PBF - Salt Lake City Nights

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 10 sierpnia 2017, 18:37

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.[/center]

Wciąż młodą i jeszcze niedoświadczoną w swym nie-życiu wampirzycę przeszył dreszcz.

- Wilkołaki... tutaj? - twarz Amelii przybrała wyraz ekscytacji przemieszanej z lękiem. Oni... one rzeczywiście istnieją? - w umyśle Amandy przewijały się wspomnienia starych podań. Historie jednak miały to do siebie, że zacierały granicę między "niesamowitymi" istotami, których dotyczyły. Wieść o lupinach wywołała w części jej umysłu pewien nabożny lęk przed czymś nieznanym, a wzbudzającym w ludzkich i jak się okazało, nie tylko ludzkich sercach grozę. Widok zwykle tryskającego entuzjazmem Hexena, teraz wyraźnie poruszonego i próbującego przy najbliższej okazji wziąć nogi za pas, szybko sprowadził ją na ziemię. Kobieta upewniła się tylko, czy ma wszystko przy sobie i zacisnęła dłoń, na zwieszającym się z szyi amulecie.

- No dobrze... Chodźmy już, bo Mały może nie mieć zbyt wiele czasu.
Przyjęłam, że skoro moja postać jest młoda, to może nie koniecznie miała jeszcze do czynienia z lupinami, bądź słyszała o nich od innych kainitów - a wie o nich trochę z Hearth Wisdom. Jakby było coś nie tak, to poprawię.
Od MG
Hearth wisdom daje ci wiedzę o gusłach, nie nadnaturalach. Od tego masz odpowiednie gałęzie wiedzy. Nie musisz nic zmieniać, ale nie posiadasz wiedzy o którą pytasz.
Ostatnio zmieniony 12 sierpnia 2017, 12:24 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 15 sierpnia 2017, 00:08

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, Siedziba Księcia

Gdy tylko zauważył, że reszta idzie w ich stronę przestał wymachiwać rękami i czekał aż wszyscy do nich dotrą rozglądając się nerwowo.

Z wymiany zdań nie dowiedział się nic więcej o wilkołakach, więc stwierdził, że albo reszta też nic nie wie, albo to i tak bez znaczenia. Z pewną nadzieją spoglądał w trakcie rozmowy w kierunku Erica licząc, że może on powie coś konkretnego, ale się nie doczekał.

Raczej nie przyszli tu do nas, więc walić ich. Jak na nas wpadną i będą się rzucać to pewnie i tak nie będzie wyboru i po prostu sprawdzimy czy są tacy twardzi.

Dodatkowo fakt, że Hexen wyglądał jakby chciał wiać sprawiał, że coś w jego środku cieszyło się głupio.

Taki z niego kozak jak ze mnie baletnica. Wszędzie był, wszystko widział i wysadzał, a teraz boi się kilku przerośniętych kundli. Kilku? W sumie nie powiedział ilu ich było hmm...

Rządzenie się Black8'a wkurzało go za każdym razem i o ile był w stanie uznać jego dar do przemawiania, to fakt, że sam mianował się na ich dowódcę i ciągle to podkreślał sprawiał, że Chuck miał ochotę coś rozwalić. Pojmował, że gość dobrze gadał i się nadawał, ale nie mógł zrozumieć po kiego grzyba ciągle o tym mówił, jakby mu mieli zacząć salutować czy coś. Kowboj bynajmniej nie miał zamiaru nikomu salutować, więc ruszył w kierunku piwnicy stwierdzając, że i tak stracili już dość czasu.

- Te Hexen, dużo tych lupinów było? - Rzucił już w trakcie ruchu.

- Widziałem trzech - odparł szybko Świr, prawie następując Chuckowi na pięty. Widać było, że idea jak najszybszego znalezienia się w piwnicy przemawia do niego nad wyraz silnie. - Ale może być ich więcej. Oni zawsze chodzą stadami.
Ostatnio zmieniony 15 sierpnia 2017, 13:19 przez Gohan, łącznie zmieniany 1 raz.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 16 sierpnia 2017, 12:00

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia

Gdy koteria zebrała się ponownie w jedną grupę, u wejścia które wcześniej wskazał Hexen, Jared również uznał, że czas do nich dołączyć. Wcześniej jednak zadbał o zebrany tłum, poza wszelką wątpliwością zostając bohaterem niejednej spośród tłoczących się w holu osób. Kiedy jednak czas przyszedł, szybko znalazł się u boku swojej koterii, skupiony nawet bardziej niż wcześniej.

Za drzwiami przez które przecisnęli się kolejno, krył się ciasny i kręty korytarzyk. Tym razem jednak nie musieli kluczyć nim zbyt długo i już wkrótce poczęli schodzić w dół, do piwnicy. Tu przynajmniej nie było hałasu i biegających w panice ludzi. Ciche korytarze i gdzieniegdzie drzwi, konsekwentnie ignorowane przez prowadzącego grupę Hexena. Nikt nie mówił tego na głos, ale w powietrzu dało się wyczuć pośpiech dyktowany pojawieniem się dodatkowych gości na tej światłej imprezie.

Wkrótce stanęli przed potężnymi stalowymi drzwiami, widniejącymi na końcu około 30 metrowego tunelu, wyraźnie odłączającego się od piwnicy budynku. Wyglądały jakby były wmurowane na stałe w ścianę która swoim pancernym stylem przywodziła na myśl styl schronów przeciwlotniczych. Po obu stronach jakże pancernego wejścia widniały niewielkie otwory, zapewne sprawiające funkcję wentylacji. A wokoło panowała cisza, niezmącona niczym, poza odgłosami ich kroków.

- No więc to tu. Mały jest za drzwiami. Uważajcie na pajączki. Też tu są - szepnął konspiracyjnie Hexen, stając twarzą do koterii, dotychczas zebranej za jego plecami. Rozglądał się przy tym podejrzliwie dookoła, najwyraźniej w poszukiwaniu wyimaginowanych stawonogów.

Metaliczny dźwięk odsuwanych drzwi sprawił, że Malkavian zastygł bez ruchu, przez chwilę wyglądając jak wyłączony mim. Przez naprawdę krótką chwilę. Krótszą niż kilka kolejnych, które mimo iż były dłuższe, minęły znacznie szybciej.

Zza odsuniętych potężnych drzwi wybiegł mężczyzna w długim płaszczu. Widząc koterię, zwolnił na pół kroku, szybko chyba jednak zdecydował, że potrzebny jest gdzie indziej i ponownie przyspieszył, chcąc jak najszybciej minąć zebraną w niezbyt szerokim przejściu grupę. Tajemnicze wrota zza których się wyłonił stały teraz otworem, ziejąc ciemnością. Co wcale nie wyglądało zapraszająco.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 17 sierpnia 2017, 13:11

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia[/center]
Widząc spieszącego ku nim mężczyznę, Świr wytrzeszczył na chwilę oczy, a później błyskawicznie przylgnął do ściany, pozwalając tamtemu przejść.

- Uwaga, to ten z cudacznym... - syknął jedynie w kierunku Brujaha i Pariasa, pragnąc ich ostrzec. Nie dokończył jednak. Nie chciał ściągać na siebie uwagi obcego, który najwyraźniej uzbrojony był w jakiś rodzaj relikwii - Tosterem czy czymś tam... No wiecie... - wymamrotał więc dla niepoznaki.

Jednocześnie niemal bez użycia świadomości sięgnął pod płaszcz i namacał spust obrzyna. Ciężar giwery działał uspokajająco, pozwalając mu na chwilę zebrać rozbiegane myśli. Stojąc nadal przy ścianie rzucił okiem w kierunku ciemnego wejścia, czekając na jakiś podejrzany ruch w środku.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 19 sierpnia 2017, 20:01

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia[/center]

Jared widząc faceta w płaszczu nie czekał ani chwili. Skoczył w kierunku mężczyzny i pewnym ruchem pchnął go na ścianę, po lewej stronie. Następnie błyskawicznie złapał stalowym uściskiem za szyję podnosząc całe ciało kilkanaście centymetrów ponad posadzkę. Gdy ich oczy spotkały się, Black8 przemówił:

- Kim jesteś i co jest za tymi drzwiami?

Obcy nie odpowiedział, a to co stało się po chwili, zupełnie zaskoczyło Brujaha. Mężczyzna zaczął przechodzić dziwaczną transformację w coś o wiele większego od Anarchisty. Jared spostrzegł, że nogi przeciwnika nie wiszą już w powietrzu, tylko stoją na ziemi, a jego masa mięśniowa zaczęła przekraczać normę właściwą ludziom. Na twarzy tamtego pojawił się zarost, a jego oczy stały się srebrne.

Kurwa Lupin! Szajbus miał rację! - krzyknął w myślach. Nie było czasu na ocenę przeciwnika. Zresztą Black8 nie wiedział zbyt dużo o Wilkołakach. To co wiedział upewniało go wszakże, iż pomysł walki z Lupinem na pięści nie byłby najlepszą ideą. Przynajmniej, jeśli nie było się Iconoclastem...

- Spójrz na mnie, a potem padnij na kolana przede mną Bestio! - przemówił aktywując moc Majestatu.

Wilkołak posłusznie wykonał polecenie, klękając na betonowej podłodze.

- Powtórzę jeszcze raz. Kim jesteś i co jest za tymi drzwiami?! - zapytał Brujah, oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
Jared odpalił właśnie Majestat. Każdy kto widzi twarz Jareda musi zdać test Odwagi, albowiem Jared budzi tym razem przerażenie i strach, w każdym kto go widzi. Pech będzie oznaczał ucieczkę, a brak sukcesów padnięcie na kolana.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 26 sierpnia 2017, 15:52

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia

Nagła transformacja rosłego mężczyzny w mężczyznę jeszcze roślejszego nie mogła umknąć uwadze koterii, zebranej w niewielkim korytarzu. Bądź co bądź, nie jest to widok codzienny. Odruchowo każdy z zebranych cofnął się o krok. Z wyjątkiem Hexena, który starał się dojrzeć co kryje się za drzwiami, oraz Jareda, który zachowując zimną krew posłał bestię na kolana mocą potężnej dyscypliny.

Jeszcze dwie pary kolan stuknęły o podłogę, gdy Jared powtórzył swoje pytanie głosem, który mógłby kończyć wojny i obalać królów. Członkowie koterii mieli okazję podziwiać to drugie oblicze Black8, przeznaczone dla wrogów. Sami zachowali zimną krew, chociaż musieli przyznać, że nie łatwe to zadanie w obecności Jareda, który w tej chwili roztaczał wokół siebie aurę wkurwionego Zeusa.

Bestia wyraźnie przerażona obliczem swego niespodziewanego prześladowcy skuliła się w sobie, starając bezskutecznie walczyć z ogarniającym ją przerażeniem. Na wpół skamlącym głosem udało jej się z siebie wyrzucić odpowiedź.

- Jestem Oliver Zwinny Ogon. W środku jest więzień, którego strzegę wraz z moimi chłopcami. - drżący głos chwilami przechodzący w sopran, zupełnie nie pasował do potężnej sylwetki. Nawet klęcząc przed wcale nie małym Jaredem, Lupin nie musiał spoglądać w górę, by utrzymać jakże niechciany w tej chwili kontakt wzrokowy. - Muszę iść, proszę. Muszę pomóc panu Wiliamowi, on mnie teraz potrzebuje!

W tym samym czasie obrócony plecami do zebranych Hexen w ciemnym pomieszczeniu ujrzał przerażoną twarz, należącą zapewne do jednego z "jego ludzi". Postać rzuciła się w stronę ciężkich, metalowych drzwi, chcąc je zatrzasnąć.
Proszę poczynić deklaracje co kto robi w zaistniałej sytuacji. W postach poniżej w ramkach jak ta.
Spoiler!
Uznałem, że za wyjątkiem Hexena, wszyscy będą widzieli oblicze Black8, przeto rzut był poczynion. Szczęściem wszystkim zdać się udało. Chociaż oblicze Brujaha wciąż będzie was przerażać, uda wam się zachować zimną krew.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 27 sierpnia 2017, 12:05

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia[/center]
- I mamy zwycięzcę! - wyszczerzył zęby Świr, odrzucając połę znoszonego płaszcza.

Moc ukryta w krwi pozwoliła mu złamać kolejną zasadę, wychodząc poza ramy czasu i działając szybciej niż reszta świata. Strzelba w jego dłoniach zatoczyła idealny łuk, poruszając się z szybkością, która zmieniła jej kształt w rozmazany smugę metalicznego lśnienia. A następnie znieruchomiała jedynie na sekundę, by wyrzucić z obu luf strumień iskrzącego ognia.

[center]Obrazek[/center]
Palę 1 PK na Akcelerację:1
Wykonuję dwie akacje: Wyjmuję broń i strzelam w typa w drzwiach pociskami dragonsbreath. Cześć kochanie, pa kochanie!
Ostatnio zmieniony 27 sierpnia 2017, 15:21 przez Sigil, łącznie zmieniany 1 raz.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 31 sierpnia 2017, 18:42

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod Siedzibą Księcia

Transformacja kolesia w płaszczu mocno zaskoczyła Chucka.

O żesz w mordę! Tak te wilkołaki wyglądają!?

Nie było jednak czasu na dokładniejszą analizę wyglądu zmiennokształtnego, bo błyskawicznie aktywowana przez Brujaha moc sprawiła, że poczuł nieprzyjemne doznanie w chcących się automatycznie ugiąć kolanach i mimo że to powstrzymał, szybko przestał patrzeć na jakże nieprzyjemną aktualnie twarz. Zamiast tego skupił się na ciemnym obszarze za drzwiami uważając czy nie wylezie z niego ktoś więcej.

Tymczasem facet zaczął gadać i imię Księcia zadźwięczało w uszach Chucka jak zwykle powodując zniesmaczenie.

Służą mu Lupini, poważnie? Ten popapraniec nawet ich używa? To się robi bardziej pojebane niż sądziłem. Ciekawe czy ich do tego zmusza? A może to oni dla niego znajdowali naszych chłopców?

Wyobraził sobie stadko takich przerośniętych byczków zdominowanych przez Harrisa i zgrzytnął zębami. Zgrzyt został jednak zagłuszony wystrzałem z obrzyna Hexena.

- No to tyle jeśli chodzi o działania po cichu - rzucił w sumie do nikogo i gdy tylko płomienie z lufy Świra zniknęły, wpadł do środka wyciągając broń i rozglądając się za Małym, trochę samemu sobie się dziwiąc, że w tym całym zamieszaniu nadal pamiętał po co tu przyszli.

Spoiler!
Próbuję użyć Wyciągania Broni, żeby dobyć rewolwery bezakcyjnie. Mogę obydwa?
I jeśli w środku zobaczę kogokolwiek kto nie wygląda jak Mały i się rusza będę strzelać. Jak moja broń ma szybkostrzelność 2 i mam dwie bronię to mogę 4 kulki wystrzelić?
Chyba, że tam jest ciemno tak, że totalnie nic nie widać? Jak tak to będę zapalać światło...

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 06 września 2017, 14:14

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, piwnica pod siedzibą księcia.[/center]

Dzierżący dziwny nóż mężczyzna w przeciągu kilku chwil stał się ponad dwumetrową bestią. Mogli zostać rozszarpani jak ledwie słomiane kukiełki, lecz wtedy Amanda poczuła jak jej kolana się uginają. Bestia padła na klęczki, a wampirzyca trwożnie uniosła głowę. Przed sobą widziała Jarreda uniesionego w świętym gniewie na tego, który ośmielił się mu przeciwstawić. Podobny był wtedy gniewnemu duchowi puszczy, o którym ongiś czytała w księgach. I choć Brujah był ich liderem, wampirzyca odczuwała ulgę, że to nie na nią pada jego spojrzenie.

Naraz rozległ się wystrzał, któremu towarzyszył obłąkany głos Obliviona. Mały był przetrzymywany we wnątrz przez innych z rodzaju wilkołaka wijącego się w obawie przed Jarredem. Pełen respektu lęk zastąpiła gotowość do walki. Amanda szybko podniosła się, dobywając sztyletu.
Wyciągam nóż i idę do pomieszczenia, gdzie przetrzymują Małego. Nie wychylam się przed Chucka. W razie problemów z tymi wilkołakami użyję iluzji - jeśli odpowiednia wizja może wywołać strach.
Ostatnio zmieniony 07 września 2017, 19:39 przez TatTvamAsi, łącznie zmieniany 1 raz.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 12 września 2017, 04:38

23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, piwnica pod siedzibą księcia.

Huk wystrzału z broni Hexena, w wąskim przejściu rozgrzmiał o wiele głośniej niż powinien. Niecałą sekundę później, niedoszły odźwierny zamienił się w płonącą kulę i zatoczył do tyłu, radośnie oświetlając wnętrze pancernego pomieszczenia. kilka plam jasnego ognia rozlało się po podłodze, żadna z nich jednak nie dosięgła obłąkańczo rechoczącego Malkaviana.

Strzał zadziałał na Chucka i Amelię jak sygnał do działania. Chociaż w przypadku cowboy'a entuzjazm nim wywołany okazał się zgubny dla podjętych akcji. Rewolwery które próbował wyszarpnąć z kabur po obu stronach ud, tym razem postanowiły stawić opór godny obrażonego osła.

Stojąca krok za nim Amelia, ze sztyletem w dłoni wyglądała niczym zwiastun tysiąca ran ciętych. Wyraźnie nie mogła doczekać się aż jej ostrze posmakuje krwi wrogów, zachowała jednak na tyle ostrożności, by pozwolić przerastającemu ją wyraźnie Chuckowi na przejęcie inicjatywy.

Eric zachował spokój. Chłodno oceniając sytuację nie drgnął z miejsca, pozostając u bok Jareda i zachowując najwyższą czujność, nie spuszczał z oczu ni Brujaha, ni jego ukorzonego przeciwnika.

Sam B8, zaalarmowany wystrzałem rzucił szybko okiem w kierunku źródła hałasu, a widząc, że to Malkavian zamienił wnętrze tajemniczej komnaty w festiwal płomieni, krzyknął donośnie:

- Wszyscy wstrzymać ogień! A ty... - zwrócił się do klęczącego przed nim Lupina - natychmiast odwołaj swoich chłopaków zanim poleje się więcej krwi.

Black8 sięgnął po broń palną, aby w razie braku reakcji postraszyć nią Wilkołaka i zmusić do wykonania polecenia.

Hexen nie spoglądając w stronę brujaha nawet na chwilę, przykleił się do ściany, unikając w ten sposób dostrzeżenia z wewnątrz. Pomysł taki nie zawitał jednak do głowy dzielnego Chucka, który w końcu wyszarpnął broń, ruszył zdecydowanym krokiem w stronę uchylonych drzwi, przeskakując nad jasnymi płomieniami wciąż trawiącymi betonową podłogę. Wpadł do środka i ogarnął pomieszczenie spojrzeniem.

Amelia drgnęła, chcąc ruszyć w jego ślady. Drgające światło płomieni tańczące w środku, wybiło jej to jednak z głowy, już w momencie pierwszego kroku. Poczuła jak strach przed śmiercionośnym żywiołem paraliżuje jej ruchy, uniemożliwiając postawienie kroku drugiego.

Jeszcze gorzej poczuł si Oliver Zwinny Ogon, który na wpół mówił a na wpół skamlał, słaniając się i niemalże pełzając, pod okrutnym spojrzeniem anarchisty.

- Pójdźcie! Zostawcie! - zawodził w kierunku swoich ludzi, bardzo wyraźnie chcąc być gdzie indziej. - Uciekajcie...

Groźna bestia straciła swój zapał i chęć ucieczki. Poddała się całkowicie okrutnej dyscyplinie, której wpływ nie pozwalał jej się oddalić.
Spoiler!
Pomieszczenie jest kwadratowe, na każdej ze ścian widnieją drzwi, równie ciężkie i pancerne jak te przez które wszedłeś do środka. pod jedną ze ścian leży zwinięty w rulon dywan, na środku pomieszczenia leżą płonące jasnym ogniem zwłoki, martwe równie mocno co spowite płomieniami. Dwójka mężczyzn stoi oparta plecami o jedne z bocznych drzwi. stoją w takim miejscu, ze jesteś pewien, iż nikt oprócz ciebie ich nie widzi. wywrócone stołki i rozsypane karty i żetony sugerują, że chlopcy siedzą t już od jakiegoś czasu. Obecnie obaj pozostali przy życiu patrzą się na ciebie przerażeni z rękami uniesionymi wysoko nad głowę. w chwili kiedy rozlegną się skamlące słowa ich przywódcy, nerwowo spojrzą na siebie, następnie na ciebie, wyraźnie czekając przyzwolenia.
Spoiler!
Inicjatywa:
Jared 6
Hexen 5
Amelia 5
Eric 3
Chuck -1

Rzut na odwagę (widzieliście obrazek ilustrujący działąnie amunicji. Bez rzutu nie wejdziecie tam i koniec)
Chuck 5 sukcesów w pierwszym rzucie, nie robni to na tobie wrażenia, wejdziesz tam bez wahania
Amelia 0, pomimo prawdziwie bojowego nastawienia, nie uda ci się przezwyciężyć strachu przed białymi z gorąca płomieniami

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 13 września 2017, 15:50

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod siedzibą Księcia

Ja pierdole. Kiedyś mi wychodziło za każdym razem.
Pomyślał przeskakując nad płonącą plamą i mimo, że nie lubił ognia równie mocno co każdy spokrewniony, to gniew wywołany niemożnością sprawnego dobycia broni pozwolił mu o nim na chwilę zapomnieć. Zresztą to nie był czas na wahanie, więc parcie do przodu wydawało mu się najlepszym wyjściem.

W środku rozejrzał się szybko i wycelował obie bronie w dwie postacie, które dostrzegł.
- Gdzie więzień? - Rzucił krótko w ich stronę jednocześnie unikając wzrokiem płonących na środku pomieszczenia zwłok.

Jeśli otrzymał odpowiedź zrobił kilka kroków w bok odblokowując przejście i machnął lufą jednego z rewolwerów dając znak chłopcom Olivera, że mogą wyjść.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 14 września 2017, 22:52

23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, piwnica pod siedzibą księcia.

Dwóch odzianych w jeansy i skóry młodzieńców, spoglądało nerwowo w lufy pistoletów Chucka. Wciąż trawione płomieniami ciało ich towarzysza oświetlało ich twarze chybotliwym blaskiem. Z ust cowboya padło krótkie, acz rzeczowe pytanie.

- Gdzie więzień?

Drżące ramię wskazało natychmiast zwinięty w rulon, brudny dywan, rzucony niedbale pod ścianę. W odpowiedzi czubek lufy wskazał szybkim machnięciem otwarte drzwi. Dwie pary oczu śledzące ten gest ponagliły swych właścicieli, którzy pospiesznie opuścili pomieszczenie, chcąc nie chcąc musząc przekroczyć nad swym płonącym nieruchomo kolegą.

Przez uchylone drzwi przeszli pospiesznie, na tyle, że żaden z nich nie zauważył czającego się za ścianą Hexena. Zaważyli za to Amelię dzierżącą lśniące ostrze, oraz Jareda i Erica, górujących nad ich pobratymcem. Chociaż to akurat jego widok wywołał w nich największy niepokój. Przynajmniej dopóki ich spojrzenia nie spotkały się z morderczym wzrokiem B8.

- Dobra... - odezwał się lider Anarchistów - Nie wiedziałem, że William Harris podporządkował sobie kilka Wilkołaków. Dlaczego dla niego robicie? Pijecie jego krew?

Ten o słabszych nerwach padł na kolana w chwili kiedy Jared się odezwał. Załkał cicho, chwytając się oburącz za klatkę piersiową po lewej stronie. Jego kompan wykazał się nieco większymi cohones i nawet zdołał odpowiedzieć.

- Cccco? - wyjąkał z wyraźnie drgającym podbródkiem. - Kkkrew? Ccco?

- Nieeee!! - zawył Zwinny ogon, głosem jakiego nie powstydziłby się żaden upiór - zostawcie ich!

Brujah nie wytrzymał tego pieprzenia i złapał obiema rękoma głowę Zwinnego ogona, po czym zbliżył swoją twarz tak, by ich nosy prawie zetknęły się ze sobą.

- Powiedz grzecznie jak Harris zmusił cię do służby, bo mam wrażenie że nie chcesz, by twoi chłoptasie wiedzieli jak się sprawy mają... - powiedział szeptem, tak by inni w pomieszczeniu mieli problem z usłyszeniem przekazu.

- NIE!!! - wykrzyczał z całych sił Oliver, spinając wszystkie mięśnie. Przez chwilę Black8 miał wrażenie, że ten wyrwie mu się z uścisku. Ale coś się stało. Coś pękło i przeciwnik poddał się.

- Dobrze, ale puść ich. Oni o niczym nie wiedzą... - wyszeptał, na powrót przybierając rozmiary normalnej osoby, a Jared poczuł na palcach wilgoć łez spływających po policzku Olivera.

B8 był pod wrażeniem wysiłku bestii jaką miał przed sobą. Ale nie to wzbudziło jego zainteresowania. Łza jaką zobaczył świadczyła, że te bestie mają uczucia... Poczuł ukłucie w sercu, widząc kolejne niepotrzebne cierpienie. Zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem i tylko moc Majestatu trzyma całą sytuację w pokojowym nastroju. Nie czekał ani chwili dłużej i przemówił:

- Twoja prośba zostanie wypełniona. Wypuście ich! Są wolni...

Raźnym krokiem oboje niewymienieni z imienia ruszyli wzdłuż korytarza w stronę wyjścia. Jeden podtrzymywał drugiego. Nie oglądali się. Nie minęło zbyt wiele czasu nim trzasnęły za nimi drzwi.

- Pan William mnie potrzebuje. A ja potrzebuję jego. To wymiana usług. Proste, czasami trzeba komuś coś wytłumaczyć i wtedy mnie wzywa. W zamian daje mi informacje o najazdach pijawek, a my możemy się tym zająć. W dodatku jest moim przyjacielem. Moim najlepszym przyjacielem. Jestem częstym gościem w jego gabinecie. I właśnie teraz mnie potrzebuje. Proszę, pozwólcie mi iść. Muszę mu pomóc, czuję, że coś jest nie tak, czuję, że mnie potrzebuje. Teraz... - wychrypiał jednym tchem, spoglądając błagalnie w oczy Jareda.

Widząc, że Lupin ma najwyraźniej problemy z zebraniem myśli, Hexen postanowił podać mu pomocną dłoń Demencji:

- Na górze róże, trele morele, miłość do Księcia poszła w cholerę - wyrecytował, spoglądając na zmiennokształtnego. Przymknął przy tym jedno oko, osłaniając je dodatkowo dłonią, by przypadkiem w jego polu widzenia nie ukazała się facjata Brujaha, emanująca potęgą Majestatu.

- Dobra, na górze, oprócz róż, są twoi i zdaje się, że cię szukają, piesku - odezwał się - Więc skorzystaj z tej szansy i wypierdalaj też ich poszukać, ok? Chyba, że masz coś jeszcze do niego Black8, ale to co mu zrobiłem nie będzie trwało wiecznie, więc radziłbym się streszczać.

B8 położył prawą rękę na ramieniu Zwinnego Ogona i dodał:

- Wypieprzaj z tej przeklętej dziury jaką jest domostwo Harrisa i powiedz swoim że pomógł ci Black8 i jego ekipa. Jesteś wolny - Jared miał nadzieje, że szajbus mówi prawdę i to co zrobił pomoże Wilkołakowi.

Oliver zamrugał gwałtownie, jakby nie do końca zrozumiał co właśnie się stało. Powoli wstał, po chwili jego ruchy nabrały tępa. Ruszył w kierunku wyjścia, świadomy niewielkiej ilości posiadanego czasu.

Black8 odprowadził go wzrokiem. Poczekał, aż drzwi zamknęły się za wilkołakiem, zanim zapytał.

- Chuck! Gdzie jest Mały!?!
Black8 wyłączył Majestat, tak więc możecie działać normalnie.

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 20 września 2017, 15:55

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod siedzibą Księcia

Gdy tylko dwóch gości opuściło pomieszczenie, Chuck podszedł do dywanu.

Potyrali go i zawinęli w dywan, niezłe skurwysyństwo. Ciekawe czy jest zakołkowany.

Już miał kopnąć w dywan, by niezbyt delikatnie zacząć go rozwijać i przy okazji sprawdzić reakcję na bodźce, ale wyobrażenie Małego toczącego się z kawałkiem drewna w sercu sprawiło, że zatrzymał nogę.

Jeśli ma kołek, to by było słabe.

Zaczął powoli i w miarę delikatnie rozwijać dywan pilnując by nie zbliżać się z nim do ognia.

Ruszający się kołek mhm... Paskudne uczucie.

Skrzywił się trawiąc wspomnienie.


- Frędzel zamotał się w dywan! - Odkrzyknął na pytanie Black8'a. - Już go rozwijam!

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 23 września 2017, 15:23

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, piwnica pod siedzibą Księcia[/center]
Chudzielec wykorzystał ulotną chwilę spokoju, na przeładowanie broni, pakując w nią kolejne dwa pociski dragonsbreath.

- Ostrożnie, jest zakołkowany! - odwrzasnął, słysząc krzyk Chucka.

Po czym, widząc, że na korytarzu niewiele więcej się dzieje, podążył śladem kowboja, wparowując do małego pomieszczenia ze strzelbą w ręku. Z lubością wciągnął w swe martwe płuca gęsty, tłusty dym wypełniony ostrą wonią fosforu i słodkawą nutą pieczonego mięsa.

- Ej, a ten ziomek to miał chyba normalnie benzynę w żyłach - zauważył, spoglądając na dopalające się zwłoki. - Długo się jara, nie?

Pytanie należało najwyraźniej do retorycznych i jasnym było, że Świr nie oczekuje odpowiedzi. Podniósł głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu szukając innych wejść, lub czegokolwiek, co wydałoby mi się interesujące w aktualnym stanie ducha.
Jak napisałem: wpadam do środka z bronią gotową do strzału i rozglądam się. Używam Nadwrażliwości na wzrok.
Jakby co osłaniam Chucka w czasie, gdy rozwija dywan.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 26 września 2017, 22:13

23.10.1994, Salt Lake City, piwnica pod siedzibą Księcia

Na komentarz Hexena na temat palenia się zwłok Gangrel wykrzywił twarz z obrzydzenia. Swąd palących się zwłok nie pomagał, a metaliczny odór krwi jeszcze bardziej pogarszał sprawę. Skoncentrował się jednak na pomocy Chuckowi w ogarnianiu Małego.

- Chuck, pomogę Ci. Trzymamy Małego we dwóch, potrzebna jeszcze trzecia osoba do wyciągnięcia kołka.

Ruszył w stronę Chucka i zaczął mu pomagać. Miał nadzieję, że Mały nie jest do końca wypompowany, gdyż to utrudniłoby sprawę.

- Hexen, bądź tak miły i wyceluj tą giwerę w stronę przejścia, dobrze ? - zwrócił się do Malkava.
Sanity is for the weak!

ODPOWIEDZ