Żelazne Królestwa - opis świata

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 08 października 2013, 23:09

Chociaż niektórzy twierdzą, że czasy mające miejsce po Wojnach Granicznych można uznać za za okres pokoju, mimo braku otwartych deklaracji wojennych nasi żołnierze nie zaznali wówczas zbyt wielu miesięcy spokoju. Mając przeciwko sobie wszystkich sąsiadów, zostaliśmy niejako zmuszeni do zaprzestania bardziej ambitnych planów uzasadnionej ekspansji. Wówczas to wybuchła Cygnarska Wojna Domowa. W Khadorze kulty Menotha i Morrowa współżyją ze sobą bez zatargów i waśni, a nasz lud oddaje cześć obu bogom. Cygnar nie podołał temu wyzwaniu. Ich dwór otwarcie faworyzował jeden kult wynosząc go ponad drugi i doprowadzając tym samym do religijnych podziałów zwieńczonych rozlewem krwi. Kierując się haniebnymi pobudkami, Cygnar wypędził zamieszkujących południowe królestwo menitów uzurpując sobie tym samym prawo do decydowania przez śmiertelników o regułach ustanowionych przez samych bogów! Jaką pychą i butą musieli być zaślepieni ci ludzie, by wyrzucić kult Menotha poza swe granice! Myśmy od niepamiętnych czasów oddawali pokłon Stworzycielowi. Stoimy tutaj razem ramię w ramię, morrowianie i menici, zjednoczeni jako prawi Khadorianie w obronie praw naszego narodu.

Król Rusłan Vygor był praktykującym menitą żywiącym od lat młodzieńczych ogromną niechęć i pogardę wobec Cygnaru. Być może szalony, być może zaś prawdziwie zainspirowany naszą chwalebną przeszłością, Vygor obwołał się nowym wcieleniem króla-kapłana Khardovicia. Deklarując wolę zapewnienia nam świetlanej przyszłości, zebrał tysiące żołnierzy i setki parobotów rozpoczynając nową wojnę. Wojska Vygora zaczęły wyrąbywać sobie przejście przez Ciernistą Puszczę - nazwane później "Drogą Armibotów" - mające w zamysłach królewskiego sztabu doprowadzić armię króla aż do Corvisu, tego samego miasta, w którym zawarto pamiętne Traktaty, na mocy których zrodził się Cygnar. Nim drogę zagrodziła im cygnarska armia, zdążyli dotrzeć do Rzeki Smoczego Jęzora.

Tchórzliwi Cygnarczycy nie odważyli się stanąć do otwartego boju z naszymi pradziadami. Powinniście ich nienawidzić, ale nie możecie lekceważyć. Stosowane przez nich taktyki są podstępne i chytre, iście niczym poczynania rozumnego węża. To lekcja, której Vygor nie zdołał zaliczyć przed swą śmiercią. Unikając bezpośredniej konfrontacji Cygnarczycy bombardowali naszą armię spoza rzeki. Zniszczyli puszczański most spinający oba brzegi, wykorzystywali jako kryjówkę ukształtowanie terenu tocząc wojnę na wyczerpanie sił i zapasów. W gąszczu Ciernistej Puszczy zginęły wówczas tysiące żołnierzy, unicestwione zostały niezliczone tuziny armibotów.

Cygnarskie działa poczyniły wiele szkód, ale szalę zwycięstwa na stronę nieprzyjaciela przeważyła zdrada naszych zaciężnych żołnierzy, Żelaznych Niedźwiedzi. Nie powinno się ufać bezgranicznie tym, którzy walczą za złoto i nigdy prawda ta nie okazała się bardziej bolesna jak wówczas, podczas Bitwy o Jęzor. Mając za sobą idące w rozsypkę oddziały, w 511 OR król Vygor poległ w boju śmiercią bohatera pozostawiających swych żołnierzy na pastwę nieprzyjaciela i trudy nużącego odwrotu na ojczyste ziemie. Lecz nawet w obliczu tak wielkiej porażki nie utraciliśmy niezłomnego ducha, a wielu naszych ziomków nie zaakceptowało rezultatu tej kampanii. Waleczny Piąty Legion Graniczny ślubował wieczystą pomstę na Cygnarze, po dziś dzień czuwając niewzruszenie nad naszymi rubieżami. Dla tych mężnych mężczyzn i kobiet strzegących południowej granicy Wojna o Ciernistą Puszczę nigdy się nie skończyła, ona ciągle trwa. Jeśli będziecie mieli w swym życiu dość szczęścia, może kiedyś dane wam będzie dołączyć do ich szeregów.

Wierzę, że naszym przeznaczeniem jest wielka chwała. Przez ostatnie sto lat odbudowywaliśmy swą potęgę. Nasze paroboty są potężne, ale idący za nimi żołnierze jeszcze silniejsi duchem. Zbliża się nowa epoka, która przyćmi swym rozmachem dokonania naszych przodków. Rozpoczynając dzisiaj nowe dzieło, stworzymy nowy lepszy Khador. Mieliśmy niegdyś dość niezłomności, by wygnać stąd Orgotów, teraz zaś ujarzmiliśmy potęgę ich reliktów, by służyły dobru ojczyzny!

Królowa Vanar XI, dziedziczka znamienitego rodu i imienniczka swej miłosiernej poprzedniczki sprzed wielu dekad, zadecydowała, iż nadszedł już czas, by uczynić kolejny krok. Wy właśnie uczynicie w jej imię ten krok! Nie wahajcie się ani chwili! Jesteście dziećmi Khadoru! Matka-ojczyzna, która was strzegła i karmiła teraz wzywa was do spełnienia obowiązku. Dzięki swej sile woli pokonacie wroga we wszystkich nadchodzących bojach. Toczenie wojen jest naszą najstarszą i najchwalebniejszą tradycją. Uwierzcie w swoją siłę!
Powyższy tekst pochodzi z podręcznika do gry bitewnej Warmachine Prime Remix. Tłumaczenie własne.

koszal
Reactions:
Posty: 2787
Rejestracja: 15 marca 2012, 13:35
Been thanked: 1 time

Post autor: koszal » 09 października 2013, 09:01

Pozwolę sobie "zanieczyścić" ten wątek, by zwrócić uwagę na fakt, że byłoby bardzo pomocnym zamieszczenie tutaj mapki z rozlokowaniem opisywanych kultur i ras.
W miarę pojawiania się kolejnych opisów mapę ową możnaby uzupełniać wypełniając pozostałe białe plamy.
Konkretnei za najlepsze rozwiązanie uważam coś zbliżnego do Wikipedii, kiedy wrzucasz nazwę jakiegoś państwa- wyskakuje taka mapka, gdzie określony obszar terytorium Państwa jest zaznaczony, a reszta jest jednolita. Tutaj możnaby jedynie "markerem" otoczyć obwódkę danego terytorium. Tak bez mapy przynajmniej mnie to się cholernie miesza.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 09 października 2013, 16:56

Najpierw mapa zachodniego Immorenu

Obrazek

A tutaj cały kontynent, z uwzględnieniem jego wschodnich obszarów podbitych przez skorne.

Obrazek

Bardzo szczegółowa mapa z wieloma dodatkowymi lokacjami

Obrazek

Rozmieszczenie grup etnicznych w północnej części wybrzeża

Obrazek

Rozmieszczenie grup etnicznych w środkowej i południowej części wybrzeża

Obrazek

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 18 października 2013, 14:29

[center]PROTEKTORAT OCZAMI SULMENITY[/center]
Poniższa przemowa, wygłoszona przez wielkiego skrutatora Severiusa, skierowana została w roku 604 OR do nowopasowanych rycerzy świątynnych zgromadzonych w Świątyni Jedynej Wiary w Imerze.
[center]Obrazek[/center]
Człowiek czcił Menotha od samego początku swego istnienia, od momentu, w którym jako istota rozumna zmówił swoją pierwszą modlitwę. Ludzkość wychynęła z cienia Stworzyciela w czasach, kiedy Ten wciąż formował znany nam dzisiaj świat. Od tej pory należeliśmy do Niego. Nigdy nie wolno nam zapomnieć, że nasze ciała, nasze dusze i wszystkie dzieła przez nas stworzone pozostają własnością Boga i że w każdej chwili może On zażądać od nas wszystkiego, co słusznie mu się należy. W czasach naszego stworzenia Bóg nie obdarzył nas swymi łaskami, albowiem w swej niezmierzonej mądrości wiedział, że musimy wpierw dowieść swej wartości w Jego oczach. Pierwsi ludzie jęli się zatem kupić w większe społeczności chcąc przetrwać w dzikich krainach, gdzie każdy cień krył w sobie śmierć i gdzie o zmierzchu każdy modlił się o to, by dotrwać bez szwanku brzasku. Polowały na nich drapieżne potwory, ale ludzie nauczyli się odpłacać im w dwójnasób. Nasze plemiona żyły w ten sposób przez tysiące lat, zmagając się z naturą i znojem codziennej egzystencji. Stawaliśmy się coraz silniejsi i bardziej godni Jego uwagi. W swej prostolinijnej ignorancji nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy, że toczyliśmy bój z prastarym wrogiem Stworzyciela, z Bestią o Wielu Kształtach. Jego dłoń uformowała nas na podobieństwo boskiego oręża.

Dziś już nie wiemy jak daleko wyprawiały się wędrowne plemiona naszych przodków, ale z biegiem czasu zaczęliśmy osiedlać się na żyznych ziemiach u brzegów rzek i oceanu, szukając swego własnego miejsca w wielkim świecie. W dniu swego stworzenia człowiek był niczym w porównaniu do Boga, ale po wielu wiekach nasza determinacja została zauważona. Człowiek przerósł w końcu bezrozumne bestie. Menoth spojrzał na tych, których uznał za godnych swej łaski, zsyłając im dary w postaci ognia, obrobionego kamienia i uprawnej ziemi. Pierwszym i najbardziej niezwykłym spośród tych ludzi był Cinot - to jemu Bóg przekazał swe przykazania uwiecznione w kamieniu i znane pod postacią Kanonu Jedynego Prawa ze starożytnego Icthieru. Zaczęliśmy wznosić świątynie głoszące chwałę Stworzyciela oraz mury mające strzec naszego bezpieczeństwa. Z woli Menotha władzę objęli pierwsi królowie-kapłani, wyniesieni ponad zwykłe ludzkie kasty i stanowiący prawa, podług których każdy człowiek znał swe miejsce w porządku rzeczy. Kapłani Menotha dokładali trosk o to, byśmy nigdy nie zapominali o posłuszeństwie wobec duchownych, ci zaś z kolei pozostawali wierni i oddani przykazaniom Jedynego Prawa. Odprawialiśmy modły dokładając wszelkich starań, by wiara w Stworzyciela nigdy nie została zapomniana, gdyby się bowiem miało tak zdarzyć, stracilibyśmy wszystko stając się na powrót jednością z bestiami i dziczą. Tak właśnie narodziła się Świątynia i tak narodził się Święty Płomień - nigdy niegasnący ogień palący się w każdej świątyni, stanowiący jedną wielką jedność i symbolizujący trwałość naszych przyrzeczeń. Wokół świątyń zaczęły wyrastać osady, a niektóre z nich dotrwały dzisiejszych czasów jako wielkie miasta.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 10 listopada 2013, 21:08

Możecie sądzić, że zbyt często wspominam o zamierzchłych czasach, lecz nie odrzucajcie prastarej mądrości. Całym swoim jestestwem musicie czuć uświęconą więź ze Stworzycielem zawiązanym w czasie narodzin człowieka. Całe zło tego świata zalęgło się w tych, którzy zapomnieli bądź bezwstydnie odrzucili to pierwsze i najważniejsze z ludzkich przyrzeczeń. Menoth jest naszym Stworzycielem i Prawdorządcą i to on dał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy do zbudowania cywilizacji. Potem odszedł, a pozostawił po sobie kapłanów. Zaczęły mijać kolejne tysiąclecia.

Dorośli ludzie są podobni do dzieci - tak niewiele im potrzeba, by pobłądzili. Zaprawdę, nawet kapłan Stworzyciela może zejść ze swej ścieżki, jeśli skrutatorzy nie pozostaną dość czujni i zdecydowani w dbałości o czystość wiary. Menickie społeczności zaczęły ulegać podziałom. Ludzie zwrócili się ku fałszywym bożkom, podążyli drogą bluźnierczych kultów przodków. Niektórzy z nich zatracili się jeszcze bardziej w deprawacji oddając cześć Żmijowi, odwiecznemu nieprzyjacielowi Stworzyciela. Na świecie pojawili się pomniejsi bogowie, powołani do życia brakiem zdecydowania i siły wiary menitów. Kiedy Stworzyciel stał się świadom tak wielkich występków, ludzki gatunek utracił jego łaskawość. Bóg zesłał na nas żywioły i plagi, ale nie wystarczyły one, by człowiek pojął istotę czynionego przez siebie zła. Mimo to Menoth, uniesiony słusznym gniewem, okazał się dość miłosierny, nie nas nie wytracić. W zamian poddał nas próbie większej niźli susze i powodzie. W roku 600 PR zesłał na nas Orgotów. To wydarzenie winno być dla nas nauką, co może spotkać ludzi, którzy odrzucają od siebie jedyną słuszną wiarę.

Cierpienia doznane w tamtych mrocznych czasach nie winny budzić w nas przerażenia, albowiem były jedynie próbami. Kiedy nadszedł czas odkupienia, Menoth pozwolił, by Żelazne Sprzysiężenie zerwało okowy niewoli Orgotów i wyzwoliło immoreński lud. Bez ostatecznej łaski Stworzyciela kości naszych przodków butwiałyby teraz w splugawionej stopami najeźdźców ziemi, a ich dusze unosiłyby się w pustce. Bóg jest stworzycielem wszystkiego i służąc mu w niekwestionowany sposób możemy oszczędzić się przed Jego gniewem.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 09 grudnia 2013, 20:19

Kiedy osiemset lat temu Orgoci opuścili nasze krainy, odbudowaliśmy nasze świątynie i strzegące miast mury i wznieśliśmy pomniki sławiące Jego imię. Pomogliśmy ludom Immorenu podźwignąć się z upadku głosząc zarazem Jego słowo. Byli wśród nich tacy, którzy nas słuchali oraz tacy, którzy udawali, iż słuchają po to tylko, by później się od nas odwrócić. Wiele dzieci Menotha uległo pokusom heretyckich wierzeń, z naiwności bądź z pełną tego świadomością. Wszystkich spotka w końcu zasłużona kara, kiedy staną przed Jego obliczem. Nasi kapłani niezmiennie przestrzegali, że wszystkie pomniejsze kulty muszą znać swoje miejsce w porządku świata, zwłaszcza morrowianie - niebezpieczna sekta o rosnącej popularności. Członkowie tego kultu łatwo ulegają wygodnym naukom nie wymagającym dyscypliny oraz przywiązania do prastarych tradycji. Tolerujemy ich nic niewarte dogmaty, dopóki oni uznają Stworzyciela za boga stojącego ponad bóstwami... choć być może słusznie zarzuca nam się, że jesteśmy zbyt miłosierni lub zbyt łatwowierni łudząc się nadzieją, że heretycy ci przejrzą kiedyś na oczy i powrócą na łono Świątyni.

Człowiek jest z natury istotą leniwą i słabą, toteż kult Morrowa szybko urósł w siłę, zwłaszcza wśród ludu ciemnego i łatwego do zmanipulowania. Szlachetnie urodzeni Immoreńczycy częstokroć pozostawali przywiązani do Jedynego Prawa, bo wielu spośród nich wywodziło się od starożytnych królów-kapłanów i wiedziało, że każdy człowiek powinien znać swoje miejsce w świecie: wśród tych zrodzonych, by rządzić lub tych, którzy rodzą się, by służyć. Podczas rządów króla Woldreda Pracowitego, w latach osiemdziesiątych trzeciego wieku, powołano do życia prawo, które stanowiło Świątynię instytucją odpowiedzialną za dziedziczenie cygnarskiej korony. Król Woldred rozumiał, że tylko klerycy Stworzyciela cieszyli się dość wielkim zaufaniem, by mogli posiąść prawo namaszczenia nowego władcę królestwa, ale nasi wrogowie gotowi byli na wszystko, by pokrzyżować plany Woldreda. Kiedy król zachorował i zmarł, nasi kapłani odprawili jego duszę do Urcaenu, wówczas jednak morrowiańscy heretycy odkryli swe prawdziwe oblicze. Testament Woldreda zniknął bądź został zniszczony, nas zaś wskazano za odpowiedzialnych tego nikczemnego występku. Morrowianie z natury są oportunistami, toteż z miejsca zwietrzyli okazję doskonałą do tego, by zawłaszczyć sobie naszą pozycję.

Ich podstęp powiódł się wystawiając na szwank cierpliwość Boga. Menici dość słabi wiarą bądź skalani innymi grzechami zaczęli się odwracać od Świątyni. Nie sposób winić za to naszych kapłanów. Przez całe dziesięciolecia toczyli zaciekłe boje na cygnarskim dworze zabiegając o odzyskanie należnych nam praw i ścierając się z oporem coraz bardziej skorumpowanych przez morrowiański kult władców. Królowie Cygnaru od wieków bardziej zaprzątnięci byli kwestiami materialnymi i doczesną polityką niż troską o nieśmiertelne dusze. Odwrócili się od Stworzyciela. Uwięzieni w cielesnych powłokach, łatwo ulegli pokusom morrowian wiążących ich ze sobą za pomocą kłamstw, bogactw i ziemskiej potęgi. Kidy prawdziwi menici pojęli w końcu, że nie możemy pozostać wierni Jedynemu Prawu i dekretom grzesznych władców równocześnie, odrzucili zwierzchność Caspii i jęli praktykować religijne obrządki na własną rękę.

Menoth spoglądał na cygnarskich władców coraz sroższym okiem, a jego gniew narastał. Cygnarczycy odwracali się od Boga całymi rzeszami niczym owce wabione na bezdroża przez obleczonego w owczą skórę wilka - a wilkiem tym byli ich morrowiańscy królowie. Sprawy nie mogły się już chyba mieć gorzej, kiedy Menoth zesłał prawdziwie wierzącym Sulona. Będąc niezrównanym wizjonerem, Sulon okazał się przywódcą kultu mogącym stawać w szranki z królami-kapłanami Khardoviciem i Golivantem. Szybko piął się w górę hierarchii caspiańskich wizygotów i wkrótce jego pełne pasji słowa rozbrzmiewały w każdym zakątku zdeprawowanego królestwa. Wyznaczając nowy kierunek w życiu Świątyni, Sulon wezwał wszystkich prawdziwych menitów do podjęcia trudu wielkiej pielgrzymki i dołączenia do niego w Caspii. Poplecznicy Sulona już od dawna gromadzili się we wschodnich dzielnicach Caspii, odgradzając się nurtem Czarnej Rzeki od samolubnych morrowian. To tam wizygota Sulon powołał do życia rzesze skrutatorów oraz jął szkolić w dziedzinie żołnierskiej sztuki wybranych wiernych. Exemplariusze służący w świątyniach na obszarze całego królestwa zostali wezwani do powrotu do stolicy i stawienia się przed obliczem wizygoty.

Ogromne tłumy wiernych przybyły do Miasta Murów. Jakże słuszne było ich pragnienie, by doczesny tron Stworzyciela spoczął na popiołach starego cygnarskiego porządku. Przybywali do miasta, które kiedyś zwało się Calacia i było miejscem narodzin króla-kapłana Golivanta. Caspia uchodziła za najświętszą ziemię menickiego kultu na długo przed narodzinami Bliźniąt i zbudowaniem bluźnierczego Sancteum.

W 482 OR wizygota Sulon stanął na szczycie starożytnej Wielkiej Świątyni we wschodniej części Caspii. Jego niezwykła wizja w końcu się urzeczywistniła. Spoglądając z wysokości ogromnego ołtarza widział nieprzeliczone zastępy czcicieli Stworzyciela wypełniające rozbite wprost na ulicach i placach namiotowe miasteczka, gotowiących się niewzruszenie do wojny dusz. Wschodnia Caspia stała się tym samym największą świątynią Menotha na świecie. Setki tysięcy naszych braci i sióstr dołączyło w wiosenny dzień do modlitwy zaintonowanej przez Sulona. W dniu tym, dzisiaj zwanym przez nas Urodzinami Sulona, prorok oblekł się w ceremonialne szaty i przyjął tytuł pierwszego hierarcha od czasów najazdu Orgotów. Tłumy menitów płakały z radości, zaś sam Stworzyciel obdarzył hierarcha swymi łaskami. Chociaż wizygoci Khadoru odrzucili roszczenia Sulona nie uznając jego zwierzchności, prorok stał się tamtego dnia niekwestionowanym duchowym przywódcą wszystkich cygnarskich menitów.

W tym samym roku hierarch zdecydował, że wszyscy niewierni zamieszkujący wschodnią Caspię winni przenieść się na przeciwną stronę rzeki, by ulżyć tym samym niedogodnościom życia w skrajnie przeludnionym mieście. Wciąż przybywający do Caspii wierni koczowali całymi tysiącami na ulicach, placach targowych i pod murami miasta. Chociaż niektórzy niewierni protestowali przeciwko wysiedleniu, nie zdołali oprzeć się potędze naszych słusznych żądań i musieli odejść. W tamtych czasach byliśmy jeszcze przesadnie wyrozumiali, toteż pozwoliliśmy im zabrać majątek i odejść w pokoju. Gdybyśmy wówczas wiedzieli, co nas czeka, pewnie postąpilibyśmy z nimi zupełnie inaczej.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 09 grudnia 2013, 21:19

Sterowany przez morrowian caspiański dwór wysłał poprzez mosty uzbrojonych żołnierzy nakazując im użyć oręża przeciwko świętym pielgrzymom. Rzekome wyjaśnienia jakoby mieli za zadanie przywrócić ład i porządek były wierutnym kłamstwem mającym ukryć prawdę o skrytobójczych zamiarach dworu. Świadomy powagi sytuacji, Hierarch Sulon wydał rzeszom swych wiernych pamiętny rozkaz. "Odeślijcie ich do Urcaenu". Posłuszni wezwaniu, menici runęli na Cygnarczyków uniesieni świętym gniewem i pokonali ich bez trudu. Czciciele Stworzyciela wdarli się poprzez mosty do zachodniej Caspii, niosąc ze sobą pożogę mającą stać się zarzewiem nowego królestwa. Caspia stała się miastem oblężonym od środka.

Walczyliśmy przez dwa lata, dając świadectwo ogromnej wiary i siły woli. Hierarch Sulon zażądał, by Sancteum - kamienne serce pogańskiej wiary - zostało zmiecione z powierzchni ziemi, a jego fundamenty konsekrowane krwią i ogniem. Prawdziwie uświęcony był ów zamiar, lecz pierwszej pełni roku 484 OR do Caspii weszły królewskie posiłki z północy, a sam Hierarch poległ w boju w cieniu murów Sancteum. Taka była wola Boga: Hierarch uczynił wystarczająco wiele, by móc odejść do Urcaenu i stanąć tam u boku Stworzyciela. Ci, którzy wciąż walczyli pojęli, że tamtego dnia nie było im dane zwyciężyć. Czasy prób i wyrzeczeń jeszcze nie dobiegły końca. Czcząc pamięć proroka o pierwszej pełni każdego roku nasze usta milczą, a ręce pozostają bezczynne.

Trzy miesiące po śmierci Sulona król Bolton Szary Piąty podjął negocjacje z wizygotą Ozeallem, najbardziej zaufanym zausznikiem Hierarcha. Dwuletnia wojna dobiegła końca. W ramach zawieszenia broni otrzymaliśmy szmat nieurodzajnych ziemi na południowowschodnim krańcu Cygnaru, gdzie wolno nam było praktykować bez ograniczeń swą wiarę. Dwór przyjął za pewnik nasz brak akceptacji dla politycznych decyzji Korony, scedował też na naszą korzyść wschodnią część stolicy, albowiem jasne było, że nigdy nie zdołają wyrzucić nas z tej świętej ziemi. Nie chcąc wiązać się czymkolwiek z Cygnarem, przemianowaliśmy swoją część miasta na Sul ku czci pierwszego Hierarcha nowej epoki. Nie byliśmy już Caspianami, staliśmy się Sulezyjczykami.

Wiedzieliśmy, że ziemie sąsiadujące z Krwistymi Kresami były nieurodzajne i surowe, lecz czyż nie Sulon powiadał, że znoje i trudy są pieniądzem Urcaenu? Gdybyśmy przetrwali w takim miejscu, przynieślibyśmy wiele dumy Stworzycielowi. Czy koniec końców nie odnieśliśmy zwycięstwa? Bóg dał nam w darze własne królestwo. Osiadając w granicach tego protektoratu, mogliśmy wreszcie urzeczywistnić wielkie marzenie Sulona, za które on oddał życie - zbudować sulezyjską teokrację. Tak czystego duchowo państwa nie widziano w zachodnim Immorenie od czasów starożytności. W taki sposób odrodziła się ponownie prawdziwa menicka cywilizacja, poświęcona wyłącznie kultowi Praworządcy.

Rzecz jasna postawiono nam warunki. Nowy protektorat pozostawał częścią Cygnaru tytularnie oraz w kwestii fiskalnej. Wizygota Ozeall uznał, że świadczenia pieniężne na rzecz Korony był niewielką ceną za religijną wolność. Inny punkt postanowień pozbawiał nas prawa do posiadania własnej armii, ale Ozeall zdołał wynegocjować założenie sił porządkowych mających chronić nasze wschodnie granice przed zamieszkującymi pustkowia tubylcami. Tak położyliśmy kamień węgielny pod przyszłą armię Protektoratu. Rzesze osadników zaczęły opuszczać mury Sulu zajmując mało żyzne ziemie na wschodnim brzegu Czarnej Rzeki. Tak narodził się Protektorat Menotha - wywalczony krwią i potem kraj naszych przodków.

Początki były ciężkie, ale Sulmenici szybko odkryli w swym życiu boską rękę. Ziemie na wschód od Czarnej Rzeki zostały niegdyś porzucone na rzecz dużo żyźniejszych obszarów na północy i zachodzie, lecz to na nich wzniesiono w zamierzchłych czasach Icthier - jedno z najstarszych miast ludzkości i miejsce, gdzie Cinot odnalazł wersety Jedynego Prawa. Na nasze odkrycie czekały inne zapomniane, pogrzebane pod piaskami świątynie z początków istnienia menickiej wiary. Ich odnalezienie warte było podjęcia trudu przeprawy przez Krwiste Kresy. Te ziemie jęły się jawić naszym przodkom odzwierciedleniem krain, w których Stworzyciel toczył swe pierwsze boje ze swym nieprzejednanym nieprzyjacielem. W owych trudnych latach życie postradały tysiące Sulmenitów, budząc w umysłach wielu przekonanie, że pielgrzymka przywiodła ich nie na świętą ziemię, lecz w dzicz Żmija.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 10 grudnia 2013, 19:54

I wówczas stanęliśmy w obliczu nowego niebezpieczeństwa - Idrian. Kiedy poczęliśmy wznosić świątynie pośród skąpych uprawnych poletek i ciosać bloki czerwonej skały na nowe domostwa, spadły na nas zajadłe w swej wrogości zastępy idriańskich koczowników. Krew menitów i tubylców hojnie użyźniała nieurodzajną ziemię, lecz my pozostaliśmy niewzruszeni. Podtrzymywani na duchu mężnym przykładem wizygotów i skrutatorów, odpowiadaliśmy gwałtem na gwałt niosąc miecz wszędzie tam, gdzie odnajdywaliśmy ich siedliska. Jeśli nie chcieli zaakceptować naszego świętego przesłania ani nie chcieli przyjąć imienia Stworzyciela, nie mieli prawa do życia.

Przez długie lata idriańskie plemiona usiłowały wypchnąć nas ze swoich ziem, ale nigdy wcześniej nie natrafiły na równie niezłomną wolę oporu. Do największej bitwy tamtych czasów doszło w 504 OR na wschód od Sulu, w ogromnym skupisku idriańskich osadników zwanych przez nich Imerem. Znienacka Bóg objawił wszystkim swą wolę wprawiając ziemię w drżenie i rozdzierając ją głębokimi szczelinami, obalając rzesze tubylców, lecz nie czyniąc najmniejszej krzywdy swym wyznawcom. Ów zesłany z niebios znak pozwolił nam pojąć, że uczynimy większe dobro, jeśli spróbujemy nawrócić rdzenną ludność na naszą wiarę miast wyrzynać ją w pień. Idrianie byli nierozgarnięci i prostolinijni, ale nie ulegali łatwo pokusom zwodniczych bóstw. Również oni dostrzegli w trzęsieniu ziemi rękę Boga. Wojujące z nami w Imerze zastępy padły na twarz przechodząc na stronę prawdziwej wiary i powiększając kongregację Sulmenitów.

Lecz boje z Idrianami nie dobiegły tamtego roku końca. Potrzebowaliśmy całych dekad, by spacyfikować plemiona zamieszkujące południowe ziemie, lecz konflikt ten położył podwaliny pod zjednoczenie naszych odmiennych kultur. Idrianie przynieśli naszemu młodemu narodowi wiele świeżej krwi, na dodatek zaś okazali się walecznymi i pobożnymi ludźmi. Imer czerpał pełnymi garściami z naszej wiedzy i doświadczenia, przeistaczając się w prawdziwe miasto obwarowanie wysokimi murami. Nawrócone na menityzm plemiona koczowników szybko dowiodły swej wartości w oczach przywódców armii Protektoratu i Świątyni. To Idriani doprowadzili nas do złóż diamentów ukrytych pod piaskami skalistej pustyni. My nie pożądamy tych kamyczków, lecz innowiercy tracą na sam ich widok zdrowy rozum. Pochodzące z naszych kopalni diamenty trafiały w ręce chciwych cygnarskich poborców podatkowych, zaprzątając ich uwagę i odwracając ją od spraw, których nie chcieliśmy ujawniać. Tak długo jak klejnoty trafiały do ich kiesek, tak długo nie zaprzątali sobie myśli poczynaniami hierarchów, którzy na wzór Sulona jęli budować od nowa militarną potęgę naszego państwa. W wysiłkach tych wspierali nas nawet przedstawiciele Starej Wiary z Khadoru, bo chociaż ich hierarchowie nie uznawali tytułu naszych przywódców, wielu spośród nich okazywało nas skrycie swą przychylność.

Pod piaskami pustyni natrafiliśmy również na czyste złoża skalnego oleju, przeistoczonego w prawdziwą broń przez Hierarcha Turgisa. Nieprzetworzony olej nadaje się doskonale do mis całopalnych w świątyniach i do pieców w naszych manufakturach, ale dopiero poddany obróbce odkrywał przed nami swą prawdziwą potęgę. Zapalająca się w kontakcie z powietrzem ciecz stała się synonimem gniewu Boga i dzięki Stworzycielowi za jej dar, a heretycy niechaj spłoną na proch w ogniu Furii Menotha.

Pięćdziesiąt lat po zdobyciu niepodległości władzę w Cygnarze objął król Vinter Raelthorne III. Człowiek ten dręczył nas podatkami bez cienia miłosierdzia, drenując bez końca skarbce teokracji. Napięcie między Sulem i dworem Cygnaru rosło, a ludzie zaznali grozy głodu. Kiedy Vinter III zmarł w 576 OR, schedę po nim objął jeszcze bardziej zdeprawowany starszy syn. Vinter IV z lubością sięgał po praktyki naszych skrutatorów, ale stosował je bez uświęconych legalizacji Synodu. Pogrążając się w ciemnościach grzechu, z radością dusił życie we własnym ludzie. W naszych oczach stał się sprawiedliwą plagą zesłaną na Cygnar za zdradę prawdziwej woli i przejście na stronę heretyków. Paranoja króla przejawiana w stosunku do własnych poddanych okazała się dla nas prawdziwym darem, ponieważ zyskaliśmy dzięki niej szansę, by rozwinąć się w końcu bez ustawicznego nadzoru Korony.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 11 grudnia 2013, 22:11

Jesteśmy ludźmi, którzy pragną silnego przywództwa. Akceptujemy zwierzchnictwo jednego przywódcy Świątyni, rządzącego na mocy absolutnego autorytetu. Z bólem serca godzimy się ze świadomością, iż nie wszyscy nasi przywódcy posiadają wszystkie wymagane przymioty. Tytuł Hierarcha jest nagrodą za ogromne wysiłki, nie wolno nim naprędce szafować. Wszyscy pamiętamy o początkach istnienia Protektoratu, kiedy wizygota Ozeall odmówił przyjęcia tego tytułu. On znał doskonale granice swych możliwości i wiedział, że nigdy nie dorówna osobowością Sulonowi. Śmierć każdego Hierarcha przynosiła nam czasy niepokoju i sporów w łonie Świątyni szukającej nowego głosu Boga. Czasami wizygoci wchodzą ze sobą w otwartą zwadę, ale traktujemy te zatargi jako naturalny stan rzeczy, albowiem dzięki rywalizacji potrafimy wyłonić kapłana najbardziej godnego wyniesienia do najwyższej rangi. Po śmierci Hierarcha Luctine żyliśmy trzynaście lat w oczekiwaniu na wyniesienie Hierarcha Turgisa i były to czasy wielkiego zamętu pośród Synodu. Po śmierci Turgisa trzeba było czekać dziewiętnaście lat, dopóki władzy nad Świątynią nie objął Hierarch Ravonal. Za boską łaskę należy postrzegać fakt, że po śmierci Ravonala Synod obradował jedynie osiem lat. W latach tych wielu wizygotów i starszych rangą skrutatorów walczyło ze sobą o przywództwo nad Świątynią i spoglądając wstecz nie sposób odnieść wrażenia, że niektórzy z nich zapomnieli o swoich uświęconych powinnościach wobec Boga. Spośród ich grona wyłonił się w końcu Hierarch Garrick Voyle, uciszając wszystkich oponentów i biorąc w swe władanie nasze życie i przeznaczenie.

Voyle obwołał się Hierarchem w 588 OR, u szczytu rządów dynastii Raelthrone. Skłóceni ze sobą wizygoci i ich poplecznicy zostali zmuszeni do uznania jego przywództwa bądź otwartego sprzeciwu. Większość podążyła za głosem rozsądku, wszelako byli wśród nich również racy, których spotkała odpowiednia lekcja pokory. Z wyjątkiem kilku najbardziej zatwardziałych oponentów wysłanych w ramach pokuty do Wieży Osądzonych, reszta Świątyni oddała nowemu przywódcy pełny czci pokłon. Okazał się sługą Bożym dość potężnym, by zjednoczyć Świątynię i uczynić ją silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Zdusił wszelkie przejawy nieposłuszeństwa, osobiście udaremnił kilka skrytobójczych zamachów na swe życie i zdemaskował wymierzone w Świątynię spiski z przenikliwością wręcz sugerującą udział nadnaturalnych sił.

Przyjmując tytuł Hierarcha Voyle doświadczył prawdziwego cudu. Kiedy stanął przed zmuszonymi do pokory wizygotami, ukazał ich oczom wersety Jedynego Prawa objawione w mistyczny sposób na skórze jego ciała. Pochodzące z Kanonu święte słowa pojawiły się w nieziemski sposób na ciele naszego przywódcy dowodząc swym istnieniem początek nowej ery Świątyni i udowadniając wszem i wobec patronatu Stworzyciela. Menoth poprowadził nas ku nowej drodze za pośrednictwem swego wybranego sługi. Oto przywódca Świątyni, który gotów jest urzeczywistnić marzenie Hierarcha Ravonala o zerwaniu wszelkich więzi z Cygnarem i umocnieniu pozycji niepodległej teokracji.

Voyle powiódł nas ku absolutnej potędze. To on przeniósł stolicę teokracji z Sulu do Imeru. To on wzmocnił więzi z naszymi braćmi i siostrami w całym Immorenie zapewniając tym samym napływ do Protektoratu korteksów, byśmy mogli budować paroboty na własnej ziemi. Na jego żądanie powołano do życia instytucję Wasali Menotha. Porywani na całym świecie arkaniści trafiają tam, by służyć swymi bluźnierczymi talentami w słusznym celu, przekonani do naszej racji niekwestionowaną perswazją bądź cierpieniem. W szeregi Wasali zaczęli trafiać nawet nasi współziomkowie, rodzący się ku zgrozie rodziny z darem czarodziejstwa. Cały czas bacznie na nich spoglądamy dokładając starań, by nie zdołali skorzystać ze swej mocy w bezbożnych celach. Stworzyciel naucza nas, w jaki sposób przystosować się do wymogów współczesnej sztuki militarnej bez zatracenia tego, co w naszej cywilizacji uświęcone.

W końcu zwróciliśmy uwagę ponownie ku Cygnarowi. Perfidia wiecznie spiskujących morrowian sięgnęła zenitu w roku 594 OR, kiedy cygnarski książę Leto obalił króla i wstąpił na tron obejmując władzę w rezultacie wątpliwego moralnie przewrotu. Cygnar jest teraz otoczony przez nieprzyjaciół, ale to my staniemy się płomieniem sprawiedliwości, który pochłonie jego stolicę przywracając ją we władanie czcicieli jedynej słusznej wiary. Napięcia na granicy wzrastają i tylko patrzeć wybuchu wojny, która odmieni przeznaczenie ludzkiego gatunku.

W 603 OR Bóg zesłał nam ostateczny znak swej woli i dowód pisanego nam zwycięstwa - objawił wyrocznię, o której od dawna wspominały święte księgi. Oto Prorokini, cudna młoda niewiasta, której przeniknięte boską mocą ciało unosi się w powietrzu nie mogąc ścierpieć dotknięcia splugawionej grzechem ziemi. Przyszła na świat niewidoma, a mimo to potrafi na wskroś przeniknąć duszę ludzi pobożnych i pogan pospołu. Jest ucieleśnieniem woli Stworzyciela i przemawia Jego głosem, przybyłym do Imeru na oczach całego Synodu i gotowym ponieść płomień ostatecznej krucjaty. Ogromne trudy ostatnich lat - budowa sekretnych manufaktur i arsenałów, produkcja oręża wystarczającego do uzbrojenia całej teokracji - już wkrótce zostaną nagrodzone.

Dokończymy dzieło zapoczątkowane wieli temu przez Hierarcha Sulona. Nawrócimy na słuszną wiarę inne kulty bądź je wykorzenimy, zaczynając od morrowiańskich zdrajców. Wszyscy prawdziwie wierni członkowie naszej kongregacji, nawet nasi uciśnięci bracia z Khadoru, odpowiedzą na boskie wezwanie rozpoznając prawdziwą naturę cudu ucieleśnionego postaci w Prorokini. Nigdy wcześniej nie byliśmy równie zjednoczeni i równie zdecydowani. Hierarch Voyle poprowadzi nas do ostatecznego zwycięstwa! On jest instrumentem Praworządcy, a my jego orężem! Chwała Stworzycielowi!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 11 grudnia 2013, 22:14

Królestwa z krwi i metalu - opowieść Rupherta Carvolo, ordyjskiego najemnika

Wieczór 28 Solesha 601 AR

Jestem wiecznym tułaczem. Nie ma chyba takiego miejsca, które mógłbym nazwać swym domem, a moje stopy przemierzyły każdy bez mała zakamarek tutejszych krain. Zarabiam na życiem mieczem, podążając nieustannie z jednego pola bitwy na drugie. Krótkie chwile odpoczynku poświęcam na spisywanie swych myśli i odzyskanie sił. Ordyjczyk z urodzenia, nie mam w tym kraju żyjącej rodziny i niewiele mnie z nim łączy. Przyznam wręcz, że wszędzie czuję się lepiej niż tam, albowiem mgliste wzgórza Ordu przypominają mi natrętnie o tragedii, którą chciałbym wymazać z pamięci.

Spisuję te słowa w jednej z karczm w zachodniej Caspii, w Mieście Murów. To niezwykłe miasto przywodzące na myśl labirynt, gdzie wzrok przechodnia napotyka wszędzie strzelające ku przestworzom wały. Ileż krwawych wojen stoczono przed ogromnymi bramami Caspii? Jak wiele mieczy i włóczni przebijało śmiertelne ciała w zamiarze pozyskania kolejnych kilku pędzi otaczającej Caspię ziemi? To właśnie tutaj nasi przodkowie stworzyli Kolosale, gigantyczne bitewne machiny, które wyparły za morze Orgothów. Wielu ludzi nie sięga pamięcią wstecz dalej niż do tej właśnie chwili, jakby godząc się z tym, że właśnie wtedy rozpoczęła się nasza historia. Jakże wąski punkt widzenia przyjęli za pewnik, ignorując znacznie odleglejszy rodowód mieszkańców tych ziem.

W niebywale zamierzchłych czasach ludzkość przemierzała Immoren pod postacią dzikich barbarzyńskich plemion, niezdolnych do stworzenia prawdziwej kultury. Menoth, nasz Stworzyciel, pozwolił nam istnieć w tym stanie zdziczenia, aby poddać nas próbie. Po pewnym czasie przyciągnęliśmy Jego uwagę czyniąc pierwsze wysiłki zmierzające ku położeniu podwalin cywilizacji. Wówczas to pojawili się pierwsi kapłani, wybrani przez Praworządcę do roli nauczycieli i przewodników duchowych. Niektórzy zwykli zwać te wydarzenia mianem daru, inni zaś przekleństwa. Menoth był naszym pierwszym i najstarszym bogiem, Stworzycielem, na którego podobieństwa uformowane zostały nasze śmiertelne ciała.

Jestem kronikarzem. Spisuję opowieść o nienasyconym apetycie ludzi na szerzenie zniszczenia i śmierci oraz jednoczesnym poszukiwaniu odkupienia dla czynionego zła poprzez podnoszenie go do rangi heroiki w pieśniach i sagach. Niektórzy usiłują jednoznacznie odgradzać od siebie legendy i fakty, ja jednak przekonany jestem, że łączą się one ze sobą nierozerwalnie. Z równym przekonaniem przyjmuję do wiadomości, że Menoth stąpał niegdyś po Caenie jak i liczbę ofiar Masakry pod Dziczą Bramą. To kapłani Menotha pozwolili przeistoczyć nasze pierwsze sadyby i uprawne poletka w miasta i wioski. Niektóre z najstarszych dzisiejszych budynków wzniesiono na fundamentach tamtych budowli. Spójrzmy dla przykładu na Caspię. Nie bywam tutaj często, albowiem uważam to miasto za zbyt przytłaczające swym rozmachem i nazbyt przeludnione, ale nawet zwykły kronikarz z Ordu bez trudu dostrzeże w Caspii niezwykłe dziedzictwo dawno minionych pokoleń.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 13 grudnia 2013, 22:25

Cygara Immorenu

Palenie cygar uchodziło niegdyś za dziwaczny obyczaj gobberów i trollaków, lecz obecnie liście hoaga zawinięte w ciasne ruloniki i palone z wymalowaną na twarzy lubością stały się czymś wręcz powszechnym od północy Khadoru po południe Cygnaru i wszędzie pomiędzy. Na rynku szybko pojawiło się wiele lokalnych odmian używki, kładąc podwaliny pod wyjątkowo prężnie rozwijającą się branżę handlową.

Handel cygarami urósł w Ordzie do rangi istotnego składnika państwowej ekonomii. Miasta Tarna i Hearthstone od pewnego czasu uchodzą za prawdziwe serce przemysłu cygarowego zachodniego Immorenu, ale cały czas na rynku pojawiają się nowi producenci i nowe marki, walczące o zdobycie większej rzeszy klientów.

Produkcja i sprzedaż cygar to poważny i drogi interes. Często zdarza się, że rywalizujące o klientów kompanie kupieckie posuwają się do sabotażu i innych nieczystych praktyk w zamiarze wyeliminowania przeciwników z rynku. W działalność tę z upodobaniem angażuje się immoreńska szlachta. Tan Ross Kaddock z Hearthstone jest przykładem ordyjskiego arystokraty opierającego cały finansowy status swego rodu na produkcji i handlu cygarami i - o ile plotki nie kłamią - korzystającego z pomocy zaciężnej kompanii Rajderów z Olgunholtu do szkodzenia handlarzom cygar z Tarny.

Przedstawione poniżej fragmenty cygarowej oferty dostępnej w zachodnim Immorenie są zaledwie wycinkiem daleko szerszej oferty.

Złota Regencja

Kierujący cygarowym salonem w Tarnie gobber przekonuje, że jego produkt jest najlepszą marką na kontynencie. Zwijane ze starannie wybieranych i ciasno rulowanych liści, cygara te oferują wyjątkowo aromatyczny smak i reprezentują sobą bardzo wysoką jakość. Nie są bynajmniej tanie, tworząc w zamierzeniu ofertę dla zamożniejszych wielbicieli hoaga.

Krzepkie Grama - 15 sztuk złota za pudełko 25 sztuk
Kapitańskie - 20 sztuk złota za pudełko 25 sztuk
Kasztelańskie - 30 sztuk złota za pudełko 20 sztuk

Hearthblend

Wytwarzane w Hearthstone cygara są niezwykle popularne wśród żeglarzy, nocnych strażników i wszystkich innych miłośników hoaga zmuszonych do pracowania pod odkrytym niebem. Wielbiciele tej marki zarzekają się, że cygara Hearthblend dodają wigoru i pomagają lepiej znosić chłód nocy. Dzięki wykorzystaniu w produkcji lokalnej odmiany hoaga używka ta oferuje aromatyczny posmak za niezbyt wygórowaną cenę.

Kliper - 6 sztuk złota za pudełko 25 sztuk
Szkuner - 9 sztuk złota za pudełko 25 sztuk
Ulubione Bairda - 15 sztuk złota za pudełko 25 sztuk

Moskrad Premium

Khador importuje większość cygar z Ordu, ale niektórzy Khardowie próbują uprawiać lokalne odmiany liści hoaga na południu kraju. Cygara spod znaku Moskrad Premium wytwarzane są z liści uprawianych na brzegach jeziora Moskrad w księstwie Rustokni. Dość luźno zwijane, cygara te posiadają charakterystyczny zapach palonego drewna, lecz chociaż czasami uważa się je za zbyt plebejskie dla wyrafinowanych palaczy, rekompensują swą niską jakość jeszcze niższą ceną.

Duma Holczeskiego - 4 sztuki złota za pudełko 25 sztuk
Umbra Moskradu - 6 sztuk złota za pudełko 25 sztuk

Voxsauny Ciemne

Chociaż hrabstwo Voxsauny w Llaelu słynie przede wszystkim z doskonałych win, jego mieszkańcy wytwarzają również świetne cygara. Bardzo cienkie i mocno zrolowane, charakteryzują się wyśmienitym smakiem. Ceny tej ekskluzywnej marki niebotycznie podskoczyły po inwazji Khadoru, ponieważ obecnie Voxsauny Ciemne docierają na południe kontynentu jedynie poprzez bardzo ryzykowny przemyt.

Zmierzch - 40 sztuk złota za pudełko 10 sztuk
Zaćmienie - 100 sztuk złota za pudełko 10 sztuk
Czarne - 200 sztuk złota za pudełko 5 sztuk

Kaargrot

Te rzadko spotykane i nader okazałe cygara są ulubioną używką trollaków postrzegających marki preferowane przez ludzi i gobbery za zbyt słabe i pozbawione smaku. Kaargrot wytwarzany jest z odmiany hoaga o trujących właściwościach. Używka ta jest wykorzystywana przez trollowatych przede wszystkim do wytwarzania ziołowych specyfików leczniczych i narkotycznych eliksirów używanych w dhuniańskich obrzędach, ale trollaki mieszkające w ludzkich miastach zaczęły praktykować od pewnego czasu zwijanie kaargrota w cygara. Ich niebywale cierpki posmak wywołuje drętwotę języka i może doprowadzać wśród ludzi do omdlenia bądź trwałego uszkodzenia narządów mowy. Nie można ich kupić na oficjalnym rynku, stanowią w zamian część asortymentu wykorzystywanego w handlu wymiennym trollaków.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 grudnia 2013, 10:21

Mężobójcy

Strach jest nieodłączną częścią żołnierskiego rzemiosła i istnieje wiele jego rodzajów, najsilniejszy zaś zwykł się objawiać pospołu z dezorientacją i chaosem w chwili ataku strzelca wyborowego. Nawet w ogniu bitwy widok oficera bądź towarzysza broni padającego bez ostrzeżenia od kuli snajpera potrafi zdruzgotać morale żołnierza.

Mężobójcy stanowią elitarną kadrę khadoriańskich strzelców wyborowych,l równie łatwo eliminujących z dalekiego zasięgu nieprzyjacielskich oficerów co zdolnych uszkodzić precyzyjnym strzałem delikatne elementy armibota. Cieszą się legendarną wręcz reputacją i stanowią jedną z najgroźniejszych formacji Khadoru, w swoim własnym kraju uchodząc za wzór patriotyzmu, umiejętności i poświęcenia.

Myśliwskie samopały były używane w armii Khadoru od czasów jej założenia przez króla Makarosa Taranovi, Przysiężcy, pierwszego władcy khadoriańskiego państwa. W tamtych wiekach żołnierze często wstępowali na służbę z własną bronią, ale nie posiadali oficjalnego statusu strzelców wyborowych.

Pierwsza regularna jednostka strzelców wyborowych została powołana do życia niedługo przed wybuchem Pierwszej Wojny o Ciernistą Puszczę (510-511 OR). Z rozkazu króla Vygora komandir Zavis Kolov zebrał pod swą komendą najlepszych myśliwych i strzelców w Khadorze i połączył ich siły z oddziałem pochodzących z dalekiej północy kraju Kossytów, tworząc tym samym forpocztę wojsk Vygora. Jednostka ta wkroczyła do Ciernistej Puszczy likwidując wszystkich cygnarskich zwiadowców i pomniejsze patrole pozbawiając południowców świadomości o gromadzonych na północnym krańcu puszczy siłach Khadoru. Dzieląc swych ludzi na niewielkie oddziałki złożone ze strzelców wyborowych oraz kossyckich myśliwych, Kolov położył równie wielki nacisk na precyzję strzału, co na umiejętność infiltracji.

Przyjęta taktyka okazała się niekwestionowanym sukcesem. Cygnarscy żołnierze stacjonujący w Felligu okazali się kompletnie zbici z tropu tajemniczymi zniknięciami patroli, oskarżając o to wręcz mroczne siły drzemiące w matecznikach Ciernistej Puszczy. Ani jednego z tych przypadków nie powiązano na czas z dywersantami Khadoru, a inwazja poprzez Ciernistą Puszczę wkroczyła bez przeszkód w kolejną fazę realizacji.

Pomimo ostatecznego fiaska tej wojny Mężobójcy Kolova okazali się niepisanymi zwycięzcami. Po raz pierwszy nazwy tej użył sam komandir Kolov, na spotkaniu z podwładnymi po odwrocie z Ciernistej Puszczy. "Nie osiągnęliśmy naszego celu, lecz niechaj wam będzie wiadomo, że nasz wróg nie zwyciężył. Niezliczone są wdowy w Cygnarze, które opłakują południowców zgniecionych naszą potęgą. Możecie być z siebie dumni, moi Mężobójcy". Od tego czasu miano Mężobójców stało się oficjalną nazwą jednostki. Kiedy królestwo lizało rany i odbudowywało armię, Sztab Generalny skupił swą uwagę na nowego rodzaju formacjach, w tym również oddziałach strzelców wyborowych. W 518 OR Mężobójcy stali się oficjalną częścią khadoriańskiej armii.

Rekrutowani we wszystkich formacjach armii Khadoru, obecni Mężobójcy szkoleni są w Volningradzie, w Alademii Kolova. Oficerowie dowodzący ich macierzystymi jednostkami mają obowiązek wyszukiwać podkomendnych posiadających talent strzelca wyborowego i przesyłać stosowne rekomendacje do Akademii. Nominacja tego rodzaju jest niezwykłym zaszczytem, ponieważ co roku przyjmuje się do Volningradu jedynie stu pięćdziesięciu kadetów. Po pomyślnym przejściu procesu rekrutacji, przyszli Mężobójcy stają w obliczu trwającego dwanaście miesięcy intensywnego treningu nie mającego wiele wspólnego ze zwyczajowym wojskowym programem szkoleń.

W Akademii Kolova nie przywiązuje się wielkiej wagi do militarnych ceremoniałów i pompy. Wszyscy kadeci traktowani są w taki sam sposób, bez względu na ich wcześniejszą rangę bądź status społeczny. Ich program szkoleniowy skupia się nie tylko na tworzeniu żołnierzy zdolnych przetrwać w każdym środowisku, ale też gotowych wyeliminować każdy wskazany im celu, choćby i własnych rodaków, gdyby zaszła ku temu potrzeba.

Kadeci dzieleni są na czteroosobowe sekcje, natomiast pięć sekcji podlega pod doświadczonego kapitana Mężobójców pełniącego przez rok rolę ich instruktora. Pierwsze tygodnie nauki koncentrują się na intensywnym treningu fizycznym oraz indoktrynacji taktycznej. Od znajomości mechanicznej anatomii parobotów z naciskiem na ich słabe punkty po tropienie w śnieżycy instruktora, wpajane kursantom informacje mające pomóc przetrwać im na specyficznym polu walki, a zarazem cementują wśród kadetów przekonanie o swym egalitarnym charakterze.

Po kilku pierwszych tygodniach kadeci koncentrują swą uwagę na treningu strzeleckim prowadzonym w trudnych warunkach. Ćwiczenia w deszczu i śnieżnej zadymce, wśród dymu i hałasu, bez czasu na odpoczynek i snu, a nawet z udziałem innych rekrutów wysyłanych bez ostrzeżenia na linię strzału mają wspomóc celność kursantów oraz ich zdolność koncentracji, umiejętność odpowiedniego oddychania oraz przybierania najlepszej postawy.

Pierwszy etap treningu oparty jest na koncepcie rywalizacji pomiędzy każdą piątką sekcji kadeckich, umiejętnie podsycanych przez instruktorów. Stawką w rywalizacji są dodatkowe racje żywnościowe, listy z domu bądź dłuższy czas na odpoczynek. Sekcje osiągające lepsze wyniki są nagradzane, te odnoszące niepowodzenia cierpią srogi reżim kursu.

Broń używana obecnie przez Mężobójców to zmodyfikowany karabin myśliwski Visłowskiego, o zamku i komorze przystosowanych do szybkiej wymiany w warunkach polowych. Od większości khadoriańskich broni myśliwskich różni ją również luneta celownicza oraz dłuższa lufa. Mężobójcy często własnoręcznie wyrabiają amunicję, dostosowując różne jej rodzaje do potrzeb konkretnej misji. Każdy snajperski karabin jest przedmiotem niezwykłej dumy właściciela i często poddawany jest autorskim przeróbkom mających podnieść jego osiągi, toteż nikogo nie powinna szokować świadomość tego, że upuszczenie broni w trakcie treningu jest wykroczeniem dyscyplinarnym karanym śmiercią!

Element kursu poświęcony strzelectwu zawiera w sobie ćwiczenia w zakresie ostrzeliwania parobotów. Ciężko opancerzone wojboty są bardzo odporne na ostrzał ze zwykłej broni strzeleckiej, toteż Mężobójcy koncentrują program nauczania na analizie konstrukcji tych machin i wyszukiwaniu specyficznych ich elementów. Jednym z zadań stawianych przed kursantami na ostatecznym egzaminie jest unieruchomienie na czas uzbrojonego armibota - zadanie, w którym wielu niedoszłych Mężobójców postradało życie wskutek źle ulokowanych strzałów bądź braku odporności na ogromny stres.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 15 grudnia 2013, 11:03

Zatrzymywanie w miejscu armibotów to tylko jedno z zadań stawianych przed Mężobójcami, do innych należą rekonesans, patrole graniczne i przechwytywanie nieprzyjacielskich szpiegów, a nawet ponura praktyka zabijania pozostawionych na pastwę wroga rannych towarzyszy i schwytanych na polu bitwy khadoriańskich jeńców. Dyscyplina w Akademii ma przygotować kursantów do wykonania każdego rozkazu bez względu na jego implikacje, a kadet winny nieposłuszeństwa staje przed plutonem egzekucyjnym złożonym z członków własnej sekcji. Każdy Mężobójca musi być gotowy do wyeliminowania wskazanego celu bez słowa wątpliwości.

W późniejszym okresie treningu kursanci rozpoczynają naukę technik infiltracji, tropienia i maskowania swej obecności. W ćwiczeniu zwanym "Królik i pies" kadeci muszą wydostać się z budynku Akademii tropieni przez dwa specjalnie wyszkolone argusy i lazaret uczelni często wypełnia się po brzegi nieszczęśnikami nie dość szybko potrafiącymi odnaleźć właściwą drogę ucieczki.

W drugim półroczu kursu instruktorzy rozpoczynają zajęcia w terenie. Ćwiczące w otaczających Akademię lasach sekcje mają za zadanie odnajdywać i brać w niewolę zespoły rywali i chociaż w ćwiczeniach tych nie używa się ostrej amunicji, kursanci mogą stosować wszelkie techniki i środki nie prowadzące do bezpośredniego zgonu przeciwnika.

Pod koniec szkolenia, w sercu srogiej khadoriańskiej zimy, sekcje kadetów zostają przeniesione do odległych miejsc w dziczy, po czym pozbawione ekwipunku i broni stają przed pozornie prostym zadaniem powrotu do Akademii. W trakcie wykonywania tej misji pozostają jednak nieświadomi faktu, że tropią ich ich instruktorzy oraz dwie drużyny doświadczonych Mężobójców, mających skrycie mnożyć przeszkody stawiane na drodze przyszłym absolwentom. Zadanie to wymaga od kursantów całkowitego wykorzystania wszelkich pobranych w Akademii nauk. Pierwszym tuzin sekcji, które dotrą do bramy Akademii uzyskuje tytuł Mężobójców, reszta zostaje wydalona z uczelni i powraca do regularnej armii, ale nie odzyskuje poprzedniej rangi i bardzo często trafia za karę do odległych od cywilizacji garnizonów.

Co roku mury Akademii opuszcza nie więcej jak połowa rekrutów. Kończąc pomyślnie kurs, wszyscy otrzymują tytuł Mężobójcy i są przenoszeni do nowych miejsc stacjonowania. Chociaż pozostają podlegli wojskowej hierarchii, rozkazy otrzymują najczęściej bezpośrednio ze sztabu Mężobójców w Volningradzie, podlegającego Sztabowi Generalnemu. W ramach przydziału, nadal separują się od innych żołnierzy, zajmując osobne baraki w koszarach i posilając się we własnym gronie.

Kiedy Khador pozostaje w stanie pokoju, Mężobójcy najczęściej pełnią rolę jednostek rozpoznawczych na pograniczu. Ich zadaniem jest przechwytywanie nie tylko szpiegów, ale i przemytników, od czasu do czasu zaś otrzymują ściśle tajne misje wykonywane na terytorium innych państw. W czasach wojen Mężobójcy stają się forpocztą oddziałów liniowych, nękają linie zaopatrzeniowe wroga i eliminują wysokich rangą oficerów. Często zajmują wysunięte pozycje na przedpolu, czekając na stosowny moment do otwarcia ognia - kilka doskonale wymierzonych strzałów w fazie rozpoczynania bitwy potrafi w jednej chwili unicestwić strukturę dowodzenia nieprzyjaciela bądź unieruchomić jego paroboty. W najgorszym scenariuszu Mężobójcy osłaniają odwrót własnych sił, przygważdżając ostrzałem pościg i uniemożliwiając wrogowi wzięcie jeńców.

Kiedy w 605 OR Khador uderzył na Llael, Sztab Generalny wysłał Mężobójców przodem z zadaniem utrzymania ataku w tajemnicy tak długo jak to tylko było możliwe. Llael posiadał na swej zachodniej granicy szereg posterunków i strażnic rozmieszczonych pomiędzy Czerwoną Twierdzą i Merywynem, mających posłużyć za środek błyskawicznego przekazania informacji o naruszeniu linii granicznej. W ciągu pierwszych kilku godzin wojny strzelcy wyborowi Mężobójców uciszyli wszystkie siedem posterunków. Prawdziwą sławę w kręgach wysokich oficerów Sztabu Generalnego zyskała wówczas kapitan Natalia Naryski, której czteroosobowa sekcja przez dwa dni trzymała w szachu kilkudziesięciosoobową załogę strażnicy granicznej opodal Elsinbergu.

Współcześni Mężobójcy wypracowali sobie istotne miejsce w strukturze khadoriańskiej armii i niewiele znaczących strategicznie operacji odbywa się bez ich udziału. Odegrali niebagatelną rolę nie tylko w podboju Llaelu, ale też w późniejszych walkach o Ciernistą Puszczę. W chwili obecnej operują w gęstych lasach na wysokości Corvisu oraz Pt. Bourne, siejąc postrach wśród próbujących utrzymać linię frontu na Rzece Smoczego Jęzora Cygnarczyków.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 02 stycznia 2014, 23:25

Ludzie Immorenu

"W khurzicu słowo kos oznacza wilka. Zaprawdę, niczym nienasycone wilki Kossyci przemierzali niegdyś odległą północ, lecz kiedy zdecydowali się ruszyć w stronę południa, Khardowie byli już przygotowani na ich przybycie. Początkowo obchodzili się ze sobą okrutnie, wyrzynając w pień, grabiąc i paląc wzajemnie swe sadyby, lecz po dziesięcioleciach wojen wodzowie Kossytów uznali, że dużo bardziej opłaci im się sojusz z południowymi sąsiadami. Złożyli wówczas przysięgę lojalności w geście zjednoczenia ze znacznie liczniejszym w ich oczach narodem i zaiste szybko poczęli czerpać z tego sojuszu profity, wiodąc wiele khardyckich wypadów na wspólnych wrogów. Po krótkim czasie zyskali przydomek "wilczych braci", nadany im przez władców koni" - Gameo Ortmin, astrometrycjusz i czciciel Cyriss.

Niewiele jest krain dzikszych od Khadoru i niewielu ludzi bardziej oddanych swej ziemi od Kossytów. Potomkowie dawno upadłego narodu Kos unikają innych nacji, żyjąc w oddaleniu od spraw wielkiego świata wśród drzew, do których tak bardzo są pod wieloma względami podobni: wysocy i krzepcy niczym północne dęby, odporni i uparci niczym zimowe sosny, a przy tym kąśliwi dla intruzów na podobieństwo ciernistych krzewów. Chociaż zalicza się ich w poczet najwyższych ludzi zachodniego Immorenu, wyróżniają się niebywałym talentem do skrytości i podchodów, przemierzając gęste poszycie puszcz Khadoru na podobieństwo niemych zjaw. Niezliczoną ilość razy niepożądani goście wkraczali na ich terytorium po to tylko, by zginąć od strzał słanych zza pni wielkich drzew i z wykrotów.

Podobnie do elfów z wschodu, Kossyci są samotnymi wilkami północy. Nie lubią, kiedy ktoś miesza się do ich spraw, nawet jeśli są to ich własni krajanie. Otaczani są reputacją ludzi nieprzyjaznych i zamkniętych w sobie, unikających przemysłowej rewolucji i wielkich miast i przedkładających ponad nie puszczańskie życie w niewielkich leśnych sadybach. Po prawdzie równie często występują przeciwko sobie samym jak przeciwko obcym.

Lecz nade wszystko znają północne krainy jak nikt inny, a to czyni z Kossytów doskonałych myśliwych i tropicieli. Ci, którzy decydują się wyruszyć w szeroki świat zaciągają się najczęściej do kompanii najemników lub do armii królowej, jako zwiadowcy i przepatrywacze. Ci niechętnie nastawieni do służby wojskowej zostają zazwyczaj myśliwymi i traperami. Nieważne, czym się w życiu trudnią - gdzie ku niebu strzelają korony gęstych khadorskich lasów, a kolczaste zarośla zbijają się w cierniste żywopłoty, tam można Kossytów znaleźć, jeśli będą chcieli zostać odnalezionymi.


"Zanim nadeszli Orgoci, unicestwiając tak wiele narodów i kultur, dwa tysiące lat temu zrodziło się w prastarym Khardovie inne ogromne mocarstwo. Jego mieszkańców zwano Khardami i kiedy nadciągali pośród huku końskich kopyt stepami, budzili swoim widokiem słuszny przestrach. W czasach swego początku musieli zmierzyć się z wieloma regionalnymi państewkami, by narzucić im zwierzchność. Na dalekiej północy przez pięćdziesiąt lat łamali karki Kossytom, ale w końcu zgięli je ku swym stopom, potem zaś podbili zdziczałych barbarzyńców zwanych Skirami, chociaż potrzebowali aż stu lat, aby ich w końcu wyprzeć z niedostępnych gór" - Gameo Ortmin, astrometrycjusz i czciciel Cyriss.

Khardowie są ludźmi o słusznej posturze oraz długiej pamięci. Powiada się - najczęściej przez samych Khardów - że w ich żyłach płynie krew pradawnych olbrzymów. Przechwałki te mogą skrywać cień prawdy, ponieważ kolebką Khardów jest sroga kraina, gdzie tylko silni mogą przetrwać. Lecz mniejsza o to, czy mają w sobie domieszkę krwi gigantów, gdyż pewne jest dla odmiany, że w ich żyłach płynie krew khardyckich władców koni sprzed wielu wieków. Po dzień dzisiejszy potomkowie tamtego prastarego mocarstwa żywią mistyczny wręcz szacunek do koni, a khardycka jazda otaczana jest pełnym lęku szacunkiem.

Chociaż przywiązanie do tradycji wciąż silnie przesyca khardycką kulturę, ludzie ci nie mają oporów przed sięganiem po nową wiedzę i wynalazki. Wciąż przedkładają prosty topór ponad miecz oraz łuk w miejsce karabinu, ale bynajmniej nie odrzucą pistoletu, jeśli ten jakimś sposobem wejdzie w ich posiadanie.

Dumni, porywczy i bardzo przywiązani do swej ojczyzny, ludzie ci są gotowi uczynić wiele w imię patriotyzmu, a przy tym są niezwykle liczni, zwłaszcza na północy, gdzie człowiek musi dowieść własnej wartości wydzierając ziemi jej skarby i broniąc swego majątku. Ta duma własna i zawzięty upór w połączeniu z gwałtownym i porywczym charakterem czynią z Khardów wyśmienitych wojowników. Być może stąd rodzi się powszechne wśród nich przekonanie, że to właśnie Khardowie ucierpieli najbardziej w czasach Okupacji Orgothów. Jeśli można to przyjąć za słuszność, nie powinna dziwić stara wrogość Khardów wobec południowców. Prawda czy nie, Khardowie chętniej nachylą ucha ku opowieści o tym jak ich lud zrzucił z siebie własnymi rękami jarzmo niewoli Orgothów niż zechcą wysłuchać opowieści o zjednoczonej wojnie wyzwoleńczej spisanej przez wiarołomnych ludzi z południa.

Khardowie zwą prastarych olbrzymów mianem bogatyri. Dawne epickie legendy, przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie, opisują bogaryti jako lud niebywale przystojny, roztropny i obdarzony wielką krzepą. Olbrzymi potrafili jakoby urosnąć do niemowlęcia do dorosłego człowieka w przeciągu kilku dni, zapadali też w sen tak głęboki, że wybudzić ich mogła jedynie zadana do krwi rana. Bardzo silnym Khardom często przypisuje się związek z prastarymi przodkami i garstka obdarzonych takimi talentami ludzi wydaje się naprawdę pochodzić żywcem z prastarych legend. Powiada się, że kiedy Immoren najechali Orgoci, bogatyri walczyli w obronie swego ludu z wielkim męstwem i oddaniem, ale w końcu ulegli pozornie niezliczonym hordom najeźdźców. Pokonani, uszli w odległe góry i obrócili się w kamień. Nikt nie wie jakie to miałyby być góry, ale legenda głosi, że pewnego dnia wielcy herosi Khadoru powrócą między swoich ziomków.


"Kwestią dyskusyjną pozostaje odpowiedź na pytanie, czy Skirowie kiedykolwiek naprawdę zostali ucywilizowani, jeśli bowiem miałbym wybrać nację najbardziej związaną kulturowo z mrokami przeszłości, wskazałbym właśnie na nich. Ci porywczy ludzie hołdują swym wartościom z dziką pasją. Ci, którzy próbowali uczynić z nich kogoś lepszego wygrali zaledwie w pewnym stopniu. Przodkowie Skirów składali ludzkie ofiary Żmijowi i malowali się krwią pomordowanych. Dzisiaj owo prastare bóstwo zostało zastąpione boskimi osobami Menotha i Morrowa, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że część krwawych rytuałów pozostała w niezmienionej formie" - Gameo Ortmin, astrometrycjusz i czciciel Cyriss.

Na obrzeżach Ojczyzny, wysoko w górskich masywach Khadoru, mieszkają barbarzyńscy Skirowie. Nigdy nie stanowiący jednolitego społeczeństwa, w odległej przeszłości przybierali postać dzikich hordach zstępujących z gór na osiadłe ludy zamieszkujące niziny kontynentu. W tych zamierzchłych czasach Skirowie czcili Żmija, lecz kiedy cywilizowany świat zwrócił się w końcu przeciwko nim, miast walczyć do końca przeszli na menotyzm lub w znacznie mniejszym stopniu na wiarę morrowiańską unikając tym samym zagłady.

Dzisiaj ich wiara wydaje się wyjątkowo ortodoksyjna, a sami Skirowie nie mają skrupułów przed zwalczaniem wrogów swej religii z dzikością i okrucieństwem przystającym dużo bardziej ich barbarzyńskim przodkom.

Skirowie to dobrze zbudowani ludzie, w przypadku mężczyzn często noszący wąsy lub brody. Mają bladą karnację, wielu zaś obnosi się z tatuażami lub bliznami po samookaleczeniach. Są to elementy dawnych obyczajów, które przetrwały do dni dzisiejszych i pewne rody wyróżniają się w ten właśnie sposób, nawiązując być może do okrutnych praktyk Orgotów sprzed wieków, wypalających niewolnikom piętno lub też do klanowych tatuaży Nyssów. Nadmienić należy, że w czasach Okupacji zawiązały się pewne haniebne więzi pomiędzy Skirami i Orgotami. Niektórzy Skirowie dołączyli wówczas do najeźdźców i podczas rebelii walczyli przeciwko swym khadorańskim braciom. Nawet dzisiaj zdarza się, że lojalność Skirów wobec korony jest skrycie kwestionowana.

W oczach cudzoziemców Skirowie wciąż jawią się prymitywnymi barbarzyńcami, zwłaszcza w kontekście ich odrazy do magii. Coraz częściej w ostatnich dziesięcioleciach zdarza się widywać okaleczone, naznaczone poparzeniami ciała wiedźm i czarowników zwisające z pomostów nad bramami górskich sadyb. Niektórzy zadają sobie pytanie, czy owo skrajnie konserwatywne podejście do Starej Wiary jest jedynie chęcią przypodobania się boskiemu Praworządcy czy też ma dowieść wierności Skirów wobec Khadoru - a może to tylko ukryta w duszach tych ludzi pozostałość po znacznie mroczniejszych i okrutniejszych czasami z ich dawnej przeszłości.

c.d.n.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 06 stycznia 2014, 15:12

"Bogaci, eleganccy, niezwykle przystojni, a przy tym rzeczywiście również nader pyszni i butni; wszystko to można powiedzieć o ludziach mających w żyłach ryńską krew. Wielu z nim nie można pomóc, albowiem wszyscy ukształtowani są trwale przez swe pochodzenie. Niewielki naród Rynru był swego czasu swoistą enklawą dla dyletanckiej szlachty. Po bliższym związaniu Umbrii z dawnym Imperium Khardów spekulowano, że tylko inwazja Orgotów uchroniła Rynów przed podbojem ze strony władców koni! Cóż by to była za strata dla całego świata! Naturalnie lud ten przetrwał rządy Orgotów, więc uważa, że z Khardami poradziłby sobie znacznie łatwiej - jakie to prawdziwie ryńskie..." - Gameo Ortmin, astrometrycjusz i czciciel Cyriss.

Llael od dawna cieszył się reputacją "państwa miliona i jednego księcia". Po prawdzie każdy Ryn myśli o sobie z poczuciem wyższości. Wielu mieszkańców zachodniego Immorenu nosi na swych twarzach świadectwo ciężkiego życia w postaci zmarszczek i ogorzałej skóry, lecz nie jest to regułą w przypadku Llaelu - tam większość ludzi cieszy oczy swą urodą i uszy melodyjnym brzmieniem głosów. Traktowane z pogardą przez umorusane sadzą pospólstwo, dworskie maniery mają wielkie znaczenie na ziemiach Llaelu i mężczyzna bądź kobieta częstokroć oceniani są przede wszystkim na podstawie swego wyglądu i zachowania. Rynowie słusznie cieszą się reputacją ludzi sprytnych, aroganckich, szarmanckich, przekonywujących i uwodzicielskich, fałszywych i podstępnych - lecz rzadko przejawiających wszystkie te cechy naraz. Sprytny Ryn potrafi zaprosić kogoś na biesiadę, zamówić najprzedniejsze potrawy, spróbować najnowszych trunków importowanych z Rhulu, na koniec zaś przekonać swego gościa, by to on zapłacił za posiłek.

Nie można jednak twierdzić, że wszyscy Rynowie to kłamcy i nicponie. Wielu z nich służy na królewskich dworach wielu państw w charakterze kamerdynerów czy waletów, zwłaszcza tych nie dość wysoko urodzonych, a obdarzonych w zamiar wrodzoną niemal elegancją i elokwencją. Prawdą jest w zamian, że z Llaelu wywodzą się najbardziej utalentowani szpiedzy, potrafiący dzięki swym talentom bez trudu przeniknąć tam, gdzie nie dotarłby niepostrzeżenie posępny Khadorianin czy prostolinijny Sulmenita. Ich usługi nie należą do tanich i słyszy się też czasami o ryńskich szpiegach pracujących dla obu stron w tym samym czasie. Nic zatem dziwnego, że słowa "kłamstwo", "podstęp" oraz "gra" określane są w llaelijskiej mowie tym samym rzeczownikiem. Dla wielu Rynów życie jest jedynie wielką grą, gdzie liczy się tylko to jak ktoś dobrze ogrywa swą rolę.


"Pięćset lat upłynęło, zanim khardyccy władcy koni zawarli w końcu pakt ze swymi braćmi, książętami ze Starej Umbrii dążącymi setki lat wcześniej do niezależności od Khardovu. Stuletnia wojna omal nie obaliła wielkiego mocarstwa, lecz przyszła taka chwila, gdy obie strony odłożyły w końcu włócznie i nauczyły się wzajemnie akceptować. Okazało się to wybawieniem dla młodego królestwa Rynru, albowiem ówcześni Rynowie byli sojusznikami Umbrian i od ponad wieku handlowali z nimi na szlakach przekraczających brzegi Czarnej Rzeki. Zaiste, gdyby Umbria wówczas uległa Khardom, los Rynru byłby przesądzony" - Gameo Ortmin, astrometrycjusz i czciciel Cyriss.

Tuż na wschód od granicy Khadoru i Llaelu zamieszkuje etniczna mniejszość Umbrian z Laedry. Niewielu ich już pozostało i wszystko wskazuje na to, że taki obrót spraw jest na rękę zarówno władczyni Khadoru jak i dobremu ludowi Llaelu. Dla większości Khadorian Umbrianie pozostają wspomnieniem utraconej wieki temu stolicy Khardów, zaś Llaelijczycy darzą ich głęboką podejrzliwością. Biorąc pod uwagę niechętne podejście ze strony sąsiadów, nie dziwi fakt, że Umbrianie z natury swej są świetnymi wojownikami. To czujni ludzie i mocno ze sobą związani, rzadko podróżującymi w beztroski sposób. Niektórzy z nich są biegli w sztuce palenia z samopałów, będąc w posiadaniu bezcennej broni datowanej na czasy Rebelii; inni doskonale radzą sobie z mieczami. Rzeczywiście, żołnierskie rzemiosło jest głęboko zakorzenione w krwi ludu Starej Umbrii i chociaż jego przedstawiciele nie uchodzą za licznych, czarnowłosi najemnicy pochodzący z tego regionu spotykani są we wszystkich bez mała armiach i zaciężnych kompaniach Immorenu.

Chociaż oni sami starają się unikać tego tematu, nie sposób nie zauważyć, że grupa etniczna Umbrian coraz bardziej zanika. Łączący się od wieków w związkach z Khardami, Skirami i Rynami, ludzie ci zatracają czystość krwi, lecz zapytani wprost, bez zająknięcia potrafią odtworzyć swą genealogię aż po czasy władców koni żyjących za panowania Imperium Khardyckiego. Śmiertelnie poważnie podchodzą do kwestii swego kulturowego dziedzictwa, toteż niejeden trefniś postradał życie w pojedynku po wygłoszeniu krytycznej uwagi na temat umbriańskiego pochodzenia. Lud ten od dawna już nie posiada własnego państwa; jego lojalność pozostaje przywiązana do pamiątek z przeszłości i rodowych historii z czasów, kiedy ich przodkowie byli dumnymi książętami Starej Umbrii.

Chociaż inni traktują Umbrian ze sporą domieszką podejrzliwości, ci wciąż pozostają dla wielu ludowymi bohaterami. Umbrianie od zawsze cieszyli się wywalczoną niezależnością od Khadoru, osiedleni w granicach państwa, ale nie do końca zasymilowani. Ponieważ próby zintegrowania ich z resztą khadoriańskiego społeczeństwa spełzły na niczym, władcy północnego mocarstwa postanowili w zamian uszanować ich etniczną odrębność i prawa - prawa rzecz jasna tych spośród Umbrian, którzy żyją po khadoriańsiej stronie granicy, albowiem do czasów Wojny o Llael lud ten był narodem podzielonym.

Umbrianie z Khadoru posługują się mową khardiku i podzielają religijne wierzenia współobywateli królestwa, ale ich lojalność leży w pierwszym rzędzie wobec osoby księcia Vladimira Tzepesci, a dopiero potem traktowanej z niechęcią Korony. Przed wybuchem wojny wielu z nich przeniosło się na ziemie Llaelu, gdzie mogli cieszyć się większymi prawami obywatelskimi i możliwościami rozwoju. W Laelu stanęły przed nimi otworem nawet kariery oficerskie, w przeciwieństwie do Khadoru, gdzie wojsko stara się uniemożliwiać Umbrianom dostęp do wyższych rang, a służbę w cudzoziemskich siłach zbrojnych postrzega się za zdradę stanu zagrożoną karą śmierci.

Wieki nieprzyjaznego traktowania ze strony Khardów pogłębiły w Umbrianach poczucie rozgoryczenia i gniewu. Coraz więcej z nich zatraca poczucie obowiązku wobec khadorskich praw, chociaż wciąż kochają szczerze samą Ojczyznę.

ODPOWIEDZ