PBF - Salt Lake City Nights

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 17 lipca 2017, 12:59

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.
[/center]
Rozgrzana paniką tłuszcza naparła na przednie drzwi. W całym holu zapanował chaos o sile tajfunu rozrywającego od wewnątrz ten snobistyczny budynek i pomnik zbytku księcia Camarilli. Amelia rozejrzała się dookoła. Nie wyglądało na to, aby prócz przerażonych wybuchem ludzi, mieli na razie dodatkowe problemy. Takie sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, nie straciła więc czujności, a na znak Jarreda szybko skryła się przed wzrokiem zgromadzonych u wyjścia śmiertelnych. Wszystkie nerwy, każdy mięsień ciała był napięty w oczekiwaniu i gotowości do szybkiego działania. Wampirzyca ze zdumieniem spostrzegła wchodzącego na posąg lidera ich niewielkiej grupy dywersyjnej, który teraz stał się również liderem dla każdego z obecnych w holu ludzi. Z początku pomysł wydawał się nieprawdopodobny, a słowa Brujaha zdały się całkiem niezłym zabiegiem. Później jednak pomyślała o tych wszystkich istnieniach, które zostałby pochłonięte w ciągu bezmyślnej paniki, a może i jeszcze działań psów Camarilli. Czym oni byli winni? Ci, którzy narodziwszy się dla słońca, ludzkiego życia, wykorzystywani byli na milion sposobów przez nagrobki z Camarilli, czy rzeźników Sabatu. Na samą myśl o tych monstrach odczuła, jakby żołądek podskoczył od samo gardło. Przylgnęła więc do rogu ściany, obserwując sytuację i odsuwając w krańce świadomości wszelkie wspomnienia Sabatu.
Ukrywam się w miejscu, z którego będę mogła w razie czego zauważyć, gdyby ktoś z sługusów księcia nadbiegał. Obserwuję i zachowuję czujność.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 17 lipca 2017, 14:49

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.[/center]
Zew przybrał na sile. Świr niemal fizycznie czuł niewidzialną pieśń gwiazd, prowadzącą go w głąb labiryntu... Zacisnął ręce w kieszeniach, by ukryć podniecenie. Nie chciał się zdradzić, pozostali... Nie zrozumieliby...

A jednak wszystko układało się tak, jak powinno. Nie był więc zaskoczony. Jedynie bardziej pewien tego, iż wybrał właściwą ścieżkę... Gdy tylko Black8 zdecydował się zmienić chwilowo w bożyszcze tłumów, Hexen odwrócił się i pozwolił się ponieść pieśni. Przemykał, pomiędzy nieruchomymi postaciami ludzkimi, wpatrzonymi z nadzieją w machającego flagą punkowca. Gdzieś tu musiał być ten cholerny portal... Do diabła, czasami żałował, że nie nosi ze sobą składanej szafy z przejściem do Narnii, lub czegoś podobnego. Oszczędziłoby to mnóstwa czasu - pomyślał, badając wzrokiem otoczenie. - Gdybym miał chociaż komodę, albo kufer... Tu wszystkie lustra są fałszywe. A jednak nie będzie to trudne, jej sieć jest gęsta, czuję to... Nawet więcej niż kilka przejść... Tajemnice czekają i są naprawdę napalone. Już do was biegnę, robaczki...

Rozejrzał się szybko, stał tuż przy głównym wyjściu. Jego wzrok padł na znajdujące się po prawej niewielkie drzwi z napisem "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Oczywiście, on był upoważniony. Inni nie powinni używać portali. Było to zbyt niebezpieczne. Wszystkie te rzeczy czające się po drugiej stronie, robactwo i neonowe zawodzenie... Potrząsnął głową i nacisnął klamkę. Nie było zamknięte. Nie zwlekając wsunął się do ciasnego pomieszczenia, czując jednocześnie jak "tutaj" zmienia się w "gdzie indziej".
Przechodzę do innego wymiaru w schowku na miotły - czyli po prostu używam Niewidoczności:2 na uboczu. A później idę w kierunku celu, korzystając z tego, że ludzie chwilowo zamarli i stoją. Oczy Chaosu cały czas i czekam, co powiedzą głosy w mojej głowie. Poczekam na resztę drużyny jakoś przy wejściu do piwnicy.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 17 lipca 2017, 20:28

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, Siedziba Księcia

Zgodnie z planem trzymał się blisko przodu ekipy, więc gdy padło soczyste "fuck" stał tuż obok ich niepisanego lidera i wpatrywał się nad głowami przebiegającego tłumu w drzwi, które wskazał Hexen jako dalszą drogę.
Dywersja, którą im zgotował działała wyśmienicie i czuł się znacznie lepiej widząc, że raczej nie ma szans by ktoś go rozpoznał pośród tego zamieszania. Wcześniej dręczyło go to nieco, bo w końcu był miejscowy, ale teraz przestał zaprzątać sobie tym głowę.


Mam się tu ukryć, ale po kiego?

Zupełnie nie rozumiał jak i po co miałby to robić. Szczególnie, że wyglądało to na jedyny moment, w którym mógł przejść na drugą stronę pomieszczenia nierozpoznawalny.

- To ja się schowam już po drugiej stronie - rzucił do reszty i szybko ruszył w nieco innym kierunku niż Black8.


Przebijanie się przez spanikowany tłum nie stanowiło dla niego większego problemu. Starał się jednak nie nadużywać siły żeby przypadkiem nie zrobić komuś większej krzywdy i nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi.

Jak na dobrym koncercie. W sumie nawet lżej niż w pogo z dziewczyną na baranach.

Chuck spróbuje przebić się przez panikujących wprost do drzwi, które wskazał Hexen, jeszcze zanim tłum zostanie całkiem opanowany przez Jareda. Tam w miarę możliwości poczeka na resztę starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 23 lipca 2017, 19:36

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, Siedziba Księcia

Jared wbiegając na postument wywołał reakcje Koterii, które dość szybko doprowadziły do sytuacji w której jedynie Chuck pozostał w polu jego widzenia. Niczym lodołamacz "Lenin" rozsuwał niespokojne masy ogarniętych paniką ludzi, torując sobie pomiędzy nimi przejście. Nie minęło sporo czasu, ni nawet połowa wystąpienia Black8, kiedy ten zajął swoje miejsce obok wskazanych wcześniej niewielkich drzwi. Z tego miejsca mógł spokojnie obserwować rozwój wydarzeń, nie trącany co chwila z każdej strony.

Eric cofnął się o krok czy dwa, stając przy jednej z wielkich donic, porozstawianych w kilku miejscach sali. Rosnące w nich palmy robiły wspaniałe pierwsze wrażenie, gdyby odwiedzić to miejsce w normalnych okolicznościach. Teraz stanowiły idealną zasłonę, która szybko skryła Gangrela przed wzrokiem "ewentualnie obserwujących" całe zajście. Pozwalając w tym samym czasie jemu samemu mieć oko na pozostałe wyjścia z sali, tak, na wszelki wypadek.

Amelia również nie miała zamiaru pozostać na widoku. Jej sprawne zniknięcie po doskoczeniu do jednej z wielkich donic, mogło by zawstydzić niejednego włamywacza. Równie szybko i sprawnie co Eric zniknęła z oczu zebranych ludzi i Kainitów, zajmując swoje miejsce i z niego prowadząc ostrożną, jednak uważną obserwację. Powoli wodziła wzrokiem po twarzach zebranych. Tym razem była mocno skupiona i nie miała zamiaru pozwolić, by cokolwiek zaburzyło jej koncentrację.

Hexen po przejściu przez drzwi, pozwolił by moc niewidoczności spowiła go swym całunem. Pył stworzenia powoli opadł z jego ramion a sylwetka rozmyła się, pozostawiając jedynie wspomnienie kształtu Malkaviana. Wiedziony swoim nieomylnym instynktem, podążył jednym z korytarzy, pozwalając by ten doprowadził go do jednego z bocznych wyjść z budynku. Gdy wyjrzał na zewnątrz, ujrzał zmierzających w kierunku budynku trzech mężczyzn. Jeden z nich był wyjątkowo rosły, górując nad dwójką swoich towarzyszy. Całą trójka sprawiał wrażenie osób z którymi nie warto wchodzić w konflikt. Najmniejszy z nich dodatkowo wyciągnął dość pokaźnych rozmiarów nóż. I to właśnie ten fakt najbardziej nie spodobał się Hexenowi.

Jared z łatwością opętał zebranych ludzi swoją pewnością siebie i opanowaniem, które rozlało się po zebranych niczym wino po białym obrusie. W krótkim czasie wszyscy uspokoili się i zaczęli współpracować. Black8 uśmiechnął się lekko. Skuteczność jego działań zdawała się być większa nawet niż jego starannie zadbany pióropusz.
Spoiler!
Skryty mocą niewidoczności, po wyjściu z budynku zauważysz trójkę mężczyzn, zmierzającą w stronę budynku tegoże. Wyglądają jakby chcieli się bić w imię swoich racji. Dodatkowe info w PW.
Spoiler!
Rzut na spostrzegawczość (ST=8) =4 sukcesy. Na piętrze, na balkoniku otaczającym salę, twoją uwagę przykuje postać skryta w cieniu, obserwująca z uśmiechem całe zajście, jednak wyraźnie starająca się nie rzucać w oczy. Kiedy Jaredowi uda się opanować tłum, postać wycofa się, znikając ci z pola widzenia. Dopiero wtedy wyraźnie zobaczysz twarz, któa okaże się być twarzą ci znajomą, oraz z klanu Tremere.
Spoiler!
Rzut na spostrzegawczość (ST=8) =0 sukcesów. Nie wydaje ci się, aby sługusy księcia były tu obecne. Raczej pobiegli go pilnować w obliczu całego zamieszania.
Spoiler!
Rzut na spostrzegawczość (ST=8) =4 sukcesy. W wielkim przejsciu naprzeciwko wejścia do budynku, zobaczysz przez chwilę gościa, który nie pasuje do reszty zbieraniny. Jest ubrany kameralnie, jak przynajmniej połowa ludzi tutaj. Ogolony i zadbany. Stoi spokojnie, obserwując zajście z obojętną miną. Kiedy wasze spojrzenia się skrzyżują, pogardliwie wykrzywi usta, po czym speszony szybkim krokiem zniknie ci z oczu, kryjąc się w jednym z bocznych przejść.
Ostatnio zmieniony 25 lipca 2017, 20:49 przez Frater_Terry, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 28 lipca 2017, 13:29

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, Siedziba Księcia[/center]
- Ożeż w dupę jeża! - jęknął Hexen pojawiając się za plecami Chucka. - Dziki Billu, mamy problem, większy niż jebane Apollo 13. Lupini, kapujesz? Będą tu nim zdążysz splunąć.

Tym razem w głosie Świra brzmiała nuta autentycznej troski, a błysk w jego oczach pozwalał sądzić, że przez moment udało mu się odzyskać kontrolę, nad tą niesioną falami szaleństwa łupiną, którą uparcie nazywał świadomością.

- Musimy ściągnąć tu resztę nim tamci ich zauważą - mówił szybko, wychyliwszy się jednocześnie zza pleców Pariasa, by wypatrzyć innych członków koterii. - Ja pierdolę, kowboju, mają taaaką wieeelgachną kosę - chudzielec gestykulował gwałtownie próbując przedstawić Chuckowi rozmiary zagrożenia. - I wyglądają na nieźle wkurwionych. Jak zobaczą naszych to będzie pozamiatane. I nie pomogą nam ni koniki króla, ni jego dworzanie, bo nic nas złożyć do kupy nie będzie już w stanie!

Mówiąc starał się jednocześnie odszukać pozostałych anarchistów w wypełniającym hol tłumie. A ujrzawszy czub Jarreda, który zbliżał się do nich powoli wznosząc się nad głowami ludzi niczym rekinia płetwa, począł dawać rozpaczliwe znaki liderowi koterii.
Hexen spróbuje ostrzec gestami każdego członka koterii, którego zauważy. Trudno będzie zrozumieć jego chaotyczną pantomimę, wynika z niej jednakże tyle, że pojawiło się jakieś zagrożenie i należy się pospieszyć. Malkavianin wygląda na mocno spanikowanego.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Gohan
Reactions:
Posty: 81
Rejestracja: 29 listopada 2016, 15:24

Post autor: Gohan » 28 lipca 2017, 23:03

23.10.1994, Salt Lake City, Capitol Hill, Siedziba Księcia

Starał się obserwować co się dzieje wokół, gdy nagle usłyszał coś tuż za swoimi plecami. Odruchowo obrócił się, a jego pięść wystrzeliła w kierunku potencjalnego zagrożenia. Hexen miał sporo szczęścia, że jest taki chudy, bo gdy tylko obraz Malkavianina dotarł do mózgu Chucka, ten spróbował zmienić tor ciosu i minął wytatuowaną twarz tak blisko, że Oblivionowi świsnęło w uchu.

- Pojebało cię? - Wysyczał nerwowo spoglądając czy nikt nie zauważył poruszenia z ich strony i wtedy do niego dotarło, że zadał pytanie retoryczne.

Co ja gadam. Pewnie, że go pojebało.

- Jak nie chcesz stracić zębów to tak nie rób - mówiąc zastanawiał się czy to ma w ogóle sens, ale o dziwo Świr wyglądał dość przytomnie.

- I jacy kurwa lupini? Oni przecież siedzą w górach... chyba? Dlatego przecież tam się nie chodzi, co nie? I jak ja mam tu kogoś ściągnąć jak Black8 kazał się wszystkim pochować i zrobili to tak dobrze, że nawet nie widzę gdzie są.

Chuck stanął na palcach i zaczął dokładnie lustrować okolice miejsca, w którym się rozdzielili, próbując wypatrzyć Amelię i Erica.

Co tu robią lupini? Księciunio raczej nie zaprosił ich na imprezę. Może Eric zjadł im kiedyś ulubionego pieska... Jakbyśmy mało mieli problemów to bandy wilków nam tu brakuje.

Chuja wiedział o wilkołakach i wizja spotkania jakiegoś lekko go ekscytowała, ale przyszli tu w nieco innej sprawie, więc starał się o tym nie zapomnieć.

Jeśli Chuckowi uda się zauważyć Erica lub Amelie to spróbuje pomachać do nich nieco mniej chaotycznie niż Hexen.
Jeśli będzie ich widział, a nie będą patrzeć w ich stronę lub reagować, zasugeruje Hexenowi, że skoro umie znikać to może niech po nich pójdzie, bo teraz jak większość ludzi spokojnie siedzi on byłby zbyt widoczny.

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 03 sierpnia 2017, 19:02

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.[/center]
Jak Amelia zobaczy Chucka bądź Hexena, wzywających ich gestami,to przekradnie się i do nich dołączy oczywiście.

Frater_Terry
Reactions:
Posty: 352
Rejestracja: 13 stycznia 2015, 12:19

Post autor: Frater_Terry » 05 sierpnia 2017, 12:41

Zarówno Jared, Eric, jak i Amelia bez trudu zobaczą znaki dawane przez Hexena i Chucka. Wiadomość wydaje się być oczywista (chociaż w przypadku Malkaviana dosyć abstrakcyjna), stało się coś i należy się pospieszyć.
Nie będziecie mieli problemu, żeby dołączyć do siebie, ale oznacza to wyjście z ukrycia, bo Jared wyłączył powszechną panikę i zaprowadził ład, i już nie ukryjecie się tak łatwo w tłumie.

Ferre
Reactions:
Posty: 60
Rejestracja: 14 czerwca 2015, 19:42

Post autor: Ferre » 08 sierpnia 2017, 14:02

Gangrel po zauważeniu Chucka, Hexena i i ch znaków pójdzie w ich stronę.
Sanity is for the weak!

TatTvamAsi
Reactions:
Posty: 423
Rejestracja: 08 sierpnia 2015, 14:54
Been thanked: 3 times

Post autor: TatTvamAsi » 08 sierpnia 2017, 20:55

Amanda przechodzi do dających sygnały Chucka i Hexena. Stara się przy tym nie rzucać jakoś i tak mocno w oczy i ze spokojem udawać po prostu zwyczajną osobę, która też była w budynku na jakimś bankiecie.

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 09 sierpnia 2017, 10:55

23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.

Udało się. Krew Brujah jest silna jak nigdy wcześniej. Czuję jej zew - pomyślał rozglądając się wokół. Był więcej niż zadowolony. W jego głowie malował się wielki plan. To dobry znak, a teraz muszę tylko umiejętnie to wykorzystać. Od teraz wiem, że każdy Anarchista w tym mieście będzie mnie popierał - dokończył myśl.

Black8 z łatwością zszedł z posągu, a trzymaną w ręce flagę zamierzał podarować osobie, która miała charyzmę i dobrze prezentowała się w pierwszym kontakcie. Wypatrzył starszego mężczyznę, ubranego w mundur oficera wojskowego. Żołnierz, doskonale! - pomyślał, ruszając w stronę mężczyzny.

Człowiek z fascynacją w oczach patrzył na Brujaha, gdy ten przekazywał mu flagę USA. Kainita rzekł:

- Idź i powiedz ludziom, że obecna władza jest słaba. Powiedz dziennikarzom, że tylko obywatele mogą liczyć na siebie nawzajem w tych trudnych chwilach. Władza nie potrafi ochronić nie tylko zwykłych ludzi, ale również siebie. Wniosek jest prosty - GUBERNATOR JEST SŁABY I NIE MOŻNA MU UFAĆ - ostatnie zdanie było wypowiedziany w taki sposób, by śmiertelnik dokładnie wiedział, która informacja dla "świata" jest najważniejsza.

- Kimkolwiek jesteś, masz rację i jak tylko stąd wyjdę powiem co o tym myślę - odpowiedział zachwycony, patrząc na flagę na swoich rękach.

- Jestem Black8. Ojczyzna zawsze ma pierwszeństwo - Brujah zakończył rozmowę, udając się w kierunku drzwi. Gdy zobaczył machającego rozpaczliwie rękami Hexena, natychmiast przyspieszył kroku. Minął ludzi bez żadnych problemów i zagłębił się w niewielki korytarzyk, na końcu którego stał Chuck z rozgestykulowanym Świrem.

- Spokojnie Hexen, nie pajacuj. Co jest? - zapytał Malkaviana.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 09 sierpnia 2017, 14:11

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.[/center]
- Lupini szefie - wypalił natychmiast Świr - Ach Jabbersmoka strzeż się, strzeż! Wielkie sukinsyny. Szpony jak kły i tnące szczęki! Kogoś szukają i są cholernie wkurwieni. I mają sztylet... Taki tego, no bajerancki... - zamachał ponownie rękami, próbując określić kształt wspomnianej broni. Nagle znieruchomiał i zmarszczył brwi. Po czym szepnął, po części sam do siebie:

- Mógłbym przysiąc, że wygląda cholernie podobnie do tego, który widziałem tam na dole...
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 10 sierpnia 2017, 13:35

23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.

Po słowach Hexena źrenice w oczach Jareda rozszerzyły się. Lupini? Tutaj? Niedobrze kurwa... - pomyślał.

- Gdzie ich widziałeś? Jesteś pewien, że to na pewno te futrzaste bydlaki? Jak ich rozpoznałeś skoro jest tutaj tyle ludzi? - zadał pytanie Świrowi.

Zaraz... A jakby zrzucić winę za zamachy na nich? Camarilla nie będzie w stanie tego sprawdzić, a ja mógłbym dalej forsować mój plan polityczny. Stanie się bohaterem dla Rodziny zamieszkującej to miasto jest na wyciągnięcie ręki. Gdyby udało się jeszcze zneutralizować atak Lupinów podrzucając im pozostałe bomby jakie ma szajbus w plecaku... To jest niezły plan... - myślał podekscytowany nowym pomysłem, wpatrzony na członków swojej koterii.

Jest tylko jeden mały problem. Te żółtodzioby które stoją przede mną o tym wiedzą, a ja kompletnie nie znam się na Dominacji. Fuck! Jak któryś chlapnie coś lub choćby zasugeruje ze Hexen miał coś wspólnego z wybuchami to wsadzę mu bile w dupę- zaklął w myślach.

- Idziemy odbić Małego. Aha i jeszcze jedno. Jeżeli są tutaj Lupini to winę za wybuchy zwalamy na nich, a wam radzę zrobić wszystko by Camarilla uwierzyła w tą historię. Rozumiemy się? - zapytał czekając na jednoznaczną odpowiedź.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

Awatar użytkownika
Sigil
Reactions:
Posty: 1972
Rejestracja: 08 stycznia 2015, 20:11
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Sigil » 10 sierpnia 2017, 13:47

[center]23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.[/center]
- Aj za dużo pytań, za dużo... - wymamrotał świr, potrząsając głową. - Ty i głosy w mojej głowie, wszystko na raz mi się pomiesza, cholera... Trochę temu byli na zewnątrz, a teraz... Nie wiem... Skąd wiem? Głosy w głowie, głosy mówią mi to, czego potrzebuję...

- Wiem co myślicie teraz, ale Lupini są prawdziwi, przysięgam. Tak samo jak sam Książę, ci wszyscy ludzie i te cholerne, małe pajączki. Czemu chcesz zwalać winę na nich? Oni nie potrzebują takich rzeczy. Wchodzą gdzie chcą i robią co chcą. I raz i dwa i szast i prast! Szpony jak kły! Tnące szczęki! Znikajmy stąd nim tu będą, bo będzie źle. Bardzo, bardzo bardzo źle... - podniósł wzrok i spojrzał na Brujaha wzrokiem, w którym troska o koterię walczyła o pierwsze miejsce ze zwykłym strachem o własne nieżycie.
[center]No beast so fierce but knows some touch of pity. But I know none, and therefore am no beast.[/center]

Awatar użytkownika
lightstorm
Reactions:
Posty: 882
Rejestracja: 25 października 2014, 09:40

Post autor: lightstorm » 10 sierpnia 2017, 14:13

23.10.1994, Salt Lake City, Capital Hill, siedziba księcia.

- Nie wyjdę z tego miejsca bez Małego i nie mam zamiaru wam przypominać kto tutaj dowodzi. Jak ktoś ma pietra, to radzę go przegryźć i przepić mocną vitae. Idziemy po Małego do jasnej cholery!
Ruszam odbić Małego. Jared nie przejmie się ewentualnym jęczeniem członków ekipy na temat Lupinów. Po prostu poprowadzi ich do walki z wrogiem. Przypominam, że miałem niezłe rzuty na Dowodzenie, które miało dodawać coś do ewentualnych testów Odwagi pozostałym w koterii.
[center]To rule in blood is to rule in truth. Ventrue Clan Motto[/center]

ODPOWIEDZ