężenie metanu, szczególnie silne w obrębie krateru Souffrance. Badania ujawniły, że źródłem gazowych emisji stała się mutująca w nieznanym kierunku gigantyczna populacja insektów, zwłaszcza mrówek - miliony lat ewolucji poszły w zapomnienie w przeciągu zaledwie dwóch wieków po Eschatonie. Uświadamiając sobie zachodzące w atmosferze zmiany Szpitalnicy powiązali je w końcu z fenomenem Sepsy i rozpoczęli swą trwającą po dziś dzień wojnę z komórkami pozaziemskiego Primera.

Sześć lat później, w 2306, dziwne istoty opuściły zniekształcony uderzeniem asteroidu Central Massif - nagie człekokształtne stworzenia pokryte wielkimi owrzodzeniami, nabrzmiałymi guzami dowodzącymi istnienia jakiejś nieznanej dotąd choroby. Poruszały się niezgrabnie, ale wibrowały życiową energią. Nie przejawiając śladu złej woli człekokształtni obcy wkraczali do nękanych plagami insektów frankońskich osad, stając naprzeciw uzbrojonych we włócznie i pałki ludzi. I wtedy wydarzył się cud. Gestami swych kończyn obcy odpędzili chmary owadów. Insekty wydawały się w niezrozumiały sposób posłuszne woli przybyszów, uległe ich woli i rozkazom. Zdumieni i podejrzliwi, Frankowie z nieufnością ujęli wyciągnięte dłonie Wynaturzonych. Ich nieufność szybko zniknęła bez śladu, zastąpiona bezrozumną miłością i poczuciem absolutnego zjednoczenia w harmonijnej społeczności. Ostrzeżenia wypędzonych z ziem Franków Szpitalników okazały się wołaniem na puszczy.

Nie tylko insekty wpadły wówczas w niewidzialną sieć feromancerów.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 czerwca 2018, 22:36

Łupieżcy z południa

Ponad dwieście lat po Dniu Sądu Ostatecznego na południowym widnokręgu Morza Śródziemnego pojawiły się rosnące w oczach ciemne sylwety. Z niewyraźnych początkowo kształtów wyrosły maszty, wysokie nadbudówki, dźwigi okrętowe i platformy. Frankowie żyjący na południowym wybrzeżu kraju byli zaznajomieni z łodziami rybackimi i tratwami, ale te metalowe fortece przerastały ich najśmielsze wyobrażenia. Rzygające słupami spalin morskie kolosy zatrzymywały się tysiące metrów przed plażami kontynentu, rzucając kotwice i opuszczając na przybrzeżne płycizny łodzie. Z ich pokładów zeszli na suchy ląd ludzie o czarnej jak smoła skórze. Afrykanie dotarli w końcu do kraju Franków.

Czarnoskórzy przybysze złupili ruiny nadmorskich miast, zdemontowali portowe instalacje przewożąc je statkami do Tripolu i Bedainu. Frankowie nie próbowali się temu sprzeciwiać, nie widząc żadnej wartości w starym złomie. Podążając poprzez Montpellier Afrykanie plądrowali miasto za miastem. Podróżując w czołgaczach wielkości kilkupiętrowych budynków wywozili zdemontowane przemysłowe maszyny z industrialnych dzielnic Lyonu i Grenoble, składając je ponownie w całość w Qabisie i Tunisie. Neolibijczycy natrafili na prawdziwą żyłę złota. Powszechnie zatrudniali Franków jako przewodników, przekupując ich korzennymi przyprawami i kolorowymi tkaninami, nagradzając tych autochtonów, którzy lojalnie im pomagali. Po dziś dzień członkowie najstarszych frankońskich klanów znajdują się w posiadaniu afrykańskich karabinów z tamtych lat.

Afrykanie okradli Franków z całej spuścizny Minionych Czasów. Kiedy opuścili wyjałowioną z technologicznych łupów krainę, feromancerzy zarzucili ponownie swe wyrafinowane sieci. Powierzchnia mokradeł wciąż się powiększała, zgnilizna toczyła coraz większe połacie lądu. Dopiero po wielu latach nielicznie mieszkańcy tych ziem uświadomili sobie, że czasy afrykańskiego najazdu były w rzeczywistości tymczasowym wyzwoleniem od słodkiej niewoli Wynaturzonych.

Souffrance

W centralnej części dawnej Francji wznosi się górski masyw, którego nie sposób znaleźć na pradawnych papierowych mapach. Powstał w Dniu Gniewu Bożego, ukształtowany upadkiem ogromnej bryły kosmicznych skał. Bazaltowe pustkowie omiata kurzawa mikroskopijnych zarodników, zalegających w głębokich szczelinach, kładących się grubą warstwą na żyłach zastygłej lawy. Pośrodku tego cieszącego się jak najgorszą sławą masywu ujrzeć można perfekcyjny krąg krateru Souffrance. To na jego zboczach rozrasta się ogromne miasto ludzi i feromancerów.

ODPOWIEDZ