PBF - WARSAW 2055

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 24 października 2018, 21:37

[center]PROLOG [/center]


[center]Obrazek[/center]

Podkład: Le Matos - La Mer des Possibilités

Polska, Warszawa rok 2055

Warszawa roku 2055 to wielka metropolia, megamiasto którego serce stanowi już nie jeden pałac kultury ale korporacyjne drapacze chmur, molochy z dzielnicy biznesowej. Stolica nie przypomina wielkością tej znanej z końca dwudziestego wieku, rozrosła się jak choroba, niczym niechciany przez zdrowe ciało rak. Wszystko co było w bezpośredniej bliskości tej betonowej ośmiornicy zostało przez nią wchłonięte, tworząc wieloraką neonową, pełną brudu metropolię. Macki aglomeracji dawno już sięgnęły po okoliczne miejscowości takie jak Piaseczno, Pruszków, Janki czy Wołomin czyniąc z nich część swego własnego organizmu. A przecież nie był to koniec, stolica sięgała wciąż po dalej i więcej nienasycona w swym nieskrępowanym rozroście. W centrum było coraz mniej miejsca. Parki i miejskie skwery już dawno stały się jedynie przeszłością, zagrabione pod nowe inwestycje ze stali i szkła. W porannym szczycie, jeszcze przed brzaskiem słońca, pod brudnym niebem skrzącym się niczym wyłączony monitor, wielomilionowy tłum ludzkich korpusów przedziera się codziennie przez smog do swych dziennych robót. Zakorkowane ulice niewiele zyskały na swobodzie, nawet kiedy w latach dwudziestych i trzydziestych miasto zainwestowało wiele milionów w trakcję typu Hyperloop. Ultraszybką kolej próżniową, lewitującą na magnetycznej poduszce która w terenie zabudowanym rozpędzała się swobodnie do ponad pięciuset kilometrów. Trakcja szybko zastąpiła starodawne i wolne metro, które teraz opuszczone stało się schroniskiem dla bezdomnych i sercem całego światka podziemnego stolicy. Ponad Hyperloopem kursują osobiste żyrokoptery typu Hirobo, zapewniające właścicielom spokojny lot z prędkością około stu kilometrów na godzinę, ponad tłumem spieszących się, ubranych w maski przeciwsmogowe, spoconych ciał zwykłych zjadaczy prepaku. W najwyższej strefie komunikacyjnych arterii kursują luksusowe AVki, na które stać jedynie najbogatszych pracowników korpoświata. Na samym zaś dole, po asfaltowych arteriach miasta pośród pyłu i kurzu, tworząc w codziennych szczytach monumentalne korki, przemieszczają się hybrydowe auta. Samoparkujące, samoprowadzące, ładowane od każdej miejskiej latarni. Wszechobecne telebimy, interaktywne reklamy, ledowe wrzaskliwe tablice, a w najbardziej prestiżowych miejscach mega hologramy reklamowe dopełniają kolorytu całego megamiasta oraz jego okolic.

[center]Obrazek[/center]

O ile centrum i okolice pozostają pod wpływem korporacyjnego ładu i miejskiej policji o tyle im dalej od centrum tym jest gorzej, i to dużo gorzej. Jest wiele miejsc i dzielnic gdzie zwyczajnie nie wchodzi się po zmroku. Kapujesz Chombbatta? Cały ten drogi ekskluzywny świat śródmieścia, nie jest miejscem życia większości populacji stolicy. Betonowe dżungle, krętych uliczek z których większość to azbestowe mrówkowce w wielkiej żelbetowej płyty jeszcze z ubiegłego wieku jest domem dla większej części mieszkańców. Ale nie dla wszystkich. Niektórzy mniej fartowni mieszkają w opuszczonych blokowiskach do wyburzenia, wymalowanych w graffiti squatach gdzie nie masz za grosz intymności, ale już za parę złotówek możesz dostać wszystko inne. Dosłownie wszystko. Nielegal nie jest problemem, wystarczy zejść niżej w trzewia miasta do tego co kiedyś było metrem. Tam wystarczy tylko mieć hajs stary i wiedzieć do kogo z nim uderzyć, a od kogo lepiej trzymać się z daleka. Nie spotkasz tu sztucznej inteligencji kierującej miejskimi śmieciarkami więc masz na każdej ulicy kupę złomu. W tych miejscówkach policja się nie pojawia. Władzę trzymają lokalne boostergangi ze swoimi królami. Z niepisanymi zasadami ulicy, narzuconymi przez dźwięk serwimotorów cyberęki i odgłos wysuwających się z jej wnętrza rozpruwaczek. W tych częściach megapolis nie znajdziesz datatermów ale oszczane, wyprute z miedzianych wnętrzności budynki. Nie znajdziesz taksówki, ale możesz spotkać czarną beemkę na wypasionych alufelgach, ale lepiej nawet nie zbliżaj się do niej, to jedzie jeden z królów tego opuszczonego przez nadzieję miejsca.

[center]Obrazek[/center]

Gdzieś zaś nad tym całym realnym światem, metamiastem wzniesionym z żelbetowych bloków, szarych aluminiowych stopów i czarnych tafli szklanych wieżowców wiecznie oświetlonych neonowymi światłami, telebimami oraz hologramami, istnieje ekscentryczna cyberprzestrzeń. Wirtualny świat w którym ludzkie jestestwo rozbite na miliardy pikseli, zer i jedynek, stawało się dialogizującą przestrzenią cyfrowych impulsów, płynąca w światłowodowych żyłach stołecznego miasta, pozbawioną materialnego brudu.

CDN.
Sesja na wesoło, na lajcie. Klasyczny Cp2020. Nawiązania do stylu W. Gibsona. W tle muza typu synthwave, rodem z lat osiemdziesiątych kiedy rządził ten gatunek literatury.
Tylko licznik lat nieco przesunąłem bo jakoś tak dogoniliśmy...
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 24 października 2018, 23:39

[center]"W Krainie Mordor, gdzie zaległy cienie..."[/center]

Warszawa, Mordor na Domaniweskiej, 26 lipca 2055r, wieczór koniec pracy

Na terenach Służewca Przemysłowego w Warszawie, w okolicach ulicy Domaniewskiej jeszcze na początku wieku powstało pierwsze co do wielkości osiedle biurowców w Polsce. Budowa korporacyjnych wyprzedziła rozwój zarządzanej przez państwo infrastruktury komunikacyjnej. Spowodowało to w szczytach ogromne korki oraz ścisk w komunikacji publicznej, przez co obszar ten już na początku swego istnienia zaczęto nazywać Mordorem.

[center]Obrazek[/center]

Mordor na Domaniewskiej to również symbol pracy korporacyjnej, ze specyficznym stereotypem ludzi tam pracujących - młodych, ambitnych, ale i przepracowanych, goniących za kolejnymi "deadlinam" łapiących liczne nadgodziny w ciężkiej i nieustannej wyrobniczej pracy na rzecz wiecznie obserwującego oka, czyli zarządów międzynarodowych korporacji jakie tutaj właśnie mają swoje główne siedziby. Większość budynków to ponad stupiętrowe biurowce w których mieszczą się biura wydziałów regionalnych największych światowych korporacji oraz największych krajowych firm. Do ćwierćmilona kilometrów biur jakie znajdują się w każdym budynku codziennie rano wpływa rzeka ludzi tłoczona szybkobieżnymi windami. Te gigantyczne żelbetowe molochy są niemal samowystarczalne, zaopatrzone we własne generatory mocy w oparciu o gaz lub paliwo, z własnymi podczyszczalniami wody w wewnętrznym obiegu swych rurowatych trzewi. Można powiedzieć, że standard wyznaczony w pierwszej dekadzie wieku przez budynek Mariot, został powielony i przez dziesiątki lat wielokrotnie udoskonalany przez zdolnych technologów wielkich megakorporacji.

Jednak nie wszystkie spółki pomieściły się w elitarnym Mordorze. Oczywiście każdy chciał mieć tam swój Head Office ale dla tych mniejszych i radzących sobie gorzej spółek i firemek nie było miejsca pośród wielkich. Ale co tam, przecież można wynająć kawałek budynku obok tej dzielnicy i być "like boss". W końcu liczy się że jest ten sam kod pocztowy Mordoru, no nie stary? Te firmy nie miały może umiejętności i zasobów wielkich megakorporacji ale miały na pewno równie przerośnięte ego sowich zarządów, oraz równie przerośnięte oczekiwania co do swoich przeładowanych zadaniami pracowników. Jedną z takich właśnie spółek, aspirującej do miana największej korpo na świecie, obecnie jednak borykającą się z problemami typu termin płatności do ZUS i balansującą wiecznie na granicy upadłości była nieduża korporacja, o jakże szczytnej nazwie: Polski Prepak S.A.

Krzysztof Ketharski drobił kroki za starszym managerem korporacji Prepak, która była producentem zdrowej polskiej żywności, spółki oczywiście z rodzimym rodowodem lecz z międzynarodowym akcjonariatem rodem z czarnego lądu. Chłonął każde słowo spadające z warg ubranego w luksusowy garnitur przełożonego, za którym toczył się zwalisty, ledwo mieszczący się w garnitur ochroniarz o twarzy cyborga.

- ... więc ogarnie pan ten drobny issue. Pan zapewne wie, że firma boryka się obecnie z drobnymi problemami natury finansowej. Oczywiście nie muszę również Panu przypominać, iż absolutnie nie ma potrzeby informować o tak przejściowych i mało istotnych sprawach całego naszego outsourcingu. Rozumiemy się? Managementowi zależy szczególnie na dyskrecji, więc niech Pan na czas realizacji zadania wpisze w akta day offy, ok? Oczywiście ma pan nasze pełne poparcie w załatwieniu tej dyskretnej kwestii, dlatego pokryjemy delegację wypisaną ala blanche w pełnym wymiarze, i z wyżywieniem. To wszystko. Będziemy w touch'u. - Przełożony obrócił się w windzie i w wystudiowany sposób mrugnął porozumiewawczo do swojego pracownika. - Ach... i proszę maksymalnie ciąć koszty tego zadania. Zarząd liczy na pana, to może być pana największy krok w karierze w tej firmie. - Dorzucił motywująco, a jego sztuczny uśmiech zgasł jeszcze zanim drzwi windy zatrzasnęły się przed nosem Krzysztofa. Zanim ten mógł zadać choć jedno pytanie. Specjalista Human Resources Ketharski, pozostał osamotniony przed drzwiami windy, stojąc przez chwilę w ulotnych oparach drogich perfum pozostawionych przez managment wyższego stopnia, czyli przełożonego kierowniczki jego działu HR.

Krzysztof był jednak przyzwyczajony, że tak zwana "rozmowa z bezpośrednim przedstawicielem członków zarządu" bywała przeważnie monologiem. A czasem nawet monodramem. W ostatnich dniach spostrzegł również, że ilość czasu jaką sam zarząd poświęcał sprawom spółki, była odwrotnie proporcjonalna do kondycji finansowej firmy. Krótko mówiąc ostatnio sprowadzało się to do tego, że zarząd praktycznie ciągle przebywał poza siedzibą na nie wiadomo jakich spotkaniach, a firma prowadziła się jakimś cudem sama. Na morskich statkach kapitanowie schodzili z tonącego okrętu zawsze ostatni, w korpoświecie panowała dokładnie taka sama zasada.
Tyle, że zupełnie odwrotnie tu działająca.

Krzyś wracając do swojego office'a, który dzielił z pięcioma innym osobami, zastanawiał się czy afrykański fundusz inwestycyjny posiadający więcej niż połowę akcji Polski Prepak w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co dzieje się z ich biznesem prowadzonym w pewnym osobliwym kraju nad Wisłą. I doszedł do wniosku, że z całą pewnością nie. Spółka chwiała się i całe kadry zastanawiały się czy w tym miesiącu starczy na pensje na pierwszego, no i na ZUSy. Nikt jednak nie był takim idiotą by dzielić się na głos podobnymi spostrzeżeniami. Ketharski mimo wszystko postanowił wypełnić to wyjątkowe, postawione przez górę zadanie, i to najskrupulatniej jak potrafił. Mieszcząc się przy tym w wyznaczonym mu przez managera pięciodniowym deadline.

[center]" Kamienie węgielne dla zrównoważonego sukcesu to szczerość, charakter, praca zespołowa, ciężka praca oraz lojalność.
The foundation stones for a balanced success are honesty, character, teamwork, hard work and loyalty.* "[/center]


Głosił wyświetlany napis na ścianie korytarza, dzisiejsze hasło dnia.
Dlatego na wszelki wypadek, jeszcze tego samego wieczora wypuścił też sześć swoich CV po konkurencyjnych korporacjach ogłaszających nabory na pracowników.

CDN

* autor Zig Ziglar
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 25 października 2018, 22:49

Warszawa, Mordor na Domaniweskiej, 27 lipca 2055r, poranek, Krzysztof Ketharski - wprowadzenie.

Podkład: Queens Of The Stone Age - Make It Wit Chu (Virgin Magnetic Material Remix)

Ketharski jak co dzień wsiadado stacji Hyperloopa i mknie wraz z innymi w gardziel korpo świata. Na każdym przystanku, trakcja zatrzymuje się zbierając kolejnych pasażerów. Im bliżej śródmieścia tym lepiej ubranych, naszpikowanych coraz większą ilością nowoczesnej technologii. Obok niego stanął właśnie korposzczur chwytając się chromowaną, nowiutką cyberęką za plastikową, ostentacyjnie pomarańczową rączkę Hyperloopa. Rozmawia przez smarta, śmiejąc się do osoby po drugiej stronie łącza. Tysiące megabitów przenosi strumień danych jego głosu rozbijając na cyfrowe kody, i przekazuje tembr jego głosu.

- ...i nie zapominajcie rozwijać kros-selingu, to jest ki point na dziś. Zresztą, chyba lepiej forwardnę Ci meila i zrób risercz na ten temat, chcę mieć wszystkie standy jeszcze dzisiaj opracowane... Tak, do końca dnia, najpóźniej...

W szyby uderzają krople deszczu, zbyt ciężkie od porannego smogu by choć udawać, że są normalnym opadem. Hyperloop rusza, przyspieszenie okazuje się bardziej niż odczuwalne. Wychodzi szybkim łukiem ze stacji kolejowej wpadając w swój naturalny złożony z polimerów tunel. Krople deszczu momentalnie ustały, a te ze stacji w mgnieniu oka olbrzymi pęd trakcji rozciągają po bokach maszyny pędzącej już ponad pięćset kilometrów na godzinę.

Kolejny przystanek coraz więcej osób wsiada, coraz większy tłok. Ketharski czuje mieszaninę perfum, łączącą się w duszną i mdlącą barwę. Ścisk. Czyjś łokieć na ramieniu, niewygodnie. I tak codziennie. Myśli uciekają mu do minionych dawno czasów, kiedy myślał, że jest pół-muchą, pół-koniem, wynaturzeniem które uciekło wprost z super tajnych labów Militechu. Muchą, bo one przetrwają wszystko, koniem ponieważ są przepiękne i bardziej luksusowe niż przecinające niebo limuzynowe AVki. Schizofrenia, orzekli lekarze. Wywołana odruchem obronnym po stracie rodziców. Ile miał wtedy lat, dziewięć, czy dziesięć? Wszystko nadal było w aktach. W jego CV, do którego mógł zajrzeć każdy z kolegów HR-u. Słabo. Trudno w takich warunkach o awans. Problem nadal jest. Nadal gdzieś tam w nim siedzi. Ketharski to czuje. Przyczajony pod powierzchnią, pod stopionym braindencem umysłem. Nazywa się Ten drugi On.

[center]...Don't understand the you or I
Or how one becomes two
I just can't recall what started it off
Or how to begin again
I ain't here to break ya...

...I wanna make it
I wanna make it wit' chu...[/center]


Cicha muzyka sączy się ze słuchawek na uszach sennego pasażera siedzącego obok. Krzysztof waży w rękach plastikowy kubek z gorącą zawartością.

Jebać to. Pewnie więcej niż połowa Mordoru leczy się na depresję, a reszta też siedzi na kozetce ze względu na napady agresji albo manię prześladowczą względem swoich pracowników. Ostatecznie i tak każdy łyka tu jakieś prochy.

[center]"...Sometimes the same is different
But mostly it's the same
These mysteries of life
That just ain't my thing..."[/center]


Hyper właśnie staje w Mordorze. Ketharski nakłada maskę przeciwsmogową i narzuca poliestrowy kaptur. Jedyne rzeczy, które zaraz będą go choć trochę chronić od smogu i od kwaśnego opadu który już tłucze o szyby dopominając się o wagon załadowany mięsem. Ludzka rzeka wypływa z Hypera niosąc Ketharskieo wraz z rzeszą innych nieszczęśników wprost do olbrzymich szarych biurowców. Po wyjściu wywala do śmietnika plastikowy kubek z dworcową lurą, która nawet nie zbliża się w smaku do kawy. W szarym brudnym świcie warszawskiego poranka dociera do jednego z najdalej wysuniętych budynków, na samej granicy Mordoru. Mija bez problemu bramki za pomocą czytnika tęczówki. Odziani w gruby i brzydki ale za to tani kevlar, ochroniarze wpuszczają go bez problemu w żelbetowe labirynty biurowca.

[center]Obrazek[/center]

Wchodzi w śnieżnobiały świat hermetycznego korpoświata. Nie odbija wejściowej magnet-blachy, jest na urlopie. Nikogo to nie dziwi. Zawsze to tak wygląda, że na parę godzin i tak trzeba wpaść i podgonić tematy zawodowe. Każdy tak robi. Zaraz po wejściu uderza go suche powietrze niemal sterylnego budynku. Korytarz pachnący obracanym bez końca powietrzem, przechodzącym przez te same filtry, wciąż i wciąż, w niekończącym się cyklu rekuperacji i odzysku ciepła. Byle taniej.

Zostawia swoje zewnętrzne ubranie w szatni, gdzie wielki oczojebny motywacyjny napis dzisiejszego dnia brzmi:

[center]My inwestujemy pieniądze, Ty zainwestuj swój pot!
We invest money, you invest your sweat!
[/center]

Przez chwilę wlecze się białymi sterylnymi korytarzami do superszybkiej windy. Jest kolejka nie wejdzie od razu, trzeba poczekać na drugi trzeci rzut, może wtedy się uda. Obok windy stoi dziewczyna. Może mieć dwadzieścia parę lat, najwyżej. Robi za witacza, jest na śmieciówce za najniższe pieniądze, jednak zachowuje się jakby dostała robotę swojego życia.

[center]Obrazek[/center]

Ku zdziwieniu Krzysztofa dziewczyna przy całym tłumie wręcza mu Kubek Leniwek, samo mieszający, z czymś co trudno odróżnić od prawdziwej kawy. Takie szczególne dowartościowanie pracownika, wymyślone w jego dziale HR. Ma zwrócić uwagę jego kolegów, że dostaje specjalny bonus zastrzeżony dla wyłącznie dla tych wybrańców, co zasłużeni. Takie publiczne wyróżnienie, że zarząd widzie, że zarząd docenia...
Chociaż nigdy wcześnie nie dostał takiego wyróżnienia, nie robi ono na nim szczególnego wrażenia. Pracuje w HR, sam tworzy takie listy szczęśliwców na dzień następny. Jednak, kilka czekających na windę osób zwraca na niego subtelnie uwagę. Patrzą jakoś tak inaczej. Ktoś przerywa rozmowę.

- ...a ten nowy sukinsyn podnosi wtedy dokumenty, a spod koszuli wysuwa się watch za dziesięć tysi, i to bite stary... O! Siema, Krzysiu! - podają mu dłonie, chyba pierwszy raz od miesiąca, obcinają wzrokiem za ile jest ubrany, dyskretnie, ale od stóp do głowy. Szału nie ma. Tylko na Kubek Leniwek spoglądają lekko zazdrośnie, po czym wracają do rozmowy.

Wkoło przyciszone korpo-gadki. Ketharski czuje na sobie inne spojrzenia, gapi się w teczkę z dokumentami którą niesie do biura. Czuje że dziewczyna od witania gości, też na niego zerka.

Gdybyś tylko wiedziała, że być może już za parę tygodni, to wszystko tak pierdolnie...

Kaetharski stoi ale zaraz winda połknie go wraz z tłumem i pomknie do swojego biura w którym gnieździ się pięć osób, a jest tylko jedno okno. To najlepsza miejscowa w pokoju, bo tylko z niej widać choć trochę naturalnego światła i jest tam dość szeroko. Zatem, od miesięcy trwa nieustanny wyścig kto będzie tam siedział. Wraz z każdym ruchem kadrowym w pokoju. Taka niby partia szachów, gdzie liczy się każdy drobny ruch i każdy zdobyty i przełożonych punkt. Każdy chce wygrać ten bój. Jeśli nie, to trzeba się będzie nadal gnieść na swoim starym miejscu, a wychodząc z pokoju za każdym razem uważać by jajami nie strącić jakiejś kupy papierów koledze z pokoju.

Ale dziewczyna tych wszystkich rzeczy nie wie. Dla niej ktoś z HR-u to zajebiście ważna persona. Ktoś kto jednym wydrukiem i podpisem może zmienić jej śmieciową umowę w magiczny etat. Z śmieciowego życia, zabrać do wonderlandu.
Dla niej, Ketharski jest więc nieosiągalnym wzorem korporacyjnego "High Life'u" z wyższych pięter biurowca. Ona... ona stoi tylko na powitaku i rozdaje kubek i uśmiech.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Denver
Reactions:
Posty: 1660
Rejestracja: 14 stycznia 2010, 11:26

Post autor: Denver » 27 października 2018, 22:08

Warszawa, Mordor na Domaniewskiej, 27 lipca 2055r, poranek

Podkład: Run To The Hills by Iron Maiden

...Chasing the redskins back to their holes
Fighting them at their own game
Murder for freedom the stab in the back
Women and children are cowards attack
Run to the hills, run for your lives
Run to the hills, run for your lives...


Dzwonek smartfona krzyczał na biurku zdartymi głosami antycznych śpiewaków. Obecnie, nie dość, że nikt tak już nie śpiewał, to tego typu piosenki nie były klasyką, tylko retro...
Na piętrze pokrytym biurkami w stylu "open space", takich dzwoniących telefonów było co najmniej kilkanaście. W tej chwili, bo rotacyjnie zmieniały się tylko rodzaje użytych dzwonków, tworząc to coraz nowszą kakofonię trudnych do zniesienia dźwięków. W tłumie kilkudziesięciu osób, gęstym i nie pozbawionym różnego natężenia zapachów, był to tylko kolejny wkurwiający ludzi element. Ale specjalista ds zaopatrzenia D. Berghar, nie odrywał się od smartłącza. Nurkował w przepastne głębiny Sieci, przerzucał terabajty danych zestawień, porównywał trasy. W końcu, po chwili zastanowienia, szybkim uderzeniem wcisnął klawisz "Enter".

System zasygnalizował "Dane zostały zaktualizowane".

Zaopatrzeniowiec przeciągnął się na trzeszczącym krześle i potarł gałki oczu. - hmmm, ok. Jedna pozycja mniej - zamruczał do siebie. Berghar, zwany za plecami żartobliwie O.D., czyli Obrzydliwy Dupek, faktycznie jednak był dość cenionym pracownikiem. Przynajmniej w gronie najbliższych współpracowników. Bo jak zwykle, jeśli chodzi o kierownictwo, działanie takich cudów, jak ten przed chwilą, należało do jego obowiązków. Niegodnych wręcz wspominania.

Przeanalizowanie możliwości ściągnięcia, praktycznie niemożliwych do zdobycia komponentów, w dodatku w krótszym czasie niż wszyscy pozostali i jeszcze kłócąc się o cenę - takie rzeczy tylko w Korpo. Wyrabiane latami kontakty, znajomość niuansów i taktyki, w jakim regionie jaka łapówka, przysługa czy inny argument działa - to była niezastąpiona wiedza, którą OD potrafił wykorzystać na różne sposoby. Na przykład po godzinach dorabiając, planując trasy przerzutu lekkich dragów, dla znajomych.

Zachrypnięte głosy przestały zawodzić.

OD rzucił okiem na zegarek. Powinien jeszcze tu gnić do przerwy przynajmniej dwie godziny, mimo że przyszedł dziś wcześniej. Tak twierdzili przełożeni, ale on z premedytacja naginał te "ustalenia", wiedząc, że nie stać ich na pozbycie się kogoś z takimi umiejętnościami, pracującego za psie pieniądze. Nacisnął więc guzik zasilania na swojej jednostce roboczej, poczekał chwilę na "zamykanie systemu" i wstał zakładając znoszoną kurtkę 4F - wiodącego producenta tanich ubrań. Przynajmniej lokalnego, nie żaden syf z Bliskiego Wschodu.

Zaciekawione spojrzenia, rzucane ukradkiem z wyrzutem, jak zwykle odprowadzały go aż do drzwi windy. Nacisnął guzik przywołania
"Wikingowie dzielili rany na ?miertelne i nieistotne i znaj?c ich do?wiadczenie pewnie mieli racj?. " Oggy

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 28 października 2018, 16:44

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055, poranek

Szybkobieżna winda posiada wydajną klimatyzację, ale panujący w niej ścisk wystarcza, by Ketarski zatęsknił za haustem świeżego powietrza. Wrażenie upakowania w puszce spożywczego granulatu pogłębiają lustra na ścianach windy, optycznie poszerzające jej rozmiar, ale zarazem multiplikujące pozorną ilość pasażerów. Ściskając w dłoni przyjemnie ciepły kubek, Krzysztof spogląda ukradkiem na stojącą obok kobietę.

Nienagannie odprasowana garsonka, wyczuwalny zapach perfum o skrojonym personalnie składzie feromonów, specyficzny dla singielki zainteresowanej nową znajomością. Ketarski wciąga ten przyjemny kwiatowy zapach w nozdrza rozkoszując się jego wabiącą nutą. Jest bezpieczny dzięki kupionym na Worldwide Ali Express nosowym filtrom, wyprodukowanym w nowoczesnej zautomatyzowanej fabryce w Lagos. Dopasowane do kształtu nosa urządzenia filtrują przesycone inwazyjnymi feromonami powietrze neutralizując ich zamierzone działanie, nie pozwalając na zainicjowanie w mózgu mężczyzny reakcji chemicznej mającej pozbawić go dla właścicielki perfum głowy. Wszyscy jadący windą pracownicy firmy noszą podobne filtry, chroniąc się w ten sposób przed niepożądanymi przejawami seksualnego molestowania na poziomie komórkowym.

Co nie zmienia faktu, że obdarzona idealną figurą właścicielka garsonki budzi zainteresowanie kadrowca. Długie nogi niczym spod igły chirurga, obwiedziona złotym łańcuszkiem kształtna szyja. Jej głowę otacza półprzeźroczysta holoprojekcja generowana przez założony za ucho niewielki emiter, zamykająca pasażerkę windy w sferze nakładających się na siebie obrazów, które na zewnętrznej stronie projekcji są dość rozmazane, by chronić prywatność informacji. Raporty, wykresy, dane budżetowe. Ketarski nie musi przenikać spojrzeniem holograficznej bańki, by domyślić się tego, co pasażerka windy studiuje - wielu ludzi z kasty korporacyjnej zasypia we wnętrzu takiej holoprojekcji albo się w niej budzi, ustawicznie bombardowanych służbowymi danymi nadsyłanymi przez bezprzewodowe cyberzłącza.

Z wnętrza bańki na plecy kobiety spływają długie jasne włosy, spięte w koński ogon. To one ogniskują na sobie uwagę Ketarskiego. Ich sugestywny kształt sprawia, że kadrowiec zapomina zupełnie o swoim Kubku Leniwku, że przejrzysty dotąd tok jego myśli ulega poplataniu i rozmyciu. Ten dziwnie hipnotyczny koński ogon, oglądany pod odpowiednim kątem, przydaje widzianym z ukosa rysom kobiety wyglądu końskiej twarzy. Ściskając coraz mocniej ciepły kubek, Ketarski przechyla się w jej stronę, z dziwnym błyskiem w organicznym oku, którego nikt jeszcze nie dostrzega, a który ma w sobie coś zdecydowanie obcego.

Wszczepiony w mózg miniaturowy obwód aktywuje się po rozpoznaniu podprogowego obrazu, wchłoniętego prosto z neuronowej sieci nosiciela. Twarz Ketarskiego wykrzywa się na ułamek chwili w nieznacznym grymasie, w niekontrolowanym tiku wywołanym działaniem ślącego karne elektryczne impulsy obwodu. Niewykształcone jeszcze fantazje budzące się właśnie w podświadomości człowieka zapadają ponownie w czarną otchłań, trzymane na wodzy mechanizmami zapomnianego już braindance'u oraz wiecznie czujnego elektronicznego kontrolera wszczepionego w mózg Ketarskiego pod koniec terapii.

Drzwi windy rozsuwają się z cichym sykiem na właściwym piętrze, niczym wrota piekielnego portalu wsysającego korporacyjne szczury we swe łaknące ustawicznej energii, inicjatywy i talentów wnętrze.
Poproszę o informację, kto z Ketarskim siedzi w jego biurze i kto za co odpowiada.
Ostatnio zmieniony 28 października 2018, 22:31 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 28 października 2018, 20:29

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055, południe

Siedząc przed oświetlonym ledami lustrem Lena zastanawiała się czy już przesadziła, czy czerni na powiekach było za dużo. Uznała, że nie, podkreślała jej błękitny kolor tęczówki, własnej, choć mało kto w wierzył, korciło ją by użyć jeszcze czarnej szminki, ale do biura wybrała zgaszoną czerwień. Czarna pasowałaby do białego kostiumu, ale w taki dzień jak dziś z pewnością na bieli uniformu byłyby obrzydliwe skazy nim dotarłaby do biura. Wybrała garsonkę w kolorze butelkowej zieleni z utrwalonym fasonem pogłębiającym wcięcie w tali, biodra i biust. Nie mogła narzekać, bo natura obdarzyła ją niepospolitą urodą, ale czasem brakowało jej tych wyraźnych kobiecych kształtów. Całości dopełniła srebrnymi pantofelkami na niskim obcasiku, skrzącymi się niczym magiczna poświata.

Zadowolona z osiągniętego rezultatu, pozostała jeszcze chwilę przed lustrem podziwiając harmonię własnej twarzy, bez ingerencji chirurgicznego skalpela. Ignorowała dobijające się połączenia, nieodmiennie zdumiewało ją, że ludzie potrzebowali potwierdzenia umówionego spotkania na cztery godziny, dwie i godzinę przed. Skoro powiedziała, że zjawi się po lunchu to będzie dokładnie o wyznaczonej godzinie. Praca na ćwiartkę etatu jako konsultant miała swoje zalety. Kasa była niezwykle marna i starczyła ledwie na czynsz i alimenty, ale dawała świetny pakiet ubezpieczeniowy i można było jechać kolejką bez tłoku, późniejszą porą niż większość korposzczurów.

Myśl o alimentach przywołała niemiłe wspomnienia, syn, miała syna z tą wredną kobietą. Sam brud, wzdrygnęła się na ten fragment swego życia. Wciąż patrząc w lustro zogniskowała wzrok na reszcie mieszkania. Trzecią część niewielkiego pomieszczenia zajmowało terrarium, mieszczące w sobie miniaturowy las równikowy. Za nim zaś maleńka kuchnia i wielka lodówka, zawsze zastanawiała się po co jej ta lodówka, skoro nie lubi gotować. Nie lubi i nie umie, jest naukowcem i nie powinna tracić czasu na takie pierdoły. Może w lodówce jest jedzenie dla jej pupilów z terrarium, albo próbki do badań, dojdzie do tego po powrocie z biura korpo.

Wstała, poprawiła włosy za uchem, żeby ukryły gniazdo chipów, delikatnie przyciemniła ich kolor. Z przykrością narzuciła na kostium polimerową antydesczówkę, ale do ręki i tak zabrała staromodną silikonową parasolkę z przeźroczystym kloszem, jeszcze tylko okulary. Wyszła.

Niebo nad Warszawą miało kolor... Niebo nad Warszawą nie miało koloru, bo nie było go widać przez warstwę smogu. Umieściła w uchu odbiornik i popłynęła muzyka. Na wizjery okularów przywołała notowania giełdowe. Pospiesznie, stukając srebrnymi obcasikami skierowała się w kierunku stacji kolejki.

https://www.youtube.com/watch?v=uO2AMxCKyJs

W kolejce nie było tłoku, choć dziewczyna i tak czuła nieprzyjemne naruszanie jej strefy bezpieczeństwa, wzdrygnęła się na widok pomarańczowej rączki Hyperloopa. Pospiesznie nałożyła rękawiczkę z sztucznej skóry, ledwo zdążywszy zanim pojazd ruszył. Pożądliwe spojrzenia pasażerek i pasażerów podłechtały jej ego, Lena widział jednak, że czas drogi do korpo nie może być stracony na mrzonki. Notowania giełdowe zostały zastąpione, wynikami badań z laborki na UW. Jak nie skończy tego do końca weekendu nie dostanie granta, ten zaś był potrzebny, żeby zakupić odżywki dla jej pupili i przyznać musiała znakomitego źródła zarobku.

Kiedy ludzi w mieście przybywało, a ilość miejsca kurczyła się, zabrakło go także na włochatych pupili. Najpierw przyszła moda na gady, tańsze i mniej absorbujące. Ale okazały się z czasem za duże, zbyt drogie, wtedy weszła moda na owady. Niewiele nadawało się do tego tak dobrze jak patyczaki. Okazałe, trochę kosmiczne, nie gryzące. Lenie jako specjaliście świetnie szło z własną hodowlą. Mając trzy źródła utrzymania i dodając do tego występy co drugi tydzień, mogła pozwolić sobie na odrobinę luksusu w krainie Mordor.

Myśl o jutrzejszym występie wywołała u niej miły dreszczyk. Lubiła pokazywać jaka jest pięknu, jak wysportowana, jak bardzo piękno potrafi być uniwersalne. Budzić w tłumie erotyzm.

W holu pod windami zaczynał panować już tłok, grupa uniformów zapaskudzonych Lunchem. Niechlujni i spoceni. Odbiła kartę. Lenu Shmitt Spojrzała na głupiutką dziewczynę z kawami, mniej więcej w jej wieku. Pewnie studentka dorabiająca na śmieciówie. Lena uważała, że takie panny nie powinny nawet próbować zaczynać studiów. Jednak z goryczą pozazdrościła tamtej figury.
Wsiadła z tłumem, czuła zawroty od zmieszanych zapachów, próbujących ją uwieść, na poziomie neuronów. Na szczęście kropkowane sosami kołnierzyki skutecznie niwelowały efekt magicznych perfum. Poczuła, że ktoś chwycił ją za tyłek, wiedziała, że robienie awantury nie ma sensu w końcu jest tłok. Lena wiedziała jednak jak spiąć mięśnie pośladka, żeby dotyk pupy przestał być miły dla molestanta. Jak zwykle poskutkowało, co wywołało na jej ślicznej buzi maleńki uśmiech. I było to pierwszy uśmiech tego dnia, a szkoda bo był czarujący. Topiący serca ze stali, krzemu i białka. Uśmiech boga.

Siadła w boksie równiutko jak odprasowany android o dokładnie wyznaczonej godzinie. Otworzyła korporacyjny ekran i od razu zasypały ją dodatkowe zlecenia.
Oczywiście hodowla pędraków, będących źródłem "naturalnego" białka sprzedawanego prepaku była zdaniem zarządu za droga.
Szef, jakoś się tam nazywał, tak nieistotne rzeczy Lena szybko zapominała, prosił o listę propozycji restauracji, na podjęcie kontrahentów z Afryki. Na koniec, jego pożal się Darwinie sekretarka, jako świetna kupela prosiła o polecenie fryzjerów, hoteli i oczywiście kolekcji odzieży na ta samą okoliczność.
Dobrze, że nie życzą sobie bym wybierała im kurwy - Pomyślała Lena.

..zaraz kolega z działu prosił.........

CDN
Ostatnio zmieniony 28 października 2018, 21:47 przez Nanatar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 28 października 2018, 23:16

Warszawa, Praga 26 lipca 2055 wieczorem

Ryżowy kubeczek (plastikowe jednorazowe kubeczki zostały zdelegalizowane kilka dekad temu dekretem EU i tak już jakoś zostało) krążył z ręki do ręki trzech stojących w półmroku postaci, za każdym razem wypełniany równo i sprawiedliwie trzęsącą się dłonią jednego z nich dozą wykwintnego napoju zwanego mózgojebem.

- Ja pierdolę - charknął jeden z nich z zadumą: - jakbym tak jebnął szóstkę w totka... Kurwa ile by to było syntaczy do wypicia... Kurwa, jakieś sto tysięcy butelek... Ale by my pili, ja pierdolę..

- Ej panie Romanie, wtedy to by my łychę pili jak te całe mocarze! - wtrącił drugi, łysy i z wyraźną łuszczycą na skórze. Pan Roman definitywnie uciął tę idiotyczną sugestię:

- A weź spierdalaj, debilu jeden! Szkoda kasy. Widziałeś Bąbel ile w monopolu stoi flacha łychy?

- Nie no tak... Kurwa panie Romanie, pan to masz łeb jak sklep... Bartkowski pij. - Łysy pokiwał ze zrozumieniem głową i dopił swoją porcję mózgojeba oddając pusty kubeczek trzeciemu, zarośniętemu mężczyźnie w brudnej czapce i wojskowej kurtce z demobilu, zwanemu też Wojskim. Wojski w zasadzie był bardziej funkcją i to nie byle nie jaką. Ktoś taki był odpowiedzialny za wszelakie kwestie militarne. Prowadził natarcia na wrogich meneli i bronił rewiru przed zakusami wrogich sił na przykład z sąsiedniej ulicy. Brodacz przejął kubek i cmoknął kilka razy. Znał smak whisky. Chyba kiedyś, bardzo dawno temu pił ją dość regularnie, ale było to wspomnienie tak odległe, że w zasadzie nie był pewien, czy było prawdą czy tylko pijacką majaką. Wychylił wlany alkohol i podał kubeczek Romanowi, zgodnie z ustaloną kolejnością. Etykieta w trakcie picia alkoholu była niezwykle ważna i nikt nie mógł być pominięty w sztywnych zasadach bon-tonu. Roman podniósł kubeczek do ust ale nagle zajął się mocnym kaszlem, po czym splunął gęstą flegmą na chodnik. W zasadzie nie było to nic dla Romana dziwnego, ale tym razem aż wypuścił kubeczek z rozdygotanej dłoni. Dodać należy, pełny klubeczek co uchodziło za skrajną nieodpowiedzialność i normalnie było karane przymusowym ominięciem kolejki. Tym razem nikt jednak nie zdążył kulturalnie przywrócić pana Romana do porządku, bowiem wycharana ślina spadła pod nogi dwóch młodych Chromersów i cała trójka zamarła w bezruchu. Ktoś chyba nawet puścił głośnego bąka ze strachu.

Para koleżków uśmiechnęła się złowrogo i podeszła bliżej. Widać było od razu, że świerzbiły ich łapska. Kilka godzin temu omal nie dostali wpierdolu od Skinsów i kilku meneli mogło wyraźnie pomóc w rozładowaniu buzującej w głowach chłopaków zrozumiałej frustracji:

- Ej kurwa dziadziuś! Chyba popierdoliło już ci sie dokumentnie!

- Nieee no panowie... Baardzo przepraszam mistrzowie złoci... - zaczął kurtuazyjnie blady jak ściana pan Roman (nie wiadomo, czy z powodu faux paus z upuszczonym kubkiem czy ze strachu). Spojrzał na swoich ale został tylko Wojskim, Bąbla już nie było. Sądząc po regualrnym tętęncie butów musiał wycofywać się na z góry upatrzone pozycje obronne. Nie zrażony kontyunuował: - Napijcie się z nami, mamy tu towar prima sort...

Wtedy, widząc głupią minę brodacza zorientował się, że Bąbel oddalił się z najcenniejszą kartą przetargową jaką właśnie zagrał - na pół wypitą butelką alko. Nogi nie puściły Romanowi, ale zwieracze za to już tak. Zdążył zrobić tylko kretyńską minę, gdy się zaczęło. Wyłapał gonga w nos od jednego z młodych pięścią obleczoną w cyberkastet. Tyle wystarczyło, żeby Roman zakręcił się na nodze i jak długi rżnął bez przytomności w stos worków ze śmieciami.

Brodaty nastawił się na solidny wpierdol, ale nagle czas dla niego zwolnił niemiłosiernie, a on sam jakby stracił kontrolę nad ciałem. Lewa ręka sama zbiła wyprowadzony przez Chromersa sierpowy. Reszta ciałą w tym czasie obróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Pięta prawej nogi menela z chirurgiczną precyzją uderzyła w ucho napastnika, który upadł na ziemie zaskoczony.

Ten drugi przystanął na ułamek sekundy. Dla niego może było to kilkanaście dziesiątych sekundy, ale dla Wojskiego to był teraz czas w jakim zrobiłby zero siódemkę gogi i popił zapojką. Chłopak nieporadnie próbował się zasłonić, ale aż przysiadł sobie na ziemi jak oberwał wewndłętrzną częścią dłoni w podbródek. Sięgnął pod kurtkę po swój najnowszy, zajebisty nabytek, koreańskiego DaiLunga dla prawdziwych twrdzieli ulicy (przynajmniej tak głosiła reklama w sieci), ale celnie wymierzony kopniak pijaka spowodował, że spluwa odfrunęła w mrok ulicy. Ziomek Chromersa poderwał go z ziemi krzycząc:

- Spierdalamy, to jakieś pojebane pojeby!

Zniknęli szybciej niż się pojawili. Brodacz podniósł z ziemi pistolet i z obojętną wrzucił do sklepowego wózka z Tesco. Potem ocucił Romana ze złamanym nosem, zabrali kubeczek i poszli szukać Bąbla. Uciekł tyle na ile pozwoliła mu licha kondycja, czyli nie więcej niż sto metrów. Przywitał komapnów dumnie oznajmiając:

- Kurwa zajebiście! Widzieliście jak szybko spierdalałem?

Wojski i Roman całkowicie ziignorowali oświadczenie Bąbla skupieni na sprawdzeniu stanu magazynu. Na szczęście inspekcja nie wykazała ubytków w płynie. A taka mogłaby postawić powiernika butelki w bardzo złym świetle i nadszarpnąć reputacją Bąbla.

- No nic, pijemy. - zakomenderował pan Roman, który już jakby zapomniał o drobnej niedogodności złamanego nosa i kilku mało znaczących faktach, że mógł skończyć marnie, gdyby nie interwencja Wojskiego. Ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal...
Już nie mogłem się powstrzymać. Poznajcie zatem Bartka vel Bartkowskiego vel Wojskiego.
Ostatnio zmieniony 29 października 2018, 21:44 przez 8art, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 29 października 2018, 23:07

Warszawa, Mordor 27 lipca 2055 początek drugiej połowy dnia pracy, po lunchu.

[center]Obrazek [/center]

Sala konferencyjna był niewielka ale zgrabnie urządzona, tak by robić wrażenie. Prawdziwy meeting room. Do pełni szczęścia brakowało tylko okna. Wewnątrz sali konferencyjnej zebrała się grupka profesjonalistów, którą to Ketharski zrekrutował, w najszybszy możliwy sposób. I to zaledwie od wczorajszego wieczora. Krzyś wstał i wzrokiem ogarnął zgromadzonych.

- Witam państwa serdecznie, w siedzibie międzynarodowej spółki Polski Prepak. Jak wiadomo jesteśmy dużym producentem żywności eksportującym na dwadzieścia rynków zagranicznych i jednym z krajowych liderów w produkcji najtańszego prepaku na rynku, który wytwarzamy w kilku najnowocześniejszych fabrykach na terenie naszego kraju. Pracując z nami możecie liczyć na godziwe wynagrodzenie i niewątpliwy prestiż związany ze współpracą z naszą korporacją. - Ketharski rozejrzał się po zebranych osobach, napawając się wrażeniem liczył wywołać powołując się na estymę korporacji. Zatrzymał wzrok na barczystym Wojskim.

Zrekrutowany do zadania solo akurat sięgnął drżącą ręką po kolejną już buteleczkę wody gazowanej i wypił duszkiem ze szklanki. Trzecia z rzędu właśnie opustoszała w dramatycznie szybkim tempie. Solo od początku znajomości z uporem osuszał każdy podany mu płyn i z uporem maniaka twierdził, że jego organy z wody wysuszyły piachy pustyni Mohabi. Na tajnej misji z której właśnie wrócił, więc siłą rzeczy nie ma o niej nigdzie śladu. Instynkt starszego specjalisty HR, wspierany przez ciężki do ukrycia zapach wczorajszości solosa, podpowiadał jednak coś zgoła innego. Mimo to Ketharski był pewien, swego wyboru. Wiedział że był to najlepszy fachowiec jakiego firma mogła mieć. Za takie wynagrodzenie.
Szczerze powiedziawszy za te pieniądze był to jedyny kandydat jak się zgłosił, a i to nie do końca. Został zrekrutowany niemal przez przypadek. Poprzedniego dnia Krzysztof, wystawił ogłoszenie pracy na portalu Work On Polska, i przez bite półtorej godziny musiał usuwać posty o treści powszechnie uznawanej za obelżywe, odnoszące się bezpośrednio do wymienionego w ogłoszeniu wynagrodzenia. Oprócz tych wpisów usunął także takie jak: "macie najtańszy i najgorszy prepak, to nie żarcie dla ludzi, to syf", "sprzedajecie najgorsze gówno pod słońcem, jak wam nie wstyd", "przestańcie truć ludzi tym gównem!!!" oraz wiele innych o podobnym wdzięku. Na szczęscie wracając późną nocą z pracy natknął się właśnie nie niego. Po zmroku część biznesową poza Mordorem zajmowali bezdomni i atmosfera okolicy stawał się delikatnie mówiąc niegościnna. Wychodząc po zmroku Krzysztof miał problem z dwoma podejrzanymi typami i gdyby nie barczysta postać solosa jaka wyrosła jak spod ziemi, sytuacja mogła by się skończyć kosztownym pobytem Krzysztofa na L4. Czujne oko korporacyjnego Head Huntera od razu wyłapało fachowca pierwszego sortu i drugiej świeżości. Zapewne dlatego, że sam Krzyś pasjonował się nieco militariami prywatnie i miał jako takie pojęcie o ludziach których zatrudniał na stanowiska profesjonalnych korporacyjnych ochroniarzy wiejskich ferm.

Wzrok HR-owca przebiegł po pozostałych zgromadzonych zatrzymując się na dwóch kobietach wbitych w stroje typowych korpo-suk. Obie w pracowały już dla Prepaku zatrudnione stosownie do strategii firmy, czyli krótko mówiąc na śmieciówkach. Pierwsza była blondynką*** o zgrabnych nogach w ozdobnych rajstopach. Na drugą mówili w firmie Czarny Lód, za pewne ze względu na kolor włosów i silną opaleniznę oraz wyjątkową oziębłość w zachowaniu względem mężczyzn. Choć niektórzy złośliwcy mówili, że nazwa wzięła się z szybkiego awansu jaki otrzymała po współpracy z afrykańskim funduszem Banan and Co. będącym większościowym akcjonariuszem polskiej spółki, a właściwie dzięki bardziej niż zażyłej znajomości jednego z członków zarządu tamtejszej firmy.

- W szczegóły akcji wprowadzi państwa moja koleżanka. Jednak zanim to zrobi proszę o podpisanie jednego czy dwóch dokumentów, byśmy mogli swobodnie ujawnić państwu wrażliwe dane. - Mówiąc to wyciągnął dokumenty do podpisania na które składał się: oświadczenie o zachowaniu poufności, zakaz konkurencji, RODO, zrzeczenie się roszczeń z tytułu uszczerbku na zdrowi w związku z realizacją kontraktu, oświadczenie o przeszkoleniu BHP, zgoda na otrzymywanie reklam od korporacji prepak, zgoda na egzekucję z majątku z tytułu art. 777 Kodeksu Cywilnego w wypadku nie dochowania tajemnicy, oraz kilka oświadczeń wynikających z dyrektyw unijnych nr 515 i 518 z 2034roku których znaczenia wprawdzie nikt do końca nie rozumiał, ale dział prawny uparcie twierdził, że podpisane być musiały. Więc były.
Sterta dokumentów urosła do pokaźnej rozmiarów kupki na którą, Ketharski spoglądał z nieskrywaną satysfakcją ocierającą się o chorą fascynację. Tabelki, podliczenia i gotowce do podpisania, to był jego dzień powszechni. Jego żywioł, który właśnie uruchomił rozdając obecnym. Szum podpisywanych dokumentów się zakończył i wszystkie dane zostały przeniesione do elektronicznego obiegu dokumentów firmy już w trakcie podpisywania za pomocą smartpena Livescribe'a**. Od stołu wstała zgrabna kobieta z niewielkim szklanym pudełkiem pełnym robaków.

- Dzień dobry Państwu, jestem ekspertem od tych drobnych stworzeń nazywanych potocznie patyczakami. Praktycznie są to Phasmatodea, Phasmida czyli rząd owadów z infragromady nowoskrzydłych zwanych straszykami... - znaczące chrząkniecie Ketharskiegio znacząco przybliżyło wypowiedź do puenty - Ehh... Misja dotyczy odnalezienia mojego przyjaciela z którym studiowałem na UW, Pana Molisabe Adobe, który przyleciał tu wczoraj z Mozambiku z wprost niezwykłym okazem Timema californica. Ma zostać dostarczony do siedziby naszej korporacji, z patyczakiem, oczywiście. Ja tyle.

- Jakieś pytania? - rzucił Ketharski grupując kolejne akta do rozdania. Z przygotowanych dokumentów pozostały bowiem już tylko do podpisania kontrakty na zatrudnienie, z pustymi miejscami na kwoty, co do których wypełnienia specjalista HR miał jak się zdawało wolną rękę.

- Tak. Czemu firmę produkującą prepak interesują tak bardzo jakieś... robaki? - zadał pytanie jedna z dziewczyn.

- Od czasu regulacji prawnej z 2018roku sporo się zmieniło na rynku spożywczym*. Chodzi o to, że w związku z przeludnieniem i brakiem żywności co najmniej 10% wyprodukowanego prepaku musi pochodzić ze źródeł naturalnego robaczego białkowego pochodzenia. Od lat korporacje spożywcze prześcigają się by...

Kteharski warknął przerywając wypowiedź, niezadowolony z dopuszczenia nieupoważnionego personelu do tajnych i wrażliwych danych firmowych. Przez ułamek sekundy nie wiedział jak szybko wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. I w tym właśnie momencie przyszło czarne jak noc wybawienie ratując go z opresji.

W dwudziestym pierwszym wieku, w zindustrializowanej Polsce zaniki prądu były czymś niemal niespotykanym. Zwłaszcza w Warszawie, zwłaszcza w jego korporacyjnej części. A jednak. Na piętrach biurowca wynajmowanych przez Polski Prepak niespodziewanie zapanował blackout. I tak to właśnie w krainie Mordor zaległy cienie.

/Ostrzegawcze wyłączenie prądu. Uprzejme informujemy , iż mają państwo siedem dni na uregulowanie zaległych faktur. Dziękujemy za uwagę i życzymy udanego dnia./ - Poinformował uprzejmy kobiecy głos przez głośniki po czym w wygaszonej na chwilę części Mordoru przywrócono zasilanie.


* https://nczas.com/2018/01/08/unia-chce- ... ach-video/

** już w użyciu w naszych czasach, można go kupić za 400zeta jak się dobrze poszuka. Oczywiście nie jest tak wypasiony jak model z 2055roku, który sobie tylko wyobrażamy.

*** Ewentualne postacie dla Kargana do wyboru jak sobie życzył. Jako że prawdziwym Si grać się nie da, to do wyboru albo "sztuczna inteligencja" (tleniona blondynka), albo Czarny Lód (wyjaśnienia w poście powyżej).

Spoiler!
Chodzi o wyjątkowe pewne wyjątkowe, wyselekcjonowane genetycznie zdolności patyczaków nad jakimi od lat pracował - Niektóre, jak Bostra scabrinota i Timema californica, potrafią dostosować barwę ciała do otoczenia. Wygląda na to, że udało się wyabstrahować ich zdolności dzięki czemu używając tego w produkcji prepaku, można by nieco zaoszczędzić na dodawaniu dosyć drogich jadalnych barwników, dzięki czemu korporacja która to zdobędzie znaczącą przewagę na rynku.

Molisabe Adobe jest znajomym Leny ze studiów kiedy była jeszcze facetem, tacy kumple z jednego pokoju w akademiku. Korespondowali ze sobą przez lata ale dopiero po paru latach od skończenia studiów Molisabe zakomunikował jej że ma rewelacyjne wyniki w swoich badaniach i wraca do Polski z pewnych względów. Nie mówił jakich. Lena pomogła mu znaleźć dwie miejscówki do zamieszkania Praga i Bielany. Kontakt urwał się wczoraj. Ostatni mail od Molisabe brzmiał:
"Mam dziwne wrażenie, że mnie ktoś obserwuje odkąd wylądowałem. Może popadam w paranoję, ale co się dziwisz, po tym co odkryłem u Henryka."
Henrykiem nazwał swojego najnowszego patyczaka o niezwykłych zdolnościach.

Szczegóły misji możecie wyjawić albo nie, wasza sprawa.
Spoiler!

Ciąć koszty!

W pokoju pracuje jeszcze 4 osoby. To dział HR poświęcony najmniej wdzięcznym pracom. Zajmuje się przyjmowaniem do pracy nowego narybku na najniższe stanowiska, rozliczaniem pracowników z godzin, głównie z terenu. Naliczaniem dniówek, urlopów, wynagrodzeń. Nie ma wglądu w wynagrodzenia kadry z biura. Osoby możesz sobie powymyślać. Miejsce przy oknie zajmuje obecnie najstarszy stażem. Jest też zawsze jeden nowy, na stanowisku które szybko rotuje. Pozostałe cztery osoby uczciwie, solidarnie i ciężko pracują by nowy zawsze obrywał za wszelkie niepowodzenia i wtopy, dzięki czemu mogą pracować dalej i tylko ten jeden jest ciągle wymieniany. Taki cichy układ wewnętrzny o którym każdy nowy nie nie jest informowany.
Ketharski aplikował na inne wyższe stanowisko ds. zadań specjalnych w administracji. Zadanie które wykonuje jest testem sprawdzającym, wie że są na pewno jeszcze inni aplikanci na to stanowisko.
Jestście wszyscy w sali konferencyjnej.
Nie macie jeszcze ustalonego wynagrodzenia. Podpowiem cenowo, młody korpo szczur zarabia miesięcznie koło tysiaka. Wydaje mi się że cena powinna się zapiąć w rejonach 300 (tanio) do 1000 złotych za które można mieć już naprawdę profesjonalny zespół ulicznych krawędziarzy do takich zadań a nie...
Złote mają wymiennik do eurodolara niemal jak jeden do jednego, parę groni w tą czy tamtą stronę w zależności od dziennego kursu walut. Taka tam fantazja widzieć swój kraj silniejszym niż dzisiaj.

Ps. zmieniam czas w postach z teraźniejszego na przeszły bo jak widać tylko jedna osoba się dopasowała. Trudno, nie ma co walczyć z naturą ludzką.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 30 października 2018, 16:30

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

Ketarski stężał widząc zogniskowane na sobie spojrzenia obecnych w sali osób, ale wytrzymał, zdusił w ustach rodzące się na nich przekleństwo.

- W głowie się nie mieści niekompetencja energetyki - wycedził w zamian przez zęby nasycając ton swego głosu nutą gniewnego rozczarowania - Ich układy SI musieli pisać zasrani Aborygeni. Każdego tygodnia dostajemy nieprawdziwe wezwania do zapłaty, bo w Tauronie na nowo zrypał się system rozliczeń. Nieważne, wracamy do sedna spotkania. Molisabe Adobe nie miał umówionego oficjalnego spotkania z zarządem. Była to półprywatna inicjatywa, która wzbudziła zainteresowanie naszego prezesa. Zainteresowanie na tyle duże, by firma oddelegowała grupę kontraktowców do zadania pozyskania tego człowieka i jego wiedzy. Wśród załączników macie zdjęcie kolesia, wgrajcie je sobie w chmurę.

Zgromadzeni w pomieszczeniu ludzie przyjrzeli się udostępionej im fotografii Adobe.

- Przyleciał wczoraj wieczorem, albo do Modlina albo na Centralny Orbital. Osobiście obstawiam to drugie. Miał się zgłosić po przejściu odprawy, ale nie zadzwonił, nie wykazał też żadnej aktywności na komunikatorach sieciowych. Zniknął. Powinniśmy rozważyć skrajnie diametralne opcje. Może ktoś go potrącił samochodem na przejściu przed terminalem. Może zasłabł i trafił do szpitala. Może zadarł z boosterami z Młodzieży Wszechpolskiej. Albo został przejęty.

Ketarski odczekał, aż jego ostatnie słowa zapadną dobrze w pamięć słuchaczy.

- Istnieje pewne minimalne ryzyko, że Molisabe Adobe został przechwycony przez naszą konkurencję ze względu na posiadane informacje, strategicznie ważne dla branży. Zleceniodawcę można obstawiać jedynie hipotetycznie, chociaż kilku potentatów na rynku jest oczywistymi typami. Staropolanin SA, Nestle, Zmorawiecki & Zamachowicz. Proponuję nie zajmować się tym wątkiem, dopóki nie wykluczymy wszystkich naturalnych powodów zniknięcia Adobe. Gdyby zaś przyszło nam faktycznie zająć się korporacyjnym porwaniem, przekażemy sprawę w ręce odpowiednich władz. Procedurami w takim przypadku zajmie się pan Wojski.

Krzysztof wskazał dłonią na zdradzającego chorą fascynację butelkami wody mężczyznę w pomiętym swetrze, bez przerwy pijącego wystawioną na stół mineralną.

- Skoro kwestię wprowadzenia do zadania oraz wynagrodzenia mamy za sobą, proponuję od razu przejść do pracy. Przejrzyjcie dossier Adobe skompilowane na bazie jego wpisów na fejsie i przygotujcie propozycje weryfikacji listy pasażerów, którzy wylądowali wczoraj w Modlinie i na Centralnym. Panie Wojski, mogę prosić na chwilę na zewnątrz?

Niepospolity koneser wody mineralnej podniósł się ze swojego miejsca, wyszedł razem z kadrowcem na zewnątrz przeszklonego boksu, w którym pozostali członkowie zespołu wertowali swe akta. Ketarski zamknął starannie drzwi dźwiękoszczelnego pomieszczenia i cofnął się o kilka kroków od progu.

- Nie łaska było odpisać na esemesa? - rzucił z wyczuwalną irytacją w stronę gościa w swetrze, odkręcającego wyniesioną z pokoju butelkę Beskidzkiej - Czy zdążyłeś przepić ten telefon, który ci kupiłem na urodziny?

- Nie czepiaj się o detale - odparł wymijająco Wojski - Jakoś wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć.

- I mało nie straciłem zębów przez ciebie - irytacja kadrowca wydawała się nie słabnąć - Pętasz się z menelami po śmietnikach, robisz z siebie łacha. Dobrze, że matka umarła, zanim się stoczyłeś, bo by jej serce pękło. Mam dla ciebie robotę i ryzykuję własnym stołkiem, żeby cię do niej wcisnąć. Jak nie chcesz, daję ci słowo, brat czy nie brat, więcej nie będę sobie tobą zawracał głowy.
Taka mała scenka obyczajowa...

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 31 października 2018, 17:58

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

- No dobra dobra, przecież powiedziałęm, że ci pomogę Krzysiu. Wiesz że jak coś mówię to mówię. - wychrypiał przepitym głosem Bartkowski, machając ręką na odczepne i skarżąc po chwili: - Ja pierdolę jak mnie suszy, nie macie czegoś innego do picia? Ta mineralka to nawet na przepitke chujowa.

Wbrew pozorom zkacowany mężczyzna bardzo poważnie wział sobie do serca propozycję przyrodniego brata, którego bardzo szanował. Ich drogi rozeszły się lata temu, kiedy Wojski stoczył się po równi pochyłej w odmęty alkoholego szaleństwa, ale zawsze cenił sobie Ketarskiego. Rodzinne koligacje były koligacjami, ale kwota wynagrodzenia pozostawiała sporo do życzenia w uznaniu Bartka. Mężczyzna całkiem dobrze pamiętał za jakie stawki pracował i co ważniejsze potrafił tak jak pan Roman przeliczyć ile by za to było teraz wódy:

- Ale Krzysiu pińćset złotych to możesz tamtym obiecać, no ale rodzinie to się należy odpowiednia premia uznaniowa. Kurwa trzeba za coś pić..... znaczy się ten tego żyć przecież.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 31 października 2018, 23:05

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

Berghar siedział rozparty wygodnie o oparcie krzesełka. Obracał w dłoni swojego smartfona. Miał zadzwonić i sprawdzić kilka rzeczy ale pozwolił sobie na chwilowo zawias w działaniach. Karmił swoje tęczówki widokiem by przesyłały mu więcej bodźców wprost do synaps. Trzy dziewczęta ślęczały nad mailami przy jednym kompie, wymieniają swe uwagi. Z miejsca w którym zalegał O.D. doskonale widział Lenę pochyloną nad ekranem monitora. W biurze o takich laskach mówiło się krótko. Dycha. Idealnie zadbana ciuchowo, żadnej skazy na wprost idealnych rysach ciała. Przynajmniej tych widocznych. Synapsy poruszyły wyobraźnię przez co omal nie wypadła mu obracana w dłoni komórka. To nieco przywróciło go do rzeczywistości.

Podkład:Le Matos - Kiyoko

Niefortunne zdarzenie z komórką na tyle skutecznie przywróciło Berghara do reala, że kątem okiem uchwycił zmianę zachodzącą na lapciaku pozostawionym przez Ketraskiego. Wygaszony monitor zabłysł nagle wyświetlając pole z hasłem, które szybko zapełniło się znakami odblokowując tym samym system. Ponieważ nie był to Windows, OS komputera uruchomił się niemal od razu, a ułamek sekundy później, foldery danymi zaczęły się otwierać na monitorze jak szalone. Tyle, że aktualnie nikt przy lapciaku nie siedział...
Sytuację z monitorem widzi jedynie fixer. Reszta jest zajęta analizą mało istotnych treści maili. Co zrobi O.D.? Nie muszę mówić iż każda sekunda w cyberze może mieć swoje konsekwencje.
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Denver
Reactions:
Posty: 1660
Rejestracja: 14 stycznia 2010, 11:26

Post autor: Denver » 01 listopada 2018, 11:40

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

Gliniane paluchy Fixera zamarły, przerywając tryb "obracanie", kiedy obraz który widział uderzył w kilka pozostałych szarych komórek. Przeładowane codziennie do granic mozliwości wysiłkiem umysłowym, dzisiaj chyba czuły się nieswojo, nie robiąc właściwie nic... Mozliwe, że to stąd z zapałem zabrały się do roboty.

Fixer widział już sporo. Drugie sporo zlecał odpowiednim ludziom. Kradzież danych i włamy do systemów, to była zawsze jedna z opcji, kiedy sytuacja nie szła tak jak powinna. Najwidoczniej teraz nie szła komuś innemu...

Wstał zręcznie i zadziwiająco szybko jak na biurwę znalazł się przy laptopie Ketarskiego. Poderwał go do góry i wyszarpnał baterię.
Liczę, że nie był podłączony do sieci - bo ten kawałek ominałem celowo :)
Zakładam, że brak zasilania załatwi sprawę.
"Wikingowie dzielili rany na ?miertelne i nieistotne i znaj?c ich do?wiadczenie pewnie mieli racj?. " Oggy

Awatar użytkownika
Nanatar
Reactions:
Posty: 641
Rejestracja: 04 sierpnia 2009, 11:38
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 155 times
Been thanked: 116 times

Post autor: Nanatar » 01 listopada 2018, 19:23

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

Lenu nie była do końca zadowolona z zebranego przez Ketarskiego zespołu, ale sama była na tyle rozbita i zdezorientowana zniknięciem Molisabe, że nie śmiała protestować, nawet na śmiesznie niską stawkę za zadanie takiej wagi. Musiała z przykrością przyznać, że dała dupy na całej linii. Uprzejmie tłumaczyła dwum koleżankom ich zakres obowiązków, zerkając co raz na rozmawiających za szybą mężczyzn, nieco zdziwiona ich wzajemną zażyłościom.

Nagłe szurnięcie odsuwanego krzesła oderwało ją od pracy i obserwacji. Odwróciła się na pięcie w kierunku załatwiacza, sięgając odruchowo do kieszonki, w której powinna znajdować się pneumatyczna strzykawka z likworem luzującym mięśnie. Nic tam jednak nie znalazła, w biurze nie nosiło się takich rzeczy. Na moment osłupiała widząc O.D. wyrywającego baterię z lapka przełożonego.

- Co pan robi.. co robisz O.D.?

Wbiła spojrzenie błękitnych oczu w jakże źle ubranego kolegę, wiedząc jednak jak cenionym jest w firmie fachowcem, dokonywała w głowie rachunku możliwości. Rzuciła okiem na firmowy ekran, na którym pracowała z koleżankami, następnie wyciągnąwszy z torebki własny notebook, sprawdziła stan.

- Proszę zawołać pana Krzysztofa! - zwróciła się do jasnowłosej koleżanki - Słucham O.D. Co jest?!
Dla Ketarskiego i O.D., oraz naturalnie MG
Spoiler!
Zakładam, że Ketarski i O.D. zdają sobie sprawę z tożsamości Lenu. Jest trzecia płcią, niezdecydowanym czy jest kobietą, czy mężczyzną. Polska musiała dopuścić taką możliwość w związku z unijnym zaleceniem, choć rząd i społeczeństwo kraju nad Visłą przyjęły to niechętnie. Co nieodmiennie doprowadzało nu, bo tak ją określano do frustracji. Za wdrożonym prawem nie szły bowiem żadne udogodnienia. Nie mieli osobnych toalet, pryszniców i wrzucono ich do jednego worka z SI, konstruktami RAM, hermafrodytami i nijakami.
Lenu posiada ciało mężczyzny, ale umysł przyjmuje naprzemiennie role kobiece i męskie. W nu przypadku objawia się to nawet nieco innym zachowaniem obu ról. Obie płcie wiedzą o sobie i zgodnie współgrają w jednym ciele.
Ostatnio zmieniony 01 listopada 2018, 20:22 przez Nanatar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Suriel
Reactions:
Posty: 3733
Rejestracja: 19 września 2010, 22:20
Lokalizacja: Wawa
Has thanked: 87 times
Been thanked: 150 times

Post autor: Suriel » 02 listopada 2018, 00:10

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

O.D. zareagował błyskawicznie. Wyjęta bateria w jednej chwili odcięła przepływ danych od krzemowo-grafenowych podzespołów, czyniąc z niego kolejną bezużyteczną kupkę elektroniki. Laptop oczywiście nie był wpięty na sztywno w sieć za pomocą kabla, tylko śmigał w klasyczny sposób, czyli za pomocą biurowego hasłowanego WiFi, jak prawie wszystko.

- Spoko, do mnie się nie władują tak łatwo. Możemy dalej przeglądać. - Rzuciła szybko Czarna, spięta z kompem za pomocą wtyku. - To co mam ci wygrzebać w pierwszej kolejności? - zapytała Lenę. Jej palce nie dotykały klawiatury, sprzęg przekazywał jej polecenia wprost z myśli dziewczyny.

Sarze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Blondynka w kilku szybkich krokach stanęła we wpół otwartych drzwiach przerywając rozmowę braci na korytarzu.

- Hej, Team Leader! - rzuciła beznamiętnie do Ketarskiego obcinając go od stóp do głowy - Ten duży koleś właśnie spierdolił ci lapka, mam go kazać wyprowadzić ochronie, czy rozjebać od razu na miejscu?
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko? Albert Einstein

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 04 listopada 2018, 21:12

Warszawa, Mordor, 27 lipca 2055

Ketarski zapomniał w jednej chwili o problemach swego przyrodniego brata. W kilku krokach pokonał dystans dzielący go od konferencyjnego boksu, wślizgnął się do środka wbijając spojrzenie we współpracowników.

- Co się stało?! - zapytał podniesionym głosem nie rozumiejąc, dlaczego O.D. miałby uszkodzić jego służbowy sprzęt. Wszyscy pracownicy biurowi Prepaku przechodzili obowiązkowe badania pod kątem podatności na cyberpsychozę, a wyniki tych badań nieodmiennie trafiały na biurko Ketarskiego.

I o ile nie zostały sfałszowane, jak dotąd nie wskazywały na żadne odchylenia w osobowości zasadniczo spokojnego informatyka.
???

ODPOWIEDZ