Beckely WV, Okolice starej kopalni, Miasto Sabatu, Po północy 13.08.1993
Wyczuł to, zanim jeszcze pozostali zdołali nazwać w myślach nawiedzające ich uczucie. Przypływ. Ciemność, oczekująca poza barierą fizyczności, wznosiła się poruszona jakąś niewidzialną siłą. Uderzała falami w filary realnego świata, topiąc otoczenie w czerni, która nie miała nic wspólnego z szatą ziemskiej nocy. Widział ją, wzbierającą w cieniach, pożerającą elektryczne światła, falującą niczym wielki, wiecznie głodny ocean, rozciągający się pomiędzy granią zmierzchu i świtu. Teraz wiedział, że nie jest już sam. Uśmiechnął się. I wyłączył światła hondy. Jedynie blask reflektorów limuzyny pozostał za nim, rozświetlając drogę, którą zagłębiali się w czerń. Przez chwilę oczekiwał, że także to światło zgaśnie, pożarte przez siły starsze, niż czas. Tak się jednak nie stało. Pozwolił, by fala irytacji pojawiła się i również zgasła, zmyta przez wzbierający w jego żyłach mrok. Wiedział bowiem, że Niewierni będą potrzebowali światła. A przynajmniej jeszcze przez chwilę. Zanim to, co kryło się w łonie ciemności powstanie, zalewając świat... Ta myśl wprawiła go w ekscytację. Poczuł dreszcz oczekiwania na coś... Nie, nie umiał nadać temu imienia. A później usłyszał szepty:
Kur-su-na a-ni-za-dub... Gizzu, semu, annitu... Ku-kuga Zig... Gi Ai...* Porwane, prastare słowa, płynące poprzez arterię nocy, zlewające się w jeden nurt, którego tętno stopniowo poczynało wypełniać cała jego istotę. Nim wjechali do lasu zorientował się, że sam szepcze wraz z nimi. A jego głos przechodził chwilami w stłumiony zaśpiew - tworząc upiorną litanię zaćmienia.
[center]***[/center]
Zatrzymał motor tuż obok limuzyny i wyłączył silnik, aby móc słyszeć wypowiedzi Niewiernych. Jego wzrok krążył nerwowo po otoczeniu, z jednej strony przyciągany zapachem krwi ku scenie ukrzyżowania, z drugiej zaś odrzucany przez nienawistne światło. Odkrył, że trudno mu się skupić na tym, co mówili pozostali. Ich słowa powoli przestawały mieć znaczenie. Zamiast tego, słyszał inne przesłanie - rozbrzmiewające głucho w ciemnych komnatach jego serca niczym głęboki dźwięk rytualnego bębna, który odmierzał powoli tą resztkę czasu, jaka im jeszcze została:
[center]Tiamatu Elu, Nar-Mattaru Elu! Asbu Ilat Elu! Etutu Rabum Elu!**[/center]
- Ona tu jest - wyszeptał, dopiero po chwili - Słyszycie? Tak blisko... Ningal da-da-sa, nu-a da, nu-a mu...*** - zaśmiał się cicho i urwał nagle, orientując się, że odpowiadają mu cztery pary zdziwionych spojrzeń.
Potrząsnął głową, starając się wrócić do rzeczywistości. Czuł się tak, jakby z każdą sekundą zanurzał się głębiej w czerń i upiorną pustkę, w której barwy i dźwięki stają się jedynie wspomnieniami. Wiedział, że to, co skrywał na co dzień, za zasłoną skóry, za zasłoną myśli, słów i wrażeń czekało tam na niego... Aby powrócił... Tak, teraz powracał do miejsca, gdzie ciemność i to widmo, które uparcie nazywał sobą, łączyły się ponownie w jedno...
- Symbol Lilitu kontroluje ciemność, która ich pęta - wychrypiał w końcu. Przełknął ślinę, starając się zapanować nad głosem. Najwyraźniej komunikacja zaczynała sprawiać mu spore trudności. - Jeśli go zniszczymy... Jakkolwiek... Moce w kręgu zostaną wyzwolone i zaatakują was. A ja... Nie dam rady pokonać ciemności... Laa... Nikt z was nie może tam wejść. Nawet cień. Nawet ja... To jest dar... Ofiara, dla kogoś... Czegoś... Co przybędzie tutaj... Urbat, mulu-kin-ga-a lil-la-da-ra a-mes**** - zaśmiał się ponownie w sposób, który zdradzał, iż Morderca wykonuje właśnie złożoną ekwilibrystykę ponad przepaścią obłędu, aby móc przekazać im wiedzę, którą czerpał z pokrewieństwa z Ciemnością - Oto jest to, co nie kroczy pośród żywych... Przybędzie na skrzydłach nocnego wichru... Aihtaras!**** Nie próbujcie oszukać śmierci, przywołując ciepło życia, nie profanujcie tego miejsca jego ohydą... Za to bluźnierstwo... Musiałbym zabić... To co widzicie... Tutaj... To pradawny rytuał, którego wy, Niewierni, nie będziecie w stanie pojąć... Niech będzie przeklęte fashkh****** światło! Neik, ana 'atshaan!******** Na demony! Gdyby nie ono, sam osuszyłbym żyły Amira i jego synów!
W półmroku błysnęły kły i Morderca zacisnął gwałtownie ręce na kierownicy, starając się dojść do siebie. Zadrżał, walcząc najwyraźniej z dojmującym pragnieniem krwi, które powoli i konsekwentnie zatapiało resztki tego, co wciąż jeszcze można w nim było uważać za ludzkie. To nierówne starcie przyciągnęło spojrzenia pozostałych członków koterii. Instynktownie wyczuwali, iż to, co działo się w tej chwili z Assamitą posiada ogromne znaczenie nie tylko dla powodzenia misji, ale także dla ich własnego przetrwania. Przynajmniej w obrębie najbliższych kilku minut. Tak jakby obecne w okolicy, niewidzialne siły rozpoczęły już własną grę, nie czekając na zaproszenie koterii.
- Zaklęcia Tzimisce nie sięgają tutaj... - szepnął Łowca po dłuższej chwili. Mówił powoli, tak, jakby musiał walczyć o wypowiedzenie każdego kolejnego słowa. - Akrooteh******** Sabbatu nie wie, co się tu dzieje... Jej nie musicie się lękać. Już... Słyszycie wezwanie nocy? On przybędzie tutaj... Kalu immaru ikul...********* Na demony, słyszę to.. Pieśń w mojej krwi... Jest jak ana harrani sa alaktasa la tarat...********** Nie próbujcie dotykać ofiar, ani wchodzić do kręgu... - ostrzegł ponownie, jakby zapominając, że już to zrobił. - On nadchodzi, Mamy niewiele czasu... Tiamatu, mu asta za e...***********
[center]
[/center]
Nawet bez posiadania wysokiej empatii można od razu wpaść na to, iż Namtar znajduje się na krawędzi obłędu. Najwidoczniej ciemność, która jest wokół oddziałuje na niego silniej, niż na pozostałych członków koterii.
* sumer Kruk, który porusza skrzydłami... Cieniu, bądź posłuszny i ujrzyj... Ciemność powstaje... Czarne skrzydła...
** akkad. Powstań Tiamat, powstań Otchłani, powstań Pierwotna Ciemności, powstań Potężny Mroku!
*** sumer. Umiłowana królowa, bez twarzy, bez imienia...
**** sumer. Pies śmierci, herold zarazy
***** arab. Strzeżcie się!
****** arab. pierdolone
******* arab. Kurwa, chce mi się pić!
******** arab. Dziwka
********* sumer. Pożre wszelkie światło...
********** akkad. Droga z której się nie wraca...
*********** sumer. Tiamat, moje serce należy do ciebie...