PBF - Mistyczny Lotos

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 05 stycznia 2016, 21:08

Obrazek

Odmęt głębin lekko bujał się na falach morza północnego pod czujnym okiem popołudniowego, letniego słońca. Mężczyzna o szpetnym wyglądzie, z licznymi bliznami na szyi i głowie wylegiwał się na hamaku na pokładzie kupieckiego statku. Jego duża postura, śniada twarz oraz ciemne włosy stanowiły dziwną, rzadką mieszankę. Śniadolicy zamorańczycy byli zwykle niskiej i szczupłej budowy; ten zaś odznaczał się ponadprzeciętnym wzrostem.

I smrodem. Smrodem człowieka, który od wielu dni nie brał kąpieli, zaś jego ubranie to paleta zapachowa wielu win o różnych rocznikach. I różnych pochodzeniach.

Zamorańczyk jednak klnął na czym świat stoi, mimo totalnego luzu, świetnej, letniej pogody i zbliżania się do upragnionego lądu.

- Zorian, do kurwy nędzy. No weź powiedz, że masz choć kropelkę wina. Bo uschnę jak szparka naszej kapitan.

Zagadnięty, łysy mężczyzna imieniem Zorian, również bujał się na hamaku, tuż obok wielkiego zamorańczyka. Na jego twarzy malował się błogi spokój i ukojenie, a wokoło niego roztaczała się ta sama, smrodliwa aura, dopieszczana co rusz nie mniej cuchnącymi pierdami.

- No sam nie mam, przecież wiesz. Wino i rum skończyło się tydzień temu, co ja biedny poradzę - odpowiedział, po czym przepłukał gardziel lekko rozcieńczonym winem w skórzanym bukłaku. Jak dotąd udało mu się zachować w tajemnicy tą ostatnią butelkę, podpijaną skrycie przez ostatnie godziny. A ponieważ wszyscy na statku cuchnęli winem i rumem - nawet tak zaawansowany węch i wykrywacz alkoholu, jakim był nos zamorańczyka, nie był w stanie wyczuć subtelnej woni shemickiego wina, rocznik... wiosenny, tego roku. Mimo, że trunek był podły w smaku, to Zorian się tym nie przejmował i cieszył się dalej powolnym życiem i tym, że kolejna jego fucha jako najemnego łamignata dobiegła końca, i już za niedługo zainkasuje potężną sumkę.

- Ech, gdyby ten klejnot Aspartana czy jak mu tam było... nam wtedy nie rozwalił się na drobne kawałki... kto wie, może dzisiaj mielibyśmy swoje małe królestwo, co? - zapytał ten pierwszy.

- Pewnie ta... o ile byś wszystkiego nie przepił i nie przeruchał połowy burdeli w południowych królestwach, czym się... - zaczął Zorian

- ...czasem... - wtrącił pierwszy.

- ...zawsze kończyło świętowanie naszego bogactwa - Zorian dokończył. Od jego łysej, poprzecinanej bliznami czaszki odbijało się letnie słońce.

Sielankę przerwał krzyk majtka, który akurat pełnił zaszczytną służbę na bocianim gnieździe.

- Staaaaateeek na hooooryzoncieeee!

Wśród licznej załogi zapanował uporządkowany chaos. Spod pokładu najpierw ukazał się czubek czapki pani kapitan. Potem znowu kawałek jej czapki. Na końcu zaś zwieńczenie jej czapki i podekscytowana, całkiem brzydka twarz starszej kobiety.

- Wciągać piracką banderę! - rozkrzyczała się, miotając twarzą na prawo i lewo. - A wy, moczymordy i obszczymajty, dźwigać wasze leniwe dupska i na pozycję! - ryknęła wcale nie ciszej w wylegujących się dwa metry od niej najemników.

- Co ona tam gada, Vanko? - zapytał spokojnym tonem Zorian wego towarzysza.
- Nie wiem! Pewnie jej dziupla znowu szuka ptaszka, a zamiast tego osiedliły się pająki - odpowiedział spokojnie ten drugi, po czym z całym rozpędem i siłą, używajac całego swojego wieloletniego doświadczenia, leżeli dalej.

Pani kapitan już miała otwierać usta, by nagromadzona w niej para mogła ujść nie powodując eksplozji, gdy z góry rozległ się nowy okrzyk.

- To...

- ...piraci! - krzyknął uradowany Conan, patrząc przez lunetę, jak shemicki statek wciąga pirackie flagi na maszty. - Chłopcyyy! - ryknął zza koła sterniczego. - Będziemy mieli rozrywkę! Barbusie! Kurs: południowy wschód. Rozerwiemy się po kilkunastu dniach nudy!

Statek zaskrzypiał i posłusznie skierował się w stronę zmierzającego ku nim pirackiego statku. Galvat i Nehaher wyjżeli za burtę w stronę statku, który nagle robił gwałtowny zwrot i na powrót wciągał flagi królestwa Shem. Podszedł do nich Garro, lewą ręką trzymający Caralle za tyłek, prawą zaś butelkę rumu.

- A ci co robią? - zapytał, unosząc rękę z butelką w stronę zawracajacego statku.

- Pewnie spierdalają - odparł spokojnie Galvat, wzruszając jedynie ramionami.

- Cała wstecz! Cała wstecz! Uciekamyyyy!!! - krzyczała pani kapitan Yael. Przerażenie przemalowało jej twarz na biało. Wyglądała teraz jak jeden z wędrownych artystów, których twarze są zamaskowane białymi, porcelanowymi maskami.

- To Conan! Conan Korsarz! Wszyscy do wioseeeł! - wtórował jej Mirth, bosman z dużą, czarną brodą i jeszcze większym tulwarem u boku.

Tymczasem Zorian i Vanko dyskretnie i zupełnie w swoim stylu przekradli się pod pokład i wykorzystując zamieszanie, dobrali się do zamkniętej skrzyni z przewożonym argossańskim winie.

- Zawsze mówiłem, że najpiewniejsze jest w brzuchu - Zorian stuknął się butelką z Vankiem i obaj oparci o deski skrzyni siedzieli pod pokładem, popijając jedne z lepszych win, jakie pili przez ostatnie lata, wysłuchując przy tym dźwięków bębnów nadających rytm dla wioślarzy. A wiosłował każdy... oprócz kapitana, tych dwóch najemników i...

- Wiedziałam, że tutaj wasz zastanę, stare moczymordy - stwierdziła umięśniona kobieta, o zdecydowanie północnej budowie ciała. - Dawać mi jedną butelkę, migiem! - rozdysponowała i usiadłszy naprzeciwko uśmiechniętych kompanów wyciągła ze swojej sekretnej kieszeni pomięte karty, pamiętające narodziny świata. - To co? Jeszcze jedna partyjka?
To jeszcze nie początek przygody! A jedynie drobne wprowadzenie...
Ostatnio zmieniony 05 stycznia 2016, 23:46 przez Dobro, łącznie zmieniany 1 raz.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 05 stycznia 2016, 22:07

- Na obsrane łydki portowych dziwek! Nic?!- wściekł się Vanko nerwowo wytrząsając pusty mieszek, z którego mimo wysiłków nie wypadł choćby rdzawy kamień. Na przyciągniętej beczce od dłuższej chwili podskakiwały rzucone przez szczerzących zęby kamratów błyszczące srebrne monety, podczas gdy z dziurawych kieszeń, śmierdzących moczem i rybami butów, ziejących pustką otworów po złotych kolczykach w uszach i brwiach, odciśniętych na nadgarstkach i palcach śladów po jeszcze niedawno dumnie noszonych drogich pierścieniach, z przetartych zakamarków wysłużonego skórzanego kaftana o odcieniu wina zmieszanego z krewetkami, pomarańczami i więcej niż dwukrotnie trawioną cięższą częścią mniej przyjemnych zakąsek wiało bogatą jedynie odorem czeluścią.

- Aaaa! Oby wam żadna kurwa nie dała!- żachnął się Vanko wyciągając zza pazuchy nóż. Kompani od stawki omietli się bystrym wzrokiem. Zorian, choć Vanka znał dłużej bodajże od własnego zadka wszelako też na moment rezon stracił. Zamorańczyk od tygodnia wodził nosem za najpodlejszym choćby trunkiem i gotów był sprzedać własną matkę, byleby tylko zaspokoić potrzebę. Przez chwilę zatem obserwował go bacznie po czym zarechotał głośno wspominając opowieść Vanka, jak to własną matkę sprzedał w niewolę niedługo przed tym, jak ją udusił. Opowieść owa miała tak wiele barw, jak niezliczona ilość wypitego przezeń wina i tyleż samo kwiecistych zakończeń.

Tymczasem nóż zamorańczyka ze zdecydowanym, choć nieco chwiejnym ruchem powędrował ku podobnej srogo bitemu wieprzowi mordzie- pierwszą młodość, w której takoż zresztą nie grzeszył wizerunkiem miał Vanko wszelako za sobą- by wśród narzekań i stękań spoconego łotra dobrać się do ostatniej cokolwiek wartej kosztowności.

- Fhluj by fo szszelił...- wymamrotał splunąwszy w dłoń wydłubanym, złotym zębem po czym dorzucił do puli umoruchany we krwi i ślinie niewielki samorodek podbijając stawkę ostatnią po wysłużonej szabli i nóżu cokolwiek wartą rzeczą.

-... i srać na Conana- dodał uniosłwszy lekko zadek uwalniając w podpokładową przestrzeń ducha suszonej szprotki.

Obrazek


Widzieć li tego Conan Korsarz nie mógł, a wiatry morskie nie takie wonie nieść przez swe nieskończone włości zdołały. Jednakże na chwilę, moment ledwie krótki otarły się owe Vankowe bzdyczenia o okręt jego potężny legendarne lico przyoblekając niespodziewanym uniesieniem..

http://media2.picsearch.com/is?-rzDmUka ... height=255
Vanko na obrazku z młodszym bratem. Co do reszty, sorki, nie mogłem się powstrzymać.
Ostatnio zmieniony 05 stycznia 2016, 23:22 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 18 stycznia 2016, 20:49

Kilka dni wcześniej, gdzieś na stałym lądzie...

Menkara stał w starożytnej komnacie i patrzył na kości. Leżały porozrzucane, pociemniałe i porowate, w grubej warstwie kurzu pokrywającego kamienną podłogę.

Migoczący czerwony blask pochodni zapełniał okrągłą izbę podrygującymi cieniami. Rosły żołnierz w pełnej zbroi stał bez ruchu obok drzwi, w dłoni mocno trzymał uniesioną pochodnię.

Menkara przyklęknął z szelestem swych szarych szat i z ukrytej pochwy wyciągnął ozdobny sztylet o nieregularnych kształtach. Choć był młodym mężczyzną, to jego przygarbione i pokurczone ciało przypominało raczej czarodzieja w podeszłym wieku. Z wygolonej czaszki zaczynały odrastać cienkie, mysiobrązowe włosy. Zmarszczył w zamyśleniu swe krzaczaste, zdeformowane brwi. Czubkiem sztyletu grzebał wśród kości oraz pyłu i powoli tracił nadzieję.

Teraz jest martwe
- myślał. - Oczywiście, że teraz jest martwe, ale miałem nadzieję, że coś tu pozostało, przynajmniej resztki. -Czubek sztyletu przegarnął wiekowy kurz i nic nie odkrył. Menkara nagle wstał, a żołnierz z pochodnią się wzdrygnął.

- Na kły Seta - zaklął. - Czyż po to tak się śpieszyłem i wędrowałem na próżno? - Jego głos odbił się głuchym echem.

Czarodziej spojrzał w górę. Sklepienie okrągłego pokoju było tak wysoko, że ginęło w migoczącej ciemności, poza zasięgiem blasku pochodni. Równy pas wyżłobionych hieroglifów biegł po ścianie na wysokości dwukrotnego wzrostu mężczyzny. Znaki wiły się w przyćmionym świetle.

- Nie ma wątpliwości - powiedział głucho Menkara - to ta komnata. - Obrócił się, a czyniąc to, postawił sandał na czymś, co cicho chrupnęło. Odstąpiwszy na bok spojrzał w dół i zesztywniał. - Opuść pochodnię, Ath. - Żołnierz posłusznie opuścił pochodnię, by oświetlić podłogę, a Menkara ponownie przyklęknął.

Nadepnął na coś, co okazało się ludzkim żebrem, które pękło na pół. Delikatny czarny pył wysypywał się ze złamanej kości. Menkara wydał cichy okrzyk triumfu.
- Oczywiście! To zasnęło. Musi wchłonąć do szpiku pokara i wtedy zakiełkuje. Da Set, że wciąż tu jest życie! - Gestykulował; odzianą na szaro ręką. - Sprowadź tu mego ucznia, Ath.

Żołnierz opuścił pokój, a światło jego pochodni oddaliło się korytarzem, pozostawiając Menkare w ciemności. Ale Menkara nie przejmował się ciemnością, gdy widział przed sobą jaśniejącą i pełną chwały przyszłość. Odgłos jego oddechu, jedyny dźwięk w tej kamiennej ciszy, zaczął się przyśpieszać.

Po kilku chwilach Ath powrócił, a jego jastrzębie stygijskie oblicze było posępne i beznamiętne. Za nim przywlókł się smukły wyrostek, odziany w żółte szaty. Choć był wyższy od Menkary, to, czubek jego potarganej głowy znajdował się dobrze poniżej podbródka Atha. Chłopiec rozejrzał się po komnacie z wyraźnym zniecierpliwieniem.

- Pomagałem ludziom rozbić obóz w wielkiej komnacie - powiedział rozdrażniony. - Czy wreszcie jest dla mnie jakieś pożyteczniejsze zajęcie?

Menkara nie odpowiedział, lecz wlepił spojrzenie w kości u swoich stóp.

- Ath - powiedział - zabij go.

Jednym płynnym ruchem żołnierz wyciągnął swój miecz, zatopił go w brzuchu młodzieńca, obrócił i wyciągnął. Uczeń wydał z siebie piskliwy jęk, chwycił się za brzuch i upadł. Wił się chwilę w kurzu, aż osłabł i przestał oddychać. Wtedy Ath wytarł swój miecz o ciało chłopca i schował do pochwy. Patrzył na Menkare wyczekująco. Dłoń dzierżąca pochodnię nawet nie drgnęła.

Ze skórzanego mieszka u pasa czarodziej wysupłał gruby, czerwonawy liść i podał Athowi, który natychmiast wsunął go do ust. Oczy żołnierza się przymknęły, a policzki zapadły, gdy zaczął go ssać.

Menkara na to nie zważał. Pochylił się i ostrożnie, dwoma palcami podniósł złamane żebro. Delikatnie potrząsając kością, rozsypywał cienką strużkę czarnego pyłu na rozciągnięte ciało swego ucznia. Opróżnił makabryczne naczynie, koncentrując jego zawartość na rozszerzającej się, ciemnej plamie na brzuchu. Gdy pył przestał się wysypywać, odrzucił żebro na bok i stał wpatrując się milcząco w ciało.

Minęła godzina, podczas której Ath żuł i wysysał swój liść, a Menkara stał w bezruchu.

Gdy druga godzina dobiegała kresu, Menkara uniósł głowę. Nasłuchiwał delikatnego dźwięku dochodzącego z oddali. Ciało na podłodze drgnęło, a czarodziej splótł palce w ekstazie. Wilgoć i skrzypienie wypełniło nieruchome powietrze. Zwłoki szarpnęły się i zadrżały, jakby ponownie obdarzone mękami życia. Menkara wstrzymał oddech. Z martwego ciała jego ucznia zaczęły wyłaniać się obrzmienia wielkości pięści. Z powodu gwałtowności, jaka wstrząsała kończynami i powodowała rozdzieranie się żółtych szat, zwłoki były w wielu miejscach groteskowo zdeformowane.

Z ciała wystrzeliły zielone kwiaty wielkości pięści w takiej obfitości, że niemal zasłoniły całą postać. Sześciopłatkowe, opalizujące kwiaty uwalniały się z wnętrza, kołysząc się i otrząsając, jak pod wpływem podmuchu wiatru. Po chwili znieruchomiały i komnatę zaczęła powoli wypełniać narastająca, ostra piżmowa woń, będąca zarówno zapachem nektaru, jak i rozkładu.

Gromki śmiech Menkara obijał się o kamienne ściany jak dźwięk wielkiego dzwonu.

- Drżyj, Nehaherze - zaśmiał się czarownik, podnosząc zaciśniętą w pieść dłoń do góry. - Zdrżyj, głupcze! Wkrótce ty, twoi przyjaciele i Wewnętrzny Krąg będziecie błagać mnie o litość!
Ostatnio zmieniony 18 stycznia 2016, 20:58 przez Dobro, łącznie zmieniany 1 raz.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 30 stycznia 2016, 21:01

Zły los zaczął się odwracać od Vanka i kanalia z Zamory w szybkim tempie odzyskał swój złoty ząb, wciskając go z powrotem na swoje miejsce. Splunął jeszcze krwią na chyboczący się pokład i wyszczerzył swoje niepełne uzębienie w chciwym uśmiechu, od którego nawet Zoriana przechodziły ciarki. Aquilończyk już wiedział, że skończyły się żarty i gra zaczyna się na poważnie. Kobieta, która grała z dwoma starymi wyjadaczami również zorientowała się, że gra właśnie zaczęła się na poważnie. Odgarnęła kosmyk miedzianych włosów, zlepionych nieco tłuszczem, pokrywającym jej włosy od dłuższego czasu - brak kąpieli był chyba największym okrucieństwem na statku - i splunęła porządnie w kąt ładowni. Eyra - bo tak się przedstawiła ów kobieta - usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i wyrywając Zorianowi butelkę wina, pociągnęła zeń spory łyk i dała znać, że można zaczynać kolejną rozgrywkę.

Na brudne deski chyboczącego się lekko statku powędrowały skórzane mieszki z odpowiednią zawartością monet. Po dziesięć złotych lun - co czyniło wysoką stawkę.

Z góry do graczy dochodziły rytmiczne uderzanie w bębny niemal zsynchronizowane z uderzaniem wioseł o lustro wody Zachodniego Morza.

Vanko po chwili gry ryknął z wściekłości. Eyra wygrała całą pulę i z uśmiechem przesypywała monety do swojej sakiewki.

- Dobra, dobra, kurwa mać! Sami tego chcieliście! - ryknął Vanko, pijany już nieco. Czerwonowłosa kobieta pokręciła jedynie głową z uśmiechem: dla niej gra się już skończyła. Wygrała swoje i nie chciała ryzykować więcej, a starcie z pijanym i wściekłym hazardzistom nie było najlepszą rzeczą przed bitwą, jaka prawdopodobnie czekała ich za niedługo.

- Stawiam sto złotych lun. Zorian, wchodzisz, czy będziesz miękkim kutasem, jak ta pani? - zapytał i wskazał na Eyre, która tylko prychnęła z pogardą i skrzyżowała ręce na bujnych piersiach.

- Co? Ja nie zagram? - zapytał równie lekko pijany Zorian, grzebiąc chwilę w sakiewce. - O trzysta złotych lun! Stówę dają niewolnicy! - krzyknął z zadowoleniem.

- Przecież nie masz tyle... - zaczął podejżliwie Vanko, mrużąc oczy.

- Jeżeli przegram, to oddam ci zaraz, jak tylko zdobędę - zapewnił solennie aquilończyk, a Eyra zacierała ręce. Czekało ją niezłe widowisko.

[center]***[/center]

Conan stal na dziobie statku i patrzył przez lunetę na wrogi statek. Powoli, ale skutecznie, doganiali 'Odmęt Głębin'. Cymeryjczyk z uśmiechem przyglądał się, wioślarze marnie próbując nadać szybkości ciężkiemu statkowi kupieckiemu, który prawdopodobnie załadowany był towarem po brzegi. Za to jego lekki okręt nie potrzebował ani wioślarzy, by stopniowo skracać dystans. Conan rzucił jeszcze okiem na załogę. Wszyscy marynarze niezaangażowani w utrzymanie masztów szykowali się do walki; zwłaszcza jego nowi towarzysze, którym częściowo zawdzięczał życie; stali i w milczeniu oczekiwali na bitwę. Jedynie ten ubrany w czarne szaty i wyglądający na stygijczyka wzbudzał niezaufanie w ogromnych barbarzyńcy.

Minęło kilka dłuższych chwil, gdy w końcu oba okręty były już w zasięgu strzał, których grad posypał się z obu stron. Zginęło kilku marynarzy; piraci szykowali się do abordażu, zaś załoga 'Odmętu Głębin' do odparcia ataku. Walka była nieunikniona, zaś siły wyglądały na wyrównane.

Stygijczyk podszedł do swoich towarzyszy stojących przy końcu statku. Garro kazał swojej kochance schować się pod pokładem, zaś Galvat trzymał się z boku; nie zamierzał uczestniczyć w otwartej walce.

W koncu stało się. Statku lekko uderzyły o siebie z głośnym, przeciągłym skrzypieniem i dźwiękiem pękających desek. Zadźwięczały pierwsze krzyżujące się tulwary, krótkie miecze i kordelasy. Nieliczne strzały ze stukotem wbijały się w drewno, albo z krzykiem w pechowców.

Nehaher kątem oka spojrzał na powierzchnię wody, na kilka metrów od statków. Zdziwiły go liczne pęcherzyki powietrza, które się pojawiły na tafli wody.

[center]***[/center]

Vanko podniósł głowę. Do ładowni dotarły już pierwsze melodie walki. Cała trójka podniosła się z ziemi i dobyła broni.

- Już czas. Dokończymy grę po robocie - mruknął poważny już Zorian, ładujący swoją potężną kuszę.

- Na to liczę. I nie myśl, że zapomnę o tych trzystu złotych lunach, które mi wisisz - odmruknął Vanko, zatykając swój ulubiony bat za pasek i sprawdzając, jak sejmitary wychodzą z pochew.

- Beze mnie nie gracie - dodała miedzianowłosa, zapinając na plecach pochwę z ogromnym mieczem. - Chce zobaczyć, co jeszcze jesteście w stanie postawić.
Rozpoczynamy przygodę! Możecie już normalnie pisać.
Vanko, Eyra: jesteście w ładowni, wejście na górę statku zajmie wam 2 tury.
Garro, Galvat, Nehaher: stoicie na statku 'Gwiazda Argos', stoicie w tylnych szeregach; abordaż i/lub przebiegnięcie po deskach na drugi statek zajmie wam 2 tury.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 31 stycznia 2016, 21:11

Pokład "Gwiazdy Argos"

Jakaś zbłąkana strzała syknęła w powietrzu niczym rozdrażniona osa, po czym wbiła się z głośnym stukotem w nadbudówkę statku opodal głowy uzdrowiciela. Garro zdusił w ustach przekleństwo, odsunął się od leżącego w niewielkiej kałuży krwi żeglarza, któremu inna wystrzelona przez nieprzyjaciela strzała utkwiła głęboko w oczodole nie dając żadnej szansy na ratunek.

Zingarczyk wyszeptał pośpieszną modlitwę ofiarującą duszę zmarłego Mitrze, chociaż przez wzgląd na znajomość grzechów załogi nie do końca wierzył w to, by jego modły zostały wysłuchane. Wszędzie wokół uzdrowiciel widział wykrzywione żądzą mordu twarze żeglarzy i połyskującą w ich rękach stal.

Krew miała tego dnia sowicie zbroczyć szmaragdową toń oceanu, bo ścigany przez "Gwiazdę Argos" statek nie miał szans na bezpieczną ucieczkę. Garro sprawdził na wszelki wypadek, czy jego noszony dla otuchy przy pasie miecz wychodzi lekko z pochwy, w myślach jednak zawzięcie odżegnywał się od czynnego udziału w potyczce.
Jak wyżej - Garro będzie się trzymał z tyłu w zamiarze niesienia pomocy rannym, po broń sięgnie w razie bezpośredniego zagrożenia!

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 01 lutego 2016, 18:33

"Odmęt Głębin" Ładownia

Vanko podniósł głowę. Do ładowni dotarły już pierwsze melodie walki. Cała trójka podniosła się z ziemi i dobyła broni.

- Już czas. Dokończymy grę po robocie - mruknął poważny już Zorian, ładujący swoją potężną kuszę.

- Na to liczę. I nie myśl, że zapomnę o tych trzystu złotych lunach, które mi wisisz - odmruknął Vanko, zatykając swój ulubiony bat za pasek i sprawdzając, jak sejmitary wychodzą z pochew.

- Beze mnie nie gracie - dodała miedzianowłosa, zapinając na plecach pochwę z ogromnym mieczem. - Chce zobaczyć, co jeszcze jesteście w stanie postawić.*

Ach te Twoje nęcące czerwone kłaczki.. pomyślał Vanko mierząc lubieżnym wzrokiem Eyrę i wymownie oblizując wargi, po czym rzucił naprędce:

- A mnie ciekawi.. za ile.. Ty.. Ruda.. -zarechotał gromko i nie czekając na reprymendę ruszył pędem ku pokładowi. Wolał w swym pośpiechu raczej uniknąć zasłużonego kuksańca niźli palił się do bitki. Co prawda zdołał już zgnuśnieć i ukisić się we własnym pocie nudą przedłużającej się okropnie podróży, ale rozumu przecież jeszcze z przegrzania słońcem nie postradał. Zatrzymał się znienacka tuż przed szczytem drabinki ostrożnie wychyliwszy głowę, którą z racji bezdyskusyjnego prawa własności cenił ponad miarę. Tamże u góry mógł go jej pozbawić jakiś nadmiarem bitewnej ekscytacji nasączony młodzik, jakim sam był Vanko lat wstecz ledwie cztery.

- Powoli... dajmy im się troszkę zmęczyć- rzucił roztropnie do napierających za nim Eyry i Zoriana, wino nie dość jeszcze mocno szumiało mu w głowie, by pchać się w wir bijatyki o trudnym jeszcze do ocenienia wyniku. W dół zerknął dostrzegając rozpalone spojrzenie wojowniczki dodatkowo podkreślone promieniem słońca.

- Ech.. -westchnął kwaśno, za starym na to - po czym dobył wysłużonego, zdobnego w czasach lepszej passy w drogie kamienie sejmitara i wkroczył na pokład pierwszeństwo nad jatką dając kalkulacji łotra. Za plecami miał Eyrę.. co jak Tygrys dzika, przecież rude tak mają, zaraz da się pociąć, strata żadna, ale gdyby zdechła jej trzos mieć w uwadze, dość tam przecie na jaką inną dziwkę, Zoriana mieć na oku, jedyny przyjaciel, co lat niezliczonych tyle razem przecie.. no i trzysta lun... mieć to na uwadze.
Najpierw chłodna ocena sytuacji, walka jeśli będzie trzeba, lub jeśli Eyra zbyt wielkim w tej mierze wykaże się rozentuzjazmowaniem. W razie kłopotów Vanko nie będzie miał jednak skrupułów, by dać zdechnąć pannie i uzupełnić sakiewkę, za której zawartość znajdzie sobie przecie jakąś inną dziwkę.
Na pokładzie walczę jednym sejmitarem, drugą ręką przytrzymując się lin i korzystając w walce z elementów otoczenia (wywracając beczki itp).

* Zazwyczaj nie odnoszę się do wypowiedzi innych BG, czynionych piórem MG, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Nie ma to jak zacząć się dobierać do czyjegoś tyłeczka od pierwszych chwil No cóż ja biedny gracz mogę poradzić na tę moją kanalię i szubrawca, wszak toto się samo prowadzi.
Wypowiedzi proponuję pisać od myślnika.
To co BG myśli kursywą.
Ostatnio zmieniony 03 lutego 2016, 01:20 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 02 lutego 2016, 17:56

Pokład "Gwiazdy Argos"

Nie znosił statków... Wciąż się tak okropnie bujały...; W górę i w dół, w górę i w dół... Na potęgę Acherontu, gdyby Wieliki Set pragnął by ludzie pływali, to dałbym im płetwy! I nie zaludniałby odmętów morskich tysiącem wijących się w głębinach okropieństw, o których czarownik nie miał aktualnie specjalnej ochoty myśleć...

Podekscytowanie Conana i reszty załogi na widok wrogiego statku zdecydowanie nie udzielało się Nehaherowi. Choć pilnował, by wyglądać na odpowiednio zmotywowanego i wspierającego działania kapitana... Jednak tak naprawdę wolałby wrócić do swoich studiów... Szkice i fragmenty rzeźb ze świątyni Tsathoggui Bezkształtnego okazały się bezcennym źródłem informacji, pozwalając mu zrekonstruować pewien ważny symbol, który widział dotąd jedynie w zarysie, na spróchniałym papirusie w bibliotece Luxoru. Teraz miał go w całości, co odkrywało tak wiele nowych horyzontów badawczych, że na samą myśl o nich czuł zawrót głowy... Niechby sobie ta banda barbarzyńców łupiła kogo chce, byle w ciszy i nie przeszkadzając mu w badaniach...! Jednak musiał być tutaj, wraz z nimi, na pokładzie, aby kapitan nie miał wątpliwości co do jego dobrej woli... Czasami nadal spoglądał na niego krzywo i Stygijczyk zastanawiał się, czy kiedykolwiek uda mu się oczyścić z tej aury zabobonnych podejrzeń...

Oczywiście nie miał ochoty angażować się w walkę. Walka zbyt mocno kojarzyła mu się z pracą fizyczną, by mógł być nią jakkolwiek zainteresowany. Poza tym przy okazji można było zostać rannym, a to z pewnością nie mieściło się w jego planach. Wspieranie atakujących duchem powinno wystarczyć, zresztą nie podejrzewał by ludzie Conana potrzebowali jakiejkolwiek pomocy w złupieniu tej nędznie wyglądającej łajby... Wystarczyło teraz znaleźć sobie miejsce na tyłach i przeczekać...

Jego rozmyślania przerwał nagle ewenement, na który nikt z obecnych nie zdawał się zwracać uwagi... Zmarszczył brwi i przyjrzał się powierzchni wody. Z jakiś dziwnych powodów zjawisko nie spodobało mu się. Znów pomyślał o wijących się w morskich toniach stworach i fenomen zaczął podobać mu się jeszcze mniej. Starając się poruszać w taki sposób, by między nim a wrogim statkiem znajdowała się osłona - w postaci pirata, beczki lub czegokolwiek, co mogło przyjąć w siebie strzałę, zbliżył się na kilka kroków do burty. Powoli zaczynał pojmować co widzi: bąbelki były zbyt drobne, poza tym morski stwór nie oddychałby powietrzem atmosferycznym... Wyglądało więc na to, że pod powierzchnią fal znajdowało się coś innego.

- Sekhemset!* - szepnął z wdzięcznością, pojmując wartość ostrzeżenia, jakie otrzymał od losu i zamknął oczy, koncentrując umysł i wolę...
Spoiler!
Jeśli tę bąbelki wyglądają tak, jakby ktoś niepostrzeżenie próbował przepłynąć pod wodą, to chcę połączyć się telepatycznie z Conanem, Galvatem i Garro (właśnie w tej kolejności) przekazując im te informacje, że ktoś próbuje nam niepostrzeżenie dostać się na statek.
W czasie, gdy nawiązuję kontakt staram się mieć jakąś, częściową chociaż osłonę. I trzymam się z daleka od przeciwległej burty i wejścia do ładowni. Jeśli bowiem mam rację, to albo ktoś nas zaatakuje z przeciwka, albo uszkodzi nasz statek.
Jeśli bąbelki wyglądają inaczej to opisz mi - jak? Ale zrozumiałem z opisu, że raczej odpowiadają powietrzu uciekającemu z płuc pływaka - lub kilku.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 lutego 2016, 21:16

Czy Mistrz Gry musi wykonać jakieś rzuty w celu sprawdzenia skuteczności komunikacji mentalnej pomiędzy czarownikiem i jego ofiarami (czyt. nami) czy też to tylko formalność i mogę skrobnąć następną fabularkę reagując na magiczne ostrzeżenie?

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 03 lutego 2016, 00:28

Ładownia "Odmętu głębin"

Eyra nie lubiła czekać. Cierpliwość była cnotą, którą bogowie północy zapomnieli ją obdarować. Ta podróż doprowadzała ją do obłędu. Dlatego wolała w międzyczasie zająć się grą w kości z moczymordami, których poznała na statku. Sama nie wiedziała czy wyglądają bardziej obrzydliwie niż śmierdzą, czy też śmierdzą bardziej obrzydliwie niż wyglądają. Niemniej jednak dostarczali jej jakiejś marnej rozrywki. Reszta mięczaków na tej kupieckiej łajbie wyglądała jak pożałowania godne robale.

Zgarniając wygraną do mieszka i mocując go bezpiecznie do pasa zdała sobie sprawę, że odgłosy walki były wystarczająco blisko, by w końcu się zainteresować sytuacją. Nie lubiła widoku strachu jakie malowało się na twarzach słabeuszy przed bitwą, a wielu ich widziała na statku. Bali się śmierci i cenili wyżej swoje marne życie, dlatego nie warci byli nawet splunięcia. Pewnie teraz ściskali swoją broń sikając po gaciach na widok statku Korsarzy. Miała nadzieje, że piraci wytną ich w pień i wtedy zacznie się prawdziwa walka.

- Beze mnie nie gracie - powiedziała, gdy wszyscy ruszyli się z miejsc, ku wyjściu z ładowni - Chce zobaczyć, co jeszcze jesteście w stanie postawić - Dodała. Jak już stracicie nawet złote zęby hehehe, swoją dusze? Cóż po skończonej jatce z chęcią dopełnię swój mieszek. Wciąż było tam trochę miejsca na kilka złotych lun.

Męczyło już ją towarzystwo, uchlanych bez szacunku dla siebie starych wyg, niegodnych by zwać się mężczyznami. Czasami żałowała... ci wszyscy tutaj byli tak inni od jej krewniaków... od jej brata. Byli słabi... po prostu słabi. Nie fizycznie, o nie. Lecz ich duch nie znał honoru ani nie rozumiał świętości krwawej damy Wojny. To dla niej śpiewała pieśni krwi. Żachnęła się tylko na przygłupie komentarze jej towarzyszy. Wolała zachować oddech do walki.

- W końcu coś ciekawego - Mruknęła do siebie Eyra, gdy stukot strzał i pierwsze wrzaski rozbrzmiały na dobre. Wstała i dobyła zza pleców ogromny miecz wyglądający trochę na zbyt duży dla niej. Ktokolwiek jednak mógł pozwolić sobie na głupią myśl, ze był dla zbyt ciężki, szybko przekonywał się, że było inaczej, widząc go często z bliska, bardzo bliska np. w swoim oczodole.

Walka, tak! Ogień w jej żyłach rozsadzał ją od środka i z chęcią wybiegła by z ładowni z dzikim wrzaskiem by dać upust rozpierającej ją energii. Jednak gruba dupa Zamorańczyka zablokowała przejście... no cóż trudno. Stała w gotowości zaraz za nim.

[center]Obrazek[/center]
Ostatnio zmieniony 03 lutego 2016, 01:01 przez Zin-Carla, łącznie zmieniany 1 raz.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 03 lutego 2016, 20:55

Cała trójka najemników wchodziła po schodach na pokład okrętu. "Odmętem głębin" kiwało nieznacznie, lecz przywykli do lekkiego kołysania nic sobie z tego nie robili. Pierwszy wyszedł Vanko: zaraz przy wejściu pirat walczył z innym najemnikiem z tego samego regimentu co Vanko i Zorian. Kanalia z Zamory na odlew ciął jednym z sejmitarów i z zadowoleniem obserwował wirującą, odciętą rękę pirata. Równocześnie do walki wkroczył Zorian, który wystrzelił ze swej potężnej kuszy, przyszpilając innego pirata do masztu.

- Przez żołądek do serca - skwitował Zorian z uśmiechem, patrzac jak przeciwnik wije się w szoku i próbuje złapać słabnącymi dłońmi za bełt wystający z jego brzucha.

Erye również nie pozostawała bezczynna: szybkim ruchem doskoczyła i cięła precyzyjnie w szyję innego napastnika, skracając go o głowę. W oddali zaś dostrzegła ogromnego barbarzyńce; cymmeryjczyka jakby, który swoim potężnym mieczem siał zniszczenie wśród załogi "Odmętu głębin". Młynki mieczem zbierały straszliwe żniwo; pani kapitan, która najwyraźniej doskonale znała przeciwnika zwanego Conanem, wrzeszczała swoim piskliwym głosem:

- Ty kanalio! Mało ci?! Wracaj skąd przybyłeś!

Z jej wrzaskiem szły na równo strzały wystrzeliwane z łuków, które miast sięgnąć kapitana Conana, wbijały się ze stukotem w pokład bądź pędziły dalej, raniąc morskie fale.

Zarówno Nehaher, jak i Galvat oraz Garro - bez wyjątku - skryli się na przymocowanymi skrzyniami na pokładzie "Gwiazdy Argos", zaraz na środku, gdzie kraty przykrywały wejście do ładowni. Co chwilę wyglądali by ocenić sytuację: wszystko wskazywało na to, że zaraz po wyjściu trzech najemnych mieczy z ładowni, szanse zaczęły się wyrównywać, a wręcz przeważać na stronę statku wroga; o obu stronach zostało jeszcze około czterdziestu zdolnych do walki, ale liczby te szybko malały. Galvat postanowił zaczekać jeszcze, aż trójka weteranów jeszcze się zmęczy, by nieco wyrównać swoje szanse.

Nehaher skupił się i na chwilę jakby wyłączył ze świata.
Spoiler!
Te bąbelki wyglądają, jakby kilka osób było blisko siebie i powoli wypuszczało powietrze pod wodą. Te zjawisko jest punktowe, tj. się nie przemieszcza i z każdą chwilą wzrasta liczba pęcherzyków powietrza, które się przedostają na powierzchnię.
Spoiler!
Nehaher telepatycznie przekazał ci, że ktoś lub coś podpływa do statku.
Jeżeli chodzi o telepatię, to o ile skupienie czarującego nie zostanie przerwane (np podczas walki), i druga osoba nie włada magią lub/i nie ma przedmiotu chroniącego go przed takową telepatią, to telepatia się udaje bez żadnych rzutów czy dodatkowych wymagań. Nehaher, mimo że jest w scenie walki, to sam w niej nie uczestniczy, także jego zaklęcie kończy się sukcesem bez rzutów.
Ekipa z "Gwiazdy Argos" (Nehaher, Galvat, Garro) ukrywacie się jeszcze za skrzyniami na środku statku, jesteście tu jakiś czas bezpieczni.

Ekipa z "Odmętu Głębin" przeciwnicy nie stanowią dla was większego wyzwania, możecie fabularnie przedstawiać jatkę. Do Conana najszybciej dojdziecie za 2 tury, abordaż na wrogi statek to 1 tura; ale podczas przemieszczania się jest szansa, że zbierzecie zagubione strzały, bądź zostaniecie zaatakowani z niewygodnej dla was do obrony pozycji.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 05 lutego 2016, 14:46

Pokład "Gwiazdy Argos"

- Przyjaciele, niedaleko naszego statku coś się wynurza na powierzchnię - spokojny głos czarownika rozbrzmiał nagle w głowach Galvata i Garro. Po chwili do słów dołączyła mentalna informacja o lokalizacji dziwnego zjawiska, oraz obraz pojawiających się na falach bąbelków powietrza, których z każdą chwilą zdawało się przybywać...

- Zaiste, nie wiem, co to, lękam się wszakże, że może oznaczać jakoweś niebezpieczeństwo. Uważajcie więc - kontynuował Stygijczyk. - Utrzymam kontakt telepatyczny i jeśli coś się pojawi, niezwłocznie was zawiadomię.
Spoiler!
Tą informację dostaje także Conan - telepatia nijak nie przeszkadza w działaniu, wiec nie powinna zakłócić jego bojowych działań. Co jakiś czas zerkam w stronę dziwnych bąbelków, wybierając bezpieczniejsze chwile, aby to zrobić (np, gdy w okolicy lata mniej strzał). Jeśli coś się tam pojawi, niezwłocznie zawiadomię resztę drużyny!
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 05 lutego 2016, 14:48

Teraz!... Nieeee. za chwilkę, tak żeby między dwóch wejść.. teraz!...Nieee... -Vanko ważył odpowiedni moment, lecz mimo chęci, a raczej przemożnej niechęci nie mógł znaleźć odpowiedniej chwili, by łatwo wejść na pokład. Rozglądał się zatem licząc w duchu, że walka roztrzygnie się zanim jego sejmitar zazna smaku świeżej juchy. Pozwolił sobie nawet korzystając z bitewnej wrzawy na małe rozluźnienie dręczącej żołądek spiętości wypuszczając nieskromne stacatto wprost ku czeluściom niezupełnie jeszcze opustoszałej ładowni. Może by tak teraz? Ale po co ten pośpie..?- nagle niczym grom z jasnego nieba poczuł solidnego kuksańca posyłającego go wprost na pokładowe deski, zaskoczony siłą rozpędu, którego wbrew własnej woli i całkowicie znienacka nabrał poszybował wprost na dwóch przebiegających obok napastników trafiając pierwszego łbem prosto w krocze, a drugiego podcinając tak, że runął na deski niczym worek kapusty, Nim biedak zdążył się zebrać na nogi, głowa jego poszybowała ścięta ciosem rudowłosej daleko za burtę, Vanko tymczasem przekoziołkował na bok unik zręczny czyniąc przed ciosem pierwszego napastnika, który już się do rewanżu gotowił mimo, że oczy wciąż jeszcze miał łzawe od ciosu. Ruda wypadła na pokład rycząc ni to o obiedzie, ni jak wyposzczony korsarz szukający taniej rozpusty. Zamorańczyk syknął pod nosem próbując uciszyć słabego umysłu dziewkę, która w ciągu kilku uderzeń serca zdołała zwrócić na siebie uwagę nie tylko połowy pokładu, ale i .. rosłego barbarzyńcy, niechybnie będącego przywódcą tej wściekłej bandy.
-Diabli nadali! -warknął niegdysiejszy handlarz niewolników w ostatniej chwili chodząc z linii wzroku Conana, przetaczył się więc tuż za Eyrę, by uniknąć uwagi połowy z tych durniów, przypadkiem znajdując się w odpowiednim miejscu i czasie, by odbić sejmitarem sztylet, któremu przeznaczono imię Eyry. Rudowłosa nawet tego nie dostrzegła, bo jedynie ślepy traf pomógł w tym Vanko, lecz człek, który rzucił ostrzem respekt poczuć musiał wielki, bo gdy tylko Vanko nań natarł wolał za burtę wyskoczyć niźli oręż skrzyżować. Rwetes się podniósł jeszcze większy, a Vanko jęknął jedynie ponuro zniechęcony bitką pod nierozciągnięte nogi. Zasiedział się ostatnio, zagrzał przy kociołku, a jedynej okazji do wojaczki szukał w zwarciu z kubłakiem lichsiejszego wina. Los go za kark capnął, chciał o głowę skrócić, Vanko się wyplątał. Kopniak, przewrót, cięcie na oślep. Krew! Krew go zalała, lecz nie jego. -Won poszli!- zakrzyknął, lecz znowu ciasno, blisko przy tym tak, że poczuł smród z korsarskiej gęby. Odbeknął nie będąc dłużnym. Chwilę się siłował, wreszcie w zęby złapał kolczyk w nosie wroga, wyrwał warcząc przy tym, tamten krwią się zalał. Opluł go kolczykiem, głową cios w nos zadał.
- Tępaaa dzidooo!!- Rudowłosa ściąga wciąż uwagę. Odwrócił się, zatoczył młynka i zatopił ostrze głeboko w trzewiach wroga, pokład skryła posoka, ślisko, slisko .. znowu kolejny cep naciera nachalnie. Do kroćset, czyżby wszyscy zwalili się na mnie?! Zorian strzałą przebija szyję napastnika, Vanko potknął się znowu- wszystko się kołysze! Sejmitar gdzieś wypadł. W łydkę go kto gryzie. Beczka rękę przytrzasła. Do stu furii!- wrzasnął. -Ostrzeee- jęknął, lecz dobyć nie zdołał, chwyta rybę z beczki śląc na odlew wreszcie. Chlast! Plask! Wróg dziwi się wielce, rozdziwaiwszy usta w tępym osłupieniu. Vanko prędko zatem ogon w gardziel wpycha- Żryj bękarcie!! Dusi czarnego pirata, kciuki w oczy wbija, głową znów poprawia, ucho odgryzł w szale. Poczuł wściekłość walki. Żądza krwi narasta! Wali łbem o deski wroga już martwego.
- Aaaaaaaaa!!!
Ostatnio zmieniony 06 lutego 2016, 05:49 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 05 lutego 2016, 20:45

Pokład "Gwiazdy Argos"

Trup na pokładach statków ścielił się gęsto, ku rosnącej zgrozie uzdrowiciela. Garro nigdy nie garnął się do walki, ale teraz palce jego prawej dłoni oplotły mimowolnie rękojeść miecza. Na przekór mamrotanym pod nosem modlitwom do Mitry, szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę przeciwnika, który miał być jakoby łatwą zdobyczą.

Pamiętny obecności swej ukrytej pod pokładem pięknej towarzyszki, Zingarczyk dobył w połowie miecza, wciąż niezdecydowany, czy naprawdę chce wziąć udział w tej przerażającej i bezsensownej rzezi.
Lepiej nie, lepiej nie... :o

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 06 lutego 2016, 02:02

Pokład "Odmętu głębin"

Jak na gust dziewczyny, ten Zamorańczyk zastanawiał się zbyt długo, czy dołączyć do jatki czy nie. Jakoś bardziej skory był do grania w kości, chociaż nie miał co postawić. Oprócz smrodu. Ten w sumie sam stał dookoła niego, bez niczyjej pomocy. Ha! Ikke faen*! Nie będę tak stać i czekać, aż ruszy ten tchórzliwy worek śmieci z uchlanym łbem na szczycie!

- Dra til helvete** !!! - Vanko usłyszał coś na kształt ryku dzikiego zwierza zza swoich pleców i nagle sążny kopniak wprost w jego tyłek wypchną go z ładowni. Tak oto wyszedł pierwszy na pokład i w końcu, zdaniem dziewczyny, zaczął się do czegoś przydawać.

Eyra wypadła na zewnątrz ładowni, dysząc ciężko. Rozejrzała się dookoła i doskoczyła do pierwszego lepszego przeciwnika. Jeden pewny ruch mieczem i głowa nieszczęśnika oddzieliła się od reszty jego ciała, spadając smutno z plaskiem na drewnianą podłogę statku. Kolejny z korsarzy rzucił się na nią z płaczliwym wrzaskiem, lecz wkrótce dołączył do swego kompana.

W oddali, wśród gmatwaniny spowitych w walce ciał, przed jej oczyma wyrosła postać ciemnowłosego Cymeryjczyka, który górował nad innymi. Jego umiejętności i siła zdecydowanie przewyższały wielu i prawie nikt kto stanął mu na drodze nie był w stanie parować jego cięć. Eyra obserwowała przez ułamek sekundy rosłego barbarzyńcę. Płynność jego ruchów, postawa, wyprowadzanie pchnięć... zahipnotyzowało ją na sekundę. Ile mogła by się od niego nauczyć?

Oczy rudowłosej wojowniczki zapłonęły wewnętrznym ogniem. To On! Idealny przeciwnik, na którego nie szkoda szczerbić miecza ani przelewać krwi!. I nie myśląc wiele ruszyła w jego stronę...

Po drodze złapała za wszarz kilku nieszczęśników, którzy zbyt słabi by się zaprzeć, lądowali na jej plecach jako żywe tarcze na strzały. A te świstały do okoła, czyhając na czyjąś zgubę.

*Nie, do cholery/diabła!
** Zjeżdżaj do piekła
Mam nadzieję, że drogi MG zajmę czymś Eyrę zanim doleci do Conana bo to przecie pewna zguba dla niej i oszczędzi w ten sposób biedną niewiastę. VVV Zgodnie ze swą naturą po prostu nie mogła zrobić inaczej. .dwd;
Ostatnio zmieniony 06 lutego 2016, 02:09 przez Zin-Carla, łącznie zmieniany 1 raz.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 07 lutego 2016, 22:59

Walka trwała w najlepsze, a mimo to siły po obu stronach były zrównoważone. Conan nie spodziewał się tak zawziętego oporu ze strony kupieckiego statku; jego ludzie byli co prawda doświadczonymi wojownikami, ale najemni żołnierze broniący shemickiego statku handlowego również nie byli w ciemię bici i z pewnością przeżyli wiele ciężkich bitew.

Tymczasem Nehaher z rosnącym niepokojem obserwował wypływające na powierzchnię pęcherzyki powietrza, które w zastraszająco szybkim tempie zaczęły zwiększać swoją powierzchnię. Po kilku kolejncyh uderzeniach serca stygijczyk zobaczył to, czego obawiał się najbardziej. Nie zdążył nic powiedzieć ani przekazać w myślach, bowiem... Woda eksplodowała, a w raz z eksplozją pojawiły się niezliczone macki sięgające masztów; wszystkie przypominały macki ośmiornicy o różnej grubości: od niewielkich, o średnicy zaledwie pół metra, po ogromne, ze średnicą przekraczającą stanowczo zdrowy rozsądek i 2 metry. Zaraz potem wynurzyła się ogromna paszcza najeżona niezliczoną ilością kłów i zębów. Głowa ta zaryczała niemiłosiernie głośno, a huk ten powalił wszystkich na kolana.
Wszyscy otrzymują 1 lekką konsekwencję: na początku nic nie słyszycie poza dzwonieniem w uszach. Słuch wraca wam stopniowo, ale rana i ból głowy zostaje. Technicznie: telepatia zadziała normalnie nawet w tych warunkach.
Pierwsza para macek oplątała się wokoło "Odmętu głębin", zaciskając się w poprzek pokładu. Drewno skrzypnęło, ale wytrzymało.

Kapitan Conan pierwszy powstał z kolan i nawoływał coś, ale nikt nic nie słyszał: wszystkim jeszcze chwilę dzwoniło w uszach.

- ...utłuczmy to cholerstwo wspólnie! Połączmy siły! - wrzeszczał ogromny cymmeryjczyk, a kapitan Yael powtarzała jego słowa, skrzykując do siebie ludzi.

Kolejne macki oplątywały się już nie tylko wokoło "Odmętu głębin", ale i wokół "Gwiazdy Argos". Niektórzy marynarze dawali za wygraną i rzucali się w morze; lecz padali natychmiast złapani przez pomniejsze macki i wrzucani prosto do zębatej paszczy.

Statkami rzucało jak łupiną orzecha, lecz co waleczniejsi żeglarze dobywali łuku i strzelali bestii prosto w paszcze, zgodnie z nawoływaniami i rozkazami kapitana Conana.

Garro wstał i zataczając się lekko po pokładzie, wysilił się nieco i skoncentrował swój wzrok. W sporej odległości za szalejącą w wodzie bestią, dostrzegł niewielki zarys statku, stojącego w poprzek do nich...

Obrazek
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

ODPOWIEDZ