Posterunek Epsilon 420, Baraban, 100.827.M41
Drayle wziął głęboki oddech zanim odpowiedział na pytanie. Wyraźnie zbierał się w sobie chcąc udzielić odpowiedzi która usatysfakcjonuje wreszcie Apotekariusza.
- Pułkownik rozkazał spakować jedno z tych plugawych ostrzy do skrzyni i wysłać pilnym transportem lotniczym do sztabu, tak zrobiliśmy. - odpowiedział po namyśle - Nie wiem co stało się z pozostałymi, nikt tego plugastwa nie zbierał a na polanę nie wracaliśmy od tamtego czasu. A ranni...
Głos mu się załamał ale po chwili kontynuował nie chcąc okazać słabości.
- Sanitariusze nie znaleźli niczego w ranach, krwawienie ustało dość szybko. - powiedział, patrząc w wizjery hełmu Węża - Potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ci, którzy byli tylko draśnięci wpadali w jakąś śpiączkę, nie dało się ich dobudzić ale to nie było najgorsze. Poważniej ranni wpadali w obłęd, krzyczeli i miotali się. Musieliśmy to załatwić. Szeregowy Callahan powiedział, że trzeba przebić im serca kołkiem a potem spalić. Przed poborem sprzątał świątynię Boga-Imperatora i podobno rozmawiał kiedyś z egzorcystą więc chyba wie co mówi...
Kheton słuchał tych rewelacji z pożałowaniem dla ciemnych umysłów prostych żołnierzy. Być może udałoby się uratować rannych a ich wiedza mogła być bezcenna ale zabobony wzięły górę nad rozsądkiem.
- Żołnierzu, skupcie się. - powiedział twardo Wąż - Czy pamiętacie skąd wzięły się te ostrza? Nie mogły przecież po prostu się pojawić.
Młody porucznik zmarszczył czoło, szukając we wspomnieniach czegoś co mogło mu umknąć.
- Pamiętam tylko że na chwilę zrobiło się ciemno jak przy zaćmieniu słońca. - odparł po chwili - A potem spadły na nas te heretyckie ostrza. Potem uciekaliśmy... Nie wiem, nie pamiętam...
- Dobrze poruczniku, połączcie mnie ze sztabem, powinni wiedzieć co się tu dzieje. - zażądał Kheton a Drayle pobladł wyraźnie
Czcigodny Astartes... - wyjąkał ze strachem - Nasz przekaźnik dalekiego zasięgu był w bunkrze, możemy wygrzebać go spod gruzów ale chyba do niczego się nie nada. Naszemu radiowcowi przed chwilą xenos odgryzł pół głowy, on na pewno jej nie naprawi. Nie mam więcej ludzi znających się na technice a nie chciałbym obrazić Ducha Maszyny powierzając naprawę komuś nie znającemu obrzędów.
Koniec świąt, wracajmy do gry.
Na leczenie rzucę wieczorem.
Z tym odlotem to bym nie przesadzał, do polany jest najwyżej 4 kilometry a na pokład speedera ciężko będzie zabrać gwardzistę. Chyba, że któryś z braci zostanie przy bunkrze.