23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, piwnica pod siedzibą księcia.
Dwóch odzianych w jeansy i skóry młodzieńców, spoglądało nerwowo w lufy pistoletów Chucka. Wciąż trawione płomieniami ciało ich towarzysza oświetlało ich twarze chybotliwym blaskiem. Z ust cowboya padło krótkie, acz rzeczowe pytanie.
- Gdzie więzień?
Drżące ramię wskazało natychmiast zwinięty w rulon, brudny dywan, rzucony niedbale pod ścianę. W odpowiedzi czubek lufy wskazał szybkim machnięciem otwarte drzwi. Dwie pary oczu śledzące ten gest ponagliły swych właścicieli, którzy pospiesznie opuścili pomieszczenie, chcąc nie chcąc musząc przekroczyć nad swym płonącym nieruchomo kolegą.
Przez uchylone drzwi przeszli pospiesznie, na tyle, że żaden z nich nie zauważył czającego się za ścianą Hexena. Zaważyli za to Amelię dzierżącą lśniące ostrze, oraz Jareda i Erica, górujących nad ich pobratymcem. Chociaż to akurat jego widok wywołał w nich największy niepokój. Przynajmniej dopóki ich spojrzenia nie spotkały się z morderczym wzrokiem B8.
- Dobra... - odezwał się lider Anarchistów - Nie wiedziałem, że William Harris podporządkował sobie kilka Wilkołaków. Dlaczego dla niego robicie? Pijecie jego krew?
Ten o słabszych nerwach padł na kolana w chwili kiedy Jared się odezwał. Załkał cicho, chwytając się oburącz za klatkę piersiową po lewej stronie. Jego kompan wykazał się nieco większymi cohones i nawet zdołał odpowiedzieć.
- Cccco? - wyjąkał z wyraźnie drgającym podbródkiem. - Kkkrew? Ccco?
- Nieeee!! - zawył Zwinny ogon, głosem jakiego nie powstydziłby się żaden upiór - zostawcie ich!
Brujah nie wytrzymał tego pieprzenia i złapał obiema rękoma głowę Zwinnego ogona, po czym zbliżył swoją twarz tak, by ich nosy prawie zetknęły się ze sobą.
- Powiedz grzecznie jak Harris zmusił cię do służby, bo mam wrażenie że nie chcesz, by twoi chłoptasie wiedzieli jak się sprawy mają... - powiedział szeptem, tak by inni w pomieszczeniu mieli problem z usłyszeniem przekazu.
- NIE!!! - wykrzyczał z całych sił Oliver, spinając wszystkie mięśnie. Przez chwilę Black8 miał wrażenie, że ten wyrwie mu się z uścisku. Ale coś się stało. Coś pękło i przeciwnik poddał się.
- Dobrze, ale puść ich. Oni o niczym nie wiedzą... - wyszeptał, na powrót przybierając rozmiary normalnej osoby, a Jared poczuł na palcach wilgoć łez spływających po policzku Olivera.
B8 był pod wrażeniem wysiłku bestii jaką miał przed sobą. Ale nie to wzbudziło jego zainteresowania. Łza jaką zobaczył świadczyła, że te bestie mają uczucia... Poczuł ukłucie w sercu, widząc kolejne niepotrzebne cierpienie. Zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem i tylko moc Majestatu trzyma całą sytuację w pokojowym nastroju. Nie czekał ani chwili dłużej i przemówił:
- Twoja prośba zostanie wypełniona. Wypuście ich! Są wolni...
Raźnym krokiem oboje niewymienieni z imienia ruszyli wzdłuż korytarza w stronę wyjścia. Jeden podtrzymywał drugiego. Nie oglądali się. Nie minęło zbyt wiele czasu nim trzasnęły za nimi drzwi.
- Pan William mnie potrzebuje. A ja potrzebuję jego. To wymiana usług. Proste, czasami trzeba komuś coś wytłumaczyć i wtedy mnie wzywa. W zamian daje mi informacje o najazdach pijawek, a my możemy się tym zająć. W dodatku jest moim przyjacielem. Moim najlepszym przyjacielem. Jestem częstym gościem w jego gabinecie. I właśnie teraz mnie potrzebuje. Proszę, pozwólcie mi iść. Muszę mu pomóc, czuję, że coś jest nie tak, czuję, że mnie potrzebuje. Teraz... - wychrypiał jednym tchem, spoglądając błagalnie w oczy Jareda.
Widząc, że Lupin ma najwyraźniej problemy z zebraniem myśli, Hexen postanowił podać mu pomocną dłoń Demencji:
- Na górze róże, trele morele, miłość do Księcia poszła w cholerę - wyrecytował, spoglądając na zmiennokształtnego. Przymknął przy tym jedno oko, osłaniając je dodatkowo dłonią, by przypadkiem w jego polu widzenia nie ukazała się facjata Brujaha, emanująca potęgą Majestatu.
- Dobra, na górze, oprócz róż, są twoi i zdaje się, że cię szukają, piesku - odezwał się - Więc skorzystaj z tej szansy i wypierdalaj też ich poszukać, ok? Chyba, że masz coś jeszcze do niego Black8, ale to co mu zrobiłem nie będzie trwało wiecznie, więc radziłbym się streszczać.
B8 położył prawą rękę na ramieniu Zwinnego Ogona i dodał:
- Wypieprzaj z tej przeklętej dziury jaką jest domostwo Harrisa i powiedz swoim że pomógł ci Black8 i jego ekipa. Jesteś wolny - Jared miał nadzieje, że szajbus mówi prawdę i to co zrobił pomoże Wilkołakowi.
Oliver zamrugał gwałtownie, jakby nie do końca zrozumiał co właśnie się stało. Powoli wstał, po chwili jego ruchy nabrały tępa. Ruszył w kierunku wyjścia, świadomy niewielkiej ilości posiadanego czasu.
Black8 odprowadził go wzrokiem. Poczekał, aż drzwi zamknęły się za wilkołakiem, zanim zapytał.
- Chuck! Gdzie jest Mały!?!
Black8 wyłączył Majestat, tak więc możecie działać normalnie.