Karczma "Zbuntowany strażnik"
- Drodzy towarzysze - rozpoczął Nehaher, odpowiednio ściszonym głosem, gdy już upewnił się, że nikt w okolicy nie ma szans usłyszeć wypowiedzianych przy stole słów. - zapewne ucieszy was wieść, że nie musicie błąkać się po Asgalun szukając jakiegoś czarownika, o niejasnych zdolnościach. Zwłaszcza, że byłoby to wysoce nieroztropne, Menkara wszak może mieć wszędzie swych szpiegów... I nie możecie ufać, że wchodząc do domu jakiegoś innego mędrca nie zamienicie się w żywe pochodnie... Jednakże dość o tym. Przed wami bowiem siedzi całkiem utalentowany przedstawiciel tej profesji, czyli ja. - uśmiechnął się zachęcająco i kontynuował.
- Jestem w stanie zdjąć owe przeklęte amulety, których obecność tak wam doskwiera. Tak zresztą uczyniłem z moim, co mogę Wam pokazać, gdy znajdziemy się na osobności. Jednakoż, jest to proces niezwykle wyczerpujący. Po tym, jak rozbroiłem swój talizman, zemdlałem na jakiś czas. Ponadto dezaktywowanie matrycy zaklęcia wymaga obecności stałego kondensatora antymagii... - przerwał na chwilę, widząc kilka baranich spojrzeń, które zdradzały, że ich właściciele właśnie stracili wątek.
- No dobrze, spróbuję mówić jaśniej... - odezwał się po chwili zadumy. - Te amulety wypełnione są potężna energią. By je rozbroić muszę usunąć tą energię. Kondensator antymagii to taki worek, do którego mogę ją wrzucić, rozumiecie? To znaczy nie dosłownie worek, ale w przenośni... Bo może przecież wyglądać rożnie... Coś jakby rodzaj takiego pojemnika na moc magiczną... Miałem przy sobie jeden i sądziłem, że wystarczy by uwolnić większość z nas. Niestety okazało się, że ilość wyzwolonej energii jest zbyt potężna... Innymi słowy, kondensator wypełnił się po tym, jak usunąłem zaklęcie z mojego amuletu. Dalsze jego używanie groziłoby wysadzeniem całej okolicy w powietrze. Tak więc, aby móc zdezaktywować pozostałe amulety potrzebuję kolejnych kondensatorów. I myślę, że w Asgalun mamy szansę odnaleźć je...
Przerwał i dolał sobie wody, po czym przepłukał gardło.
- Jednakże, jak rzekłem, ten proces jest wyczerpujący i ryzykowny. Wymaga skupienia i najwyższej uwagi. Wszelako jestem w stanie podjąć się go, nie bacząc nawet na własne bezpieczeństwo, w stosunku do osób które szczerze okażą się moimi przyjaciółmi...
Tu spojrzał w oczy zebranych i pochylił się lekko nad stołem, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu:
- Oznacza to, iż pomogę wam, jeśli przysięgniecie mi na Bogów, których wyznajecie, że dołożycie wszelkich starań by wspomóc mnie i zniszczyć Menkarę. Ten plugawy czerw bowiem musi przestać istnieć, a ja postaram się by powrócił w mrok, z którego pochodzi... Niestety ten robal para się demonolatrią, podczas gdy ja brzydzę się oczywiście takowymi wynaturzonymi praktykami. W efekcie jednak, choć z pewnością jestem bardziej utalentowany niż ta larwa, nie mogę mu zagrozić. Menkara bowiem ma na swoje skinienie hordy demonów i złych duchów, które słuchają jego poleceń... Jest jednakże nadzieja. Mianowicie ten szarlatan, którego istnienie jest obrazą dla każdego uczciwego czarownika, wyśle nas już wkrótce po pewną roślinę. Roślina ta może uczynić go potężniejszym, a wtedy Menkara, jak słusznie zauważył dociekliwy Morty, na pewno was zabije. Jednakże ja wiem jak wykorzystać tą roślinę do tego, by zniszczyć tą mendę raz na zawsze. I jest to nasza jedyna nadzieja. Ponieważ jednak sam, jak widzicie, jestem raczej mizernej postury, przedkładając zacisze biblioteki nad światowe rozrywki, potrzebuję waszej pomocy. Jak więc będzie? Czy wesprzecie mnie w tym zacnym dziele i pomożecie mi uwolnić ludzkość od tej zakały? Powiadam wam, że niewielki macie wybór... Na łaskę tego plugawca nie macie co liczyć. Sam widziałem demony, które wezwał i wierzcie mi, dusza jego zepsuta jest do cna... O ile jeszcze posiada jakąś duszę. Jedyną naszą nadzieją, jest działać razem. Decyzję jednak pozostawiam wam...
Odchylił się na krześle i w milczeniu czekał na reakcje zebranych.
Zacznę mówić dopiero, gdy upewnię się, że nikt nas nie podsłuchuje (rozglądam się możliwie dyskretnie). Mówiąc, zasłaniam nieco usta ręką lub fragmentem kaptura, by nikt tez nie mógł czytać mi z warg. Możliwe, że mam lekką paranoję, ale słudzy Menkary mogą być wszędzie.