PBF - Cedar Creek by Night

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 14 czerwca 2018, 09:08

...i to z własną eskortą...- rozmyślał w duchu rozentuzjazmowany Śmierdziel, krocząc uliczkami tętniącego życiem miasteczka. Co i rusz jakieś dzieci okazywały mu zainteresowanie, rzucając dlań lepsze, lub gorsze dary. Cóż mógł poradzić, że chwilami z racji swego nadmiernego poruszenia ciskały je nieco zbyt mocno, celując w twarz, czy plecy. Po chwili doskonały nastrój minął ustępując pola bardziej, niż zazwyczaj zwieszonym policzkom i posmutniałym oczom. Co prawda spotykał się już z jawnie okazywaną odrazą, czy niechęcią jednak nigdy nie wynikała ona z racji zajmowanej pozycji społecznej, a w owej chwili zaczął pojmować, jak łatwo rodzi się w sercach i zatruwa ludzkie myśli zwykła, prosta zawiść. W końcu miał swojego prywatnego ochroniarza z urzędu, który szedł za nim tak trochę kombinowaną metodą Gury, lecz trzymał się nieco bliżej, dając się wszystkim zauważyć. I choć początkowo toksyk miał pewne wątpliwości co do tego, co się tak naprawdę właśnie wydarza, to szybko zrozumiał powagę i dostojność sytuacji. Cargo był jego przyjacielem, a ten tutaj szeryf paradował za nim, niczym jego osobista "loszka strażniczka". Niezmiernie dowodziło to, że mutant był w tej chwili życia ważny. I to publicznie. Gdzieś w środku od zawsze przekonywał się, że jeśli jakimś niezwykłym zrządzeniem losu przyszłoby mu kiedyś zostać dajmy na to- przywódcą osady- wprowadziłby równe prawa tolerancji dla wszystkich likwidując zarazem wszelkie podziały społeczne wyrastające na niesprawiedliwym stanie zamożności. Jednak w swej chwili uroczystego przemarszu w pełnym słońcu te przekonania wydały mu się w jakiś sposób nieodpowiednie i przedawnione. Jął więc rzucać pogardliwe spojrzenia w kierunku plebsu i skrywającej się w cieniu budynków hołoty. Prychać z niesmakiem, gdy ktoś odwracał wzrok. Wreszcie zadarł wysoko podbródek, jak mieli to w zwyczaju co ważniejsi miejscy celebryci. Podziały muszą być!- pomyślał ze złością- Niech biedota zna swoje miejsce w szeregu!. Rozkoszując się owym spacerkiem, nieco zawiedziony zbyt krótkim jego trwaniem dotarł wreszcie wraz z konwojentem do celu podróży.
Do swoistego poczucia bycia ważnym przyzwyczaił się nader szybko, toteż z grymasem niezadowolenia zbył specyficzną identyfikację jego osoby poczynioną przez taksującego go wartownika.

- Ty jesteś ten gość od kanalizacji? Śmierdziel? - zapytał żołdak wymieniwszy wpierw skinięcia głowy z szeryfem.

- Chryste Panie, nie masz nosa? - nie wytrzymał stróż prawa - Przecież on cuchnie gównem na dziesięć mil. Nie może być pomyłki. Bierzcie go sobie, ja wracam do miasta.

Mutant nieco rozchylił ręce, lecz ku jego zdziwieniu, nie został wniesiony na posterunek na rękach, mimo wyraźnego polecenia szeryfa Brada Witt'a. Następnie nieco rozczarowany wysłuchał dość surowego powitania.

- Śmierdzisz tak, jakby cię przeżarły wszystkie grzechy świata, ty degeneracie - zawarczał wojskowy - Jakby to ode mnie zależało, wygnałbym wszystkich tobie podobnych na linię frontu. Sowieci wyzdychaliby od takiego fetoru w kilka dni, nawet ci skalani skurwiele od międzywymiarowego skażenia. Podobno znasz się na kanalizacji, gównie i tym podobnym syfie?

Toksyk przez chwilę wpatrywał się w mundurowego ważąc w myślach, czy aby nie odbywał się właśnie pobór wojskowy z jego udziałem w roli głównej. Wydało mu się, że w jakiś niewytłumaczalny sposób został właśnie pomylony ze zwolennikiem konfrontacji zbrojnej w rodzaju Gury, albo i Osy. Szybko analizując sytuację postanowił skłonić się nieco ku negocjacjom z nadzieją wypromowania do wysyłki na pierwszą linię frontu któregoś ze swoich przyjaciół zamiast siebie. Wymagało to wzbudzenia nici przyjaźni z aktualnym rozmówcą, który wydawał się nie darzyć mutanta zbytnim afektem. Chcąc zatem zatrzeć niefortunne pierwsze wrażenie, Śmierdziel pokiwał entuzjastycznie głową i uniósł w górę obydwa kciuki. Kolejne słowa i wyjaśnienia wojskowego spłynęły nań nieukrywaną ulgą, gdy okazało się, że nie chodzi o wojenną wyprawę. Zarazem zrobiło mu się trochę wstyd, ponieważ jeszcze przed sekundą planował wlepić swój bilet poborowy Gurze i to tak bez uprzedniego pożegnania.
Cel jego wizyty okazał się zawodowy.

- To wiaderko ci wystarczy? A gdzie masz przetykacz? Albo jakiś kij? Nie myśl, że dostaniesz naszą miotłę. Upaprzesz gównem, a my jej potem nie będziemy czyścić.

Śmierdziel odruchowo wzdrygnął się z oburzenia nad brakiem zaufania i niedouczenia rozmówcy, lecz po chwili z wyrazem pełnego zrozumienia i akceptacji żądań zleceniodawcy skinął głową. Dumnie uniósł obie ręce w górę zaciskając i rozprostowując przy tym palce niby dwa sprawne chwytaki. I choć nie do końca rozumiał, dlaczego funkcjonariusze chcą mieć upapraną gównem miotłę, której nie będą potem czyścić, to jako profesjonalista tolerował wszelkie fantazje, jak i zachowywał sekrety klientów i nie uważał, by musieli się przy tym z czegoś tłumaczyć. Podejrzewał nieskromnie, że chodzi o pamiątkę z jego wizyty, tudzież mniej buńczucznie- że będą ją potem po kryjomu gdzieś sobie wkładać. Mrugnął tylko porozumiewawczo. Uśmiechnął się konspiracyjnie, a potem zaczął rozglądać się oczekując, aż zostanie mu wskazana droga do zatkanych kibli.
Malauk winien mie? opisan? w bestiariuszu cech? specjaln?- Malauckie szcz??cie.
Opis- masz szcz??cie, jeste? Malaukiem.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 czerwca 2018, 17:23

Posterunek strażniczy Ligi, drugi dzień

Czworokątny dwupiętrowy posterunek został wzniesiony na pozostałościach po wyburzonym całe lata temu większym budynku i odziedziczył po swoim poprzedniku dostęp do przedwojennej kanalizacji. Ciężka metalowa płyta blokująca wejście do odpływu została swego czasu zanitowana, toteż ściskający z ekscytacją wiaderko Śmierdziel musiał poczekać, aż kilku klnących prawdziwie nie po chrześcijańsku żołdaków wybije nity z betonowej podłogi i odsunie klapę na bok.

Noszący szykowne czarne uniformy mężczyźni mieli kiepski humor nie tylko z powodu wysiłku fizycznego, dużo bardziej drażnił ich roztaczany przez toksyka smród. Śmierdziel znosił ich docinki i wrogie spojrzenia z wrodzoną sobie potulnością, węsząc jednocześnie dyskretnie i podniecając się coraz bardziej intensywnym fetorem płynącym od strony zatkanych toalet posterunku.

- Nie właź tu z papierosem! - krzyknął w pewnym momencie Rufus, wypędzając za próg korytarza starszego żołnierza o pomarszczonej twarzy - Nie słyszałeś o metanie? Sam specjalista cuchnie tak mocno, że może w każdej chwili dupnąć, a co dopiero w takim otwartym kanale!

- Spoko, już gaszę - palacz cisnął niedopałek czym prędzej pod nogi, zdeptał go obcasem przyglądając się jednocześnie wykrzywionym niemiłosiernie kompanom, którzy podważali łomem częściowo obluzowaną klapę - Steven przed chwilą przejeżdżał, zatrzymał się na chwilę, żeby pogadać o tym karawaniarzu, co go patrol Freda znalazł rano za Hedlar.

Zachwyceni pretekstem do zrobienia sobie przerwy, dwaj żołnierze z łomami oparli się natychmiast o ścianę spoglądając pytająco na palacza.

- Gość jest w fatalnym stanie - oznajmił pomarszczony - Praktycznie wysiadła mu psycha. Napadli ich kanibale z Pustkowi, w środku nocy i bez ostrzeżenia. Udało mu się uciec, bo tamci zaczęli od razu patroszyć i ćwiartować tych, których zabili na początku. Duża banda, a dowodził nią jakiś zmutowany czarny olbrzym. Fred myśli, że to mogli być sowieccy dywersanci, jakieś ruskie hybrydy tuczone na ludzkim mięsie.

Rufus splunął z odrazą pod nogi słysząc te słowa, jeden z pozostałych żołnierzy przeżegnał się na wszelki wypadek obcując z tak wynaturzoną koncepcją.

- I nie narzekaj na tego tutaj, że śmierdzi - palacz wskazał lufą karabinu na skulonego w kącie toksyka, chłonącego uszami konwersację wojskowych - Tamci podobni śmierdzieli tak nieludzko, że gościowi siadły od tego płuca. Opowiadał, że jak tamten ruski mutant wywalił kopem całą ścianę silosu, to do środka buchnął taki smród, że połowa karawaniarzy zemdlała. A tamci do środka i od razu zaczęli ich szykować do gara.

- Trzeba będzie uważać na patrolach w następne noce - oznajmił Rufus - Takie ścierwa mogą się czaić za każdym kamieniem. A wy czego stoicie? Do jutra się nie wysracie jak ten tam na dół nie zlezie. Te ostatnie nity puściły? To odsuwajcie płytę.
Na parterze budynku, na zapleczu obok toalet znajduje się osadzona w podłodze klapa, która zabezpiecza zejście do starszego od samego posterunku systemu kanalizacji. Żołnierze odblokowali to wejście i teraz oczekują, że Śmierdziel się tam zapuści, by sprawdzić od dołu, czemu ich toalety są zatkane aż po wierzch muszli. To co, schodzimy?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 czerwca 2018, 21:21

Cedar Creek Commons, drugi dzień

Kulawy właściciel knajpy zaprowadził swego ochroniarza w cień rzucany przez obronny mur miasta, pomiędzy przyciśnięte do niego wielopiętrowe konstrukcje ze złomu, drewna i kamienia zamieszkane przez bezimiennych ludzi ze slumsów. Świadomy tego, że w mniej uczęszczanej przez obcych części Commonsów czujne oczy obserwują każdego intruza, Gura starał się ustawicznie prężyć swą muskulaturę i czynił wszystko, by przypadkiem nie okazać coraz większej słabości ciała.

Wuj podszedł do jednego z blaszanych baraków, pozbawionego od uliczki okien i w żaden sposób nie oznakowanego. Na bębnienie pięścią w drzwi nikt początkowo nie zareagował, ale Slammer nie zamierzał odpuszczać i bębnił dalej.

- Jak pan wuj chce, mogem wywalić z Norrisa - zaproponował nieśmiało Gura, któremu zaopatrzone w solidne zawiasy drzwi wydały się wyjątkowo godnym uwagi przeciwnikiem.

- Nie bądź taki Chuck - odparł z nutką irytacji kulawiec - To dobry znajomy, nie będziemy mu niczego psuć, rozumiesz?

Gura przywołał na zbolałe oblicze obrażoną minę, ale nic więcej nie odrzekł, obserwując w zamian grupkę kilku zarośniętych obdartusów zbierających się u wylotu uliczki, zwabionych w pobliże hałasem czynionym przez wuja Osy.

Cargo zaczął szczerze powątpiewać, czy Slammer kogokolwiek tym bębnieniem wywabi z kryjówki, znienacka jednak usłyszał głośny szczęk odsuwanych rygli i zasuw.

Wejście do blaszanego baraku stanęło otworem i przywołany ręką Slammera Gura ruszył czym prędzej w jego stronę.

A potem stanął jak wryty widząc sterczącą ze środka ogromną lufę obrzyna mierzącego raz w wuja, raz w jego towarzysza.

- Idą za wami? Śledzą was? - z mrocznego wnętrza baraku dobiegł chrapliwy męski szept, obdarzony charakterystycznym akcentem kogoś, kto na co dzień nie nawykł do posługiwania się mową.
Suriel, może wyślesz przodem któregoś z braci Gury?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 czerwca 2018, 21:50

Knajpa wuja, drugi dzień

Osa nie cierpiała bezczynności. Wiedząc, że broń jest wyczyszczona, a podróżne ciuchy wyprane, zeszła na parter i nie mogąc nigdzie znaleźć wuja zabrała się za rozpalanie w kuchennym piecu. Skwarne popołudnie nie należało do pory dnia obfitującej w gości, ale dziewczyna wiedziała, że lada chwila do knajpy mogli zajrzeć jacyś karawaniarze bądź złomiarze wygłodzeni po wielu godzinach pracy.

To dla nich Slammer zwykł piec i gotować mięso kupowane z drugiej ręki od myśliwych z pustkowi bądź w rzeźnickich jatkach, skąd do slumsów płynął czarnorynkowy strumień kiepskiej jakości podrobów.

Żaden znany Osie mieszkaniec Commonsów nie posiadał lodówki i Slammer nie był w tym przypadku wyjątkiem - dlatego też robił niewielkie zapasy mięsa nie chcąc, by psuły mu się w gorącym klimacie. Rudowłosa tropicielka otworzyła metalową szafkę wmurowaną w beton podłogi za kontuarem, zmarszczyła nos oglądając wyciągnięte z niej niezbyt apetycznie pachnące skrawki wołowiny.

Rozpaliwszy w piecu dziewczyna położyła na blasze wielką patelnię i zaczęła rozgrzewać pokrywający ją wczorajszy tłuszcz. Nie znała się na gotowaniu równie dobrze jak na czytaniu tropów, niemniej jednak potrafiła przyrządzać wysokokaloryczne posiłki, po których nikt nie umierał.

Czasami zastanawiała się też, czy nie potrafiłaby przejąć interesu od ledwie radzącego sobie wuja i wejść z nim na wyższy poziom, dla zasobniejszych w forsę klientów, którym w lokalu Slammera brakowało muzyki puszczanej z winylowych płyt, ładnych dziewcząt roznoszących zamówienia i odrobiny legalnego hazardu. I dużo lepszego jedzenia.

Ilekroć jednak pozwalała sobie na tego rodzaju fantazje, na ziemię sprowadzało ją natychmiast przeświadczenie, że nie urodziła się po to, by wieść statyczne życie w czterech ścianach jadłodajni. Poznała Pustkowia od Boise po Salt Lake City, ale to absolutnie nie zaspokajało jej apetytu na zwiedzanie świata.

Zapatrzona w skwierczący na patelni tłuszcz, nie zorientowała się w pierwszej chwili, że ktoś wszedł do lokalu, ale czujny słuch ostrzegł ją na czas wychwyconym skrzypnięciem poluzowanej podłogowej deski.

Pośrodku świecącej pustkami sali jadalnej stała młoda kobieta o krótko przyciętych włosach, przesłoniętych dodatkowo zawiązaną na nich kraciastą chustką. Osa potrzebowała zaledwie mgnienia oka, by rozpoznać w klientce pacjentkę siedzącą wcześniej w szpitalu Świętej Rodziny pod plakatem straszącym zmorą syfilisu.

Osadzone w irytująco ładnej twarzy szare oczy kobiety wydawały się świdrować Osę na wylot, chociaż mowa ciała przybyłej i jej puste ręce nie sygnalizowały żadnych negatywnych emocji.

- Ty i ja - powiedziała stanowczym głosem krótkowłosa - Myślę, że mamy sobie coś do wyjaśnienia.
A ton jej głos natychmiast skojarzył się Osie z dźwiękiem wydawanym przez ciągnięty po szkle czubek noża...

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 14 czerwca 2018, 22:57

Powietrze gęstniało wokół coraz bardziej i w odczuciu Śmierdziela bynajmniej nie z powodu przebijających się z odkrytej studzienki dobrze pracujących na swą reputację oparów, lecz pełnej grozy opowieści palacza o potworach z pustkowi. Przerażający koszmar będący udziałem wspomnianego wędrowca sprawił, że kolana mutanta zaczęły wystukiwać kościsty, głuchy rytm i drżały jeszcze dług po tym, jak funkcjonariusz umilkł. Jak dobrze, że był wtedy na wycieczce razem z Gurą...- zadumał się sprowadzony do kanałowej roboty pracownik. Strach się było choćby zastanawiać, co mogłoby stać się udziałem mutanta, gdyby natknął się kiedyś samotnie na tak zdeprawowanych psychopatów.
Soczysty zapach uwolnionej nagle pełni ściekowej oranżerii uderzył zachłannie przepychające się ku otworowi nozdrza Śmierdziela. Skinieniem głowy pochwalił niewykwalifikowany personel za okazany szacunek dla podjętych działań. Funkcjonariusze gwałtownie napuchli i poczerwienieli na twarzach starając się wstrzymywać oddechy, co pozwoliło zawodowcowi na mocny, wyraźnie słyszalny, zasysający wręcz barwy z dziwnie ciemniejącego otoczenia chaust powietrza. Jeszcze przed właściwą oceną pobieranego właśnie metodą oralno- empiryczną materiału badawczego mutant z zadowoleniem spostrzegł, że mundurowi wykazują nadzwyczajną wolę współpracy, albowiem przeciskając rzucili się jeden przez drugiego ku jedynemu prowadzącemu na zewnątrz pomieszczenia wyjściu. Smakując próbki jął porównywać z posiadaną w umyśle bazą pamięciową niczym wykwalifikowany sommelier pozostawiony sam na sam z wytrwanymi trunkami. Beznamiętnie prześledził co bardziej nieszczególne smaki, zatrzymał się tu i ówdzie z uznaniem, a nad jednym owocowo-żrącym przysmakiem przystanął rejestrując z podnieceniem całkiem świeżą nutę. Myśli o kanibalach z pustkowi prysnęły z zawstydzeniem ustępując pola czystej ekstrakcji ukochanych doznań. I nawet płynące z głębi budynku bulgotania obserwujących tę chwilę umundurowanych właścicieli żołądków nie zdołały zmącić hipnotyzującej magii wysublimowanych okoliczności niewielkiego światka, który na tę chwilę w całości należał do Śmierdziela. Po chwili pozostawszy wreszcie sam na sam z wołającą go niczym głos boga czeluścią wziął głęboki oddech i z radością dał nura w otchłań usiłując przy tym poprzedzić ową czynność stosownym w jego mniemaniu dla tej chwili saltem.
MG- chcę tam wskoczyć w akrobatycznej pozie. Proszę o stosowny test. Jeśli nie wyjdzie, to chętnie opiszę skutki.

Aha. Jeszcze jedno. Czy fachowiec wyczuł coś niepokojącego? Np jakieś perfumy, domestos, albo zapach lawendy?

No i mam nadzieję, że potem mi jednak jakoś zapłacą.
Ostatnio zmieniony 14 czerwca 2018, 23:25 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.
Malauk winien mie? opisan? w bestiariuszu cech? specjaln?- Malauckie szcz??cie.
Opis- masz szcz??cie, jeste? Malaukiem.

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 14 czerwca 2018, 23:45

[center]Cedar Creek Commons, drugi dzień[/center]

Z jakiegoś powodu Indianin cieszył się, gdy zatrzasnął za sobą drzwi lokalu Slammera. Był zdrowo wykończony, a czekała go jeszcze droga przez duszne zaułki wypełnione gorącym powietrzem. Dowiedziawszy się że Żmija zaklina bydło w hodowli Tuckera, kiwnął głową, uznawszy że noc jest znacznie lepszą porę na wizytę. Kiedy wyszedł z piekarnika blaszanych bud wprost na swą dziurę spostrzegł na posesji intruza.

Przez ochronne gogle widział tylko ciemną sylwetkę w cieniu garażu, przeszło mu przez myśl że może to być mroczny czarownik kradnący konie silnikom. Duch uczynił trzy kroki naprzód, które okazały się o wiele wolniejsze niż zamierzał, zamarł i zrozumiał, że za późno na odwrót, poza tym niezwłocznie potrzebował dostać się do swojej kryjówki i podać ciału wilgoci.

Obcy ośmielony zdaje się zachowaniem albinosa, żwawo wstał, pozdrowił na modłę chrześcijańską i śmiało, zbyt śmiało zbliżył się do Ducha. Ręka Indianina odruchowo spoczęła na nożu, ukrytym pod płaszczem. Szybko uznał jednak, że to nienajlepsze miejsce na pozbycie się natręta. Nieco skołowany próbował przypomnieć sobie, wszystkie ostatnie zlecenia, ale był nigdy biegły polityce amerykanów. Tymczasem nieznajomy ściskając księgę, którą oni zwali pismo, a która służyła do nauki czytania, uprzejmie, acz stanowczo narzucał mechanikowi swoje towarzystwo.

- Jestem pastor Goodwill, Anthony Goodwill.

Albinos znał to imię, to był kapłan chrześcijan, który chciał skraść mu jego autostradę i wysłać go do domu w chmurach. Ale Duch wiedział, że klientów należy szanować, ujął zdecydowanie prawicę pastora, tym bardziej wiedząc jest to szanowany przez chrześcijan szaman. Chcąc przyspieszyć negocjacje zaproponował nawet zniżkę.

To co usłyszał w odpowiedzi wcale mu się bardzo nie spodobało. Człowiek mówił niejasno, do tego utrzymywał, że wynikało to z niewiedzy Ducha. Chciał jednak wszystko objaśnić i na pewno posiadał wodę, do tego całkiem do rzeczy zaproponował, żeby zejść ze słońca. To spodobało się albinosowi, ale to co mówił o słońcu już mniej. Nie można winić świetlistego kręgu ognia, który zapalony został u zarania, że płonie i tak czynił będzie do końca.

Albinos przez chwilę zawahał się czy wpuszczać obcego do cysterny, nie zwykł tak czynić, ale zmęczenie i coś w postawie Anthony'ego Goodwill przypominało mu Koło. Ściągnął gogle, zmierzył pastora od stóp do głowy i kiwnął na znak zgody. Nie w smak mu było ujawnianie basenu, na dnie cysterny, a jeszcze bardziej tego co skrywał. Gdyby znaleziono u niego tyle benzyny, ktoś mógłby to powiązać z pożarem. Nakazał jednak gestem gościowi by poczekał i skierował się do blaszaka odhaczyć zaczep.

Tymczasem z głośników Radio Nadzieja czarowało lud.

- Nasi reporterzy donoszą, że nocny pożar mógł być wywołany wybuchem metanu, a nagromadzenie tego, spowodowane awarią miejskiej kanalizacji. Daje to wiele do myślenia. Co zapycha naszą kanalizację, dotąd tak dobrze funkcjonującą. Grzech i rozpusta obżarstwa, donosi Kościół Moona. Obywatelu nie jedz więcej niż potrzebujesz, nie zanieczyszczaj!
-Są i tacy co uważają, że to wielki sowiecki zmutowany kret, zapchał kanalizację i spowodował nagromadzenie wybuchowego gazu - odezwał się kobiecy głos.
-Charliez nie żartuj - zawtórował wesoło pierwszy -to poważne sprawy. Przechodzimy do serwisu pogodowego.

Albinos powróciwszy z blaszaka przekręcił otwór włazu do cysterny i uprzejmie wskazał pastorowi drabinkę.

- Ciemno tam , ale chłodno.

Schodząc do dziury za eleganckim gościem, Duch zastanawiał się czy przypadkiem ten nie spróbuje go zabić, żeby później udowodnić, że trafił do raju.

Postanowił jednaj wysłuchać gościa, zostawił właz otwarty, by wpuszczał odrobinę światła, dla nastroju zapalił niewielką oliwną lamkę, której knot stanowiła psią sierść, a paliwo stary olej silnikowy. Rzadko miał okazje pochwalić się obcym swoim lokum i bacznie przyglądał się teraz reakcji mężczyzny.

-Mam tylko surowego węża, bo ognisko zostało na górze, ale dobrze się wysuszył, jakby pastor miał nieco wody byłoby znakomicie.
Bojler podzielony jest w połowie, na podłodze leżą materace, w kątach narzędzia, na ścianie dumnie łańcuch motorowy i bak, skóry i czaszki szakali, psów, węży, w rogu tokarka. Mechanik podejmuje gościa w sypialnym i salonie zarazem, w podłodze duży otwór i drabina do dolnej części.
Jeśli pastor nie ma wody, albinos użyje pasty nawadniającej.
Ostatnio zmieniony 14 czerwca 2018, 23:56 przez Nanatar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 15 czerwca 2018, 00:02

Knajpa wuja, drugi dzień

Osa obrzuciła kobietę krótkim spojrzeniem po czym spokojnie zestawiła patelnię z ognia. W końcu przypalony tłuszcz nigdy się jeszcze do niczego nie przydał chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że nieźle zamaskowałby unoszący się wciąż koło wyjścia na zaplecze zapach Śmierdziela. Odstawiwszy patelnię dziewczyna sięgnęła po jeden z wielkich, wujowych noży i leżącą po ladą kamienną ostrzałkę. Zwróciszy się w stronę kobiety Osa wbiła w nią zimne spojrzenie.

- Po pierwsze, nie jesteśmy na "ty" - spokojnemu głosowi Osy towarzyszył zgrzytliwy dźwięk ostrza przesuwanego po kamiennej osełce - Świń razem nie pasałyśmy. Po drugie, jak gdzieś wchodzimy to porządny, amerykański obyczaj nakazuje zacząć rozmowę od dzień, kurwa, dobry. Po trzecie nie jestem pewna, czy mam ochotę o czymkowiek rozmawiać z... panią.

Ostrze przesuwało się płynnymi ruchami po osełce a tropicielka nie odrywała spojrzenia od szarych oczu kobiety.
Hmmm albo świeży gulasz, albo coś do sadzawki Śmierdziela... Osa się jeszcze nie zdecydowała
Ostatnio zmieniony 15 czerwca 2018, 11:30 przez Kargan, łącznie zmieniany 1 raz.
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 15 czerwca 2018, 00:07

Cedar Creek Commons, drugi dzień

Lufa wycelowanego obrzyna nie spodobała się Gurze. Wiedział na pewno dwie rzeczy. Odźwierny doktora był bardzo nieuprzejmy i że zdąży wystrzelić tylko raz nim Gura poderwie mu ręka lufę i solidnie nawkłada pomiędzy te paskudne ślepka. Trochę wykidajle było szkoda wuja, ponieważ się z nim zżył, ale z drugiej strony to był właśnie jego pomysł. Już miał sięgać po dwururkę obcego kiedy przekierowywał ją na Slammera, kiedy obcy się odezwał.

- Idą za wami? Śledzą was? - z mrocznego wnętrza baraku dobiegł chrapliwy męski szept, obdarzony charakterystycznym akcentem kogoś, kto na co dzień nie nawykł do posługiwania się mową.

To pytanie zmieszało cargo na tyle, że zarzucił na chwilę swój pierwotny plan i na wszelki wypadek spojrzał za siebie przez ramię. Nikogo podejrzanego tam jednak nie spostrzegł. Mimo to pytanie biło w męskość cargo. Raniło do żywego celując w rzeczy na których się znał, których by przecież nie skiepścił. A jednak, jednym prostym zdaniem obcy zasiał w jego sercu bolesne dla ego, ziarno niepewności.

- Niee.... raczej nie... zajebałem jej dwa razy młotem zza głowy, z dwóch ręc, o tak. Wcześniej mnie zraniła i doktora potrzebujem. Zostawiłem ją dogorywającą, żeby chłopaki oskórowali kurwę... ale jak się tak porządnie zastanowić, to całkiem spora była. Myślisz że dała radę? Że to przeżyła i tera nas podstępnie śledzi, idąc za nami przez całe miasto, by pomstę wywrzeć?

Na wszelki wypadek rozejrzał się raz jeszcze w stronę skąd przyszli z wujem.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 czerwca 2018, 14:17

Knajpa wuja, drugi dzień

Nieznajoma w żaden sposób nie dała poznać, by niepokoił ją widok noża w dłoni Osy. Przeciągnęła w zamian wzrokiem po topornym wnętrzu knajpy, z beznamiętną miną. Na pierwszy rzut oka nadal nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej osoby, ale tropicielka wiedziała jak często pozory mogły mylić.

- Widziałam cię w szpitalu - powiedziała w końcu krótkowłosa krzyżując ramiona na piersiach - I widziałam twoje maślane oczy, kiedy gadałaś z doktorem Bullockiem. W rzeczy samej wybaczam, bo po pierwsze, facet jest przystojny, a po drugie, skąd mogłaś wiedzieć, że jest też zajęty. Tak czy inaczej, odpuść sobie. To nie gość dla ciebie, więc lepiej oszczędzić sobie zawczasu nerwów i żalu.

Osa bawiła się w milczeniu nożem, analizując jednocześnie nie tyle sens słów rozmówczyni, co ich specyficzny dobór. Dziewczyna w kraciastej chustce sprawiała wrażenie ubogiej obywatelki utrzymującej się z upraw warzyw albo pracy w rzemieślniczym warsztacie, ale wypowiadała się w sposób charakterystyczny dla kogoś wykształconego. Kobiety z niższych kręgów społecznych Cedar Creek nie stroniły od wulgaryzmów, kiedy w pobliżu nie było patrolu Ligi, nie wahały się też sięgnąć po paznokcie w zaciekłej rywalizacji o męskie względy. Tymczasem poznana w szpitalu krótkowłosa wygłaszała swą argumentację spokojnym opanowanym tonem, pobrzmiewającym chwilami nawet nutką kobiecej życzliwości.

- Słyszałam, że umówiłaś się z nim na jutro na oddanie krwi. Idź pojutrze, kiedy ma wolne. Nie mam nic do krwiodawców, to chwalebna inicjatywa. Proszę cię tylko o jedno, bardzo grzecznie i przyjaźnie. Trzymaj się z dala od Steve'a. Nie próbuj go uwodzić. Najlepiej zupełnie o nim zapomnij. Dogadamy się po dobroci?

Krótkowłosa zawiesiła w powietrzu pytanie, po czym wbiła swe świdrujące niczym wiertła szare oczy w twarz opartej o kontuar siostrzenicy właściciela.
Kargan, czy Osa wykupiła Dar Apokalipsy Walka na pazurki czy o tym zapomnieliśmy?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 czerwca 2018, 14:53

Kryjówka Jacka Rippera, drugi dzień

Właściciel obrzyna wysunął się przelotnie na próg swego baraku ukazując oczom cargo porośniętą bujnie włosami głowę o zwichrzonej długiej brodzie i dzikim wzroku paranoicznego pustelnika.

- Widziałem takich, co po oskórowaniu faktycznie nadal chodzili! - wyrzucił z siebie gospodarz przenosząc spojrzenie na wuja Osy - Slam, pragniesz mojej śmierci? Po co tu przychodzisz i to jeszcze z takim odmieńcem? On może być komuchem! Albo kosmitą! Mówiąc szczerze, wygląda jak krzyżówka ich obu!

- Jack, uspokój się i opuść broń! - sarknął Slammer - To mój przyjaciel, rodzony Amerykanin i na dodatek od dziecka zaprzysięgły republikanin. W obronie drugiej poprawki zabijałby zębami i pazurami. Jest zdeformowany naturalnie, a nie od sowieckiego skażenia. Potrzebujemy twojej pomocy.

Właściciel obrzyna popatrywał na wuja Osy krótką chwilę, a potem opuścił broń i mimo podejrzliwego wzroku przywołał obu gości do wejścia blaszaka.

- Szybko, do środka - rozkazał - Ciągle mnie obserwują, podsłuchują. Nie powinniście tutaj byli przychodzić, narobicie mi kłopotu.

Truchtający tuż za Slammerem Gura z trudem wcisnął się przez wąskie wejście, po czym ukucnął pod jedną ze ścian zagraconego ciemnego pomieszczenia zastanawiając się, czy ubite przez niego krowy Kena Tuckera faktycznie mogły wcześniej podsłuchiwać ekscentrycznego brodacza.

Jack Ripper zamknął drzwi wejściowe, zaryglował je na dodatek trzema metalowymi sztabami i przekręcił kluczem dwa zamki. Potem przecisnął się obok Gury i pośpiesznie naciągnął płachtę brezentu na jakieś ustawione na metalowej szafce urządzenie.

- Dalej prowadzisz nasłuch? - spytał wuj Slammer, który najwidocznie wiedział, co Ripper ukrył przed wzrokiem Gury pod brezentem.

- W eterze jest wszystko, cała wielka tajemnica wszechświata - wyjawił z ekscytacją gospodarz - Znam częstotliwości federalnych, ruskie zresztą też. Nadają szyfrem, ale już go prawie złamałem, wszystkie te szyfry. Wszystko zapisuję, nawet fonetyczne transkrypcje komunikatów obcych.

- Łapiesz komunikatory obcych? - w głosie Slammera pojawiła się nuta żywego zainteresowania, a jego spojrzenie spoczęło niczym zahipnotyzowane na stercie pozszywanych ze sobą zeszytów, zalegających zwałami wokół radioodbiornika.

- Ciszej! - Jack Ripper odłożył na stół obrzyna, przycisnął palec jednej dłoni do ust, drugą ręką wskazał zaś na drzwi baraku - Nie każdy może tego słuchać, nie każdy. Nadają takie dźwięki, że słaby mózg może od tego wyparować. Bipy i pipy, w szalonych sekwencjach, aż się od słuchania w głowie kręci. Chcesz posłuchać?

- Może później - Slammer odzyskał w końcu rezon, przypomniał sobie, po co właściwie do swego znajomka zajrzał - Gura jest ranny i to poważnie. Potrzebuję specjalisty, który by go dyskretnie obejrzał, a pamiętam, co potrafiłeś robić ze skalpelem i igłą pod pułkownikiem Brackettem.

- Ranny, powiadasz? - Ripper przeniósł badawcze spojrzenie na mutanta - Co to za rana? Infekcja? Zakażenie pasożytem? Złapałem przez radio parę miesięcy temu jednego gościa z Los Angeles, Ridley Scott się nazywał. Wyobraź sobie, że tam u nich na południu są takie pasożyty obcych, które się lęgną w płucach, a potem sobie dziurę w piersiach wygryzają i na zewnątrz wyłażą. Ty, duży. Widziałeś kiedyś takiego obcego? Co ci się właściwie stało?
To chyba dobry pomysł, by pacjent sam przedstawił lekarzowi swój problem.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 czerwca 2018, 17:27

Cysterna Ducha, drugi dzień

Pastor Goodwill rozejrzał się z zainteresowaniem po wnętrzu cysterny, kontemplując wzrokiem wiszące na ścianach zwierzęce skóry i metalowe ozdoby. Potem wyciągnął spod pachy turystyczne krzesełko, rozłożył je i usiadł z przyjaznym uśmiechem na twarzy.

- Bardzo przytulne lokum, bardzo zadbane - skomplementował gospodarza - I chłód tu taki przyjemny, nie to, co na dworze.

Albinos pokiwał uprzejmie głową, zastanawiając się jednocześnie czego ów chrześcijański natręt mógł od niego chcieć.

- Dziękuję za poczęstunek, aczkolwiek nie skorzystam, spożyłem bowiem sute śniadanie - dodał duchowny - Aby nie zajmować po próżnicy czasu, przejdę od razu do rzeczy. Jak zapewne słyszałeś z radia i opowiadań ludzi, mój indiański bracie, należę do Kościoła Moona i prowadzę naukowe badania wszelakiego rodzaju, przede wszystkim teologiczne. Ostatnimi czasy poświęcam wyjątkowo dużo uwagi albinosom, uważam bowiem, że tak zaawansowana zmiana waszego genotypu musi mieć nadnaturalne pochodzenie. Głęboko wierzę w to, że to dowód wielkiej łaski Pana naszego. W akcie miłosierdzia i troski o wasze zbawienie Stwórca nasz dokonuje korekty swego starotestamentowego dzieła i czyni was czerwonoskórych białymi, prawdziwie naszymi braćmi w wyglądzie i wierze. Czyż to nie wspaniałe?

Duch nie dostrzegł w pełnych ekscytacji słowach gościa niczego wspaniałego, ale dla świętego spokoju pokiwał spolegliwie głową.

- Lecz w świecie targanym zainicjowanymi przez szatana wielkimi wojnami nie wszystko idzie po myśli Pana naszego - ciągnął dalej pastor Goodwill potrząsając dla zobrazowania swych emocji Biblią - A gorąco wierzący pasterze mego pokroju gotowi są wesprzeć Boga w jego planie zbawienia tych, którzy przetrwali atomową apokalipsę.

Indianin sądził przez chwilę, że ogarnięty emfazą szaman zacznie krzyczeć i być może nawet odprawi jakiś rytualny taniec wokół swego krzesełka, pastor opanował jednak znienacka podniecenie i położył Biblię na kolanie przechylając się w stronę gospodarza.

- Czy nie pojawiło się kiedyś w twej głowie zagadkowe pytanie, mój bracie? - Goodwill uniósł wskazujący palec niczym opowiadający coś uczniom nauczyciel - Dlaczego tylko wy, Indianie? Dlaczego łaska boża nie spłynęła na Murzynów i Meksykanów? Czy nie ma dla nich miejsca w królestwie niebieskim? Ależ jest, zapewniam cię, że jest. Wszelako my śmiertelnicy musimy przejąć sprawy w swoje ręce i uczynić cokolwiek, aby również oni dostąpili wielkiej łaski albinizmu. I w tej wielkiej chwili palec Pana naszego, a także Jezusa Chrystusa i jego Matki spoczął na twej duszy, bracie. Ty jesteś kluczem do zagadki zbawienia setek tysięcy, jeśli nie milionów kolorowych Amerykanów!

W głosie Anthony'ego Goodwilla pojawiła się ponownie dźwięczna nuta fascynacji własnymi słowami, a kropelki jego śliny spadły wprost na uszyte z wężowej skóry mokasyny Ducha.
Mam nadzieję, że religijne uniesienie rektora Kościoła Moona udzieli się również gospodarzowi!

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 15 czerwca 2018, 18:10

Knajpa wuja, drugi dzień

- Tak jak myślałam - wycedziła przez zęby Osa - brak jakiejkolwiek kultury osobistej czy choćby odrobiny wyniesionego z domu dobrego wychowania. Co jest dziwne jeśli weźmie się pod uwagę sposób wyrażania. Najwyraźniej jednak inteligencja nie musi chodzić w parze z manierami. Wyszukane słownictwo a tu ani puk puk, ani dzień dobry a już o "nazywam się...bardzo mi przyjemnie" możemy najwyraźniej zapomnieć. Chamstwo w czystej postaci. No... przynajmniej zewnętrznie czystej.

Osa zamilkła a nóż szefa zataczał łagodne łuki przesuwając się płynnie po osełce. Przez dłuższą chwilę jedynym dźwiękiem rozlegającym się w pomieszczeniu był cichy zgrzyt ostrza przesuwanego po mokrym kamieniu. Wreszcie Osa oderwała wzrok od nieznajomej i skupiła spojrzenie na klindze. Delikatny błysk odbijającego światło ostrza ukazywał równą i idealnie naostrzoną krawędź. Tropicielka z satysfakcją skinęła głową po czym odłożyła osełkę a nóż trzymany lekko w prawej dłoni oparła czubkiem ostrza o kontuar.

- Wyjdzie panienka teraz grzecznie i zamknie za sobą drzwi. Cichutko - cichy głos Osy dziwnie przypominał dźwięk ostrza trącego o kamień - Nie przyjmuję życiowych rad od nieznajomych. To czy chcę kogoś uwodzić czy tak się tylko komuś zdaje... jest absolutnie moją i tylko moją sprawą. Groźby rzucane miłym głosem jak porady nieboszczki babuni wywołują u mnie alerigę. A kto wie gdzie będę musiała się udać i co zrobić by się pozbyć uciążliwej alergii. Miłego dnia życzę... panience.

Czubek noża oderwał się od blatu i wskazał drzwi, którymi weszła nieznajoma. Najwyraźniej Osa uznała konwersację za zakończoną. Kolejnym etapem mogło być opuszczenie przez nieznajomą knajpy wuja Slammera lub walka. Z twarzy Osy nie dało się wyczytać, która opcja bardziej by ją ucieszyła.
Nie będzie mnie tu straszyć żadna krowa. Zwłaszcza taka bez rogów. W razie czego umiem walczyć a i z zabijaniem nie mam problemów...
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 16 czerwca 2018, 00:06

Kryjówka Jacka Rippera, drugi dzień

-...Ty, duży. Widziałeś kiedyś takiego obcego? Co ci się właściwie stało?

- Takiego obcego to nie, ale różniackie dziwolągi przyjeżdżają do miasta. Niektórzy to myślom, że jak dziwadła to na krzywy ryj wolno im się za darmoszkę u Slammera napić. To ich wypraszam. Albo łoję. Albo jedno a potem drugie. Nie ważne w jakiej kolejności, nie ważna też rasa ani przekonania religijne, nie jestem wybredny. Trzeba być otwarty na ludzi, póki pocziwe Amerykany, a nie jakie tam cudaki z kosmosu albo komunisty. Każdy klient baru powinien być potraktowany tak samo. Tak wuj mówią. No to leje wszystkich po równo. Jak który zasłuży, rzecz jasna i jak wujo pozwolo. Żeby wszyscy wiedzieli, że to porządna mordownia jest a nie jaka speluna dla wymoczków popromiennych bez grosza przy duszy.

Gura zaczął się z wolna rozbierać pokazując kolosalnie rozbudowaną muskulaturę ciała. Stanął w całej okazałości i patrząc w oczy Jacka, potrącił ręką pochwę z której wystawała dziwna głownia obcych.

- Z tymi no... marsjanami to, żem tylko raz się zetknął. Było to już z późnego wieczora. Kręcił się taki jeden po prerii jakby nie wiedział dokąd leźć. Pierwszy raz ja takie cudo widziałem. No to myślę sobie, będę ja ci prawdziwy chrześcijanin, rękę do niego wyciągnę jak należy i mu pomogę... przenieść się na łono Abrahama. Co będzie taki biedny zbłąkany chodził po obcej planecie, samotny i opuszczony jakby ze spodka wypadł. Niechże se idzie chłop na spoczynek wieczny, bo po takiej kosmicznie długiej drodze to i musi być styrany straszliwie. No to wziąłem się zaczaiłem i bach go! Strasznie się uszarpaliśmy. W wykrot mi wpadł, własnym nożem podziurawiony, co mi się na pamiątkę od tego czasu został. Myśle sobie ciemno, oko wykol. Wrócę rankiem zobaczę czy dobrze se spoczywa, ale jakem wrócił o brzasku to nijak nie mogłem go znaleźć. Za to spotkał żem tam człowieka z taczką, Śmierdziel go zowią. I pewno też bym go ubił ale smród mnie odepchnął tak straszliwy, że po oczach aż szczypało. Na pięć metrów zbliżyć się nie szło. No i jakoś tak się zaprzyjaźniliśmy, bo nigdy żem taczki wcześniej nie widział i cudo to dla mnie wtedy było wielkie.

Gura zaczął oglądać przesiąknięty krwią bandaż, zastanawiając się jak go zdjąć. Bo zlepił się straszliwie do ran od upału i krwi.

- A to... to od bydełka się zrobiło. U Tuckera miałem pierwszy dzień w robocie i się krówsko rozpędziło. Tom ją młoteczkiem schludnie dwa razy puknął żeby przystopować. Ale dopiero jak mnie rogiem z rozpędu strzeliła. No i wujo, mi medyka umyślił, najlepszego co bym za chwilę czuł się zdrowy jak... to, no... no to pływające w wodzie. No wiecie, to co gryzie i do wody wciąga. O! Jak aligator! Zdrowy jak aligator... zaraz, zaraz a może to nie był aligator tylko... hmmm... no nie ważne... Tak czy siak. Mus się spieszyć bo niedługo otwiera i trza pilnować by komuchy i obce za próg nie lazły, jak robactwo jakie..
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 16 czerwca 2018, 17:26

Knajpa wuja, drugi dzień

Komentarz Osy trudno było uznać za uprzejmy, nic więc dziwnego, że na twarzy krótkowłosej pojawił się cień niezadowolenia. Opuszczając ręce w dół kobieta oparła je dla odmiany na biodrach, przyjmując nieco bardziej zaczepną postawę.

Niema groźba zaklęta w nożu tropicielki nadal nie robiła na niej najmniejszego wrażenia.

- Bezsensowna agresja i ośli upór charakterystyczny dla plebsu - powiedziała nieznajoma - Mogłam się tego spodziewać po kuchcie ze slumsów. Trudno, chociaż wciąż ubolewam.

Krew momentalnie uderzyła Osie do głowy, a jej zęby zazgrzytały mimowolnie. Przekręcając się w pasie nieznajoma wsunęła dłoń do kieszeni ciasnych dżinsów. W głowie rudowłosej zadźwięczał odruchowo alarmowy klakson, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że arogancka suka z wyższych sfer nie mogła tam ukryć żadnej sensownej broni.

- Ciągle masz czas, żeby przemyśleć sprawę - kobieta w kraciastej chustce pokazała Osie plik spiętych gumką recepturką papierków, a potem rzuciła ów zwitek na najbliższy stół - Dwieście kuponów Unii, lekarstwo na odzyskanie rozumu. Zrobisz z nimi, co zechcesz, a jeśli honor nie pozwala ci przyjąć rekompensaty za zranione serce, możesz je wyrzucić. Tak czy owak, jutrzejsze pojawienie się u Bullocka będzie poważnym błędem. Bywaj i mam nadzieję, że nigdy więcej się nie zobaczymy.

Nie czekając na odpowiedź zastygłej w bezruchu siostrzenicy Slammera, obdarzona nie lada hojnością adoratorka doktora Bullocka odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę drzwi lokalu, kołysząc biodrami w ewidentnie prowokacyjny sposób.
Dogonienie jej może być trudne, natomiast istnieje pewna szansa na trafienie ciśniętą z całej siły patelnią!

Awatar użytkownika
Kargan
Reactions:
Posty: 1420
Rejestracja: 22 listopada 2012, 13:44
Has thanked: 8 times
Been thanked: 7 times

Post autor: Kargan » 16 czerwca 2018, 17:49

Knajpa wuja, drugi dzień

- Kupowanie faceta za pieniądze ? - Osa parsknęła głośnym śmiechem zanim kobieta zdążyła zrobić choćby trzy kroki - Strasznie panienka musi być zakompleksiona i niepewna swoich wdzięków. Ktoś panienkę molestował w dziecinstwie ? Jakoś komunista panienkę zgwałcił ? Albo nie daj boże Obcy ??? Skąd ta niska samoocena ? Wszak cycki jakieś tam panienka posiada a i tyłkiem jak widzę kręci panienka zupełnie jak wiejska, zdrowa dziewucha.

Głos Osy ociekał złośliwością, ale jednocześnie w głowie dziewczyny zalęgła się niepokojąca myśl. Dwieście kuponów za coś co można było zdobyć tyłkiem i słodkim uśmiechem ? Nieznajoma nie była brzydka, wręcz przeciwnie. Potrafiła też - co Osa musiała przyznać z bólem - nieźle kręcić tyłkiem. Mając takie walory nie trzeba wykaszać konkurencji kasą. Chyba, że nie chodziło tu wcale o miłość a dostęp do doktora był komuś potrzebny tak bardzo, że nie zamierzał w żaden sposób ryzykować. Ciekawe po co komuś tak rozpaczliwie potrzebny jest doktor Bullock - myśl stawała się coraz bardziej natarczywa...

- Niech się panienka nie martwi - rzuciła Osa kiedy nieznajoma chwytała już za klamkę - Nie będę panience stawać na drodze do szczęścia i miłości. Tylko niech się panienka nie wygada bo jak się inne dupeczki w mieście dowiedzą, że płaci panienka dwieście papierków za zostawienie doktora w spokoju... kasa może się panience skończyć.

Trzeba będzie się dowiedzieć kim jest ta kobieta i czemu jej tak zależy na doktorku... pomyślała Osa obserwując znikającą w drzwiach kobietę.
Albo ta dupa jest głupia i nic do niej nie dociera - przecież wyraźnie powiedziałam jej (w kobiecy wyraźny sposób) że nie lecę na doktorka - albo nie jest głupia tylko potrzebny jej bardzo doktorek... zapewne nie do bzykania bo za to w tym mieście nie trzeba płacić facetom... Osa będzie się chciała dowiedzieć kim jest ta babeczka... i o co jej chodzi. A na razie kontunuujemy smażenie :)
]|[ Innocence Proves Nothing ]|[

Medea Trix: WS 28, BS 44, S 32, T 29, AG 41, INT 29, PER 40, WP 32, FEL 33 (12 wounds, 2 fate points)
Erias Kantar (Black Templar Marine): WS 53, BS 37, S 40, T 42, AG 51, INT 45, PER 45, WP 46, FEL 40 (23 wounds,4 fate points)

ODPOWIEDZ