PBF: DrecarE - Cienie na Śniegu

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 28 września 2016, 23:10

Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.

Od momentu w którym odzyskał odrobinę energii sprawy zaczęły układać się dobrze. Gdzieś z ciemności wyłowił ruch który, później okazał się zwiastować nadejście pozostałych członków drużyny wraz z odnalezionymi kucami. Uratowali resztę dobytku, co umożliwi im przeżycie dni dzielących ich od dotarcia do zamieszkałych terenów. Wizja uwolnionych duchów zrelacjonowana przez Vidgara dopełniła obrazu szczęśliwego zakończenia. W końcu mógł zasnąć nie obawiając się że lada chwila jego klatka piersiowa zostanie przebita zimnym szponem ciemności poszukującym pożywienia. A mimo to gdzieś na skraju świadomości wciąż kołatał się niepokój odnośnie kamieni, które zniknęły z bagniska, oraz istoty, która odwiedziła to miejsce zaraz po nich... nie mógł powiedzieć z całą pewnością, że ta sama postać zabrała kamienie kryjące w sobie pożerającą ciemność - ćmy, nie mógł też powiedzieć że tak się nie stało. Myśl ta wprowadzała ogromną dysharmonię do poczucia spokoju jakiego łaknął od dłuższego czasu, a które zostało mu teraz dane. Bardzo chciał wierzyć, że ich misja w tym miejscu dobiegła końca oraz poddać się z lubością stwierdzeniu, że czas wracać do domu. W zasadzie ich misja miała polegać właśnie na tym... na odnalezieniu wyprawy Vestina, zatem misja została wykonana a jego wątpliwości najpewniej wynikają ze zbytniego doszukiwania się tajemnic i intryg tam gdzie ich nie ma.
Ostatnio zmieniony 29 września 2016, 21:50 przez voodoochild, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 29 września 2016, 02:59

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.
[/center]
Norlaug rozejrzała się po otoczeniu. Nie widziała żadnego z nich, żadnego z duchów zmarłych przyjaciół, krewnych oraz ich towarzyszy. Odeszli pod opieką Oha'lna do świata przodków. Ich dusze przebyły odległe wody, zostawiając wszystko, co łączyło ich ze światem żywych. Teraz pozostała tylko pamięć... pamięć i chwała ich czynów... odważnych w boju i honorowych tak jak Vilberg i zapewne jego brat, Vestein... mądrych jak Harald... wszystkich, może za wyjątkiem tego całego Harmoniusza, który zginął za własną głupotę... a gdzieś tam jest jego rodzina, wszyscy ci zmartwieni krewni i niezliczone rzesze kuzynów, których tak skwapliwie opisywał... co im teraz pozostanie po alchemiku? Jeno żal? Niedokończone projekty i ledwie rozpoczęte prace naukowe? Zimno przeniknęło przez jej ubranie. Otrząsnęła się z rozważań nad losem biednego, acz nierozsądnego uczonego i ruszyła żwawo do szopy. I tam nie zastała jednak śladu obecności duchów zmarłych. Wróciła wiec chyżo do swych towarzyszy usadawiając się przy Vidgarze i otulając się jednym z uratowanych od pożaru koców.

- Nie widziałam nic. Żadnych śladów po obecności duszy Gunlid, Hatra, czy Joosa. Sądzę, że musieli opuścić ten świat, gdy zginęła ćma w szopie. W końcu żadne z nas nie sprawdzało, czy ich duchy wtedy tam były... Tyle potrafię powiedzieć... nie jest mi wszak dane widzenie kapłanki Jezzy.

Wiedźma zamilkła i wpatrzyła się w hipnotyzujący taniec płomieni pochłaniających wzniesioną przez Vesteina chatę. Niedługo - myślała sobie - nie pozostanie tutaj prawie nic. Niemalże żadnych śladów... no może z wyjątkiem lichej szopy, po tym, że kiedykolwiek był tu ktoś żywy...

[center]***[/center]

Wstał nowy dzień. Świt rozlał się po niebie feerią barw i odcieni pomarańczu i czerwieni. Zaczęli pospiesznie przygotowywać miejsce pochówku, wygrzebując wnęki w śniegu i lodzie. Ciała Gunlid, Hatra i Joosa złożono do grobów, a wszystkie pokryto grubymi bryłami lodu. Wiedźma uklęknęła przy usypanej mogile i dotknęła jej zimnej powierzchni dłonią. Cicho, lecz słyszalnie dla każdego z zebranych, odezwała się:

- Niech wasze dusze zaznają spokoju i ukojenia w krainie ojców. Walczyliście dzielnie, nie poddając się nawet w obliczu śmierci. Ci, którzy pozostali, będą snuć pieśń... opowieść o tym, kim byliście naprawdę... o czynach godnych chwały, o każdej takiej chwili, gdy stawiliście czoła zagrożeniu i wyszliście z pomocą tak żywym, jak i umarłym. Niech słowa o tym wszystkim, co zdołaliście dokonać, będą wzrastać mądrością i siłą w sercach potomnych. Vilbergu, Vesteinie, Haraldzie i ty Harmoniuszu, żegnajcie. Gunlid, Hatrze i Joosie... choć nie widzieliśmy was pośród zmarłych, niechaj Oha'ln wskaże wam drogę. Żegnajcie.

Z jej oczu popłynęły gorące łzy. Przytknęła lekko miedziany pierścień do warg. Tak odszedł Ukochany syn Oha'lna i Jezzy, naznaczony widzeniem Prawdy, widzeniem Ducha. Tak przeminęło życie niewzruszonych wojowników i młodej Gunlid, która jak roztańczone płomienie rozświetlała swoją obecnością nawet najbardziej ponure serca. Wiedźma spuściła głowę i odeszła szybko. Udało się w końcu uwolnić ich dusze... ale to było ostatnie pożegnanie...

Jej kroki trzeszczały nierówno na śniegu. Podświadomie próbowała zagłuszyć odczuwalną tęsknotę, która jeszcze wiele dni i nocy miała być jej nieodłącznym kompanem. Prawdziwej miłości, czy przyjaźni... oddania jednak nie zagłuszysz. Prędzej rozerwie ciebie i każdy fragment twojej istoty...

Wspomnienie Haralda przywiodło jej myśli nagle ku jeszcze jednej rzeczy. W szopie bowiem dalej znajdował się duch... żywiołak elektry, którego Harald, jak i później ona, obiecali uwolnić. Otarła dłonią łzy i ruszyła szybko ku niewielkiemu budynkowi.
Wiedźma idzie do szopy, aby otworzyć pudełko i uwolnić żywiołaka. Szukam tego klucza do pudełka też i w szopie i w zgliszczach pracowni alchemika, lub tych pomieszczeń (może metal się nie stopił) - jeśli nie udałoby mi się otworzyć tego jakoś, czy podważyć nożem. W razie czego, gdyby sie nie dało na te sposoby, to proszę Alfra o pomoc, żeby zniszczyć razem to magiczne pudełko. Oczywiście zachowuję wtedy dystans i informuję o tym innych, gdyby zniszczenie przedmiotu magicznego miało wywołać wybuch magiczny.
Ostatnio zmieniony 30 września 2016, 12:06 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 30 września 2016, 08:15

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Kiedy Norlaug skończyła pożegnanie ich poległych towarzyszy, z gardła Tańczącego wydobył się pełen bólu i straty pojedynczy skowyt. Od dawna nie czuł się tak pokonany. I chociaż ta świadomość była dlań równie przygnębiająca, co bolesna, to właśnie to słowo idealnie opisywało jego nastrój.

Świt niósł nadzieję, której tak bardzo teraz potrzebował. Właściwie każde z nich. Nadzieję na przeżycie, a w przypadku Wylkołka nadzieję na to, że już za chwil parę będą mogli stąd odejść. Nawet myśl o nocach spędzanych w zatłoczonych zajazdach, których tak nie znosił, wydawał się najpiękniejszym z marzeń.

Nie spoglądał na towarzyszy. Wzrok miał utkwiony w śniegu, a łeb nisko opuszczony. Zaqtracił tej nocy resztki pewności siebie i teraz czekał już jedynie na wymarsz, nie odzywając się, nie proponując nawet by cokolwiek przyspieszyć.

Pamiętał jak czuł się na początku tej wyprawy, pełen poczucia misji i planów. W jego sercu płonął wtedy ogień, wielkie ognisko. Wcale nie mniejsze niż to, które zapłonęło tej nocy. Lecz teraz czuł się jak zdmuchnięty ogarek świecy. Miał wrażenie, że nie zostało w nim już nic z Tańczącego Po Czarnej Spirali jakiego znał.
Ostatnio zmieniony 30 września 2016, 10:51 przez Frater_Terry, łącznie zmieniany 1 raz.

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 30 września 2016, 13:10

Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.

Nagle do Alfra dotarło że urojenia urojeniami ale warto wiedzieć że gdzieś za naszymi plecami może się czaić niebezpieczeństwo, głupotą byłoby choćby nie przestrzec towarzyszy aby wzmogli czujność podczas podróży powrotnej.

- Być może jest tak jak mówicie że nasza misja dobiegła końca, i owszem sam widzę sens w takim stwierdzeniu, chciałbym jednak zwrócić waszą uwagę na kwestię nieokreślonej postaci która odwiedziła bagnisko w dolinie, zaraz po naszej wizycie. Następnego dnia odkryliśmy tam czyjeś ślady a dodatkowo temu spostrzeżeniu towarzyszył fakt zniknięcia przeklętych kamieni które swobodnie dryfowały na powierzchni jeszcze dzień wcześniej. Ta kwestia do tej pory nie znalazła jeszcze wyjaśnienia i być może ciemność została przegoniona z tych ziem ale istnieje możliwość że ktoś wszedł w posiadanie kamieni i może je w każdej chwili uaktywnić sprawiając że ciemność wróci. Nie możemy sobie więc pozwolić na stracenie czujności.
Post zostanie jeszcze poprawiony ale najważniejsze co powinno być przekazane już w nim jest.
Ostatnio zmieniony 01 października 2016, 12:07 przez voodoochild, łącznie zmieniany 1 raz.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 01 października 2016, 11:09

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Duch został uwolniony. Wzbił się w elektrycznym blasku, trzasku wielu iskier, pod zabarwione fioletem poranka chmury. Przysięga została dopełniona przez potomków Kvedra Kvasirsona i Gerdy Siwowłosej*. Można było wracać do domu, do odległej o miesiące marszu wioski pośród gęstwin Kruczego Lasu.

Do jej uszu dotarły nagle słowa Kyariela. Ktoś zabrał przeklęte kamienie... Historia może się więc powtórzyć... nie wiedzieć za ile dni, miesięcy, a może lat... I kim był ten, kto zabrał to, co przyniosło tyle nieszczęścia na te pozbawione życia równiny? Czy był to ktoś, kto dostał się zza zamkniętej już bramy w sercu Doliny? Czy zaszył się tam, pośród umarłych pni drzew? Czy ma jakąś kryjówkę, której nikt nie jest świadomy? Osoba była sama... i prawdopodobnie świadoma tego, co zebrała z bagiennej tafli. Gdy Alfr wspomniał o owej przedziwnej postaci, pojawił jej się przed oczami obraz... krótkie wrażenie... jakiejś osoby, niewyraźnej w swym kształcie... o twarzy, której nie można było dostrzec... otoczonej ciemną szarością zlewającą się niemalże z obumarłym środowiskiem doliny... oraz czernią... równie głęboką i niepokojącą jak Ciemność, którą udało się przegnać...

- Ta osoba może wiec cały czas tam być... w Dolinie... i nie koniecznie mógł być to ktokolwiek z żywych... Źle będzie pozostawiać tą sprawę nierozwiązaną, ale po ostatnich wydarzeniach przeszukiwanie wypaczonej doliny pełnej monstrualnej wielkości pająków nie jest równie dobrym pomysłem. - rzekła, a z jej ust dobyło się ciche westchnienie - Pozostaje więc nam zdwoić czujność gdy będziemy wracać do domu.

Cóż mogli teraz zrobić więcej w tej sprawie? Czarownica jęła przygotowywać siebie oraz juczne zwierzęta do dalszej podróży poprzez omiatane gwałtownym wiatrem Pustkowia.

* Rodzice Haralda, oraz matki Norlaug.
Wiedźma jest czujna przez całą drogę, czasem też obserwuje otoczenie za pomocą Widzenia Duchów.
Ostatnio zmieniony 01 października 2016, 12:03 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 01 października 2016, 13:17

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

To nie miało dla Vidgara sensu. Jak ktoś mógłby zabrać kamienie? Musiałby gdzieś mieszkać, nocować. Wszędzie było zimno a jedyna chata jaką znaleźli była ta, która spłonęła w nocy. Czy ktoś mógłby mieszkać w lesie z pająkami? Jeśli by tak było to musiałby sam chyba być sługą ciemności a ta została przegnana z tych ziem. Jeśli więc był to może i ćmy zabiły jego, albo sczezł w inny sposób. Jeśli zaś nie był sługą ciemności, to musiał być na tyle zaradny, żeby przeżyć tam pomimo ciem i pająków. Musiał więc mieć tyle rozumu, by nie otwierać tych przeklętych kamieni. Możliwe, że na ocenę sytuacji wpłynęło także zmęczenie i poziom skomplikowania tego dylematu, ostatecznie młody wojownik stwierdził, że nie ma się już czym przejmować.

- Prowiantu też nam nie starczy. Jeśli nie chcemy zginąć mało bohaterską śmiercią głodową, to wracajmy czym prędzej. Zwłaszcza, że ćmy nie były jedynym zagrożeniem jakie czai się na tych pustkowiach.

Vidgara przeszedł dreszcz na myśl o lodowym żmiju.

- Myślę Norlaug, że możesz mieć rację i mam nadzieję, że tak jest. Skoro ciemności nie ma już na tych ziemiach to znaczy, że ich duchy też musiały być uwolnione. Ja też nie miałem czasu szukać ich po tym jak zabiliśmy ćmę w chacie. Pozostawmy więc ich ciała w ziemi, wspomnienia w sercach i radujmy się, gdyż tej nocy ucztują w krainie przodków z bogami.

Nie miał już nic do dodania. Wiedział, że przed nimi długa droga. Miał nadzieję, że Tańczący, który stał mu się przyjacielem, kiedy tylko będzie miał jasny cel, znów odżyje i zacznie być bardziej żwawy. Martwił się też trochę o Olafa. Od wczorajszej nocy był całkowicie milczący i apatyczny. Trzeba mu było przypominać o najprostszych czynnościach. Dopiąć płaszcz, jedzeniu strawy puki ciepło nie uleciało z niej w tych przeklętych mrozach. Rozpacz po stracie ojca musiała być zaiste wielka.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 01 października 2016, 14:00

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]
[center]Podkład: The Winterway[/center]
- Mi też się widzi, że niewiele poradzimy tutaj - rzekł Brnjar. - Po prawdzie, trudno uwierzyć, by ktoś zdołał przetrwać na tym pustkowiu. Jeśli jednak istotnie tak jest i ktoś zabrał kamienie to oby udławił się nimi... Kto wie zresztą, gdzie mógł się udać? Może do Fomorii, a może ku Kłom Oris? A mozę go jakoweś bestie zeżarły? Wolałbym wierzyć, że te przeklęte kawałki skały same zniknęły, albo zapadły się głęboko w to bagnisko! Ech, nic tu po nas, ruszajmy! - odrzekł dźwigając się z ziemi.

Nim szarość brzasku ustąpiła cieniom dnia, wyruszyli z powrotem, brnąc obok objuczonych koni w głębokim do kolan śniegu. Wkrótce zasłona bieli przesłoniła widok szopy, pogorzeliska oraz usypanych na lodowej pustyni kurhanów. Pozostawiając ze ja sobą czuli, że tam, w śniegu spoczęły nie tylko ciała ich towarzyszy - lecz także jakaś część ich samych. Wspomnienia i młodzieńcza niefrasobliwość, być może też pewien rodzaj niewinności, właściwej istotom nie znającym Mroku. Teraz poznali już moc Ciemności i koszmar, który sprowadzała do tego świata. I choć powracali z ciężkim sercem, bogatsi byli także o doświadczenie, które miało jeszcze nie raz uratować im życie na niegościnnych pustkowiach Torgeth.

Droga do wzgórz zajęła im trzy dni. Ciężkie dni, w czasie których wiatr ciskał im w twarze tumanami marznącego śniegu, wyjąc potępieńczo, jak gdyby chciał ich zawrócić i nie dopuścić do tego, by zdołali ujść z tej lodowej pustyni. Mróz wzmógł się jeszcze, jednakże dziedzictwo barbarzyńskiej krwi Torgeth pozwalało im przetrwać w warunkach, w których każda istota ze Wschodu zginęłaby marnie. To była okrutna i bezpardonowa walka z siłami natury, bezlitosna niczym oddech Aurena. Ich własna Zimowa Droga, która stanowiła jak dotąd jeden z największych sprawdzianów wytrwałości i woli przetrwania. Wreszcie, w południe czwartego dnia ujrzeli falujące stoki Szarych Grzbietów. Wzgórz, które oferowały ochronę przed wichrem i nadzieję, na lepszą strawę niż suchary i zamarznięte mięso.

[center]Obrazek[/center]
Nie żegnali Wilczych Pustkowi z żalem. Pozostała na nich jeno Ciemność i śmierć. I choć przed sobą mieli jeszcze wiele dni drogi, przez surową i bezludną dzicz, przecież na jej końcu czekało ciepło ognia, dach nad głową i towarzystwo innych, którzy wysłuchają dziwnej opowieści i przestrogi wyniesionej z dalekiego Zachodu. Z otuchą zagłębili się więc w cichą dolinę pomiędzy szczytami, w której umilkło wreszcie wszędobylskie zawodzenie wichru. Najcięższa część szlaku pozostała już za nimi. Przed nimi pozostała już tylko droga do domu.
Wszyscy: test Przetrwania w skrajnie nieprzyjaznych warunkach (Odporność + Przetrwanie):
Kyariel: 40 + 6 + 50 (Odporność na mróz) - 30 (za naprawdę ciężkie warunki) = 66. Rzut: 31. Test zdany z trzema przebiciami! Mimo naprawdę krytycznych warunków trzymasz się dobrze. Dar Lodowych Wiedźm, którym obdarzona jest twa rasa pozwala Ci przetrwać w sytuacji, w której nie przeżyłby żaden elf.
Norlaug: 33 + 4 + 50 (Odporność na mróz) - 30 (za naprawdę ciężkie warunki) = 57; Rzut: 39. Zdane z jednym przebiciem! Warunki są naprawdę ciężkie i czujesz zmęczenie - jednakże barbarzyńska krew Nardlens w twych żyłach zapewnia Ci siłę, potrzebną do ich przetrwania. Pomimo wyczerpania idziesz naprzód nie zwalniając tempa.
Olaf: 36 + 11 + 50 (Odporność na mróz) - 30 (za naprawdę ciężkie warunki) = 67; Rzut: 38. Test zdany z dwoma przebiciami. Warunki są naprawdę ciężkie i czujesz, że sytuacja nieco Cię wyczerpuje. Nie jest jednak ponad twoje siły. Barbarzyńska krew Nardlens w twych żyłach zapewnia Ci siłę, potrzebną do ich przetrwania. Idziesz naprzód nie zwalniając tempa.
Tańczący: 50 + 14 - 30 (za naprawdę ciężkie warunki) = 34; Rzut: 29. Test zdany bez przebić. Warunki są koszmarne i odczuwasz to jako stan ciągłego wyziębienia i zmęczenia. Pomimo to jednak jakoś się trzymasz i nie zwalniasz tempa. Najwyraźniej jesteś najtwardszym Wylkołkiem na Zachodzie.
Vidgar: 40 + 4 + 50 (Odporność na mróz) - 30 (za naprawdę ciężkie warunki) = 64; Rzut: 23. Test zdany z czterema przebiciami. Nie straszny ci mróz i śnieżyca. Zmęczenie się Ciebie nie ima, a zimno nie doskwiera Ci ani trochę. Kroczysz pewnie przed siebie, czując się na Pustkowiach zupełnie swobodnie.

Olaf i Tanczący: test wyszukiwania drogi (Per + Przetrwanie):
Olaf: 35 + 11 - 20 (za naprawdę paskudne warunki) + 10 (za zaklęcie: Wyczucie Kierunku) = 36; Rzut: 11. Zdane z dwoma przebiciami: Mimo panującej śnieżćy jesteś w stanie odnaleźć włąściwy kierunek i poprowadzić wyprawę.
Tańczący: 39 + 14 - 20 (za naprawdę paskudne warunki) + 10 (za zaklęcie: Wyczucie Kierunku) = 43; Rzut: 70; Test nie zdany: panująca śnieżyca utrudnia ci orientację. Gdyby nie zaklęcie Wyczucie Kierunku zgubiłbyś się na pustkowiu.
[center]***[/center]
[center]EPILOG
Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

[center]Obrazek[/center]
- Nie przejdziemy przez ten wąwóz - wydyszał Tańczący, wywalając wielki, czerwony jęzor - Lawina zawaliła przejście. Musimy poszukać innej drogi.

Wędrowali przez wzgórza już siedem dni. Pomimo zmęczenia podróż mijała dość szybko - poniekąd dlatego, iż znali już drogę. Ponadto tu, w dolinach i na osypanych śniegiem stokach, wśród rozrzuconych w nieładzie skał i niewielkich zagajników brzóz, jodeł i świerków, łatwiej było znaleźć strawę dla ludzi i wierzchowców. Olaf i Tańczący kilka razy powrócili ze zwiadu z tłustym zającem lub kuropatwą śnieżną, zdawało się więc, iż szczęście znów uśmiecha się do wędrowców. Problem pojawił się dopiero u wejścia do wąwozu, który zdawał się z całości zasypany śniegiem. Zwiadowcy przez kilka godzin usiłowali znaleźć inną drogę, w końcu powrócili do rozbitego naprędce obozu, gdzie oczekiwali pozostali członkowie wyprawy.

- Możemy przejść tędy - dorzucił Olaf, wskazując ręką w stronę łagodniejszego stoku. - Trza jedynie wspiąć się na ten stok. Po drugiej stronie widziałem zamarznięte jezioro. Lód wygląda jakby zdołał unieść mamuta. To najlepsza droga.

Brnjar skinął głową i wszyscy poczęli sposobić konie. Wkrótce byli już gotowi do drogi. Wejście na stok istotnie nie było trudne, choć musieli prowadzić wierzchowce. Po drugiej stronie jednak mogli już zasiąść w siodłach i zjechać stępa w stronę zmarzliny. Jedynie Vani i Red szli piechotą. Jeden przy koniu pracodawcy, drugi zaś prowadząc jucznego kuca, obładowanego marnymi resztkami tego, co pozostało z wyposażenia wyprawy.

[center]Obrazek[/center]
Olaf ostrożnie wjechał na lód - jednak po chwili uspokoił się. Zamarznięta tafla jeziora istotnie wydawała się pewna i mogłaby udźwignąć trollową skałę. Pozostali pospieszyli za młodym zwiadowcą, wjeżdżając na błękitno-białą równinę. Wiatr tu wydawał się kąsać mocniej, niosąc drobne odłamki lodu. Norlaug poprawiła kaptur, osłaniając twarz. W tym samym momencie słońce wyjrzało na chwilę zza zasłony chmur. Jego pojedynczy promień odbił się od pierścienia na palcu czarownicy, śląc iskrę prosto w ślepia jadącego obok kuca Brnjara. Konik cofnął się gwałtownie, kupiec zaś zachwiał się w siodle i niezbyt zgrabnie klapnął na śnieg. Zaśmiał się szczerze ze swego wypadku, jak to miał w zwyczaju. Vidgar i Olaf roześmiali się także, lecz nagle ucichli spojrzawszy na lód... Tuż obok podnoszącego się z ziemi Brnjara ujrzeli bowiem jego torbę. Sprzączka trzymająca wieko odskoczyła i zawartość tobołów kupca rozsypała się wokół. Znali już te kształty. Na śniegu przed nimi leżał bowiem tuzin czarnych kamieni z przeklętej Dellan Kyle...
Wszyscy jesteście naprawdę zaskoczeni widokiem czarnych kamieni na śniegu. Ponadto pamiętajcie, że Brnjar był waszym towarzyszem przez cały czas wyprawy i fakt, iż zabrał kamienie wydaje się wam naprawdę niepojęty. Wygląda na to, że jowialny kupiec okłamał was! Prosiłbym o odegranie odpowiednich emocji w tym momencie.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 01 października 2016, 14:45

[center]Baza na Wilczych Pustkowiach, 9 zmroczec (Xevar), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Widząc kamienie ciało Vidgara zareagowało szybciej niż umysł. Wyszarpnął miecz i ostrze jego skierował w stronę gardła kupca. Przy okazji próbował zsunąć z pleców tarczę. Kiedy już to uczynił poczuł zimny dreszcz wywołany kilkoma myślami, które na wyścigi domagały się uwagi jego świadomości. Pierwsza była zdrada, a raczej niepewność. Czy Brnar ich zdradził zabierając te przeklęte przedmioty ze sobą? Czy tylko popełnił głupi błąd? Nie było jednak czasu w tych kilku sekundach na rozstrzygnięcie tej kwestii gdyż jednocześnie wiedział, ze naraża się dwóm ochroniarzom kupca, którzy przecież byli dalece bardziej doświadczeniu w boju od niego i jego towarzyszy. Nie wiedział też jak zareaguje reszta członków wyprawy. Czy Olaf przezwycięży swoją apatię is tanie u jego boku? Czy Norlaug nie narazi się na niebezpieczeństwo niewłaściwie oceniając sytuację? Czy Kyariel zdąży zareagować?

Pewien był tylko refleksu Tańczącego, którego instynkt był szybki a kły ostre. Nie mogąc jednak ufać reszcie swoich towarzyszy obawiał się, że niebawem będzie tylko stygnącym ciałem na splamionym krwią śniegu. Mimo to spróbował przemówić:

- Brjnarze, czemu zabrałeś ze sobą te przeklęte kamienie? Nie widziałeś ile zła może uczynić ciemność w nich skryta? Czy ta ciemność zatruła Twoje serce? Red, Vani, walczyliśmy razem przeciw temu plugastwu, nie walczmy teraz przeciwko sobie.

Kiedy zaczynał mówić, jego głos się trząsł podobnie jak dłoń i kolana. Kiedy jednak kończył poczuł dziwną przejrzystość myśli, spokój i płynność ruchów. Nie było w tym ani pewności siebie ani determinacji. Zwykła zimna gotowość i wyczekiwanie. Gotowość do walki i gotowość na śmierć. Bez strachu i bez żalu. Wraz ze słowami umilkły w nim wszystkie emocje.
Vidgar chce jasno dać do zrozumienia, że jest gotów walczyć, jeśli będzie musiał. Stara się stać tak aby Red i Vani byli przed nim. Spodziewa się, że będą bronić kupca bez względu na te cholerne kamienie. Ma jednak nadzieję, że jakoś uda im się porozumieć.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 01 października 2016, 15:16

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Wszystko stało się tak nagle... w mignięciu światła odbitego od powierzchni haraldowego pierścienia... Brnjar spadł ze swego wierzchowca... a z torby posypały się czarniejsze niźli węgiel i najciemniejsza z nocy, kamienie... Te kamienie...

Wiedźma wypuściła gwałtownie powietrze z płuc. Kaptur opadł jej z głowy a włosy się rozwiały na chłodnym wietrze Północy. Odgięła się do tyłu, niemalże również nie ześlizgując się z własnego wierzchowca. Torbę kupca bowiem... wypełniały niemal po brzegi czarne minerały! Ile tam ich było! Kilkanaście! Kilkanaście ciem, gotowych pozbawić dusz nie tylko ich garstkę, ale całe Beran! Wskazała palcem na kupca:

- Czy widzisz, co robisz? Niesiesz w tej torbie śmierć... - jej głos był z początku cichy, niemal jak syk - śmierć całego Beran! I może jeszcze Fomorii! Ty idioto! Ty skończony kretynie! Borsuku myślącym o napełnieniu własnej kiesy! Życie ci niemiłe! A może obrzydło Ci światło dnia i towarzystwo przyjaciół?! Jak mogłeś... - przerwała, a w jej oczach tliły się płomienie większe niż te, które pochłonęły tak niedawno chatę na Pustkowiach. - czy nie wystarczyła ci krew twych bliskich?! Życie Vilberga, a nawet jego dusza! Los Olafa, który został brutalnie osierocony! Tak, ważne jest twoje brzuszysko... gdyby nie oni, nie oni, co zginęli... Nie dożyłbyś kolejnego poranka! Nie wiem jak można być tak głupim... Oni oddali za ciebie swoje życie, swoją krew, nie myśląc o niczym innym, niż łączącej przyjaźni... Każdy z nas Ci ufał!

- Nie wiem co masz na swe usprawiedliwienie... i pewnie jest to gówno trolla warte... Byłeś na skraju śmierci i chciałeś ją sprowadzić na innych... Piękne brawa, właśnie ukazałeś swój szlachetny honor! A do tego i inteligencję...

Spojrzała z niesmakiem od kupca. Stał przy nim jego ochroniarz, który przedkładał najwyraźniej służbę nad wszystko co rozsądne. Przygryzła usta... nie miała teraz nawet swego toporka... jedynie niewielki sztylet, który nic nie da przy walce z zaprawionym w boju mężczyzną... dodatkowo jeszcze dzierżącym topór...
Dziki atak furii Norlaug... wiedźma nie chce nic poważnego zrobić kupcowi, ale zbluzga go na czym świat stoi. Mogę prosić o rzut na Zastraszanie (przypominam, że moja postać je ma jako wiedźma) lub jakąś Perswazje ewentualnie? Może coś do niego dotrze w końcu... Edit: nie cofnie się przed niczym, żeby tylko odzyskać te kamienie i nie pozwolić im dotrzeć do cywilizacji. Nie będzie jednak się pchała pod ostrze topora, gdy ma tylko sztylecik. Chce się tych wszystkich kamieni pozbyć. Najlepiej utopić je gdzieś głęboko w jeziorze, lub zakopać - ale też głęboko i tam, gdzie nikt i nic tego nie znajdzie.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 01 października 2016, 16:00

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

Tańczący po czarnej Spirali wysunął się, stając tuż obok Vidgara. Na Brnjara spoglądał spod łba. Miał ochotę się na niego rzucić i wyrwać mu krtań.

- Okłamałeś nas. Byłem gotów oddać za ciebie życie. Wybrałeś swój zysk ponad moją lojalność. Nie jesteś godzien nawet tego by zginąć z moich szczęk. - zawarczał w kierunku kupca. Następnie zwrócił się do jego ochroniarzy - A wy. Wiedzieliście o tym? Wiedzieliście, że to on sprowadził na nas tę ciemność i te demony?

Nie odpowiedzieli, gapiąc się jedynie bez żadnego konkretnego wyrazu twarzy. Wylkołek kontynuował.

- Nie ma takiej możliwości byśmy odeszli stąd wszyscy. Zbyt wiele krwi na twoich rękach. Albo ty, albo my, ktoś sczeźnie w tym miejscu.

Nim ktokolwiek miał czas zareagować na jego słowa, ponownie się zwrócił do milczących najemników.

- Jeśli wywiąże się między nami walka, nikt z nas nie wróci do domu. Może i macie więcej obycia w walce niż my, ale nie wyjdziecie z niej bez szwanku. Lecznicze amulety nam się pokończyły, a uzdrowicielka jest po naszej stronie. Poranieni daleko nie dojdziecie. Odstąpcie teraz, a zginie tylko jedna osoba. I cały jego dobytek będzie należał do was.

Ponownie spojrzał na oślizgłego kupca, który jeszcze chwil parę jawił się jego przyjacielem. Ale wiedział już, że przyjaciół zostawił z tyłu, pomordowanych przez tą szuję. Pogrzebanych.

Zawarczał cicho. Po czym równie warkliwym głosem dodał w kierunku kupca.

- Nie odejdziesz stąd żywy. Przysięgam ci to.
Tańczący stoi pewnie i nie cofnie się przed walką. Wolałby jej uniknąć, bo zbyt wiele osób już poległo, ale jasnym wydaje się, że póki będzie stał o własnych siłach, nie pozwoli by kupiec przeżył.
Ostatnio zmieniony 03 października 2016, 17:35 przez Frater_Terry, łącznie zmieniany 1 raz.

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 02 października 2016, 11:57

Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.


- Widzę że w każdej drużynie musi się znaleźć jakiś chciwy głupiec - wysyczał przez zaciśnięte zęby Kyariel kiedy udało mu się przezwyciężyć zaskoczenie.Postępek Brnjarna obudził w nim złość i zawód, o wiele bardziej wolałby aby wróg nadszedł z zewnątrz niż wzbogacić się o tak przykre doświadczenie jakim jest odkrycie podszywającego się pod przyjaciela, zdrajcy u boku. Pomimo to z jego sylwetki emanowała chłodna determinacja świadcząca o tym że nie cofnie się przed walką.

Nie zamierzał mówić nic ponad to co już wyrzeknięto, teraz czekał jedynie na odpowiedzi będąc gotowym do ataku.
w razie nagłej walki Kyariel będzie atakować lodowym pociskiem
Ostatnio zmieniony 03 października 2016, 02:27 przez voodoochild, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 02 października 2016, 14:54

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]
[center]Podkład: Burning[/center]
- Głupcy! - wysyczał Brnjar przez zaciśnięte zęby. Zdołał już dźwignąć się na nogi i teraz stał pomiędzy swymi dwoma milczącymi ochroniarzami. Jego oczy miotały iskry, a pięści były zaciśnięte - nie wzniósł jednak broni.

[center]Obrazek[/center]
- Przeklęci głupcy - powtórzył i zabrzmiało to jak splunięcie. - Czy wiecie chociaż przeciwko komu stajecie? Te kamienie, które dla was są tylko powodem zysku lub klątwy mają o wiele większą wartość. Jeno trza wiedzieć, jak się nimi posłużyć! - zaśmiał się chrapliwie. - Myślicie, że robię to dla srebra? Nic nie pojmujecie! Czy wiecie jak cenne są te istoty dla kogoś, kto umie wykorzystać ich moc? Ćmy, które kradną duszę i giną w ogniu. W ogniu Ahrlagora!

Młodsi członkowie wyprawy oniemieli, słysząc imię Pana Bólu. Imię, którego żaden sługa Bogów Północy nie wymówiłby dobrowolnie. Brnjar zaś kontynuował rozkoszując się najwyraźniej sytuacją:

- Ćmy mogą zebrać dusze, setki dusz, wysysając z Beran życie. A później płomienie Pana Agonii pochłoną miasto, strawią stwory i pożarte przez nie duchy uwalniając falę cierpienia, jakiej ten świat nie widział nigdy! Krzyki rozpaczy wypełnią krainę żywych i umarłych! Ta ofiara otworzy wrota do Królestwa mego Pana, a gdy to się stanie on zstąpi na ziemię. Całe Torgeth należeć będzie do niego! Bękart Auren, wraz ze swą matką-dziwką pokłonią mu się w pas! Czy teraz widzicie, jaki cel mnie prowadzi? Czy teraz pojmujecie wspaniałe dzieło, w którym przyszło wam uczestniczyć?

Nim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć, Olaf warknął:

- Zdrada! Zapłacisz mi za śmierć ojca, psie!

Brnjar jednak roześmiał się tylko pogardliwie:

- Twój ojciec akurat miał przeżyć tą wyprawę, szczeniaku. Gdyby tylko nie był takim cholernym głupcem i zawrócił, jako mu rzekłem... Ale tak, był mi potrzebny by nikt w mieście nie podejrzewał niczego. Wszyscy szanowali starego kulawca Vilberga, któż podważyłby jego słowa? Mi zaś udało się zdobyć jego wdzięczność i zaufanie. Dzięki niemu mogłem oddalić podejrzenia, zdobyć wpływy, których potrzebuję by Noc Ognia nadeszła szybciej!

Słysząc te słowa Tańczący warknął głucho a Vidgar ścisnął mocniej miecz, gotując się do ataku. Brnjar jednak uprzedził ich, mówiąc:

- Stójcie kundle! Red, Vani, pokażcie tym głupcom, kim naprawdę jesteście! Niechaj ujrzą potęgę, z którą chcą się zmierzyć!

Nim wiatr porwał jego ostatnie słowa, postacie obu wojów otoczyły wyjące płomienie. W twarz pozostałych członków wyprawy buchnął żar i zapach krwi. Patrzyli w niemym przerażeniu, jak z ognia formują się dwie demoniczne sylwetki Asurów Ahrlagora. Oczy demonów gorzały żywym ogniem, z ich szczęk spływały krople ognistej krwi, sycząc na lodzie. Szpony stworów zaciskały się i otwierały spazmatycznie, najwyraźniej spragnione ciała, które mogłyby rozszarpać na strzępy. Ich władca nie wydał im jednak rozkazu ataku, Asurowie stali więc przy jego boku - choć sam ich widok ścinał krew w żyłach tych, którzy byli po stronie Światła. Spłoszone kuce zarżały rozpaczliwie i zatańczyły w miejscu. Olaf w ostatniej chwili zdołał zsunąć się z siodła, Kyariel i Norlaug nie mieli wszakże tyle szczęścia i oboje spadli z końskiego grzbietu, lądując na twardym lodzie.

[center]Obrazek[/center]
Spoiler!
Zdany test kosmologii: Asurowie, których widzicie to Ogary Pożogi - wyrywają ludziom serce z piersi by porwać ich dusze. Są bardzo szybkie i potrafią ścigać ofiary bez wytchnienia. Są także odporne na niemagiczną broń i ogień.
- Widzicie wreszcie! - zaśmiał się Brnjar obłąkańczo. - Poznajcie chwałę mego Pana! Ach... Ta suka Gunlid - warknął. - Była bliska poznania prawdy. Śledziła mnie i wiedziała, że wziąłem kamienie... Wścibska lisica, musiała umrzeć. Wysłałem po nią me ogary, by wyrwały jej tchórzliwe serce z piersi i przyniosły do mnie. Jej dusza i dusze jej towarzyszy będą wspaniałym darem dla Władcy Bólu. I wasze takoż młokosy... To miejsce jest waszym grobem! Chyba, że przyłączycie się do mnie, by wspomóc me wielkie dzieło i ujrzeć świat tonący w ogniu!

- Decydujcie teraz! - ryknął, a w jego oczach zalśniła krwawa iskra szaleństwa. Asurowie po obu jego stronach zwrócili swe przeszywające spojrzenie na wędrowców i warknęli głucho. W powietrzu rozległ się swąd spalenizny i gotującej się krwi. Wiatr zawył potępieńczo, niczym duchy, cierpiące wieczne męki w płomiennym piekle Rzeźnika Ciemności, wieszcząc, iż w tej walce śmierć nie będzie wyzwoleniem od bólu, lecz będzie jeno początkiem agonii trwającej po wsze czasy...
Kyariel, Norlaug i Olaf: test jeździectwa - widok demonów płoszy konie (Zw + Jeździectwo):
Kyariel: 37 + 2 = 39; Rzut: 43; Spadasz z konia (nic ci się jednak nie stało, gdyż ubranie zamortyzowało uderzenie o lód);
Norlaug: 24 + 2 = 26; Rzut: 74; Spadasz z konia (nic ci się jednak nie stało, gdyż ubranie zamortyzowało uderzenie o lód);
Olaf: 40 + 9 = 49; Rzut: 33. Test zdany, z jednym przebiciem. Nie zdołasz opanować konia, ale zdązysz zsunąć się z siodła nim stracisz nad nim kontrolę.
Vidgar: deklarował, że zsiada z wierzchowca, więc nie musi nic testować.
Widok demonów wywołuje w was strach (poza Vidgarem, którego hełm chroni przed tym efektem), każdy, kto zechce walczyć będzie musiał wykonać test S.W. przeciwko tej okoliczności. Na razie więc chciałbym abyście zawarli w poście jaką każda z postaci podejmie decyzję: ucieknie, będzie walczyć? A może przyłączy się do Ciemności?
Ahrlagor - Pan Agonii, Władca Bólu, Rzeźnik Ciemności - oto określenia Bóstwa Mroku na którego powołuje się Brnjar. Jest to także ten bóg, który prześladował Ridvinę i Aurena i jego nienawiść do nich jest znana.

Asur - nazwa demona służącego ciemności. Demony służące Bogom Światła nazywane są Dewami. Wszyscy Asurowie są bardzo potężni i widok każdego z nich budzi strach wśród istot żyjących na ziemi. Stanowią ucieleśnienie grozy i koszmaru.
Ostatnio zmieniony 02 października 2016, 16:02 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

voodoochild
Reactions:
Posty: 71
Rejestracja: 07 kwietnia 2016, 11:38

Post autor: voodoochild » 03 października 2016, 02:23

Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.

Zaniepokojony sytuacją kucyk wierzgnął znienacka strącając Alfra z grzbietu, upadek jednak nie był zbyt mocny i mag szybko stanął na równe nogi w pełnej gotowości.

Odpowiedź Brnjara była dla niego kolejnym zaskoczeniem, kubłem zimnej wody gdyż cele wroga okazały się dalece groźniejsze niż sądził. Słysząc że to właśnie on uśmiercił Gunlid i jej dwójkę kompanów, że przeznaczył ich duszom tak niewyobrażalną mękę, jego krew zawrzała ze złości. Właśnie w tedy w jego umyśle pojawił się szalony i ryzykowny plan.

Dalsza część przemowy Brnjara zniknęła z pola uwagi Alfra, zamiast słuchać, Kyariel zaczął szeptać tekst zaklęcia ofiarowanego mu przez wiedźmę. Pochylił głowę i przymknął oczy skupiając się na kształtującej się pod jego nogami i nogami jego przyjaciół powierzchni. Skrzypienie lodu zaczęło przekształcać się w dźwięk ocierających się o siebie kości, oczami wyobraźni zaczął dostrzegać odcinające się w lodowej czapie, przylegające do siebie kształty.

Kiedy dotało do niego odległe " decydujcie teraz" nawet nie drgnął, zamiast tego skupił się na wyostrzeniu kształtów majaczących pod jego nogami, starając się poczuć ich kształt pod podeszwą i w najbliższym otoczeniu, w którym znajdowała się ta część drużyny która nie miała ochoty stać się pożywką dla bóstwa Brnjara.
Mistrzu gry, próbuję użyć czaru "marzenie" który został ofiarowany mojej postaci przez Norlaug (żywioł - Duch; P.Mi. 6, St.Zdol. 2) chcę stworzyć łódź, dratwę, pozwalającą nam utrzymać się na wodzie. Jeśli moja postać nie będzie w stanie z niego skorzystać, wówczas zmienię deklarację w poście na inną. W obu przypadkach zaraz po udanej lub nie udanej próbie użycia zaklęcia będę chciała rozwalić taflę pod demonami za pomocą ognistych pocisków, wspieram się przy tym różdżką.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 03 października 2016, 18:13

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]
Kiedy ochroniarze kupca przyjęli swe prawdziwe formy, Tańczący poczuł jak jego łapy robią się miękkie a futro jeży mu się na karku. Jakże mieli stanąć w szranki z Asurami i to jeszcze dwoma? Jeden z nich był wystarczającą siłą by pozbyć się tej marnej przeszkody jaką stanowili dla przeklętego Brnjara.

Dużym wysiłkiem było dlań zatrzymaniem w gardle jęku, który ze wszystkich sił starał się wydostać na zewnątrz. W dodatku kiedy już udało mu się zapanować nad trzęsącymi si ę łapami, musiał jeszcze powstrzymać je od ucieczki, do której bardzo się rwały, mimo iż na dobrą sprawę miały problem by utrzymać jego ciężar.

Wiedział jednak, że nie może zostawić swych przyjaciół na ich pastwę a świata na ich łasce. Byli ostatnim bastionem światła, który mógł powstrzymać nadchodzącą ciemność. Jeśli oni zawiodą, prawdopodobnie już nic nie będzie w stanie ich powstrzymać. Poza tym, złożył temu bękartowi ciemności przysięgę i nie miał, oj nie miał zamiaru jej złamać.

Wciągnął duży haust mroźnego powietrza przez nozdrza. Poczuł zapach, który miał być zapachem jego ostatnich chwil. I chociaż jego serce w swych szponach dzierżył strach, jakiego nie czuł wcześniej, stanął twardo i powoli podniósł łeb, patrząc w oczy swego wroga. Zawarczał.

- Gdyby ten twój ścierwojad któremu służysz, w istocie był tak potężny, nie pozwoliłby byś spadł ze swego wierzchowca ujawniając nam prawdę. Zdechniesz, jak wszyscy którym namieszał w głowie przed tobą. - zakończył swe słowa krótkim szczeknięciem.

Ponownie nabrał powietrza w płuca, dbając by nie trząść się przy tym za bardzo. Następnie przymknął lekko ślepia prosząc ducha niedźwiedzia o wsparcie w nadchodzącej walce, która będzie jego ostatnią. Wiedział już co ma robić.
Wylkołek prosi swego ducha totemicznego o wsparcie w nadchodzącym starciu. Szykuje się na najgorsze, ale nie ma zamiaru odpuścić, a już tym bardziej przejść na ciemną stronę mocy.

zapalki_chaosu
Reactions:
Posty: 167
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 11:57

Post autor: zapalki_chaosu » 03 października 2016, 20:51

[center]Szare Grzbiety 18 Zmroczec (aloqa), 360 rok Ery Silniri.[/center]

[center]https://www.youtube.com/watch?v=6uXgQL8NnEg[/center]

Vidgara wypełniał spokój zimny jak stal zmrożona wiatrem wilczych pustkowi. Oddychał spokojnie i głęboko, jego spojrzenie mogło by nawet wydawać się łagodne, gdyby nie lodowata pewność siebie i determinacja. Zmysły wyostrzyły się a czas zwolnił. Miał wrażenie, że czuje osobne prądy gorącego i zimnego powietrza, jak owiewają jego postać. Zapachy mieszały się, zarówno te spalenizny i krwi jak i te prozaiczne, potu, kuców, znoszonych ubrań.

Zamknął na chwilę oczy i rozluźnił mięśnie, przygotowując się do walki. Nie miał już wątpliwości, że do niej dojdzie i nawet nie myślał o niej. Nie planował, nie przejmował się jej wynikiem. Zwyczajnie chciał skupić się na tym co teraz było jedyną rzeczą, która mogła mu dać poczucie spełnienia, walce. Skupił się na ostrzu, tak by było przedłużeniem jego ręki. Skupił się na tarczy, która miała ochronić jego i w razie konieczności także jego towarzyszy. Nie było w nim gniewu, tylko wola zimna i ostra jak stal. Był gotów.

- Twoje słowa i te demony nie robią na mnie wrażenia. Jeśli myślisz, że światło które jest w nas i Bogowie, którzy nas chronią cofną się przed mrokiem, któremu służysz to jesteś głupcem i twoja krew zabarwi dziś śnieg na czerwono. Wiem, że przeżyję to starcie bo śniłem sny o przyszłości i nadal byłem w nich sobą a nie jakimś zagubionym głupcem służącym ciemności. Raz uratowałem ci życie, gdyby nie ja, nie byłoby cię tutaj. Teraz czeka cię śmierć i Bogowie tylko raczą wiedzieć czy od mojego miecza, szczęk Tańczącego, strzały Olafa czy pocisku Kyariela.

ODPOWIEDZ