PBF: DrecarE - Cienie na Śniegu

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 04 września 2016, 11:26

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Wszystko układało się w wyjątkowo niepomyślny i przewidywalny sposób. Musiał stwierdzić, że Nardlens musieli być wyjątkowo nieroztropnym narodem, skoro w takich warunkach nawet nie rozpalili ogniska. Zamiast trzymać się razem, to odłączali się od grupy i ginęli jak dzieci we mgle.

Rycząc coś zupełnie nieartykułowanego Vidgar spróbował dać z siebie wszystko i zobaczyć czy przyniesie to jakikolwiek efekt. Skoczył między Brjnara a ćmy, jedną tnąc mieczem a od drugiej zasłaniając się tarczą.

Gdzieś wewnątrz wiedział, że to wyjątkowo ryzykowny manewr, liczył jednak na resztę towarzyszy, która z pewnością była tuż za nim, przecież nie pozostawili by swych przyjaciół w potrzebie, jak i na przychylność bogini, która wspierała tych o mężnych sercach. Liczył też, że może ćmy, zanim go zaatakują to umkną przed światłem.

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 04 września 2016, 11:53

Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.

Nieudany atak na ćmę uświadomił Kyarielowi że musi uspokoić nerwy i wyciszyć umysł, gdyż zaczyna postępować pochopnie i marnotrawić energię. Przymknął oczy dosłownie na chwilę aby wziąć głęboki oddech a kiedy je otworzył ciemność wokół już zaciskała wokół niego szpony. Wyszeptał szybko zaklęcie znów tworząc światło wokół swojej głowy i ruszył biegiem w stronę drzwi głównego budynku. Wiedząc że ćmy skorzystają z okazji żeby ich wszystkich dopaść kiedy tylko będzie ciemno, zaczął szykować kolejny ognisty pocisk. Modlił się w duchu żeby nie było za późno.
tworzę światło tak jak wcześniej w szopie i biegnę do budynku głównego chcę też być w gotowości żeby atakować za pomocą ognistego pocisku

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 06 września 2016, 12:41

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]
[center]Podkład: Demon's Whip[/center]
Jeden ze stworów cofnął się, widząc światło magicznego miecza. Drugi wszakże, spróbował dosięgnąć jeszcze Brnjara swymi kościstymi szponami. Kupiec wszakże z zaskakującą przy jego tuszy prędkością, odturlał się na bok, unikając zagrożenia. Pazury bestii zazgrzytały po nieoheblowanych deskach. Norlaug, w porywie gniewu, którego płomień wypełnił ją szaleńczą odwagą, rzuciła się w kierunku mrocznych maszkar, wymachując nad głową lśniącą klingą. Wściekłość dodawała jej sił, nie była jednak w stanie zapewnić jej odpowiedniego bojowego przeszkolenia, którego wiedźma nie posiadała. Wykonując potężny zamach mieczem rozluźniła chwyt, pozwalając, by jaśniejące ostrze wysunęło się z jej dłoni. Broń przeleciała przez pomieszczenie kreśląc krótki łuk i gasnąc... A Norlaug pojęła nagle, iż stoi w niemal absolutnej ciemności, oko w oko ze śmiercią. Chciała wycofać się, lecz było już za późno. Ostatnim, co poczuła, nim ogarnął ją mrok, był przeszywający ból - gdy długie, czarne żądło zagłębiło się w jej piersi, przebijając płuca i mijając serce jedynie o kilka cali...

Vidgar odparł atak kolejnej ćmy, która widząc, iż magiczne ostrze przestało lśnić, natarła na niego niespodziewanie w ciemności. Drugi z upiornych insektów zwrócił się w jego stronę, porzucając na chwilę ciało nieprzytomnej Norlaug. Zaatakowały niemal jednocześnie. Bogini musiała wszakże osłonić swą dłonią dzielnego wojownika - gdyż jeden ze stworów źle wymierzył cios, wbijając swe żądło pomiędzy dwie deski podłogi. Szpony drugiego ześlizgnęły się po tarczy, żłobiąc w niej głębokie bruzdy. Jego żądło wszakże dosięgło boku młodzieńca, choć zacna kolczuga, wykuta w Ars-Ardzie osłabiła znacznie siłę ciosu. Vidgar nie tracił czasu - ciął na odlew unieruchomionego stwora, który szarpał się właśnie próbując wydobyć z ziemi śmiercionośny kolec. Jego ciało wszakże zdało się twarde niczym skała i miecz zdołał jedynie przebić pancerz i wierzchnią warstwę mięśni.

- Do tyłu! - wrzasnął Brnjar i wojownik zareagował instynktownie, osłaniając się tarczą i wycofując kilka kroków. Stwór po jego prawej zdołał już wyciągnąć żądło i teraz szykował się do kolejnego ciosu, podczas, gdy ten po lewej nacierał raz po raz. Na razie Nardlens stawiał mu skuteczny opór, parując to mieczem, to tarczą, wiedział jednak, iż z dwoma przeciwnikami na raz nie ma najmniejszych szans.

Norlaug usłyszała głos Brnjara jakby przez mgłę. Jednak coś w niej, jakiś instynkt starszy niż rozum, posłuchał ostrzeżenia. Spróbowała odczołgać się od zagrożenia. W tym samym momencie przez próg chaty wpadł Kyariel, ściskając w ręku różdżkę. Alfr w pośpiechu zgubił kaptur, a jego czarne włosy tańczyły na wietrze. Ujrzał dwie ćmy, lecz zanim zdołał wypowiedzieć zaklęcie, Brnjar cisnął w ich kierunku jakiś niewielki przedmiot.

Rzecz ta błysnęła w ciemności, przelatując nad ramieniem Vidgara. A później uderzyła o ziemię, pomiędzy stworami. Dźwięk tłuczonego szkła zmienił się po chwili w ryk ognia. Gorąco buchnęło w twarz wojownika, sprawiając, iż musiał osłonić się tarczą. Płomienie objęły ciemniejące w mroku kształty potworów, rozpełzły się po deskach chaty, sięgając daleko. Część z nich dopadła próbującej odczołgać się Norlaug, której ubranie natychmiast stanęło w ogniu...

[center]Obrazek[/center]
Brnjar zerwał się na nogi i zaśmiał nerwowo, choć dźwięk ten podobny był raczej do warczenia niedźwiedzia niż ludzkiego głosu. Kupiec przez chwilę patrzył rozszerzonymi strachem oczyma, na miotające się w płomieniach ćmy. Ich skrzydła, choć pozbawione materialnego bytu, zajęły się od tchnienia magicznego ognia. Stwory nieudolnie próbowały wydostać się poza obręb pożogi, jednakże światło oślepiało je i myliło ich zmysły - tak, iż zdolne były jedynie do bezradnego kręcenia się w kółko. Vidgar i Kyariel rzucili się na ratunek Norlaug, wyciągając ją, nieprzytomną, z paszczy szalejącego ognia. Pospiesznie zdarli z niej płonący kożuch i ugasili jej włosy. Twarz czarownicy była czerwona i obrzmiała od oparzeń. Ona sama zaś wydawała się ledwo żywa.

- Uciekajmy stąd! - krzyknął w końcu Brnjar, najwyraźniej odzyskując zdrowy rozsądek - Mikstura podpaliła bukłak z olejem. Nie ugasimy tego!
Spoiler!
Inicjatywa:
[olist=1]Stwór 1 i Stwór 2
Norlaug
Brnjar
Vidgar[/olist]

[center]RUNDA I[/center]
Stwór 1 - wycofuje się, widząc światło;

Stwór 2 - atakuje Brnjara starając się go dosięgnąć (atak udany), później wycofuje się;
Brnjar unika (unik udany)

Norlaug atakuje - wyrzut 97 - krytyczny pech! Wiedźma upuszcza miecz, który gaśnie.

Vidgar dobiega do Stwora 2 i atakuje. Nie trafia.

Stwór 1 (który wycofywał się wcześniej) widząc brak światła zmienia działania i atakuje na końcu rundy ( z karą -10). Niestety i tak trafia.
Norlaug otrzymuje 7 obrażeń.
Test zachowania przytomności - nie zdany (omdlenie na 1 rundę); Test odporności na trucizny - 01! Trucizna ciem już nigdy nie będzie działać na wiedźmę.

[center]RUNDA II[/center]
Stwór 1 atakuje Vidgara. Krytyczny pech! Potwór wbija żądło między deski podłogi i więźnie na rundę.

Stwór 2 atakuje Vidgara żądłem. Atak udany.
Vidgar paruje - parowanie udane;
Stwór 2 atakuje Vidgara szponami - atak udany;
Vidgar otrzymuje zaledwie 1 obrażenie (kolczuga uchroniła go przed poważniejszymi ranami);

Brnjar wycofuje się i sięga po jedną z fiolek alchemika, by cisnąc nią w stwory. Krzyczy, by się cofnąć.

Vidgar tnie potwora: trafienie udane. Miecz przecina pancerz chitynowy stwora i nieco zagłębia się w jego twarde jak żelazo ciało. Nie robi to jednak większego wrażenia na ćmie.

[center]RUNDA III[/center]
Stwór 1 uwalnia się i będzie atakował Vidgara w kolejnej rundzie.

Stwór 2 atakuje Vidgara.
Atak żądłem - udany.
Vidgar paruje tarczą - parowanie udane.
Atak szponami - udany
Vidgar paruje mieczem, wycofując się o 3 m. Parowanie udane;

Kyariel wbiega do pomieszczenia i widzi cała sytuację. Niestety w tej rundzie nie zdąży zrobić nic więcej.

Norlaug dochodzi do siebie.

Brnjar rzuca fiolką i trafia dokładnie pomiędzy stwory!
Eksplozja ogarnia wszystko w promieniu 3 m. Niszczy obie koszmarne ćmy, które oślepione nie umieją się wydostać z ognia.

Norlaug próbuje uniknąć eksplozji. Ma -20 do testu. Mimo tu daje się jej (rzut: 16). Otrzymuje tylko połowę obrażeń od ognia. Oznacza to, iż spada na 0 i za chwilę umrze!

[center]KONIEC WALKI![/center]
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 08 września 2016, 10:31

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Ze zbyt długo trwającym zdumieniem wpatrywał się w uszkodzone przewód, z zamyślenia wyrwał go dopiero okrzyki towarzyszy, którzy zachowali na tyle rozsądku i zdecydowania by ruszyć na pomoc Brnjarowi. I zostawić ich samych w ciemności.

Kyaryel ruszył pierwszy, Tańczący dopiero po chwili zdołał zmusić łapy do biegu. Wyrwał przed siebie, wyrzucając w powietrze obłok śniegu. Gdzieś wewnątrz czaszki kołatała mu myśl, że otaczająca go ciemność nie jest najlepszym miejscem w okolicy by w niej pozostać. Zagłuszały ją jednak okrzyki z wewnątrz głównego budynku, który był już prawie tuż tuż.

Dobiegając do wejścia zatrzymał się nagle, słysząc słowa Brnjara.

- Uciekajmy stąd! Mikstura podpaliła bukłak z olejem. Nie ugasimy tego!

Odsunął się na bok, robiąc przejście dla opuszczających budynek. I wtedy, kiedy pierwsze odgłosy kroków zbliżyły się tak, że już za chwilę zobaczyłby pierwszą osobę, niesforna i nieustępliwa świadomość otaczającego go mroku, wróciła na pierwszy plan.

Z warknięciem obrócił się plecami do ściany, wypatrując w absolutnej ciemności wroga.

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 12 września 2016, 12:14

Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.


Wbiegł wprost w trwającą walkę i już miał potraktować jednego z potworów pociskiem kiedy został ubiegnięty przez Brnjarna, który miotnął czymś nieokreślonym, po czym wokół rozniecił się ogień. Wszystko stało się tak szybko że Kyariel ze swą opóźnioną odsieczą mógł teraz tylko pomóc drużynie w wydostaniu się z tej płonącej pułapki.

Widząc miotającą się w ogniu Norlaug rzucił się jednocześnie z Vidgarem na pomoc młodej wiedźmie, pospiesznie ugasili płomienie obejmujące jej ubranie i włosy. Źle to wygląda... przemknęło przez głowę Alfra, kiedy tylko znaleźli się na zewnątrz, niezwłocznie wyszeptał zaklęcie chcąc natychmiastowo uleczyć rany młodej kobiety. Mimo starań i dobrych chęci nie zdołał jej pomóc, rany okazały się zbyt poważne jak na jego umiejętności, twarz Norlaug wciąż pozostawała czerwona i opuchnięta od oparzeń.

Rozejrzał się szybko za grudą czysto wyglądającego śniegu, znajdującej się w bezpiecznej odległości od strefy ciemności. Dostrzegłszy taką, nabrał jak najwięcej zdołał w przypalony kubrak wiedźmy i delikatnie zaczął przykładać zimną substancję do oparzeń.

Było mu smutno że przez jego opóźnioną reakcję Norlaug mężnie choć głupio rzuciła się w wir bezpośredniej walki.
Próbuję pomóc wiedźmie, chcę też zachować czujność na wypadek kolejnego ataku. Jeśli też nadarzy się okazja to chcę odmedytować punkty energii.
Ostatnio zmieniony 12 września 2016, 15:57 przez voodoochild, łącznie zmieniany 1 raz.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 14 września 2016, 12:34

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Zdecydowanie nie pojmował adeptów. Skoro już Norlaug zdecydowała na rzut mieczem, czemu postanowiła podbiegać tak blisko do tych ciem? Czemu też rzucała, skoro oręż tego typu nie był przystosowany do takiego użycia?

Po eksplozji, która zmiotła plugawe paskudztwa, wyciągnął z Kyarielem, który dzięki bogom postanowił sobie jednak przypomnieć o drużynie, ranną wiedźmę na śnieg. Wyglądało to źle, nawet bardzo źle. Nie chciał próbować swoich umiejętności i nie chciał czekać czy Alfr coś zdziała. Sięgnął szybko do torebki wiedźmy, skąd wcześniej wydobywała pręty lecznicze. Modlił się w myślach błyskawicznie wymieniając imiona wszystkich bogów, a ponieważ chodziło o Norlaug, zwrócił się nawet do samej Jezzy, mimo poczucia, że jego wredna babcia patrzy mu przez ramię. Złamał szybko przedmiot i nie czekając na efekty wstał.

Uniósł tarczę i wyciągnął miecz, wbity wcześniej w śnieg i rozglądał się bacznie za nowym zagrożeniem. Nie sądził, że chata, która właśnie stawała w ogniu będzie płonąć do samego rana. Nie sądził też, że zobaczy jeszcze ponurych ochroniarzy Brjnara. Nie myślał, patrzył tylko w ciemność idąc powoli i czujnie do granicy kręgu światła.

Po drodze zwrócił się do Alfra:
- Kyarielu, ile otworzyliście tych kamieni? Mam na myśli Ciebie, Norlaug i Harmoniusza...
Zastanawiał się czy jest jakiś związek między wyciekającą ciemnością i stworami bojącymi się światła.

Alf nie pozwolił czekać długo na odpowiedź:
- W gabinecie zastałem otwarte dwa kamienie przez Harmoniusza, trzeci otworzyłem osobiście i na tym poprzestałem, Norlaug nalegała żebym otworzył jeszcze jeden aby mogła go zbadać na co nie zgodziłem się przed ukończeniem tłumaczenia dziennika gnoma, kiedy to nastąpiło nie spełniłem jej prośby. Mam więc pewność że otwarte zostały 3 kamienie. Pod znakiem zapytania pozostają jednak te kamienie które zniknęły z bagniska zabrane przez kogoś nie znajomego.

Z całego tego nadmiaru słów, Vidgar wyłowił to co było dla niego najistotniejsze: 3 kamienie i co? Niewiadoma ilość kamieni która zniknęła? To nie miało sensu.

Skupił swój wzrok w ten specyficzny sposób, który pozwalał mu widzieć świat duchów. Musiał tylko skoncentrować się na tym co wydawało mu się, że widzi kątem oka i pozwolić swoim oczom dostrzec to i zaakceptować.
Wyciągam pręt runiczny od wiedźmy i łamię w taki sposób, żeby to zadziałało na nią. Potem rozglądam się za kolejnymi ćmami. Aktywuję widzenie duchów.
Ostatnio zmieniony 14 września 2016, 17:31 przez zapalki_chaosu, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 16 września 2016, 14:03

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]
[center]Podkład: Blood, Fire, Death[/center]
Vidgar włożył w ręce nieprzytomnej Norlaug znaleziony w jej torbie pręt runiczny, po czym przełamał go. Wiedźma zadrżała i jęknęła, gdy zaklęcie uzdrawiające poczęło działać, przywracając ponownie do życia spalone zakończenia nerwowe. Ocknęła się w szkarłatnej mgle bólu, a po jej policzkach spływały łzy. Czuła, jak poparzona twarz, plecy i dłonie palą ją żywym ogniem, oddalając wszelkie inne doznania. Normalny świat wydawał się teraz tak odległy.

Kyariel uklęknął przy jęczącej kobiecie, nie bardzo wiedząc, jak może jej pomóc. Jej rany wydawały się zbyt poważne, by sama Magia Energii zdołała je uleczyć. W pośpiechu przeszukiwał uzdrowicielską torbę czarownicy, mając nadzieję, że znajdzie w niej jeszcze choć jeden zwój lub zaklęcie, którego potrafiłby użyć. Niestety, poza woreczkami wypełnionymi tajemniczymi ziołami, piórami i klekoczącymi kośćmi nie potrafił znaleźć nic, co mogłoby być pomocne. Szloch wiedźmy przeszywał jego serce nutą głębokiego współczucia, a świadomość iż nie może nic uczynić budziła w nim rozpacz i gniew. W tej ponurej chwili wszakże poczuł, jak Tańczący trąca go nosem, podając mu tak potrzebny przedmiot. Pręt runiczny! Nie tracąc czasu, Alfr przełamał go nad Norlaug, kierując jego moc w stronę cierpiącej niewiasty.
Spoiler!
Einherjer cofnął się i spojrzał w stronę chaty, używając swego duchowego wzroku. To, co zobaczył, sprawiło, iż na chwilę znieruchomiał. Na tle tańczących płomieni, ujrzał bowiem jaśniejące sylwetki duchów: wuja Vilberga, który stał tuż obok swego zaginionego brata - Vesteina. Tuż przy nich znajdował się także starszy mężczyzna, z piórami we włosach, którego rysy przypominały nieco Norlaug. Za tą trójką zaś dojrzał jeszcze innych wojów, wpatrujących się w niego w milczeniu. Rozpoznał nawet niewysoką sylwetkę gnoma Harmoniusza, który wyglądał, jakby nie do końca rozumiał to, co mu się przydarzyło. Vilberg uśmiechnął się i podniósł dłoń w geście pozdrowienia, który Vidgar powtórzył natychmiast, niemal odruchowo, czując, jak wilgotnieją mu oczy.

- Usunęliście ciemność z tej ziemi - szepnął siwy szaman, z Plemienia Kruka. - Możemy teraz odejść w pokoju. Dziękujemy wam. Niechaj błogosławieństwo Duchów będzie z wami...

Uśmiechnął się ciepło, a uśmiech jego był podobny do promienia słońca, przebijającego ciężkie i ciemne chmury rozpaczy. I Vidgar poczuł, jak w jego sercu na powrót ożywa nadzieja. A później postacie duchów poczęły blednąc, unosząc się w górę, jak gdyby porwane jakąś niewidzialną siłą. Młody Wojownik wiedział, że oto wstępują na ścieżkę poległych Bohaterów, która wielu z nich doprowadzi do pałacu Ridviny. Patrzył za nimi, czując jak w jego sercu kłębią się uczucia niemożliwe do opisania. Ni niesione przez mroźny wiatr płatki śniegu, ni ogień wylewający się z okien chaty nie mogły przesłonić mu wizji drogich zmarłych, odchodzących w pokoju do Nawii.

[center]Obrazek[/center]
[center]Obrazek[/center]
- Nasze zapasy! - lamentował Brnjar, miotając się przed płonącą chatą i rwąc włosy z brody. W pospiechu zdołał wyratować jedynie butlę wina, worek mąki i swoją torbę podróżną, które teraz leżały w pobliskiej zaspie.

- Wszystko spłonie! Stracone! Będziemy zgubieni! - wołał z rozpaczą.

Spojrzał na Vidgara, lecz ten zdawał się go nie widzieć, wpatrując się szklanym wzrokiem w ogień. Wzrok jego zatrzymał się więc na Olafie, który wciąż przypatrywał się całej scenie z wyrazem lekkiego pomieszania i nie bardzo wiedząc, co powinien teraz począć:

- Chyżo! - zawołał doń kupiec - Nim ogień dotrze do stajni, uratujmy chociaż to, co się tam znajduje!

Wspólnie pospieszyli ku wyłamanym wrotom, brnąc po kolana w świeżo nawianym śniegu. Po chwili poczęli wynosić z wnętrza worki i siodła, znosząc je na stertę z dala od niszczycielskiego żywiołu.
Kyariel: Test użycia prętu runicznego (SW + Teroaia Magii):
42 + 9 = 51. Rzut: 48; Test zdany. Uda ci się skierować leczącą moc zaklęcia na Norlaug.

Norlaug: Po dwóch leczeniach za pomocą prętów runicznych masz 4 punkty życia, co oznacza, że jesteś na średnich obrażeniach. Bło się zmniejszy, ale i tak będzie dość silny (zdrowienie z oparzeń jest bolesne).

Vidgar: Tracisz 1 punkt Energii za użycie Widzenia Duchów.

Tańczący: odpisz sobie ostatni pręcik z zaklęciem Uzdrowienie.
Ostatnio zmieniony 16 września 2016, 14:23 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 16 września 2016, 16:35

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.
[/center]
Pamiętała olbrzymi ból... był... wszystkim... i jeszcze gorąco... płomienie i ich wszechobecną czerwień. A potem... nic. Czerń zalała jej świadomość. Zalany bodźcami umysł osunął się... straciła przytomność...

Z niebytu wyrwał ją ból. Jeszcze silniejszy, wyraźniejszy. Czuła jak rozchodzi się po ciele, po mięśniach, nerwach twarzy. Przenika do jej ramion, nóg, budząc ledwo żywy organizm ze stanu bliskiego śmierci. Słyszała Kyariela, a w oddali Brnjara przeklinającego los po wszechczasy. Próbowała otworzyć oczy, lecz blask ognia za raz oślepiał, ranił niczym igły wbijane wgłąb czaszki. Ktoś się nad nią pochylał... czuła jego obecność, czuła na sobie czyjś zaniepokojony wzrok. W pewnej chwili do jej dłoni wlała się kolejna fala ciepła. Ciałem targnęły konwulsje, nagły skurcz, który zmusił krtań do wydania jęku. Organizm wracał do życia, nerwy zaczynały z powrotem odbierać bodźce z otoczenia i zaczerwienionej skóry. Raz, dwa, trzy... powoli, stopniowo każdy fragment budził się z odrętwienia niosąc ze sobą kolejną falę nieustannego bólu. Przetoczyła się w końcu na bok wypluwając gęstą krew. Płuca próbowały złapać oddech... każde poruszenie klatki piersiowej rozpalało kolejna falę zalewającego świadomość bólu. Przez chwilę wtulała twarz w śnieg. Kojące zimno... przez chwilę nie liczyło się nic innego, gdy pokryta pęcherzami powietrza skóra krzyczała o ukojenie... ktoś jednak pomógł... zajął się odpowiednio oparzoną tkanką, złagodził i tak dojmujące pieczenie każdego cala twarzy... Po pewnym czasie, gdy tak leżała na białym puchu, energia leczniczych prętów zaczęła działać. Ból zdawał się słabnąć. Czarownica odwróciła się. Spojrzała w dal, na płonącą chatę, jedyne ich schronienie na tym mroźnym pustkowiu. Wszystko z nim przepadło... ogień trawił drewnianą konstrukcje nie pozostawiając cienia szansy, aby przetrwało cokolwiek. Ich prowiant, księga Harmoniusza... jedyny ślad po obecności tych, po których zawędrowali aż tu...

Jej oczy zaszkliły się łzami. Jedynie Brnjara udało się ocalić... nie wiedziała co zrobić. Zostali tu, otoczeni przez wrogą im ciemność, a jedynym schronieniem zdała się szopa, która wydawała się zbyt mała aby pomieścić i mniejszą kompanię.

Wiedźma podniosła wzrok zdając sobie sprawę z obecności Kyariela. Przełknęła podchodzące do gardła gorąco i łzy i zwróciła się do przyjaciela:

- Dziękuję Ci Kyarielu... gdyby nie wasza pomoc... pewnie spłonęłabym szybciej niż któraś z tych szczap...
Czarownica póki co łapie oddech. Wykorzystuje również sytuacje palącej się chaty i odmedytowuje energię ze śniegu (póki jasno).
Ostatnio zmieniony 17 września 2016, 22:23 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 17 września 2016, 15:20

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Główny budynek stanął w ogniu. Tańczący po Czarnej Spirali przyglądał się towarzyszom uciekającym czerwono-złotej śmierci. Kiedy zobaczył w jakim stanie jest Norlaug, natychmiast się wyrwał by jej pomóc, ofiarując jej swój ostatni leczniczy pręcik. Długie cienie, które rzucali w świetle rozszalałego żywiołu przyprawiały go o zjeżone futro. Nic nie szło po ich myśli. Jeśli gdzieś w sercu chował jeszcze jakieś resztki nadziei, stracił je z oczu i nie umiał odnaleźć ponownie. Jak w transie obserwował rozwój wydarzeń, a jedyna myśl jaka kołatała mu w głowie nie dodawała mu otuchy.

Więc to w taki sposób zejdę z tego świata.

Śledził wzrokiem Brnjara, który wraz z Olafem pospieszył ratować resztki ich dobytku. Czerwony blask płomieni oświetlał wszystko w sposób, który przywodził wilczarzowi najbardziej pokręcone z jego sennych koszmarów. Nie miał już siły ni chęci by działać. Wszystko było stracone...

Z otumanienia wyrwał go trzask którejś z pękających pod wpływem płomieni krokwi. Ponownie rozejrzaj się wokoło, zatrzymując spojrzenie na rannej wiedźmie. Przypomniał sobie wszystkie razy, kiedy bez słowa pomagała mu w potrzebie. Następnie poszukał wzrokiem reszty kompani, a przynajmniej tej garstki, która z niej została. To dało mu siłę by zerwać się na proste łapy i pomóc towarzyszom w ich beznadziejnym trudzie. Sam bowiem stracił już nadzieję, nie chciał jednak pozwolić, by opuściła ona kogokolwiek jeszcze. Wiedział już, że nie dożyją świtu. I właśnie ta przygniatająca do ziemi świadomość sprawiła, iż nie mogł pozwolić by odebrała siły komukolwiek jeszcze.
Wylkołek pogna pomagać wynosić rzeczy. Nie wygląda najlepiej, właściwie jakby stracił jakąkolwiek siłę która go pchała do przodu. Będzie jednak pomagał jak tylko może, chociaż nie będzie zbyt rozmowny.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 17 września 2016, 20:03

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Kiedy tylko ujrzał to co ujrzał i usłyszał to co usłyszał, twarz Vidgara pojaśniała mimo spływających po niej łez. Odpowiedział na pozdrowienie lecz nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Gardło miał ściśnięte. Nie ze smutku jednak ale z wielkiej ulgi. Całe napięcie spłynęło z niego jak śnieg ze stromego dachu podczas odwilży. Dłoń rozluźniła uścisk na rękojeści miecza a tarcza opadła obok uda.

Nie czuł smutku, ponieważ śmierć dla niego nie była końcem. Duch opuszczał ciało i szedł dalej. Vidgar teraz widział ich wszystkich i trochę zazdrościł im, że sam musi pozostać. Czuł wielką radość, że ich misja jednak się powiodła. Byli wolni.

Brjnar miał jednak rację, trzeba było teraz działać szybko. Z lekkim więc wstydem, że musi odbiec w tej chwili i oddalić się od tej doniosłej sceny, ruszył na pomoc zagrożonym zapasom. Ruszył więc pędem, nie przejmując się już niczym. Ani ćmami, ani ogniem, ani zmartwionymi towarzyszami.

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 18 września 2016, 22:56

Baza na Wilczych Pustkowiach, 8 zmroczec (ignia), 360 rok Ery Silniri.

Pręty runiczne sprawiły że rany Norlaug stały się mniej poważne, ponowił więc próbę uzdrowienia jej ran ostatecznie. Dlatego znachorka w odpowiedzi na swoje podziękowanie za ratunek zobaczyła łagodny uśmiech Alfra , który delikatnie przykładając dłoń do oparzeń wyszeptał zaklęcie. Tym razem poskutkowało, natomiast z zaskoczeniem skonstatował, że ten zabieg doprowadził go na skraj wyczerpania. Nie mówiąc zbyt wiele wstał i chwiejnie ruszył wzdłuż pozostałości po świetlówkach, które uchroniły się przed atakiem ciem i wciąż dawały światło. Odszedłszy od łuny ognia uklękł i przyłożył dłonie do zimnej, oblodzonej powierzchni. Trwał tak nieruchomo przez dłuższą chwilę, w której to chwili chłonął niebieską energię wody dodającą mu sił. Po tym czasie wstał i żwawo ruszył na pomoc drużynie, w końcu przyda się każda para rąk przy ratowaniu dobytku, w końcu musimy jakoś przetrwać... myśl urwała się w pół zdania kiedy zorientował się że widzi zupełnie dobrze... złowroga, magiczna ciemność zniknęła i już nic nie ograniczało elfiego wzroku.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 19 września 2016, 14:21

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]
W czasie gdy pozostali uwijali się, ratując co się dało z pożaru chaty - Kyariel siadł na śniegu rozkoszując się kilkoma chwilami spokoju. Chłodna, kojąca energia żywiołu Wody pełzła wzdłuż jego ramion, rozchodziła się ożywczym dreszczem w kręgosłupie... Ustąpienie wrogiej, magicznej ciemności ukoiło serce maga, upewniając go, iż wszelkie emanacje wrogich sił zostały ostatecznie rozproszone. Otworzył na chwilę oczy i zmartwiał rozejrzał się. Zmarszczył brwi... Tam, na zewnątrz, poza zasłoną wirujących płatków przez chwilę majaczył jakiś ciemny kształt. Alfr przerwał medytację i wstał, by przyjrzeć się mu lepiej. Wiedział, że to coś, co było tam, w trzewiach arktycznej nocy, znajdowało się na razie zbyt daleko, by ujrzeć to mógł śmiertelnik. Czarodziej ostrożnie odczepił jeden ze świecących prętów, a następnie trzymając go w ręku wyszedł kilka kroków w ciemność...

[center]Obrazek[/center]
Istotnie, nie mylił się. Coś zbliżało się do nich. Wiatr jednak co i rusz miotał zasłoną śniegu utrudniając rozpoznanie... Kyariel przełkną nagle nerwowo ślinę, konstantując, że jest tu zupełnie sam... Z dala od reszty towarzyszy... Już miał odwrócić się i pobiec do pozostałych, gdy wicher ostatecznie rozproszył welon śnieżycy. Mag odetchnął z ulgą. W odległości kilkudziesięciu metrów ujrzał bowiem znajome kuce prowadzone przez dwóch zaginionych wojów Brnjara. W przypływie radości zamachał gwałtownie latarnią, by wskazać im drogę do obozowiska - choć przecież i tak musieli ją widzieć. Łuna płonącego budynku była z pewnością dostatecznie wyraźna.

Jeszcze kilka chwil i byli już razem, zmierzając w stronę podwórca przed chatą. Kuce na widok płomieni poczęły strzyc uszami i prychać nerwowo. Red i Wajni trzymali je jednak mocno. Dopiero teraz Kyariel dostrzegł, że koników jest zaledwie sześć. Ludzie, którzy starali się je uspokoić wyglądali na zmęczonych i równie ponurych co zwykle.
Obaj Nardlens odpowiedzieli pomrukiem na powitanie maga i skierowali się ku szopie, by przywiązać konie. Brnjar widząc ich wydał okrzyk zadowolenia i nie tracąc ani chwili pobiegł w ich kierunku, rzucając gdzieś w śnieg worek z owsem, który przed chwilą wyniósł z ognia. Twarz kupca była osmolona, zalana krwią, lecz jednak pełna niespodziewanej radości.

- Dobrze że jesteście! - zawołał. - Te koszmarne robale chciały nas pozabijać... Szczęściem zniszczyliśmy je. Choć i chata spłonęła przy tym... Ech! - machnął ręką i dodał. - Myślałem wszakże, że już się nie obaczym! A co z resztą koni?

Vajni wykonał dłonią gest równie pesymistyczny co ostateczny i wszyscy obecni domyślili się losu kuców. Tym bardziej więc ucieszył się Vidgar, widząc wśród nich Brumfura, choć konik był wyraźnie zmęczony i łypał nerwowo oczyma. Red począł przywiązywać konie do naprędce wbitych w ziemię pali w taki sposób, by ściana szopy przesłaniała im widok na płonącą chatę. Vajni przez chwilę spoglądał z zadumą w ogień - płomienie odbijające się w jego oczach nadawały mu wygląd dziwnie groźny i dziki. Po chwili jednak mężczyzna odwrócił głowę i czerwone ogniki zgasły. Westchnął i skierował się w stronę stajni.

- Heh. Pomogę - mruknął, podnosząc z ziemi jedną z toreb podróżnych, leżących zbyt blisko ognia. Przeniósł ją dalej, po czym wspólnie z pozostałymi pospieszył by ratować to, co jeszcze można było ocalić.

[center]***[/center]
Pracowali jeszcze przez kilkanaście minut, gdy ze strony chaty rozległ się basowy huk. Domyślili się, iż musiały wybuchnąć mikstury w pokoju gnomiego alchemika i zgodnie wycofali się, pozostawiając resztę budynku na pastwę ognia. Nikt nie chciał stać się ofiarą eksplozji magicznej, a wewnątrz chaty znajdowało się z pewnością wiele przedmiotów, które mogły ją wywołać. Zebrali ocalone rzeczy przed szopą - mimo, iż było tego żałośnie niewiele, w porównaniu z tym, co przywieźli ze sobą - jednak, nawet ta ilość zapasów dawała im szansę na przetrwanie. Choć noc daleka była jeszcze do końca...
Kyariel: Poprzednio został ci 1 punkt energii. Teraz uda ci się odmedytować 5, masz więc łącznie 6 punktów.

Norlaug: Leczenie Alfra przywróci Ci kolejne 2 punkty życia. Czujesz się już dużo lepiej i choć nie jesteś w stanie pomóc w ratowaniu zapasów, możesz zając się sobą.

Vidgar, Olaf, Tańczący: Z pomocą Brnjara i jego towarzyszy uda wam się wynieść z płonącego budynku część zapasów, siedem siodeł, dwa worki obroku dla kuców, kilka koców, rodowy miecz Vilberga i róg sygnałowy jego brata. Później będziecie musieli przerwać pracę, bowiem w pokoju alchemika dojdzie do kilku eksplozji, po których ogień zacznie rozprzestrzeniać się szybciej , w płomienie wydadzą się wam dużo gorętsze. Po chwili żywioł pochłonie cały budynek. Na szczęście jednak wiatr wieje w drugą stronę i nie musicie obawiać się, że przeniesie się na szopę - która jest obecnie waszym jedynym schronieniem.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 22 września 2016, 10:54

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Widok Brumfura, całego i zdrowego odgonił ostatnie resztki smutku znad głowy Vidgara. Podbiegł szybko do zwierzaka żeby go powitać. Głaskał go po szyi i nawet przytulił się do niego po czym zrobiło mu się głupio, bo przecież inni patrzyli. Wrócił więc szybko do pracy.

Kiedy skończyli i wszyscy z mozołem usiedli na czym się dało by trochę odpocząć i poprzyglądać się wielkiemu ognisku, w które zmieniła się chata młody Nardlens odezwał się głośno, aby wszyscy go słyszeli.

- Bjrnarze, po tym jak wybiegliśmy z budynku, kiedy Twoja mikstura posłała dwie ostatnie ćmy w niebyt, widziałem Vilberga. Widziałem też Vesteina i Haralda i ich towarzyszy. Był nawet ten przemądrzały Harmoniusz. Powiedzieli, że ciemność została odegnana z tych ziem i pozdrowili nas. Zostali uwolnieni, odeszli do krainy przodków. Nasza misja mimo wszystko powiodła się. Nie wiem tylko co się stało z Gunlid, Joosem i Hatrem, gdyż ich duchów nie spostrzegłem.

Dopiero po około minucie od kiedy zamilkł, Vidgar zorientował się, że musiał zacząć płakać podczas swojej przemowy. Teraz wcale nie mógł przestać. Z jednej strony czuł ulgę i wierzył w słowa zmarłych, że ciemność została przegnana. Brak wiedzy jednak o losie trójki towarzyszy nie dawał mu spokoju. Trzy kamienie, trzy ćmy. To mogło mieć związek. Gdyby jednak tak było, duchy wspomnianych towarzyszy były obecne wśród innych. Czy było możliwe, że padli ofiarą innego potwora? Tańczący mówił o ciemności pożerającej serca. Ich serca były wyrwane, więc jednak musiała być to sprawka ciemności a ta powinna była być już przegnana. To nie dawało mu spokoju i mimo, że wzrok miał już nieco zamglony a nogi uginały się pod nim. Ujął miecz w dłoń i zaczął rozglądać się dookoła, mając za plecami płonącą chatę.
Ostatnio zmieniony 22 września 2016, 11:35 przez zapalki_chaosu, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 22 września 2016, 18:48

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Leczenie Kyariela przyniosło upragnione ukojenie. Chłód energii rozlał się po jej ciele, mięśniach, oparzonej skórze znosząc rozdzierający ból. Alfr ustąpił, odszedł, a jego twarz zabarwiało wyraźnie zmęczenie owej najkoszmarniejszej z możliwych nocy... nocy, która mogła nie jedno jeszcze przynieść... Jego sylwetka zniknęła gdzieś na krańcu światła rzucanego przez rozszalałe płomienie. Cały ten dzień, którego już nie pamiętała, cała noc, która zdawała się przeciągać niemalże jak niepokojący sen, wszystko to zostawiło swój mdły ślad nie tylko w ciele. Wiedźma, choć wyraźnie podniesiona na siłach, zdawała się z trudem utrzymywać uwagę, rozglądając się wciąż po zdałoby się złowrogim otoczeniu. Nie odchodziła, lecz ułożyła się na śniegu, zagłębiając dłonie pomiędzy miniaturowe kryształki lodu, które tworzyły jego pokrywę. Chłód ożywiał zmysły. Skupiła się na tym odczuciu... energii wody, zakrzepłej, tworzącej biały, niemalże kojąco miękki puch.

Z medytacji wyrwało ją nagle znajome rżenie. Rozejrzała się szybko i niemalże natychmiast ujrzała krępe, silne kuce Gunlid uwiązane już za szopą, a także obydwóch towarzyszy Brnjara... całych i wyglądających na dość zdrowych... choć ponurych jak to mieli w zwyczaju... Wraz z Vidgarem, Olafem oraz Brnjarem ratowali co się dało wynieść z pochłanianego przez płomienie budynku.

Zerwała się na równe nogi, choć ból znów dał o sobie znać. Przywitała ich chyżo, na ile tylko pozwalał jej stan. Jej entuzjazm przygasł jednak... mężczyźni byli wyraźnie zmęczeni, nie wszystkie z koników wróciły do ich schronienia... Pospiesznie wynieśli tylko co mieli z chaty, potem przysiedli wszyscy obserwując pomarańczowe języki ognia.

A wtedy Vidgar opowiedział o tym, co dane mu było ujrzeć. Poruszona, wstała szybko i zaczęła się rozglądać po otoczeniu. Skupiła wzrok na subtelnym świecie wzorów i duchów. Odeszli... już pewnie odeszli do przodków... jej umysł podsuwał echem fragmenty wypowiedzi młodego wojownika. Wiedźma jednak wciąż liczyła, że może dane jej będzie ujrzeć po raz ostatni Haralda. Spojrzeć mu w oczy i pożegnać się. Przekazać mu całe uczucie, cała wdzięczność, którą darzyła go sama, a także cała maleńka wioska wśród gęstego boru. Ilekroć przecież to on był tym, który przekazywał ostatnie słowa umarłych do ich wciąż żyjących krewnych. Ilekroć widział czyjąś śmierć, prosił Oha'lna o przewodnictwo dla duchów nieboszczyków, a także służył swą pomocą chorym, rannym, a nie raz opętanym.

On zginął... nie zdołali ich uratować... jego duch był jednak wolny... Ich dusze były wolne od klatki, nieczystego naczynia, którym stało się ciało upiornej ćmy. Rozglądając się wciąż po rozświetlonym płomienną łuną otoczeniu, pragnęła uczynić coś dla zmarłych. Ostatnie pozdrowienie... wypowiedzieć wraz ze wszystkimi ostatnie słowa modlitwy, które, jeśli Oha'ln będzie łaskawy, dotrą do zmarłych.

W pewnym momencie dotarł do niej sens reszty wypowiedzi Vidgara. Nigdzie nie widział ducha Gunlid, ani któregokolwiek z towarzyszy Vilberga. Wyraźnie zginęli za sprawą istot ciemności. A jedna z nich zginęła w szopie...
Wiedźma medytuje, aby odzyskać utraconą energię. Później rozgląda się po otoczeniu z Widzeniem Duchów. Jak nie zobaczy nic tutaj, to pójdzie się też rozejrzeć do szopy.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 27 września 2016, 15:00

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]
Brnjar wysłuchał słów Vidgara, kiwając głową. Widząc zaś wzburzenie młodego wojownika nie rzekł nic, jeno skądś wydobył niewielką flaszeczkę.

- Ano napij się - rzekł poklepując młodzieńca po ramieniu. - To moja ostatnia, na szczególne okazje. Widzi mi się, że taka właśnie nadeszła.

Viudgar skinął głową, albowiem trudno było mu wykrztusić choćby słowo i z wdzięcznością pociągnął z butelczyny. Kupiec zaś rozejrzał się z zadumą po okolicy, omiatając wzrokiem płonącą chatę, rząd latarni i szopę. Wiatr porywał iskry ognia, niosąc je w ciemność, jak gdyby chciał przypomnieć wszystkim o ulotności życia.

- Na razie niewiele wydumamy - rzekł w końcu Brnaj. - Mi też cosik zdaje, że te potwory już sczezły w ogniu. Jeno na wszelki wypadek nie oddalajmy się tam, gdzie nie ma światła. A co do duchów... Nie znam się na tym. Jeśliś widział Vilberga i Vesteina i resztę, toż tuszę, że dobry to znak. Oby odnaleźli spokój łącząc się z Przodkami...! A co do reszty, nie mam pojęcia, co się z nimi stać mogło... Może odeszli już wprzódy? Nie wiem... To raczej Kruków sprawa i niewiast, wyznawać się na takich rzeczach. Więc może Norlaug coś pomoże? Ja bym radził na teraz odpocząć. Wszyscy my zmęczeni i jeśli jakaś kolejna paskuda wychylnie z ciemności, możemy nie podołać. Tak sobie jednak myślę, że póki ta chata płonie to jesteśmy bezpieczni. Ni stwór koszmarny ni bestia jaka się do nas nie zbliży. Może więc uda się odpocząć do rana... A później... Pochowamy zmarłych.
Spoiler!
Tracisz 1 punkt Energii na Widzenie Duchów - nie zobaczysz już jednak nikogo. W szopie także nie ma niczego ciekawego, poza zwłokami.
[center]***[/center]
[center]Podkład: A Tale of Fate[/center]
Uczynili, jak radził im Brnjar, odpoczywając na przemian przy ogniu, który płonął jeszcze przez długi czas. Mimo, iż zawsze przynajmniej dwie osoby stały na straży, nie ujrzeli już niczego niepokojącego. Z ulgą powitali świt, znaczący niebo srebrnymi pasmami na wschodzie. Chata dogasała już, jedynie gdzieniegdzie żarzyły się jeszcze resztki grubych bali. Jednak ciepło bijące z pogorzeliska pozwalało na chwilę zapomnieć o wszechobecnym mrozie. Ciemność nocy cofała się szybko, niczym wielka fala odpływu, obnażając nagą, ośnieżoną równinę, ciągnącą się po horyzont. Mimo jego posępności widok ten radował serca wędrowców, był bowiem znakiem tego, iż oto udało im zwyciężyć nawałnicę Ciemności i przetrwać najcięższą noc ich życia.

[center]Obrazek[/center]
Zjedli szybko, dzieląc się skromnymi zapasami, które udało im się uratować z pożaru. Następnie pochowali zmarłych, składając ciała w zimnych jamach w lodzie, które przypominały kształtem łódź. Nie mieli głazów, więc oznaczyli groby dużymi odłamkami lodu. Usypali też jeden kurhan na pamiątkę zaginionych, aby ich duchy wiedziały, że nie zostaną zapomniane. Tyle tylko mogli uczynić, choć świadomość, że zmarli odnaleźli spokój, dodawała im otuchy.

Stanęli w końcu nad grobami i każdy milczał przez chwilę, żegnając się z duchami tych, co odeszli. W końcu Brnjar przerwał ciszę:

- Nieszczęsna to wyprawa - rzekł. - Jednak dzięki łasce Duchów udało nam się przetrwać. Pamiętajmy o tych co polegli i cieszmy się, iż udało nam się wyzwolić ich z nieszczęścia... Czas już opuścić tą przeklętą ziemię - westchnął i spojrzał na zebranych wokół, zawieszając przez chwilę spojrzenie na każdej ze zmęczonych i poważnych twarzy. W końcu zaś rzekł:

- Wracajmy do domu.
Dla wszystkich: Przyjmuję, że w czasie nocnego wypoczynku odzyskacie utraconą Energię.

Jeśli chcecie coś jeszcze robić przed wyruszeniem z drogę powrotną teraz jest ten moment, by o tym napisać.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

ODPOWIEDZ