PBF - Czarny Świt

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 09 maja 2016, 21:54

[center]CZARNY ŚWIT[/center]
[center]Prolog[/center]
Kocie Miasto, lato 2595

Słońce już zdążyło podnieść się nad linię lesistego widnokręgu. Zadzierając w górę głowę, Bayern Werk dostrzegał jaśniejące krawędzie dachów wieżowców, oświetlone pierwszymi promieniami, jawiące mu się obietnicą odległego na wyciągnięcie ręki wybawienia. Mechanik zacisnął palce jednej dłoni na wystającym ze skruszonego betonu zbrojeniowym pręcie, zmienił ułożenie nóg na wąskim gzymsie trzeciej kondygnacji budynku próbując przeniknąć zdesperowanym wzrokiem nieprzeniknioną czerń zalegającą w labiryncie zrujnowanego miasta.

- Ta zdzira miała rację! - gdzieś z ciemności dobiegł go dźwięczący lękiem głos Gerarda - Nie wyjdziemy stąd żywi!

Bayern Werk poczuł jak oblewa go zimny pot. Gzyms był przerażająco wąski, na dodatek dość zmurszały, by w każdej chwili móc rozpaść się na drobne kawałki. Gdzieś z góry posypały się znienacka drobiny zrzuconego przypadkiem gruzu, kilka z nich odbiło się od głowy mechanika.

- Verdammte Scheisse! - zaklął Borkanin zamykając pośpiesznie oczy - Dragan, to ty?

- Cicho bądź! - z góry dobiegł podniesiony szept Nikodemusa i zadzierający ponownie w górę głowę Bayern spostrzegł na tle jaśniejącego nieba zarys sylwetki przyciśniętego do zrujnowanej ściany sędziego - Usłyszą nas!

Mechanik otworzył usta chcąc coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy z ciemności poniżej buchnął znienacka mrożący krew w żyłach ludzki wrzask. Był to upiorny skowyt nieopisanego cierpienia, który urwał się kilka sekund później zastąpiony odrażającym trzaskiem gruchotanych kości.

- Kto to był?! - wrzasnął na całe gardło Gerard - Telibor?! Bruni?!

- Zamknij się, bo tu wlezą! - w głosie Nikodemusa dźwięczała groza, która nikogo nie mogła dziwić - Słyszą cię!

- I tak nas zabiją! - gdzieś poniżej, w nieprzeniknionym mroku miejskiego kanionu rozległ się spanikowany głos Telibora - Wszyscy zginiemy! Miała rację, a wyście nie chcieli uwierzyć! Śmierć o czarnym świcie!
Drodzy gracze, mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam prolog inauguracyjnej przygody w świecie Degenesis. Ten wątek nie jest jeszcze otwarty, toteż proszę Was o powstrzymanie się od wpisów, albowiem... cóż, to niespodzianka! W zamian poproszę w wątku technicznym o wstępne deklaracje, od kiedy moglibyśmy wystartować z przygodą!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 maja 2016, 15:38

[center]AKT I [/center]
[center]trzy tygodnie wcześniej[/center]

[center]Okolice Koronapanu[/center]
Wnyki rozstawione w cieniu wielkich drzew przysłonięte były suchą trawą i liśćmi, pozostając niemal niewidocznymi dla oczu przypadkowego obserwatora. Dragan i Yuran znali się na łowieckim fachu, podkreślając ów fakt przy każdej bez mała okazji. Przy ich nabijanych ćwiekami uprzężach wisiało łebkami w dół kilka królików, ale obchód pułapek wciąż jeszcze trwał, a myśliwskie apetyty młodzieńców nie słabły.

- Nie wiem, czy nie wolałbym pójść do Wrocławia - mruknął Dragan podnosząc się z klęczek i lustrując okiem specjalisty drucianą pętlę pułapki na gryzonie - Podobno na rozlewiskach Odry można znaleźć bobrze żeremia. Zjadłoby się dla odmiany bobra, co?

- Mnie tam obojętne, jakie mięso - wzruszył ramionami wsparty o wbitą ostrzem w ziemię włócznię Yuran - Eleni przypala wszystko na jedną modłę, za każdym razem ten sam smak. Chyba się już nigdy nie nauczy roboty w kuchni. Zresztą w tym Kocim Mieście też można będzie zapolować. Nazwa się przecież nie wzięła z niczego, co? Kota nie chciałbyś spróbować?

- Bo ja wiem... - Dragan zamyślił się przelotnie - Nawet bym spróbował. Ciekawe jak smakuje kot? Stanimir pokazywał w jednej z czytanek obrazek i to taki większy królik, tylko mniej na nim sadła.

Zakończywszy inspekcję drucianej pułapki bracia zapuścili się pomiędzy gęste zielone zagajniki na południe od Koronapanu, gdzie czasami pojawiały się dziki i gdzie w suchym poszyciu lasu ukrywały się wkopane starannie w grunt żelazne zatrzaski o nacinanych w zęby krawędziach. Obaj poruszali się z wprawą ludzi puszczy, pomimo swych budzących szacunek rozmiarów unikając bez trudu trzasku zdeptanych gałązek i szelestu odsuwanych na boki leszczynowych krzaków. Przemierzając las w odległości kwadransa sprintu od Koronapanu ograniczyli swój ekwipunek do absolutnego minimum, ale mimo poczucia względnego bezpieczeństwa nie zostawili myśliwskich włóczni w domu.

Od wielu lat w okolicy leśnej osady nie pojawił się żaden wulf, ale tragiczny wypadek Gerdy przestrzegał przed nadmierną beztroską. W głębi puszczy mogło się czaić wiele niebezpieczeństw, również tych inteligentnych i dwunożnych. Klanyci Liszaja bywali porywczy i szukali czasami okazji do zwady, zwłaszcza w świątecznych tygodniach, kiedy ich młodzi potrzebowali okazji do udowodnienia swej męskości. Bywało też, że łowcy z Zielonej Groty zapuszczali się dalej niż zazwyczaj, przecinając myśliwskie terytorium Koronapanu w drodze na obfitujące w grubszego zwierza południe. Posłany w szeleszczące krzaki grot mógł zabić dzika, ale mógł odebrać życie również nierozpoznanemu w porę człowiekowi.

- Trochę długo nam zejdzie w drodze - mruknął po dłuższej chwili Dragan - Markus gadał, że to jakiś tydzień marszu. Tydzień w jedną stronę. Tam to nie kłopot, ale jak się obłowimy, będzie trzeba wszystko na noszach ciągnąć. Chyba się spocimy.

Yuran roześmiał się sarkastycznie, ale nie posłał bratu przygotowanego w myślach docinka. W zamian zesztywniał znienacka i podniósł w geście przestrogi palec. Dragan nie potrzebował tego ostrzeżenia, miał równie czujny słuch co Yuran.

Przeciągły jęk cierpienia poniósł się ponownie wśród zarośli. Obaj myśliwi nie potrafili określić jednoznacznie, skąd dobiegał, ale wydający go człowiek musiał się znajdować gdzieś niedaleko, ukryty pośród gęstych paproci.
Niespodzianka podczas rutynowego obchodu wnyków! W pobliżu ktoś chyba cierpi, a nie może to być nikt z Koronapanu - chyba, że jakiś mieszkaniec wymknął się z osady cichaczem w sobie tylko znanym celu, o czym nic Wam nie wiadomo! I co teraz?
Ostatnio zmieniony 21 maja 2016, 15:42 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 maja 2016, 15:41

[center]Centrum Koronapanu[/center]
Młockarnia opierała się na pomyśle Jóźwy Kulasa sprzed prawie dwudziestu lat, toteż Bayern wielokrotnie rozbierał ją na części i reperował wprowadzając tu i tam własne modyfikacje. Drewniane elementy próchniały, pękały nadgryzione przez korniki. Metal korodował, chociaż mieszkańcy Koronapanu starali się chronić machinę pod płachtami rozłażącego się w palcach brezentu. Co żniwa psująca się młockarnia wystawiała na próbę nerwy Werka odciągając jego uwagę od ważniejszych spraw, choćby od zalotów do pięknej Eleni.

- Nie myślałeś nad przestawieniem jej na konny napęd? - spytał stojący obok Bayerna Markus, obserwujący pracę kilkunastu obsługujących machinę mężczyzn. Pół tuzina z nich, dobranych przez wzgląd na swą oczywistą krzepę, obracało masywnym kołem zamachowym młockarni. Zębatki na obręczy koła wprawiały w ruch inne przekładnie i koła zębate, obdarzając życiem uwieszone na szerokiej ramie metalowe cepy. Pośród huku i trzasku trybów maszyneria pożerała kolejne wrzucane do jej wnętrza snopki świeżo skoszonego żyta. Przemieszane ze słomkami ziarno przesypywało się przez niewielkie otworki na perforowanej taśmie przesyłowej, transportującej na przeciwną stronę młockarni połamane zbożowe łodygi.

- Obiecujesz, że załatwisz konie? - odpowiedział pytaniem Werk. Pomysł zastąpienia ludzi zwierzętami chodził mu po głowie od dłuższego czasu, ale jego praktyczna realizacja nie była możliwa z jednego prozaicznego powodu: braku koni. Bayern mieszkał w Koronapanie od blisko siedmiu lat i jedynymi widywanymi przez niego końmi były zwierzęta pociągowe należące do osmańskich karawan ciągnących przez Zieloną Grotę. No i małe włochate kuce klanu Liszaja, strzeżone przez leśny lud zazdrośniej od ich równie włochatych kobiet.

- Tegoroczny plon jest doskonały - Markus kiwnął głową w stronę odciągających worki żyta osadników - Mamy dużo więcej ziarna niż potrzebujemy na wyżywienie zimą i zasiew. Nareszcie można pomyśleć o sprzedaniu nadwyżki jehammedanom. Jeśli miałbym na coś wymienić, to na pewno na konia albo dwa.

- Nie mamy nikogo, kto wie jak się z nimi obchodzić - skomentował nieco niepewnie Bayern - Ja tam nie mam nic przeciwko, ale trzeba stajnię zbudować, wygrodzić ziemię pod pastwisko. A jak się pochorują? Dasz dwadzieścia worków żyta, a za miesiąc bydlęta padną i co wtedy?

- Będziemy się uczyć - oznajmił z dużą pewnością siebie Markus - Kiedyś trzeba zacząć. Stanimir ma książkę, w której opisana jest hodowla owiec. Konie nie mogą się wiele różnić od owiec, to tylko kwestia rozmiaru.

Werk pokręcił głową z powątpiewaniem, a potem zastrzygł bezwiednie uszami, bo pochwycił nimi jakiś nie do końca znajomy dźwięk. Hałas przypominający silne tarcie tonął w zwyczajowym łoskocie maszynerii, ale wyczulone na takie odgłosy ucho mechanika natychmiast wychwyciło fałszywą nutę w harmonijnej kakofonii wydobywającej się z wnętrza młockarni.
Chociaż Bayern nie do końca zna przyczynę tego dźwięku, natychmiast odczuwa niepokój, ponieważ hałas ten może wieścić jakiś problem z maszynerią. Jakaś deklaracja, może jakiś teścik albo uważniejsze oględziny machiny?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 maja 2016, 15:45

[center]Peryferia Koronapanu[/center]
Gerard znalazł się w potrzasku i żadna siła w znanym świecie nie mogła go ocalić. Ogarnięty czarną rozpaczą, młody anabaptysta zgarbił się i przymknął oczy błagając świętego Rebisa o wybawienie. Gdyby miał przy sobie jakąkolwiek broń, będąc zaprzysiężonym orgiastykiem dodałby sobie otuchy jej niosącym komfort duszy dotykiem, ale okoliczności zmusiły go do rozstania nawet z noszonym do łóżka stalowym nożem.

Słysząc zbliżające się złowieszczo kroki młodzieniec zacisnął powieki wołając niemo o pomoc. Wiedział jak daremne były jego nadzieje na niespodziewaną odsiecz: większość osadników zajęta była tego dnia obsługą młockarni i pewnie nikt przy maszynie nawet nie usłyszałby wrzasku Gerarda.

- Chyba nie zasnąłeś? - twardy szorstki głos popłynął zza pleców młodzieńca trąc drucianą szczotką swego surowego tonu po rozdygotanym umyśle młodzieńca. Gerard otworzył pośpiesznie oczy, zgarbił się jeszcze bardziej oblizując spierzchnięte ze zdenerwowania usta. Jego rozbiegany wzrok z trudem zatrzymał się na kartkach pomiętego, ledwie czytelnego ze starości elementarza.

Gerda przystanęła obok wyniesionego na taras drewnianego stolika najstarszego syna. Jej długa trzcinka uderzyła na zachętę w krawędź mebla i chociaż Gerard miał lata dzieciństwa za sobą, na dźwięk tej zachęty mimowolnie oblał się potem.

- Długo każesz mi czekać? - głos matki przybrał jeszcze bardziej srogiego wydźwięku - Czytaj, ty gamoniu, czytaj! Na głos!
Obawiam się, że będę musiał wykonać całą serię skomplikowanych testów, by ocalić nieszczęsnego Gerarda od obrażeń krytycznych zadanych morderczą trzcinką. To co robimy: czytamy, nie czytamy, uciekamy?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 maja 2016, 15:48

[center]Magazyn żywności Koronapanu[/center]
- Każdy ma własny plecak, a wystarczą nam dwa komplety ubrań na zmianę - oznajmił idący u boku młodego sędziego Wegland - Większość wolnego miejsca zapełni się paczkowaną żywnością, broń poniesiemy w rękach. Jeśli mamy maszerować przez tydzień, i tak będziemy musieli znaleźć źródła wody po drodze. Dwie litrowe butelki na każdego, w uprzęży przy pasie, a w trasie będziemy na bieżąco uzupełniać.

- Markus wspominał wczoraj, że chce kupić od jehammedan konia, może nawet parę sztuk - odparł Nikodemus - Kodeks mi świadkiem, przydałby się koń na taką wyprawę. Wygoda bez porównania. Ale raczej nie zdąży przed naszym odejściem, a nawet jeśli, na pewno nie dałby nowiutkiego konia w ręce kogoś bez doświadczenia.

- Rozmawiałem kiedyś z kimś na ten temat - Wegland ściszył znacząco głos, by konwersacja zmierzających ku składowi zapasów mężczyzn nie trafiła w niepożądane uszy - Tylko nie zaglądaj od razu do tej swojej książeczki, najpierw do końca posłuchaj. To nie kradzież, żadne tam przestępstwo. Klanyci Liszaja czasami gubią kuce albo te im uciekają, na jedno wychodzi. Jakbyśmy przygarnęli takiego bezdomnego zwierzaka, nie zrobilibyśmy przecież niczego złego, prawda? Lepsi my niż jakiś głodny wulf.

- I myślisz, że dzicy ci uwierzą? - Nikodemus prychnął z niedowierzaniem, opierając jednocześnie ręce na zasuwie blokującej drzwi magazynu - Dasz im radę wytłumaczyć, że to był bezpański konik? Nie sądzę, żeby Markus na to poszedł, nie będzie chciał wchodzić w niepotrzebne zwady z Liszajami. To nieobliczalni ludzie, kiedy coś ich wzburza, lepiej takich sytuacji unikać.

Pociągnięte w bok metalowe wrota przesunęły się po rolkach prowadnicy odsłaniając wejście do składu. Sędzia przekroczył próg budowli odtwarzając w myślach listę prowiantu zaaprobowanego dla członków ekspedycji, zdjął z haka na ścianie duży worek. Jego spojrzenie przesunęło się po drewnianych regałach pełnych skrzynek z warzywami i owocami, słoików i puszek, torebek i aluminiowych pudełek.

- Widzisz to, co ja? - powiedział po chwili napiętego milczenia, celując ściskającą worek ręką w jeden z rogów spiżarni. Wegland stanął obok sędziego podążając za jego kończyną. Na twarzy mężczyzny pojawił się natychmiast wyraz wzburzonego zrozumienia.

Tworzące narożnik składu blachy we wskazanym miejscu ziały odgiętymi na boki krawędziami, niestarannie wcześniej podkopanymi, a następnie podważonymi za pomocą jakiegoś narzędzia.

- Ktoś nas okradł - wycedził przez zęby wciąż niedowierzający swym oczom Nikodemus - Ktoś się tu włamał.
Dowody jak na dłoni! Ktoś przedostał się do wnętrza magazynu żywności, a powodować nim mogła jedynie chęć kradzieży!

Awatar użytkownika
dretch
Reactions:
Posty: 660
Rejestracja: 07 czerwca 2010, 13:24
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 1 time
Been thanked: 7 times

Post autor: dretch » 23 maja 2016, 12:48

[Edit:]


Aaalllaa m m a a ma k kkk o t a, Ala ma kota! Z uradowaniem w oczach spojrzał na Gerde. Jednak szybko zrozumiał, że chyba za wolno brzmiało wypowiadane zdanie z początków elementarza.

Matko! Wiesz dobrze, że do przeżycia potrzebne mi będzie coś więcej niż pismo. Żyjemy na peryferiach, a w centrum najsilniejsi operują nad młocarką. Tam teraz powinienem być. Razem z workami naszego żyta.

Jestem przywiązany jak pies do budy, ciągle tylko czytam i czytam w koło Macieja ten sam elementarz, jak mam się nauczyć czegoś nowego skoro nie pozwalasz mi zwiedzić okolicznych osad !

Zrozum, że chce żebyś była dumna ze mnie.

Dokończę tą stronę, przeczytam ją na głos i pójdę tam gdzie być teraz powinienem
[/Edit]

Gerard czyta, jednak w połowie przestaje i chce dobić targu z matką. Dokończy to zdanie i pójdzie do ludzi pomóc w mieleniu żyta.
Ostatnio zmieniony 25 maja 2016, 12:56 przez dretch, łącznie zmieniany 1 raz.
Rudzielec z Koronapan o imieniu Gerard (Anabaptysta, Borka)
http://www.degenesis.com/character-en/i ... a6aa74c071

**
ECO - Stra?nik miejski Ostrogaru
http://www.krysztalyczasu.pl/nickpage.php?user=353

--
Je?eli pad?e?, szybko wsta?, bo jeszcze Ci dokopi?.

el009
Reactions:
Posty: 273
Rejestracja: 15 listopada 2015, 10:46

Post autor: el009 » 24 maja 2016, 19:29

[center]Centrum Koronapanu[/center]

Langsam, langsam! - krzyknął Werk łowiąc podejrzany chrobot dobiegający z wnętrza maszyny - Chyba znów się wihajster od bulbulatora roztrajbował i nie sztymuje z przekładnią. Scheisse!

Niepozorny mechanik podbiegł do maszyny i przyłożył ucho do pokrywy. Gestem ręki powstrzymał chłopów chcących umieścić w podajniku kolejny snopek. W miarę, jak obroty przekładni spadały dało się z całego tego łoskotu wyłowić poszczególne elementy mechanizmu. Zmniejszało się też ryzyko, że jakiś istotny element zostanie zmielony przez wirujące zębatki.

Werk nadal łudził się, że wystarczy odrobina smaru, ale przeczucia miał coraz gorsze.
Zobaczmy co tej paskudzie dolega zanim całkiem wyzionie ducha ;)
Rogue Trader - Magos Eksplorator Diomedes
Degenesis - Bayer Werk (Scrapper)

Awatar użytkownika
Jarlaxle
Reactions:
Posty: 132
Rejestracja: 02 listopada 2011, 19:26

Post autor: Jarlaxle » 25 maja 2016, 19:50

[center]Okolice Koronapanu[/center]
Dragan zastygł w bezruchu starając się zlokalizować źródło podejrzanego dźwięku. Szybko w myślach ustalił położenie nieodwiedzonych jeszcze sideł, by ocenić czy aby jakiś pechowiec nie wlazł we wnyki.

Mieszkańcy osady nie szwendali się po terenach łowieckich, bo i po co. Za to granice łowisk całkiem często naruszali ludzie Liszaja i ci z Zielonej Groty. Myśliwy klanu raczej nie wlazł by w sidła. Więc albo to zbłąkany cywil, albo zasadzka.

Posłał bratu pytające spojrzenie i wskazał ręką kierunek, z którego według niego usłyszeli jęk. Nie palił się by biec na ratunek nieznajomemu i dać się zadźgać byle cwaniakom... W dniach po Eschatonie człowiek człowiekowi był wulfem. Ciężkie czasy i twarda rzeczywistość skutkowały zatwardzeniem serc i próżno było by szukać altruistów. Z tego też powodu Dragan nie zamierzał rezygnować z ostrożności.
Tomasz "Jarl" Ordycz - dziennikarz (PBF Kl?twa Burzy)
Dragan - Polanin, klanowy my?liwy (PBF Czarny ?wit)
Tiberius - Tactical Marine of Raven Guard (PBF Cie? Ob??du)

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 25 maja 2016, 21:52

[center]Domostwo Antona i Gerdy w Koronapanie[/center]
Na surowej twarzy matki pojawił się grymas, który Gerard doskonale znał i który bynajmniej nie wieścił niczego dobrego. Trzcinka świsnęła w powietrzu trafiając młodego ucznia w ramię, wykreśliła cienką czerwoną linię na jego odsłoniętym bicepsie. Anabaptysta skrzywił się nieznacznie, bo uderzenie nie tyle przyprawiło mu bólu fizycznego, co nadszarpnęło dumę.

- Znowu robisz to samo! - oznajmiła Gerda - Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie uczył się tekstów na pamięć? Nawet się nie zorientowałeś, że to inna czytanka niż poprzednio, ty niesforny leniu.

W głosie matki prócz gniewu pojawiła się też wyjątkowo przykra nuta rozczarowania, która sprawiła, że Gerard skulił się odruchowo przy stoliku.

- Tam jest napisane "Allah mnie kocha", nie "Ala ma kota" - oznajmiła siwowłosa anabaptystka siadając na drewnianym krześle naprzeciwko syna - Twój krnąbrny i leniwy umysł rozpoznaje pierwsze litery, po czym podpowiada ci znaczenie całych wyrazów, tylko że za każdym razem się myli.

- Myli się, bo chce czego innego - zaprotestował Gerard - Chcę się zająć pożyteczną pracą, ile razy muszę to powtarzać? Po co mi nauka czytania? Kto to w ogóle ten Allah i co to za książka?

- Jakieś pogańskie romansidło - wzruszyła ramionami Gerda - Albo propaganda jehammedan, co na jedno wychodzi. Nie ważna jest treść, tylko sama biegłość w czytaniu. Edukacja to potęga, to moc. Co ci dał ten rozbity na arenie nos, co? Ból i cierpienie. Będąc człowiekiem mądrym i uczonym w księgach możesz sięgnąć po znacznie więcej. Harujemy razem z ojcem całymi dniami, żebyś ty mógł się uczyć, a ty nie chcesz. Tak nam się odwdzięczasz? Tak dziękujesz za poświęcenie całej reszty rodziny?
Matka nie ustępuje. Gerard może zaryzykować jej gniew i przerwać naukę bez pozwolenia albo pozostać przy lekturze. Może też zdecydować się na test sporny CHA+Ekspresja - wówczas będzie się musiał bezwzględnie podporządkować wynikowi i albo zostanie przy stoliku albo odejdzie za pozwoleniem matki. Co robimy?

Awatar użytkownika
dretch
Reactions:
Posty: 660
Rejestracja: 07 czerwca 2010, 13:24
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 1 time
Been thanked: 7 times

Post autor: dretch » 29 maja 2016, 18:19

[center]Domostwo Antona i Gerdy w Koronapanie[/center]

Rozumiem matko, że chcesz nauczyć mnie czytać - zrobiłaś dla mnie tak dużo. Dobrze więc będę dalej czytał tylko wytłumacz mi jaki będzie tego cel? Co znajomość alfabetu pozwoli nam osiągnąć kiedy radzimy sobie bez tego? Masz może jakieś inne księgi, które chcesz mi pokazać? Męczy mnie czytanie ciaglet o tym Ala hu.

Napiął mimowolnie ramiona oczekując na kolejny bat. Patrząc wzrokiem małej psiny w oczy rodzicielki.
chcę się dowiedzieć jaki cel ma Gerda w ciągłym walkowaniu czytania, czyżby miała jakaś pradawną księgę, która skrywa tajemnicę, które powinienem poznać?
Ostatnio zmieniony 01 czerwca 2016, 13:35 przez dretch, łącznie zmieniany 1 raz.
Rudzielec z Koronapan o imieniu Gerard (Anabaptysta, Borka)
http://www.degenesis.com/character-en/i ... a6aa74c071

**
ECO - Stra?nik miejski Ostrogaru
http://www.krysztalyczasu.pl/nickpage.php?user=353

--
Je?eli pad?e?, szybko wsta?, bo jeszcze Ci dokopi?.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 31 maja 2016, 22:31

[center]Domostwo Antona i Gerdy w Koronapanie[/center]
Spojrzenie Gerdy złagodniało nieznacznie, co nie zdarzało się często i co zmniejszyło nieco zrozumiały lęk Gerarda przed matką. Kobieta przysiadła niezgrabnie na sąsiednim krześle, położyła trzcinkę na kolanach. Jej wzrok podążył ku reszcie dzieci, plewiących w pocie czoła rozległy warzywniak. Gerard nie słyszał z wysokości werandy ściszonych rozmów braci i sióstr, ale ich jadowite spojrzenia kąsały go co chwila niczym głodne insekty.

Tylko on jeden z całej gromadki potomstwa Antona i Gerdy dostąpił zaszczytu nauki czytania i pisania - aczkolwiek przywilej ten postrzegany był za zaszczyt jedynie przez jego rodziców, nie samego ucznia.

- Cała rodzina pokłada w tobie ogromne nadzieje - powtórzyła matka - Wierzymy, że doskonaląc swe umiejętności staniesz się godny pielgrzymki do Katedralnego Miasta. Kiedy tam dotrzesz i spocznie na tobie spojrzenie baptystów najwyższej rady, zostaniesz wyróżniony, wyniesiony na wysokie i zaszczytne stanowisko. Umrzemy wówczas z ojcem w poczuciu spełnionego obowiązku. Niechaj sromota towarzysząca aktowi twego poczęcia nie pójdzie na marne. Przekazana przyrodzeniem ojca pneuma nie może zostać zaprzepaszczona przez pierworodnego potomka skłonnością do lenistwa i lekkomyślności.

Gerard westchnął ciężko i wbił wzrok w brzmiące egzotycznie słowo "Allah". Nim jednak zdążył coś odpowiedzieć, do jego uszu dobiegł znienacka głośny huk, trzask i wrzask wyrwany z licznych ludzkich gardeł.
Coś gdzieś huknęło, zapewne w centralnej części osady! :o

Awatar użytkownika
8art
Reactions:
Posty: 6267
Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
Has thanked: 121 times
Been thanked: 81 times

Post autor: 8art » 31 maja 2016, 22:58

Yuran przytaknął głową zgadzając się z bratem co do kierunku, z jakiego doszedł ich krzyk. Cokolwiek nie stało się nieopodal, to należało to sprawdzić. Prawda zapewne była trywialna, ale jak mawiali starsi "strzeżonego Pany strzegą". Równie dobrze krzyk mógł być częścią zasadzki, lub przypadkowym zdradzeniem się ciągnącej na Koronapan rejzy Liszaja, tudzoeż innych grabieżców

Bracia rozumieli się niemal bez słów, nawykli do tego, że w trakcie polowań częstokroć musieli zachować ciszę by nie płoszyć zwierzyny. Yuran jakby czytał w myślach Dragana i po chwili kiwnął bratu głową aby podszedł na miejsce od zawietrznej, tym samym stanwiąc odwód w przypadku, jeśli w gęstwie czaiło się niebezpieczeństwo. W najgorszym wypadku mógł pobiec wprost do osady by ostrzec ziomków przed niebezpieczeństwem. I choć nos podpowoadał Yuranowi, że to zbędne środki ostrożności, to wielki klanyta nie miał zamiaru być zbytnio brawurowy, przynajmniej do czasu, gdy zoorientuje się w sytuacji.
Myślę, że podkradamy się na miejsce, a potem zdecydujemy co dalej, jak tylko będziemy wiedzieć z czym mamy do czynienia. Pewno to tylko jakiś wagabunda. Większą grupę ludzi pewno byśmy zauważyli wcześniej.

Awatar użytkownika
dretch
Reactions:
Posty: 660
Rejestracja: 07 czerwca 2010, 13:24
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 1 time
Been thanked: 7 times

Post autor: dretch » 01 czerwca 2016, 13:35

[center]Domostwo Antona i Gerdy w Koronapanie[/center]

Oczy anabaptysty lekko się zaszkliły, czoło zapełniło się drobinkami potu, które łączyły się w coraz to większą kroplę nieubłaganie ciągniętą przez grawitację, mknącą w stronę nosa anabaptysty. Pełno czerwone rumieńców rozpaliło policzki i twarz młodzieńca - sprawiając, że jasna karnacja przybrała kolor dojrzałego buraka. Wstyd i żal przepełnił umysł i serce zaczynając kłębić myśli w jego borkańskiej głowie – jaki to był głupi.

Gerard otarł szybko swędzący policzki i nos jakby lęgły się w nim pulchne larwy insektów chcących wyżreć tkanki w ataku niezahamowanego głodu. Miał krótką chwilę na przypomnienie sobie jak to jego matka często wyrywała go za rękę gdy ten chciał z rodzeństwem babrać się w błocie. Zamiast tego Gerda sadzała go przy drewnianym nachylonym modlitewniku i kazała składać litery z ksiąg które posiadali.

Wrócił myślami raz jeszcze i dokładnie przeanalizował jej słowa, które padły kilka chwil wcześniej. Teraz zrozumiał jakie jest jego przeznaczenie.

Myśli Gerarda prostowały się coraz bardziej. Krążyły wokoło jego matki, która celowo go męczy, ale przecież matka chce dla mnie jak najlepiej, przecież jest w tym ważniejszy cel, nie mogę wstawić się jak dureń przed obliczem baptystów w Katedralnym Mieście, muszę więc wziąć w garść. Zmienię się. Ostatnia myśl wbiła się jak włócznia wypuszczona przez łowczego w kierunku zwierzyny. Wbiła się na tyle głęboko, że Gerard nie mógł już jej wyrwać.

Kłębiące się myśli Gerada ustały, tak jak przestaje się turlać do końca rozwinięty kłębek wełny. Oczy powoli zaczęły składać wyrazy w całe zdania. Gerard słuchał swojego głosu w głowie który powoli wypowiadał całe przeczytane zdanie. Zatrzymał się i zamyślił się nad słowem ostatnim słowem "Allah". Prehistoryczni przodkowie ginęli w jego imieniu. Zaciekawiło go to niezmiernie.

Miał już zapytać, matki czy wie kim on był, jednak jego wypowiedź przerwał huk, trzask i wrzask okrzyków z centrum wioski.
Co to było? - Rzucił szybko do matki wbijając wzrok w jej twarz. Momentalnie interpretując jej postaw jako zaszokowaną i przerażona. Wstał za drewnianego stolika i zrobił kilka kroków w stronę dobiegającego rabanu.

Sprawdzę co się stało - wypowiadając to popatrzył na matkę i zaczął biec w stronę epicentrum harmidru. Szybkim susem mijając bawiące się rodzeństwo.
Rudzielec z Koronapan o imieniu Gerard (Anabaptysta, Borka)
http://www.degenesis.com/character-en/i ... a6aa74c071

**
ECO - Stra?nik miejski Ostrogaru
http://www.krysztalyczasu.pl/nickpage.php?user=353

--
Je?eli pad?e?, szybko wsta?, bo jeszcze Ci dokopi?.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 01 czerwca 2016, 16:22

[center]Magazyn żywności Koronapanu[/center]
Sędzia doskoczył żwawo do nieforemnej dziury w ścianie, przyklęknął obok niej szukając wzrokiem śladów zdradzających tożsamość intruza. Metalowy pręt wbity w szczelinę pomiędzy dwiema nachodzącymi na siebie stalowymi płytami jawnie dowodził tego, że odpowiedzialność za najście spadała na człowieka, a nie zwierzę.

- Ciężko ustalić, co zginęło - powiedział myszkujący między regałami Wegland - To chyba nie była masówka. Ktoś wyniósł jeden worek, może dwa. Trzeba będzie dobrze przejrzeć wszystkie półki.

Nikodemus potrząsnął leciutko głową, rejestrując słuchem słowa towarzysza, ale z trudem akceptując ich treść. Kradzieże w Koronapanie były czymś tak niebywale rzadkim, że młody sędzia nie potrafił sobie w pierwszej chwili przypomnieć ostatniego takiego przypadku.

- To na pewno byli leśni ludzie - przesądził po dłuższej chwili namysłu - Musimy jak najszybciej powiadomić Markusa. Jeśli raz im się udało, mogą próbować ponownie. Kto miał nocną wartę?

- Gregor, Szyszka, Dirk, młody Graf i Snowid - odpowiedział Wegland wyliczając dla pewności wszystkich wartowników na palcach - Absolutnie niczego nie zgłosili. Spokojna noc, żadnego incydentu. Może to któryś z naszych młodzików? Taki szczeniacki wybryk?

- Sprawa jest poważna - Nikodemus podniósł się z kolan, otrzepał nogawice spodni - Aspiryna i jego szajka nigdy nie odważyliby się niszczyć ściany. To byli obcy, możesz mi wierzyć na słowo. Gdzie jest Markus?

- Widziałem go przy młockarni, chyba ciągle tam jest - Wegland wzruszył w odpowiedzi ramionami - Może trzeba...

Mężczyzna urwał w połowie zdania, kiedy przez otwarte drzwi do wnętrza spiżarni wdarł się stłumiony odległością huk i trzask, uzupełniony kakofonią ludzkich okrzyków.
:o

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 01 czerwca 2016, 17:01

[center]Centrum Koronapanu[/center]
Obroty maszynerii spadały z każdą sekundą. Przyciśnięty do metalowego korpusu urządzenia Bayer czuł się coraz spokojniejszy. Nieharmonijne zgrzyty dobiegające z wnętrza młockarni świadczyły o jakimś poważnym defekcie, ale Borkanin pewien był, że poradzi sobie z każdym rodzajem awarii - znał maszynę na wylot po tak wielu latach zmagania się z jej kaprysami.

Jak się jednak okazało, los potrafił zaskakiwać. Znienacka we wnętrzu urządzenia rozległ się ogłuszający huk, a cała konstrukcja zadygotała pod wpływem jakiegoś katastrofalnego przeciążenia. Spory fragment pokrycia korpusu oderwał się od ramy i poszybował w powietrzu obalając zamontowany nad studnią daszek. Otaczający młockarnię ludzie wrzasnęli jednym głosem, rzucając się we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu osłony. Ktoś potknął się o pas trakcyjny, ktoś inny podciął stojącą obok osobę. We wnętrzu maszyny rozległ się jeszcze jeden huk pękającego mechanizmu, po czym młockarnia umilkła ku niewysłowionej uldze przestraszonych osadników.

- Co to kurwa było?! - krzyknął rudowłosy Marian, pollański rolnik z dziada pradziada, potomek jednego z założycieli Koronapanu - Co się znowu popsuło?!

- Bądź bardziej oszczędny w wulgarnym wysławianiu - skarcił go natychmiast Anton, duchowy przywódca anabaptystycznej części społeczności - Obecne tu kobiety nie muszą kalać swych uszu tak odrażającymi słowami.

Marian wymamrotał coś pod nosem, lecz chociaż na co dzień skory był do zwady, tym razem poprzestał na złym spojrzeniu. Poruszając się ostrożnym krokiem, osadnicy ruszyli w stronę milczącej młockarni taksując ją podejrzliwym wzrokiem.

- Mówiłeś, że wszystko trzy razy sprawdziłeś - rzucił pod adresem Werka Markus - Na pewno trzy razy?
Bayer nie ma jeszcze pojęcia, co właściwie się stało, ale pewnie się dowie po dokonaniu szczegółowych oględzin maszynerii. Na tę chwilę trzeba uprzątnąć żyto, które już trafiło na pas transmisyjny oraz pozbierać uszkodzone elementy korpusu. Zalecam stosowny test w celu określenia przyczyn defektu.

ODPOWIEDZ