PBF - Mistyczny Lotos

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 02 kwietnia 2016, 14:49

-Sodomickie psubraty.. -wycedził przez zęby Vanko odwracając głowę. Mimo całej swej wściekłości na czarwoniczy pomiot wolał, by ten zdradziecki syn stygijskiej maciory nie dosłyszał jego złorzeczeń. Najlepiej było nic nie mówić, lecz miast łeb spuścić wolał raz jeszcze nowym kompanom się przyjrzeć.

Zerknął przez lewe ramię w stronę uzdrowiciela, przez dłuższą chwilę błądząc po kształtnych jego dziwki biodrach.. Taaak, ten tu choć dobrze skrywał swój charakter, podobne Vankowemu miał łajdaka serce. Gdy tylko perspektywa rychłej śmierci zatańczyła mu przed oczyma- zaraz ku jej chędożeniu na przekór wszystkiemu się rzucił, coby jeszcze poswawolić. A że los zeń zakpił i akuratnie nikt więcej nie zginął.. W każdym razie zacne to i zrozumiałe w chwili przestrachu o ostatniej rozkoszy pomyśleć. -wzrok przeniósł na Garro i przymknąwszy oczy skinął głową w uznaniu szacunku. Tamten najwyraźniej zrozumiał skinieniem mu odpowiedziawszy po czym nienawistne spojrzenie ku Menkarze i zbirom jego pokierował.

Kolejnego więc sobie kompana na kontemplację wypatrzył, gdy się wyrwał stygijczyk, na kolana rzucił jęcząc babie szlochy i płaszcząc przed drugim. A czegóż tu się spodziewać? Pies psu równy, bez honoru i godności. Tacy to odmieńce miast bimbru wolą trucizny pędzić, miast kobiety obłapywać podniecać się na stare pergaminy, w kości grać o duszę zamiast na srebrniki... tfu! Czarna psia ich mać!! -odwrócił się gwałtownie z obrzydzeniem czując, jak mu wino wczorajsze pod gardziel podchodzi.

Ruda.. nieraz kombinował, jakby tu ją na zakład jaki prosty złapać i inszej niejako nagrody się domagać. Przeto zaraz potem konstatował, że niemądrze silną niczym wół babę na takie sztuczki nadziać próbować. A nawet jakby się i złapać dała i ochotę wykazała, porównanie do wołu jakoś zstąpić nie chciało z jego rubasznych myśli. A kto wie, może i z wołem byłoby bezpieczniej..? Dobry to jednak kompan w drużynie, bo się pierwsza na każdą okoliczność do rozróby ruszała, a za babą to i chłopów zrazu szturm poleci, tedy bohaterskie wypady Vanko miałby z głowy. Wszak wystarczy rudzielca rozjuszenie wzbudzić i czerwoną płachtą przed wrogiem zamachać.. ot znowu myśli, porównania natrętne..

A gdzież li ten tancerz ze stołu się podział...?
Vanko grzecznie stoi i ocenia walory drużyny.
Ostatnio zmieniony 02 kwietnia 2016, 15:22 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 03 kwietnia 2016, 21:25

rezerwacja na update 04 kwietnia koło 19, ostatnio miałem ciężkie dni.
Co wasze postacie wiedzą o Asgalun?

Asgalun to państwo-miasto lecące na terytorium Shem - i jak każde tego typu państewko rządzone jest przez króla. Shemici wierzą głównie w Pteora, ale pomniejsze bóstwa z shemickiego panteonu też znajdą tu swoje świątynie. Miasto to najważniejszy port Shem, skąd eksportuje i importuje się dobra z całego świata. Populacja miasta jest ogromna i sięga pięćdziesięciu tysięcy głównie shemitów z różnych plemion; na drugim miejscu są argossańczycy, na trzecim zaś - stygijczycy. Asgalun to głównie miasto kupieckie. Najsłynniejsza budowla, o której słyszały wasze postacie, to oddzielona murem świątynia Pteora - wielki ziggurat.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 03 kwietnia 2016, 21:42

Ktoś mógłby mi przybliżyć dominujące bóstwo, tego całego Pteora?

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 04 kwietnia 2016, 19:16

Pteor- jeden z pomniejszych bogów wyznawany głównie przez Pelishtim - Shemitów zamieszkujących miasta-państwa na zachodzie. Bóg siły, płodności, powietrza i bogactwa, niekiedy utożsamiany z Adonisem - tyle wiedzą wasze postacie o tym bóstwie.
[center]***[/center]

Menkara śmiał się jeszcze dobrą chwilę, patrząc, jak Nehaher bije ku niemu swe pokłony. Żywił się tym uczuciem dumy, które przerwane zostało przez jednego z jego przybocznych, który bezszelestnie podszedł do swego pana od boku, i wyszeptał mu coś na ucho.

Czarownik spoważniał nieco i dając krótki znak gestem, spojrzał wymownie na najwyższego zbrojnego stojącego po jego lewicy. Mężczyzna wyglądał na tutejszego; jego przystrzyżona broda, krótka lamelkowa zbroja i szyszak z pióropuszem u wierzchu.

Ten ryknął coś do swoich żołnierzy i wkrótce pozostali więźniowie zostali odprowadzeni za mur oddzielający dzielnicę portową od dalszej części miasta. Kilku strażników lokalnego szlachcica z ciekawością przyglądało się całej scenie, w milczeniu popijając coś z bukłaków.

Garro z nienawiścią w oczach patrzył na zbrojnego, który chciwym okiem łypał ku Caralli, która ledwo idąc podążała za pozostałymi więźniami. Zielarz powiedział coś, ale zaraz dostał potężny cios z splot słoneczny, który odebrał mu resztki powietrza i chęci do negocjacji.

Gdy plac w końcu opustoszał, Menkara znów obrócił się na pięcie.

- Skoro chcecie już mi służyć - dodał z perwersyjnym uśmiechem na ustach, upiając się bólem Garro - to dziś po południu, gdy dzwony w głównej świątyni wybiją, zbierzcie się w tej wieży - Menkara wskazał palcem jedną ze strzelistych wież w zachodniej cześci miasta. Jako jedyna miała wokół iglicy posąg węża, który wyglądał, jakby się wspinał na szczyt budowli. Z bliska konstrukcja ta musiała wyglądać jeszcze bardziej zadziwiająco. - Z pewnością ją posssssnacie - zasyczał, szczerząc zęby w uśmiechu. - Przygotujcie się do podróży. Wyruszycie po południu. Wasz cel będzie niecały dzień drogi od miasta. I pamiętajcie - dodał, podnosząc palec. - Jeżeli spróbujecie ściągnąć naszyjniki, albo w jakiś sposób mnie oszukać - wy i wasi kamraci zginą potworną śmiercią! Cha, cha, cha! - stygijczyk zatrząsł się ze śmiechu i dając znać swoim ludziom, poszedł w stronę swojej siedziby.

Nehaher, Eyra, Garro, Vanko oraz dwóch argossańczyków zostali sami na placu śmierci, patrząc z nienawiścią na oddalającą się grupę Menkary.

Wokoło magazyny stały niewzruszone odgrywającymi się tu scenami, a i ludzie jakoś omijali to miejsce. Zaraz za kamiennymi budowlami stał wysoki na kilka metrów mur, odgradzający port od kolejnej części miasta. Przy otwartej bramie stali znudzeni strażnicy nie zwracając uwagi na tabuny marynarzy, rzemieślników, kupców czy zwykłych łotrów przemieszczających się w te i wewtę.

Zaś w oddali, na tle strzelistych wież pysznił się ziggurat z ogromnym pomnikiem silnego mężczyzny stojącego na jego dachu.
Wygląda to mniej więcej tak, z tym że na górze jest posąg Pteora, a u jego podnóży: jakieś pomniejsze bóstwa: Isthar i tych na dole nie rozpoznajecie.
Obrazek
Wygląda na to, że czarownik bardzo wierzy w swoją siłę i zabezpieczenie, jakim są śmiertelne naszyjniki. Gdzie kierujecie swoje kroki? Zupełnie nieznacie miasta, więc kolejne opisy ukażą się po waszych deklaracjach. Do południa macie około 3 godziny.

PS tak, macie swój ekwipunek plus złoto, tak jak w pierwszym poście technicznym.
Ostatnio zmieniony 04 kwietnia 2016, 19:26 przez Dobro, łącznie zmieniany 1 raz.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 05 kwietnia 2016, 12:55

Dzielnica portowa w Asgalun

Nehaher z nabożnym zachwytem wpatrywał się w Menkarę, dopóki ten nie zniknął na dobre wraz ze swą świtą, opuszczając ostatecznie plac. Stygijczyk wstał natychmiast z ziemi, otrzepał dokładnie kolana i odezwał się cicho do swych towarzyszy:

- Nic tu po nas. Znikajmy stąd. Znajdźmy jakieś dyskretne miejsce by porozmawiać. Tutaj nie wiemy, kto może patrzyć i słuchać, więc uważajcie na to, co mówicie. Ten robak może mieć wszędy swoich szpiegów...

W ostatnich słowach czarownika kryło się tyle nienawiści, iż zdawało się, że powietrze wkoło niego raptownie pociemniało.

- Chwała Menkarze! - dodał po chwili znacznie głośniej, przywołując na twarz ponownie odpowiednio egzaltowany uśmiech. - Chodźmy czym prędzej wykonać jego wolę!
Chcę iść gdzieś, gdzie będziemy mogli porozmawiać spokojnie. Nie chcę rozmawiać tutaj, gdzie zapewne jesteśmy obserwowani. Proponuję iśc do miasta albo do portu, jak wolicie. W każdym zniknijmy stąd.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 06 kwietnia 2016, 00:00

Najlepiej do portu, na falochron i do samego jego końca - tam mamy względnie bezpieczne miejsce do narady!

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 06 kwietnia 2016, 15:42

Dzielnica portowa w Asgalun

Eyra obserwowała Menkare z buzującym w środku gniewem. Widziała dokładnie dobrze uzbrojonych mężczyzn wokół niego i tych co chowali się jak szczury za murami, dzierżąc kusze. Mimo patowej sytuacji myślała jak wsadzić tej cherlawej, zanoszącej się od kaszlu pokrace miecz w gardło. Conan jakby zgadł jej zamiary, znając gorące serce barbarzyńców, syknął do niej by się uciszyła.

- A więc mamy po prostu czekać na jego ruch jak potulni niewolnicy?! - Odpowiedziała wściekle lecz na tyle cicho by usłyszą ją tylko stojący obok Conan. - Nie zgadzam się! Zaraz podejdę do niego i utnę mu ten przeklęty łeb...

Barbarzyńca z błyskiem podziwu w oku spojrzał się na jej płonące rządzą zabijania oczy ale warknął do niej tylko:

- Uspokój się!

Eyria rozluźniła swój uchwyt na mieczu i postanowiła odpuścić. Na chwilę. Wiedziała, że Conan ma rozkute ręce i kajdany tylko leżą na sobie, tak by wyglądały na wciąż zatrzaśnięte. Zgodnie z umową rozkuła go używające zestawu do otwierania zamków. Wiedziała, że jego barbarzyński temperament tez nie pozwoli mu długo czekać.

Dziwiła się czemu Nehaher tak płaszczył się przed tą stękająca przesuszoną mumią. Myślała, że Menkara na którego tak złorzeczyli był kimś wzbudzającym strach i szacunek. Ten jednak był tylko jakimś szaleńcem, który jakby nie do końca był w tej samej rzeczywistości co oni. Sprytnym szaleńcem. Wiedziała jednak, że to co było w jego oczach nie wróżyło mu dobrze. Wkrótce straci rozum, jak inni czarnoksiężnicy, którzy sprzedają swe dusze demonom za mroczne sekrety. - Pomyślała nieczule. - Cóż ich własny wybór. Pozostało czekać i zaatakować kiedy jego własna duma zacznie go zżerać i nie doceni swoich... jeńców.

Nigdy wcześniej nie była w Asgalun, ale znała je z opowieści. Zikkurat Pteora był rzeczywiście, tak jak słyszała, przejmujący swą majestatycznością o imponującej konstrukcji i wielu kolorach. Wiele ze szkliwionych cegieł pokrywających zewnętrzną ścianę świątyni było ozdobionych złotymi głowami byków. Ogromny dziedziniec z ogrodem. Ołtarz , tron, podnóżkiem i posąg Pteora, wszystkie wykonany były z miedzi, połyskującej oślepiającym odbitym światłem słońca. Dziewczyna przyglądała się temu z lekko rozdziawionymi ustami. Nigdy nie była tak daleko na południu.

Gdy ich pożałowania godny, tak zwany mistrz niewoli, oddalił się wystarczająco daleko pomyślała tylko jednym. Piwo. Bez tego nie mogła zacząć tego dnia.

- Chwała Menkarze! - Wykrzykiwał egzaltowanie Stygijczyk - Chodźmy czym prędzej wykonać jego wolę.

Eyria patrzyła się na niego podejrzanie i już miała mu łupnąć w łeb gdy zrozumiała, że ten padalec odgrywa jakąś żałosną scenkę by ukryć swoje prawdziwe zamiary. Cywilizacja. Zepsucie, słabość ciał i kłamstwo. Bardzo szybko jej myśli zeszły jednak na ciekawszy i wspomniany już wcześniej temat.

- Możemy iść do portu i zamelinować się tam gdzieś w zapomnianej przez wszystkich bogów tego świata karczmie, gdzie nikt nie zwróci uwagi na jeszcze jedną bandę poszukiwaczy przygód. Nie wiem jak wy, ale jeśli mamy gdzieś łazić i coś robić dla tego cherlawego padalca, ja muszę w końcu porządnie zjeść i wypić. - Zatrząsnęła sakiewką, którą wcześniej sprawdziła co do ilości monet. Wygrana w kości wciąż tam była. - Ta rozgotowana kasza, którą nas karmili, stoi mi w gardle. Ohydztwo.
Ostatnio zmieniony 06 kwietnia 2016, 16:35 przez Zin-Carla, łącznie zmieniany 1 raz.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 06 kwietnia 2016, 20:03

Stygijczyk bez słowa tłumaczenia daj znać pozostałym, by chwilę zaczekali, po czym podszedł do jednego z żebraków, który szukał zgubionych monet na brukowanym chodniku. Po wymianie paru słów jedna z monet czarownika zmieniła właściciela. Ten zaś wskazał coś paluchem, machnął ręką i dał znać, by iść za nim.
Spoiler!
Dziadyga nie rozumiał, co do niego mówisz i vice versa. Porozumiewając się na migi zrozumiał, że chodzi ci o zaciszną karczmę. Zrozumiałeś, że was do niej zaprowadzi i wskaże drogę, bo to gdzieś w dzielnicy rzemieślników.
Na plac martwych piratów zaczęli schodzić się ludzie - głównie niewolnicy z czarnych ziem - niosący towary do magazynów. Grupka więźniów postanowiła więc pójść kawałek za dziadygą, mając przy tym oczy szeroko otwarte.

ebrak kulejąc na prawą nogę wszedł na główną ulicę dystryktu portowego, który biegł równolegle do szerokiego na dziesięć metrów kanału przecinającego miasto. Po kanale spływali drobni handlarze owoców i zakąsek, dopływając do brzegów i sprzedając zainteresowanym niewielkie porcje gotowych posiłków. Na ulicy zaś pośród wozów ciągniętych przez konie, osły, woły czy wielbłądy, tłoczyło się sporo ludzi, jednakże ruch był uporządkowany i wbrew pozorom - nie tworzyły się zatory. Smród zaś, który był mieszaniną odchodów zwierząt i ludzi, przebijał się ponad woń wiezionych towarów, tworząc główną głowę zapachową okolicy.

Kanał był poprzecinany wysokimi, łukowymi mostami łączącymi obie główne ulice, z których to wychodziły mniejsze, ciemne i ciasne uliczki między magazynami, sklepikami czy domostwami w dzielnicy portowej.

Po kilku minutach żebrak doprowadził całą wycieczkę do dużych murów miejskich oddzielających dzielnicę portową od kolejnych dzielnic miasta. U jej wylotu stało kilku znudzonych strażników, którzy grali w kości lub obserwowali znudzonym wzrokiem mijających bramę ludzi. Żebrak pokazał, że należy iść dalej i ponaglił resztę zamaszystymi gestami dłoni.
Spoiler!
Podróż pozwoliła ci ocenić osoby. Ten zwany Garro musiałbyć zielarzem bądź znachorem, raczej o słabym duchu. Eyre znasz; walczyłeś z nią i wiesz, że względnie możesz jej zaufać. Czarownik zaś to chytry lis i możesz się wszystkiego po nim spodziewać. Jeden z argossańczyków to były gladiator; twarda sztuka, z pewnością potrafi się nieźle bić. Drugi zaś to typowy podżegacz i reketer; musiałbyć wcześniej zawodowym windyfikatorem długów albo najemnym łotrem.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 06 kwietnia 2016, 20:31

Dzielnica portowa w Asgalun

- Pałętanie się po tym mieście bez dobrej kryjówki to pewna śmierć - powiedział zakapturzony mężczyzna który szedł za nimi od jakiegoś czasu.

- Galvat? - zapytał Nehaher odwracając głowę w tył.

- A któż by inny chciałby wam teraz pomóc? - zaśmiał się przyjacielsko.

- Na statku nie mogłem was uwolnić, było ich zbyt wielu... Wysłałem wam mały prezent byście mogli się wydostać, ale skoro nie udało się wam uciec to chyba się nie powiodło. Szkoda...

Złodziej dołączył do grupy, by lepiej przyjrzeć się naszyjnikom i kontynuował wypowiedź:

- Nie zostawia się kompanów w potrzebie, tym bardziej że chciałbym dowiedzieć się dlaczego ten opętany przez demony Menkara się tak na nas uwziął? - powiedział cicho.

- Menkara to wspaniały człowiek! - powiedział szybko czarownik, podnosząc głos. A ciszej dodał:

- Nie tutaj, porozmawiamy w dyskretnym miejscu.

- Myślisz, że ten żebrak nie ciągnie nas w kolejną pułapkę?

- Nie wiem, ale nie mam lepszego pomysłu - westchnął Stygijczyk. - A ty masz? Zupełnie nie znamy tego miasta.

- Popytałem trochę. Najlepszy będzie "Zbuntowany strażnik". Tam nikt nas nie znajdzie.

- Widzę Galvacie, że jesteś człowiekiem wielu talentów. To znakomicie, prowadź więc... - odpowiedział Nehaher.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 09 kwietnia 2016, 17:02

Dzielnica portowa w Asgalun

Nieoczekiwane pojawienie się Galvata wyrwało uzdrowiciela z czarnej otchłani rozpaczy. Garro nie miał co prawda pojęcia, w jaki sposób rzezimieszek mógł przynieść wolność jemu i niewolonej gdzieś zapewne Caralli, ale sam widok kogoś pozbawionego ciężaru morderczego amuletu przywołał iskierkę nadziei na ocalenie.

Wymuszony układ z Menkarą oznaczał oczywistą śmierć, może wcześniej, może później, ale na pewno w cierpieniu. Czarnoksiężnik nie miał żadnego powodu, by po wykonaniu zdania zwrócić swym więźniom wolność. Albo zabije ich chcąc zaspokoić swe wynaturzone żądze albo wyśle z kolejnym straceńczym zadaniem.

Garro westchnął ciężko wspominając udręczoną twarz Caralli, a wspomnienie sińców pokrywających ciemnymi plamami piękne ciało kochanki sprawiło, że dłoń uzdrowiciela zacisnęła się odruchowo na rękojeści przypasanego do boku miecza. Lecz ile warty był ów odzyskany niedawno oręż, jeśli nie potrafił zapewnić ochrony przed noszonym na szyi piekielnym amuletem.
Zastanawiam się, czy amulet można przenieść z szyi na szyję, na przykład stykając się głowami z kozą czy innym zwierzęciem. Jeśli artefakt cały czas dotykałby żywego ciała, może nie wiedziałby, że zmienił właściciela?

Dobro
Reactions:
Posty: 2848
Rejestracja: 10 listopada 2012, 22:13

Post autor: Dobro » 10 kwietnia 2016, 12:02

Odesłany gestem żebrak pokuśtykał z powrotem w stronę doków, gdy kompletna już drużyna więźniów ruszyła w stronę dzielnicy kupieckiej. Proste ulice były wybrukowane twardym kamieniem i zbiegały się ku wielkiemu placu targowemu, na którym setki, jeśli nie tysiące ludzi przepychało się, targowało i ubijało interesy. Nehaher z podziwem dostrzegł, że ulice budowane były na wzór i podobieństwo pajęczych sieci. Po przejściu placu targowego i najbliższych uliczek Galvat wracał do zebranych w jednym miejscu pozostałych "sługusów" Menkary. Jego zwiad nie przyniósł oczekiwanych rezultatów: nigdzie nie dostrzegł karczmy, która chociaż w w przybliżeniu brzmiała znajomo. Jednakże przeczucie Galvata podpowiadało mu, żeby się nie poddawał i zajrzał tam, gdzie zwykli ludzie nie mają odwagi.

Łotr poszedł wzdłuż kanału rzecznego, który łukiem szedł przy murach dzielnicy. Pomiędzy wieloma schodami prowadzącymi do kanalizacji, wzrok Galvata wypatrzył tabliczkę z napisami w nieznanym dla niego języku. Podszedł bliżej i zagadną po argossańsku jednego z mężczyzn. Ten potwierdził przypuszczenia łotra: schody prowadziły do karczmy "Zbuntowany strażnik". Galvat na początku wszedł sam by zbadać teren, a gdy nic nie wzbudziło jego podejrzeń, poszedł po resztę.

***

Okopcone wnętrze pachniało mieszaniną dymu, słabego wina, smażonych ryb i wyziewami kanalizacji. Siedziąca przy stolikach mieszanina ludzi dawała podejrzenie, że siedzą tu głównie typki spod ciemnej gwiazdy; lecz przy niektórych stolikach dało się dostrzec mężczyzn ubranych w drogie tabardy tudzież szaty wskazujące na przynależność do lokalnych szlachciców. Karczmarz płynnie mówił po zingarsku, więc zamówienie posiłku nie stanowiło większego problemu. Odległość stolików od siebie, jak i gwar dawały poczucie bezpieczeństwa i zapewnienie, że nikt nie będzie podsłuchiwał. Gdy zamówione kurczaki wraz z chlebem i winem trafiły na stół, więźniowie pozostali sami.

- I tak zginiemy - zaczął rozmowe rosły argossańczyk, jeden z ocalałych z "Gwiazdy Argos". Nehaher kojarzył go głównie z twardej głowy i szału bitewnego, w jaki wpadał. Nie rozmawiał z nim wcześniej, gdyż mężczyzna nie był zbytnio rozmowny. - Nawet jeśli wykonamy zadanie, cóż będzie stało na przeszkodzie, by nas zabić? - zapytał retorycznie, po czym pociągnął spory łyk wina.

- Lepiej było, jak milczałeś, Morty! - zgaił go drugi, trochę szczurowaty argossańczyk, również niedobitek z "Gwiazdy Argos". - Jak już kłapiesz dziobem, to zawsze czarną mową. Spójrz na to z drugiej strony: mamy jeszcze trochę czasu by znaleźć kogoś, kto nam to ściągnie. Nie wierze, żeby w takim mieście jak Asgalun nie było innego czarownika! - powiedział radośnie drugi, Brzytwą zwany mężczyzna.

Nad stolikiem znowu zapadło milczenie.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)

Zin-Carla
Reactions:
Posty: 162
Rejestracja: 06 maja 2015, 15:12
Kontakt:

Post autor: Zin-Carla » 10 kwietnia 2016, 20:46

Karczma "Zbuntowany strażnik"

Rudowłosa dziewczyna puściła mimo uszu narzekania niedobitków z "Gwiazdy Argos". Niezbyt ją interesowała daleka przyszłość, gdy teraz przed sobą miała kawał ciepłego, pieczonego mięsiwa i dzban wina. Gdy nasyci pierwszy głód, może zacząć myśleć co dalej. Z pustym żołądkiem tylko złe myśli przychodzą człowiekowi do głowy.

Po kilku kęsach i łykach karczmarskiego posiłku, okraszonego mlaskaniem, odezwała się wreszcie :

- Galvat, na uczcie pytałeś mnie o imię lecz zmęczenie i to przeklęte zatrute żarcie, które podały nam te szczury Menkary, odbierało mi już zmysły. - Splunęła z pogardą na podłogę. - Jestem Eyria - Powiedziała dziewczyna - I dziękuję ci za twój pomysł z beczką oliwy, który załatwił tą morską maszkarę. Muszę przyznać, - Zawahała się chwilę - Nie doceniłam cię. Również teraz uratowałeś nas z opresji. Dostaliśmy twój prezent i zastanawialiśmy się, kto wyciągnął pomocną dłoń... Nie użyliśmy go do otwarcia celi, bo... Nie wiedzieliśmy czy te przeklęte amulety Czarnoksiężnika nie wybuchną, gdy będziemy starali się wydostać. Postanowiliśmy czekać - Tu dziewczyna wyraźnie skrzywiła się dając do zrozumienia, że gdyby to od niej zależało to dawno ucięła by temu Stygijskiemu psu łeb. - Rozkuć Conana, dzięki tym narzędziom i zaatakować Menkare gdy będzie ku temu stosowna okazja...

- Teraz jesteś z nami, oddaje ci więc co twoje... - Położyła na stole zestaw do włamywania - Stawiam ci piwo! Jeśli tylko mają tu coś takiego w tym dziwnym południowym kraju... - Dodała po chwili lekko zafrasowana.
The oldest and strongest emotion of mankind is fear, and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown

H.P. Lovecraft

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 11 kwietnia 2016, 13:21

Karczma "Zbuntowany strażnik"

- Drodzy towarzysze - rozpoczął Nehaher, odpowiednio ściszonym głosem, gdy już upewnił się, że nikt w okolicy nie ma szans usłyszeć wypowiedzianych przy stole słów. - zapewne ucieszy was wieść, że nie musicie błąkać się po Asgalun szukając jakiegoś czarownika, o niejasnych zdolnościach. Zwłaszcza, że byłoby to wysoce nieroztropne, Menkara wszak może mieć wszędzie swych szpiegów... I nie możecie ufać, że wchodząc do domu jakiegoś innego mędrca nie zamienicie się w żywe pochodnie... Jednakże dość o tym. Przed wami bowiem siedzi całkiem utalentowany przedstawiciel tej profesji, czyli ja. - uśmiechnął się zachęcająco i kontynuował.

- Jestem w stanie zdjąć owe przeklęte amulety, których obecność tak wam doskwiera. Tak zresztą uczyniłem z moim, co mogę Wam pokazać, gdy znajdziemy się na osobności. Jednakoż, jest to proces niezwykle wyczerpujący. Po tym, jak rozbroiłem swój talizman, zemdlałem na jakiś czas. Ponadto dezaktywowanie matrycy zaklęcia wymaga obecności stałego kondensatora antymagii... - przerwał na chwilę, widząc kilka baranich spojrzeń, które zdradzały, że ich właściciele właśnie stracili wątek.

- No dobrze, spróbuję mówić jaśniej... - odezwał się po chwili zadumy. - Te amulety wypełnione są potężna energią. By je rozbroić muszę usunąć tą energię. Kondensator antymagii to taki worek, do którego mogę ją wrzucić, rozumiecie? To znaczy nie dosłownie worek, ale w przenośni... Bo może przecież wyglądać rożnie... Coś jakby rodzaj takiego pojemnika na moc magiczną... Miałem przy sobie jeden i sądziłem, że wystarczy by uwolnić większość z nas. Niestety okazało się, że ilość wyzwolonej energii jest zbyt potężna... Innymi słowy, kondensator wypełnił się po tym, jak usunąłem zaklęcie z mojego amuletu. Dalsze jego używanie groziłoby wysadzeniem całej okolicy w powietrze. Tak więc, aby móc zdezaktywować pozostałe amulety potrzebuję kolejnych kondensatorów. I myślę, że w Asgalun mamy szansę odnaleźć je...

Przerwał i dolał sobie wody, po czym przepłukał gardło.

- Jednakże, jak rzekłem, ten proces jest wyczerpujący i ryzykowny. Wymaga skupienia i najwyższej uwagi. Wszelako jestem w stanie podjąć się go, nie bacząc nawet na własne bezpieczeństwo, w stosunku do osób które szczerze okażą się moimi przyjaciółmi...

Tu spojrzał w oczy zebranych i pochylił się lekko nad stołem, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu:

- Oznacza to, iż pomogę wam, jeśli przysięgniecie mi na Bogów, których wyznajecie, że dołożycie wszelkich starań by wspomóc mnie i zniszczyć Menkarę. Ten plugawy czerw bowiem musi przestać istnieć, a ja postaram się by powrócił w mrok, z którego pochodzi... Niestety ten robal para się demonolatrią, podczas gdy ja brzydzę się oczywiście takowymi wynaturzonymi praktykami. W efekcie jednak, choć z pewnością jestem bardziej utalentowany niż ta larwa, nie mogę mu zagrozić. Menkara bowiem ma na swoje skinienie hordy demonów i złych duchów, które słuchają jego poleceń... Jest jednakże nadzieja. Mianowicie ten szarlatan, którego istnienie jest obrazą dla każdego uczciwego czarownika, wyśle nas już wkrótce po pewną roślinę. Roślina ta może uczynić go potężniejszym, a wtedy Menkara, jak słusznie zauważył dociekliwy Morty, na pewno was zabije. Jednakże ja wiem jak wykorzystać tą roślinę do tego, by zniszczyć tą mendę raz na zawsze. I jest to nasza jedyna nadzieja. Ponieważ jednak sam, jak widzicie, jestem raczej mizernej postury, przedkładając zacisze biblioteki nad światowe rozrywki, potrzebuję waszej pomocy. Jak więc będzie? Czy wesprzecie mnie w tym zacnym dziele i pomożecie mi uwolnić ludzkość od tej zakały? Powiadam wam, że niewielki macie wybór... Na łaskę tego plugawca nie macie co liczyć. Sam widziałem demony, które wezwał i wierzcie mi, dusza jego zepsuta jest do cna... O ile jeszcze posiada jakąś duszę. Jedyną naszą nadzieją, jest działać razem. Decyzję jednak pozostawiam wam...

Odchylił się na krześle i w milczeniu czekał na reakcje zebranych.
Zacznę mówić dopiero, gdy upewnię się, że nikt nas nie podsłuchuje (rozglądam się możliwie dyskretnie). Mówiąc, zasłaniam nieco usta ręką lub fragmentem kaptura, by nikt tez nie mógł czytać mi z warg. Możliwe, że mam lekką paranoję, ale słudzy Menkary mogą być wszędzie.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 12 kwietnia 2016, 11:28

Lata spędzone w kopalni z batem w ręku nauczyły Vanka rozpoznawać i rozróżniać tych, którzy rodzili się niewolnikami od tych niepokornych. Podczas ponurego spaceru przez asgaluńskie uliczki wciąż rozmyślał o naszyjniku, zastanawiając się nad tym, cóż by się stało, gdyby przełożył go sobie na rękę i pozbawił tejże, jeśli zajdzie potrzeba. Właściwie czy nie byłoby rozsądniej użyć czyjejś ręki? hmm..
Musiał też bardziej przyjrzeć się szczwanemu stygijczykowi, który tak płaszczył się przed Menkarą. Nabrał bowiem i jego. Był zatem albo bardzo sprytny, albo znał słabości tego psa- Menkary i wiedział, jak go podejść. A skoro znał jego słabości...
znali się. Nie wiadomo jak długo i co przyświeca obu. Vanko przypomniał sobie, jak naczelnik kopalni czasami umieszczał pośród niewolników wichrzycieli, by oddzielić ziarno od plew. Być może tak było i tutaj. Być może Menkara jest w zmowie z tym tutaj. A nawet jeśli nie, to stygijczyk wytaczający właśnię gładką mowę może łatwo zmieniać obiekt swej lojalności, kierując się potęgą tego, któremu akurat miałby służyć. Było w nim coś z niewolnika jednak. Padł przed batem. Nie. Za nic w świecie nie uwierzę Ci czarowniku... -nie podniósł głowy wiedząc, że takowi potrafią poznać myśli spoglądając w oczy. Powolnym ruchem wyjął nóż i zaczął nim dłubać w stole, niby od niechcenia. Nehaher kontynuował..

".. - ten szarlatan, którego istnienie jest obrazą dla każdego uczciwego czarownika, wyśle nas już wkrótce po pewną roślinę..."

Vanko parsknął śmiechem na wzmiankę o uczciwości, jednak zaraz przywołał się do porządku. Sprawa stawał się prostsza i wpadł już chwilę temu na podobne myśli. Szybko jednak spoważniał, a oczy zalśniły mu nowym, złotym blaskiem. Roślina - pieprzenie jakieś potłuczonej dziwki- to jasne, że chodzi tu o skarb! Choć z drugiej strony te dziwolągi mają nie po kolei w głowie.. ale.. lepiej byłoby dowiedzieć się jednak, na czym tak zależy Menkarze? Zdobyć to, a wówczas.. -zamorańczyk począł rozważać w głowie chytry plan przehandlowania rozsądnej części zdobyczy za swoją.. i jeśli się da Zoriana głowę..

- Zgoda. - zdecydowanym ruchem wbił nóż w stół dla podkreślenia wagi umowy, na wszelki wypadek nie unosząc wzroku. Ze wszystkich sił starał się przy tym ukryć myśli, a myślał niestety nad wyraz czysto. Zastanawiał się nad tym, co zrobi jeśli te dwa psy faktycznie współpracują i wpadł na genialny w swoim rozumowaniu koncept, że jeśli okaże się dobrym niewolnikiem Menkara go ocali- przecież nikt nie pozbawia się tanich, silnych i gotowych na wszystko ramion. Każdy potrzebuje sług, a po co szukać innych, jak już poświęciło się czas i poczyniło inwestycję? Wyrachowany umysł człowieka, który przehandlował niejedno ludzkie życie kalkulował teraz chłodno. Jeśli będzie miał wybierać, będzie mu służył choćby lata wyczekując odpowiedniej chwili, by go ukatrupić. Jeśli zaś ten tutaj mówi prawdę... Nie! Do kroćset! Nigdy nie ufaj czarownikom. Nie myśl tak, jak on chce, byś myślał. - skarcił się w środku.

[offtopic]Keth- Vanko też wpadł na pomysł przeniesienia naszyjnika, choć pomyślał najpierw o przełożeniu go na rękę, a potem, na cudzą rękę- najpiękniej, gdyby się udało na rękę Menkary i zdjęciu go jednym solidnym szarpnięciem.[/offtopic]
Ostatnio zmieniony 14 kwietnia 2016, 12:38 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 14 kwietnia 2016, 20:22

Karczma "Zbuntowany strażnik"

Garro wsłuchał się bardzo uważnie w wypowiadane konspiracyjnym tonem wyjaśnienia Stygijczyka, zwalczył w sobie mimowolny dreszcz odrazy i zgrozy na samą próbę wyobrażenia sobie ogromu zbrodni Menkary.

- Możesz liczyć na mój miecz - oznajmił po chwili ciężkiego milczenia - Kiepski ze mnie szermierz, ale nie marzę teraz o niczym innym jak tylko o wypruciu flaków tego wynaturzonego potwora. Lecz w zamian musisz przysiąc, że pomożesz uwolnić miłość mego życia.

Uzdrowiciel wyciągnął ponad stołem swą prawicę, podał ją Nehaherowi w zamiarze przypieczętowania umowy uściskiem dłoni.

ODPOWIEDZ