Sesja PBF - Posłaniec

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 18 października 2009, 17:06

Dzień później, świątynna biblioteka Katana w Orwin-garze

Lheobarr zatrzasnął okute złotem okładki wielkiej księgi i odsunął z trzaskiem swe krzesło wstając od pulpitu. Przywołani gestem ręki, dwaj czekający w cieniu satynowej kotary kapłani podeszli bez słowa do przełożonego. Jeden z nich podał arcykapłanowi kryształowy puchar napełniony mocną ziołową nalewką, drugi zaś ujął studiowaną tak usilnie księgę w obie ręce i odniósł ją z szacunkiem pomiędzy biblioteczne regały.

- To nie ma sensu - warknął Lheobarr dając upust swej frustracji - To się nie miało prawa stać!

Diakon Ayteras, sędziwy i wiecznie posępny, ale obdarzony żywą inteligencją opiekun biblioteki, spojrzał na Lheobarra pytającym wzrokiem, uniósł nieznacznie swe krzaczaste brwi.

- Nie znalazłem żadnej wzmianki o jakimkolwiek awatarze Najwyższego, który nie byłby co najmniej mieszańcem - wyjaśnił wciąż wzburzonym głosem arcykapłan - Ani jedna księga opisująca objawienia nie zawiera informacji o przelaniu pochodnej boskiej mocy w człowieka bądź jakąkolwiek inną pośledniejszą formę życia. Dlaczego teraz stało się inaczej?

- Bo wola Pana jest niezbadana? - podpowiedział Ayteras, w niczym nie zdradzając własnych uczuć, chociaż Lheobarr pewien był, że również diakon przeżywa silne emocje na każdą wzmiankę o boskim posłańcu. Marneus opuścił Orwin-gar natychmiast po spotkaniu z księciem-przedstawicielem, ale na odchodnym wygłosił płomienną mowę do kilkuset przybyłych na czas mieszkańców stolicy, głosząc chwałę Najwyższego oraz przepowiadając czasy, w których na głowy katanickich wiernych spłynąć miały rozliczne łaski i błogosławieństwa. Wojskowa eskorta w barwach samego hyrtana skutecznie zniechęciła do negatywnych wystąpień przyglądających się przemowie innowierczych kapłanów, ale Lheobarr wiedział doskonale, że pojawienie się Marneusa głęboko wstrząsnęło władzami świątyń Asteriusza i Graama. Od wieczora poprzedniego dnia do pałacu arcykapłana Katana wpłynęło zresztą kilkadziesiąt listów podpisanych zarówno przez przedstawicieli innych religii jak i wpływowych mieszkańców stolicy, domagających się oficjalnego potwierdzenia półboskiego pochodzenia proroka.

Lheobarr nie odpisał na żaden z tych listów, odmówił też przyjęcia delegacji graamitów, nie znał bowiem zamiarów księcia-przedstawiciela w kwestii publicznego wsparcia lub wyparcia się powiązań z Marneusem. Pchnął w tej sprawie do hyrtana swego osobistego kuriera i chociaż wciąż nie doczekał się odpowiedzi, spodziewał się opinii Tshegoja w każdej chwili.

- Może i jest niezbadana - mruknął nieco spokojniej arcykapłan - Ale czy wcześniej nie zwykł On uprzedzać nas o objawieniu za pomocą znaków na ziemi i niebie? Za pomocą proroczych snów mających przygotować nas na nadejście awatara? Przepytałeś raz jeszcze wszystkich naszych kapłanów? Nikomu nic się nie przyśniło, nikt nie widział na jawie żadnych cudownych rzeczy?

- Nie, eminencjo - odpowiedział Ayteras - Sprawdziłem to naprawdę dogłębnie. Ani w Orwin-garze ani w Oginie żaden katanicki kapłan nie doświadczył zjawisk mogących zapowiadać nadejście proroka. Lecz jeśli prawdą są opowieści uciekinierów z południa... podobno on naprawdę czyni cuda.

Lheobarr nic nie odpowiedział w pierwszej chwili, wzruszył jedynie ramionami. On sam również słyszał o przybyciu do Orwin-garu pierwszej grupy uchodźców z Karastanu, którzy zarzekali się, jakoby na własne oczy widzieli Marneusa leczącego za pomocą dotyku rąk śmiertelnie chorych na zarazę. Na żądanie arcykapłana wszyscy ci nieszczęśnicy zostali zresztą zaproszeni do świątyni Katana, gdzie zapewniono im dach nad głową i strawę, a także rozpoczęto starannie wypytywać o wszystko, co wiązało się z osobą proroka.

I chociaż oficjalnie nikt z kapłanów nawet nie pisnął o internowaniu gości, oddział straży świątynnej w pełnym ekwipunku otaczał ów przybytek szczelnym kordonem, ani nikogo z uchodźców nie wypuszczając na ulice miasta ani też nie pozwalając wejść do środka żadnemu z mieszkańców stolicy.

Tak, postępowanie wobec uchodźców z prowincji było kolejną kwestią, w której arcykapłan potrzebował konsultacji z księciem-przedstawicielem i nie chodziło tu wyłącznie o przesłuchiwanie świadków boskich cudów w celu katalogowania ich zeznań - pozostawieni samym sobie, głoszący swe niezwykłe wieści przybysze narażeni byli na rosnącą niechęć wobec innowierców lub mogli wywołać wybuch niekontrolowanej religijnej euforii wśród katanickich wiernych, a tego Lheobarr wolałby uniknąć.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 20 października 2009, 00:51

Tego samego dnia, akademia sztuk magicznych w Orwin-garze

Venharr wydął usta uwydatniając jeszcze bardziej swe okazałe kły, potem podrapał się dziwnie nie pasującym do niego gestem po nasadzie nosa. Jego osobisty sekretarz, młody Kratesh, przystawił do wykaligrafowanego nader starannie pisma pieczęć arcymaga, po czym przesunął pergamin po blacie stołu w stronę swego pryncypała.

- Ilu naliczyłeś w sumie? - zapytał raz jeszcze Venharr, bardziej dla zasady, albowiem dyktując listę nazwisk poczynił w głowie stosowne rachunki.

- Równo czterdziestu, mistrzu - odpowiedział Kratesh zerkając kątem oka na niewielkie liczydło, wykonane z drogiego gatunku drewna i lśniące paciorkami wykonanymi z niewielkich klejnotów - Siedemnastu bokurów, dwunastu hogurów oraz jedenastu iluzjonistów. I prawie dwustu asystentów, uczniów, służących i osobistych strażników.

- Doskonale - kiwnął głową arcymag - Generał Hrantz powinien być zadowolony z naszego wsparcia. Mistrz Estril Vaghan to wyjątkowo utalentowany czarodziej, może się okazać bezcenną pomocą podczas walk z korsarzami.

Kratesh spojrzał na Venharra z ukosa, spodziewając się widać żartobliwego uśmiechu na ustach uruka, napotkał jednak wzrokiem nieprzeniknioną kamienną twarz, toteż z miejsca przeniósł spojrzenie z powrotem na liczydło.

- Jeśli wolno mi coś rzec, mistrzu...

- Mów, Kratesh, mów - Venharr podniósł się z krzesła i zaczął przemierzać gabinet wzdłuż rzędu wysokich kryształowych okien osadzonych w ścianie po słonecznej stronie budowli - Wielce doceniam szczerość, chociaż nie ukrywam, że czasami trzeba po niej pocierpieć. Co chciałeś rzec?

- Mistrz Vaghan będzie wściekły na wieść o tej ekspedycji - powiedział ostrożnym tonem - Wysyłasz z armią, mój panie, samych ludzi i elfów, w tym wszystkich czcicieli Dagonina Białego, jacy pracują w akademii. Jeśli zaczną podnosić głosy...

- Jeśli zaczną podnosić głosy, szybko stracą języki - przerwał sekretarzowi Venharr - Za moją decyzją stoi wola samego księcia-przedstawiciela. Vaghan porządnie się zastanowi, zanim zacznie kwestionować zasadność i skład tego kontyngentu, bo wie, że przed gniewem hyrtana nie ochroni go nawet jego biała magia. Wierz mi, będzie gryzł maszt flagowego okrętu Hrantza, ale ani słowem nie odważy się skrytykować tego przydziału. Zresztą pożegnamy go z wielką pompą i przy wszystkich uświadomimy podniosłą mową, jak wielki to zaszczyt dla magików tej akademii stanąć ramię w ramię z żołnierzami Imperium i walczyć w imię Najwyższego.

- Twa mądrość budzi mój zachwyt, panie - Kratesh pochylił nad stołem głowę, nie ważąc się spoglądać w stronę swego pryncypała - Lecz jeśli przez wzgląd na waszą niechęć mistrz Vaghan nie zechce dobrowolnie współpracować z generałem Hrantzem... jeśli będzie mu rzucał kłody pod nogi... czy wówczas...

- Synu, wówczas będzie to wyłącznie zmartwieniem generała Hrantza - Venharr uśmiechnął się protekcjonalnie, poklepał młodego uruka po ramieniu przechadzając się wokół biurka - Co z raportami naszych wywiadowców?

- Z Uzuaru przyszedł list wysłany gołębiem, to Usath. Zaraza wciąż zabija, podobno wystarczą cztery dni, by chory odszedł z tego świata. Wojsko trzyma kordon, chociaż coraz więcej żołnierzy dezerteruje. Wśród wieśniaków słychać coraz więcej o proroku, który przybył z łaski Katana i uzdrawia zarażonych. Z Karastanu żadnych wieści...

- A "Sherdush"? - Venharr sposępniał słysząc o niekompletnych meldunkach swych szpiegów, założył ręce za plecy przystając przy jednym z okien i wyglądając na zewnątrz, w stronę ogrodu - Odzywali się?

- Nie, mistrzu, ale to akuratnie dobra wieść. Kosuth miał złamać talizman tylko w razie poważnych kłopotów, jego milczenie nie winno budzić twego niepokoju.

- Będę się niepokoił, dopóki ten przeklęty kryształ nie dotrze do Ostrogaru - Venharr podniósł głos, być może niepotrzebnie, bo sekretarz z miejsca zgarbił się na krześle, ale arcymag nie poczuł z tego powodu wyrzutów sumienia. Gra szła o zbyt dużą stawkę, by miał się w niej liczyć z uczuciami swoich zauszników, nawet tych najbliższych - Żadnych wieści z Osmundu?

- Nie, mój panie - Kratesh wyczuł, że dobry humor arcymaga przeminął bez śladu, dlatego tkwił w krześle z wbitym w blat stołu wzrokiem, nie ważąc się podnieść głowy.

- A co z naszą cudowną rezerwą finansową?

- Cały ładunek zapakowany w skrzynie, wypełnione suknem i zabezpieczone przed wstrząsami. Kiedy zamierzasz dostarczyć je do pałacu hyrtana, mistrzu?

- Gdy przyjdzie ku temu czas - odparł enigmatycznie Venharr, uśmiechając się leciutko, wpatrzony w fantazyjnie przycięte owocowe drzewka w ogrodzie - Kiedy przyjdzie stosowny czas, sprawimy hyrtanowi małą niespodziankę.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 20 października 2009, 01:19

Tego samego dnia, gdzieś na południu Karastanu

Leżący na brudnym przepoconym posłaniu półork roztaczał przykry odór, podobnie zresztą jak wszyscy inni pacjenci pojękujący w cieniu rozpadającej się drewnianej chaty. Chociaż na ubitym stopami klepisku odpoczywali szczęśliwcy dotknięci ręką samego proroka, żaden z nich nie był jeszcze zdolny do tego, by powstać z miejsca i odejść w swoją stronę. Chatę przesycał ostry zapach brudu, potu i moczu, zabarwiony nutą rozkładu sączącą się z głębokich dołów za wioską, gdzie noszący na twarzach zamoczone w occie chusty żołnierze wrzucali trupy tych, dla których pomoc proroka przyszła za późno.

Kucający przy posłaniu półorka człowiek nosił taką samą chustę, toteż mieszaniec widział jedynie jego ciemne chłodne oczy.

- Ta choroba wysysa z ciebie siły, rozumiesz? - tłumaczył ochrypłym wciąż głosem półork - Kiedy święty Marneus dotyka chorego ciała, zaraza je opuszcza, ale potrzeba kilku dni, byś odzyskał siły.

- Nikt z tych cudownie uzdrowionych nie zmarł? Nikt nie zachorował ponownie? - zapytał mężczyzna w chuście na twarzy - Wszyscy żyją?

- Wszyscy, ku chwale Najwyższego! - mieszaniec podniósł głos na tyle, na ile pozwalało mu osłabienie - Powiadam ci, to znak wielkich zmian! On uzdrawiał tych, którzy prosili go o to z imieniem Katana na ustach. Chodził między chorymi i pytał, czy gotowi są przyłożyć pięść do czoła. Kto tego nie uczynił, pozostawiony został samemu sobie. Czyż to nie dowód, że przysłał go sam Najwyższy?

- Więc jednak nie uzdrawiał wszystkich? - w głosie kucającego w cieniu chaty mężczyzny zadźwięczała nuta zaciekawienia. Zza cienkiej ściany budynku dobiegły głosy przechodzących błotnistą uliczką gwardzistów i tajemniczy człowiek w chuście przycisnął się na chwilę plecami do ciemnego kąta izby. Półork nie zwrócił na to uwagi.

- Nie, jakże by inaczej - w jego głosie czuło się bezbrzeżne zdumienie naiwnością pytania człowieka - On leczył jeno tych, którzy przysięgali nawrócić się na wiarę Katana i odrzucić na zawsze innych bogów! Widziałem paru elfów i jakieś gnomy, wszyscy byli chorzy, w miasteczku u podnóża gór. Dowlekli się do świętego z dziećmi, prosić dla nich o ratunek, ale odmówili oddania hołdu Katanowi. I święty rzekł jeno, że zostaną w płomień rzuceni niczym chwasty, a płomień ten oddzieli prawych od czcicieli fałszywych bożków. I odwrócił się od nich.

Mężczyzna milczał przez chwilę rozważając w myślach zasłyszane wieści. Mieszaniec zakaszlał, potem upił łyk wody z podanej mu przez rozmówcę glinianej miski.

- Zaiste, wielkie masz szczęście, żeś się urodził człowiekiem - powiedział półork ocierając ściekającą mu po podbródku wodę - Prorok powiedział, że przyszedł czas, aby orki i ludzie zaczęli panować razem nad całym światem, jak rodzeni bracia, jak wybrańcy boskiego Katana.

- Prorok zapowiedział wyniesienie ludzi? - tym razem mężczyzna pochylił się bliżej leżącego na posłaniu mieszańca, starając się nie zwracać uwagi na roztaczany przez niego fetor.

- Nauczał, że jeno orki i ludzie i ci z wymieszaną krwią godni są miłości Najwyższego. Inni pójdą na zatracenie, w ogień piekielny, aby zniknąć na zawsze i uczynić miejsce na świecie dla orków i dla ludzi. Podaj mi tę sakwę, przybyszu, zaraz felczerzy rozniosą posiłek, mam tam trochę chleba do zagryzania tej ich zupy.

Kiedy chwilę później do chaty weszła grupa gwardzistów poprzedzająca parę wojskowych lekarzy Uruk-hai, po noszącym chustę ciemnookim mężczyźnie nie było już najmniejszego śladu. Nikt nie widział jak człek ów wychodził, a rozmawiający z nim mieszaniec nie był już później pewien, czy ta rozmowa prawdziwą była czy też może majakiem będącym ostatnią pozostałością po ustępującej gorączce.

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 20 października 2009, 09:26

Pewne rzeczy zaczynają się wyjaśniać. MG - buduje napięcie.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 21 października 2009, 01:19

Moi drodzy, zdaję sobie sprawę z faktu, że strasznie zamulam i gotów jestem publicznie posypać popiołem, ale mnie w ostatnich dniach nieludzko spowolnił pewien równoległy projekt i dlatego tak wolno wrzucam updaty. Na tę chwilę pragnę wszystkich poprosić o jeszcze odrobinę cierpliwości, zaś hyrtana o podjęcie decyzji w kwestii ewentualnego wydania oświadczenia dla opinii publicznej (głównie chodzi tu o głowy innych kościołów). Czy książę potwierdzi oficjalnie pojawienie się posłańca Katana? Czy zdementuje te wieści? (notabene, zdążyły się one już rozejść po całej stolicy). Czy może pałac nadal będzie udawał, że nikt tam o niczym nie wie? Lheobatt jest pod sporą presją asteriuszowców i graamitów, więc pewnie chętnie wysłucha opinii hyrtana, zanim zacznie przyjmować delegacje innowieców (bo przecież na zawsze się w świątyni nie ukryje).

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 21 października 2009, 09:54

Hyrtan nie będzie dementował, ani potwierdzał. Ogłosi, że jeśli nie znajdzie się inna osoba, która w takim stopniu przyczyni się do zapobieganiu zarazy, to wszelkie próby utrudniania pracy Marnusowi skończą się, w najlepszym wypadku, w lochu. Ma on odpowiednie predyspozycje do wykonywania swojej misji. To tyle nic więcej nic mniej. Sprawa udowodnienia, czy jest on prorokiem, czy nie pozostanie w rękach arcykapłana. W sumie komu innemu miałbym wierzyć.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 22 października 2009, 22:03

Tego samego dnia, w pałacu księcia-przedstawiciela

Hyrtan przechadzał się po skąpanym w słonecznych promieniach tarasie, pozornie wsłuchany w dobiegające z boku dźwięki muzyki wygrywanej ku uciesze władcy przez grupę gęślarzy, w rzeczywistości jednak rozważając w myślach odpowiedź na pytanie zadane mu chwilę wcześniej przez Kalamarsha.

- To jest jego kłopot, nie mój - burknął w końcu zatrzymując się i odwracając w stronę sędziwego skarbnika, będącego zarazem od lat sekretarzem i osobistym zausznikiem Tshegoja - Niech jego eminencja wciska asteriuszowcom i graamitom, co tylko zechce, choćby i narażając na szwank swą wiarygodność. To jego reputacja, nie moja. Ja na razie żadnego oficjalnego poparcia dla samozwańca nie wygłoszę.

- Khe, czcigodny, rzecz w tym, że nie jeno kapłani innowierców nękają arcykapłana Lheobarra - oznajmił sekretarz - Otrzymałeś listy z pytaniami o potwierdzenie statusu tego Marneusa od szlachetnego Phurrta, rodu Bhuraków i pani Rhobuchy, że nawet nie wspomnę o cechach miejskich, gildiach i konsulu Osmundu. Cała ta poczta zalega w twoim gabinecie, a posłańcy ciągle dowożą nową korespondencję.

- Pluję na cechy i gildie - sapnął książę-przedstawiciel - Niech siedzą cicho i czekają cierpliwie, inaczej podniesie się im podatki... ale z Phurrtem i Bhurakami może być kłopot.

Kalamarsh pokiwał głową zdając sobie sprawę z ambarasu hyrtana - opieczętowane rodowymi sygnetami listy najbardziej wpływowych orkowych arystokratów nie mogły pozostać bez odpowiedzi, uczynek taki byłby bowiem policzkiem dla ich autorów. Możny Phurrt miał wielkie wpływy na całym Orkusie Małym i poza nim, kontrolował produkcję zbóż w wielu miejscach kontynentu, posiadał też prywatną flotę handlową użyczaną czasami na potrzeby hyrtana. Skoligacony z nim ród Bhuraków pochodził z Inchra-garu i wciąż utrzymywał żywe kontakty ze swoimi kuzynami na sąsiednim kontynencie, a przy tym miał spore udziały w wydobyciu rud metali wokół Awinlonu i kontrakty na remonty wojskowych fortów.

Tshegoj wiedział, że szlachetnie urodzeni urukowie z jego wyspy nie będą siedzieć z założonymi rękami i czekać biernie, aż książę-przedstawiciel zechce łaskawie przekazać im jakieś wieści. Jeśli hyrtan nie chciał ryzykować pogorszenia stosunków z miejscową szlachtą, musiał ją potraktować inaczej niż zwykły motłoch.

- Najpierw Lheobarr - zdecydował - Napisz do niego list, podpisz za mnie i wyślij jak najszybciej do świątyni. Jako hyrtan nie będę niczego dementował ani potwierdzał. Niech arcykapłan powtarza, że dopóki nie znajdzie się nikt lepiej radzący sobie z zarazą, każdy przeszkadzający mu psi syn trafi na szafot albo do lochu... hm, raczej na szafot, nie sądzisz?

- Khe khe, mądrość twoja panie idzie w parze z twą urodą i męskością - odparł dyplomatycznie Kalamarsh.

- Dobra, niech będzie loch - machnął ręką książę - Inaczej jakiś następny nawiedzony bard znowu będzie piał na prawo i lewo, jaki to jestem okrutnik. Jeśli o boskie pochodzenie Marneusa idzie, niech się tym zajmie Lheobarr, w końcu to jego dziedzina i jego specjalność. Niech potwierdzi, czy prorok jest prawdziwy czy też to uzurpator, a jak już będzie wiedział, wtedy wydamy oświadczenie.

- Tak jest, mój panie - skłonił głowę sekretarz - A jaką odpowiedź nakażesz wysłać szlachetnym rodom?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 października 2009, 00:21

Godzinę później, w pałacyku arcykapłana Katana

Diakon Ayteras spojrzał pozornie beznamiętnym wzrokiem na szczątki podartego w napadzie gniewu listu, rozrzuconego po całej komnacie. Arcykapłan Lheobarr krążył po pokoju niczym rozjuszony tygrys po klatce, kopiąc co chwila kawałki papieru.

- Jak on to sobie wyobraża? - wybuchnął uruk - On jest tutaj przedstawicielem Ostrogaru, nie może zwalać całej sprawy na mnie! I co ja mam niby odpowiedzieć na listy świątyni Graama? Jak napiszę, że Marneus to samozwaniec, poszczują go prędzej czy później psami, a wtedy hyrtan zażąda mojej głowy. A jeśli sam na własną odpowiedzialność potwierdzę, że zesłał go Najwyższy, a okaże się fałszywym prorokiem...

- Ostrogar zażąda twej głowy, eminencjo - dodał sucho Ayteras.

Ostrogar zażąda mej głowy, powtórzył w myślach Lheobarr, a ty pewnie zajmiesz moje miejsce... a może ty już się szykujesz do zajęcia mojego miejsca?

- Musimy zaczekać na meldunki wielebnego Mruukha - zaproponował Ayteras - Jeśli wykaże w nich rażące odstępstwa od kanonu wiary, będziesz mógł wezwać proroka do świątyni, by poddać go próbom czystości. Jeśli zaś będzie niósł słowo Pana zgodnie z zapisami naszych ksiąg, zyskamy wspaniałą sposobność do pozyskania ogromnej rzeszy wiernych. Już w tej chwili wokół świątyni gromadzą się konwertyci, straż ledwie trzyma ich w ryzach.

Arcykapłan przeniósł spojrzenie na pobliskie biurko, na którego blacie leżało kilka zwiniętych ciasno pergaminów z pieczęciami duchowych przywódców liczących się w Orwin-garze kościołów. Lheobarr zauważył z mieszaniną złości i zdziwienia, że prośbę o zajęcie oficjalnego stanowiska przez katanitów wystosował nawet arcykapłan Piana, na co dzień nader rzadko zaprzątający sobie głowę kurtuazyjnymi kontaktami ze świątynią Lheobarra.

- Co doradzisz mi w kwestii oświadczenia dla innych kościołów? - zapytał Ayterasa. Diakon odpowiedział niemym wzruszeniem ramion, podrapał się po podbródku wysuwając nieco mocniej swe kły.

- To sprawa zbyt ważka, abym mógł wziąć na siebie twój gniew, eminencjo, gdybym zły ci podsunął pomysł - wymigał się od odpowiedzi Ayteras - Idź za głosem swego serca, wszak przez nie przemawia Najwyższy.

Lheobarr już szykował ciętą odpowiedź, kiedy do drzwi komnaty ktoś delikatnie zapukał.

- Wejść - polecił podniesionym głosem arcykapłan. Za próg wsunął się jeden ze stołecznych kapłanów, wyraźnie zdenerwowany i próbujący spoglądać wszędzie, byle tylko nie w stronę swego przełożonego.

- Eminencjo, arcykapłan Saudak przybył właśnie do pałacu i domaga się natychmiastowego spotkania - wybąkał kapłan - Jest bardzo wzburzony i twierdzi, że nie przyjmie do wiadomości odmowy.

Lheobarr obejrzał się przez ramię na Ayterasa, ten zaś uniósł znacząco brwi. Głowa kościoła Asteriusza Wielkiego oczekiwała w holu pałacu na spotkanie i otwarcie dawała do zrozumienia, że domaga się szczegółowych wyjaśnień.

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 października 2009, 00:49

Krótko potem, w akademii sztuk magicznych w Orwin-garze

Arcymag Venharr właśnie przymierzał się do deseru, kiedy Kratesh wtargnął na wewnętrzny dziedziniec z wyrazem ogromnego poruszenia na twarzy. Uruk otarł usta jedwabną chusteczką, złożył ją wpół, po czym spojrzał wyczekująco na swego sekretarza.

- Przyszła wiadomość, mistrzu! - Kratesh był wyraźnie wstrząśnięty i chociaż starał się tego w obecności pryncypała nie okazywać, kiepsko mu to wychodziło - Od Sylwana!

Venharr zerwał się z krzesła z niecodziennie u niego widywaną werwą, ominął zwinnie róg stołu docierając do sekretarza i wyciągając władczym gestem dłoń odebrał trzymany przez młodzieńca arkusz papieru. Jego wzrok przemknął po kilku linijkach świeżo nakreślonego tekstu, jeszcze mokrych od wciąż schnącego atramentu.

- Przekaz za pomocą astralnego transpondera? - zapytał niepotrzebnie arcymag, znając już odpowiedź: skoro kopię wiadomości przepisano w sali projekcyjnej akademii, nadawca musiał skorzystać z pośrednictwa jednej z pracujących tam bezustannie kryształowych kul - Tylko tyle?

- Tak - skinął twierdząco głową Kratesh - Przekaz urwał się w połowie słowa i nie zdołaliśmy go skompletować...

- Potraficie określić lokalizację Sylwana? - wtrącił natychmiast Venharr, mimowolnie unosząc trzymany w ręce pergamin ku twarzy i gryząc go zupełnie nieświadomie, co świadczyło o jego najwyższym stanie wzburzenia i zmieszania zarazem - Gdzie on teraz jest?

- Mistrz Tracher nad tym pracuje! - zapewnił Kratesh, otwarcie przerażony niezwykłym zachowaniem swego pryncypała - Powiedział, że uczyni co w jego mocy, ale to będzie bardzo trudne, bo przekaz trwał tylko kilka sekund... mistrzu, czy to znaczy... czy on odnalazł...

Venharr wyciągnął kartkę spomiędzy zębów, przeczytał raz jeszcze skąpy tekst.

- Wygląda na to, że odnalazł - powiedział z lekkim dreszczem atawistycznego lęku - I mam dziwne przeczucie, że już go nigdy nie zobaczymy. Dawaj mi tu Zhordaka, tylko biegiem!

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 października 2009, 00:58

Zanim przejdę do następnych fragmentów fabularnych, pozwolę sobie zwrócić uwagę Czegoja i Leobardisa na aktualnie nękające ich problemy (i od razu dodam, że będę czekał na odpowiedzi :) ).

Czegoju, miejscowa szlachta również zwróciła uwagę na pojawienie się samozwańczego proroka. Niektórzy jej przedstawiciele wysłali do hyrtana prośby o pisemne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji i pragnę podkreślić, że książę-przedstawiciel musi dobrze przemyśleć swe kroki wobec tych wniosków. Szlachta to nie miejski motłoch, tym bardziej, że te uruki mają spore wpływy i spore kontakty również poza wyspą, a przy tym - jak to uruki - są ogromnie wyczulone na punkcie swej władzy, pozycji i szacunku, który należy im okazywać. Tak więc chętnie się dowiem, co dokładnie hyrtan Tshegoj ma do przekazania trójce arystokratycznych nadawców.

Lheobarr musi rozstrzygnąć kwestię rozwiązania dla kilku problemów. Pierwszy to ewentualna audiencja dla arcykapłana Saudaka. Udzielić/nie udzielić? Co powiedzieć, co zataić, co przekręcić i przeinaczyć? Druga sprawa to odpowiedzi dla głów innych kościołów - Leobardis, polecisz im odpisać (i jeśli tak, to co) czy na razie zignorujesz? I trzecia kwestia - co zamierzasz zrobić z uchodźcami z południowych prowincji, którzy zaczynają docierać do stolicy głosząc każdemu napotkanemu radosną wieść o pojawieniu się boskiego posłańca?

Awatar użytkownika
Keth
Reactions:
Posty: 12615
Rejestracja: 07 kwietnia 2009, 20:37
Has thanked: 138 times
Been thanked: 84 times
Kontakt:

Post autor: Keth » 23 października 2009, 01:36

Krótko potem, w bastionie generała Hrantza na zachodnim krańcu Orwin-garu

Oficerowie wchodzący w skład sztabu Hrantza siedzieli wokół okrągłego stołu ustawionego pośrodku gabinetu generała, ślęcząc nad zwojami map, raportów logistycznych i wykazów kwatermistrzowskich. Niektóre z map dociśnięte były pustymi już pucharami, by zapobiec ich uciążliwemu samoczynnemu zwijaniu się w rulon.

- Tak więc straty całkowite wynoszą na dzień dzisiejszy dwa tysiące osiemset pięćdziesięciu zmarłych oraz sześć tysięcy trzysta sześćdziesięciu trzech chorych - podsumował swój wywód naczelny lekarz armii Dragher, rosły uruk w uniformie imperialnej armii i z szablą u boku, odróżniający się od reszty oficerów sztabowych jedynie charakterystyczną białą opaską na prawym rękawie - Naturalnie te cyfry mogły się w ciągu ostatnich paru godzin znacząco zmienić.

- Jak przebiega leczenie choroby? - zapytał zmęczonym głosem Hrantz, od kilkunastu godzin pracujący bez odpoczynku nad opracowaniem planu działania zleconego przez księcia-przedstawiciela - Jakiekolwiek postępy?

Dragher pokręcił przecząco głową, westchnął ciężko.

- Nie pomagają żadne medykamenty, możemy jedynie izolować chorych, żeby zapobiegać rozprzestrzenianiu się zarazy. Jedna trzecia polowych felczerów zmarła do tej pory, drugie tyle jest chorych.

Hrantz walnął pięścią w stół dając upust swej frustracji, ale żaden z oficerów nie poczuł się tym gestem zastraszony, wszyscy znali bowiem zbyt długo swego przełożonego, by obawiać się tego, że spróbuje rozładować swą frustrację na ich osobach.

- Jeśli zaokrąglimy straty w górę, można powiedzieć, że straciliśmy cały legion - powiedział Hrantz - To się po prostu nie mieści w głowie.

- Więcej niż legion, generale - sprostował Saahal, jeden z zastępców Hrantza - W rajdach korsarzy na zachodnim wybrzeżu zginęło dotąd siedmiuset gwardzistów z sto dziewięćdziesiąt drugiego, głównie w zasadzkach w Uthor-arze i podczas ataku na Whasit-kir. W interiorze niewiele lepiej, straciliśmy już dwustu pięćdziesięciu żołnierzy w napadach troglodytów, a wszystko wskazuje na to, że ich aktywność ciągle się nasila. Czy hyrtan wyraził zgodę na dodatkowy zaciąg najemników?

Generał milczał przez chwilę, czując kuszącą chęć wykrzyczenia, że książę-przedstawiciel nie czuł się w ogóle zainteresowany statusem operacji militarnych na kontynencie, koncentrując swą uwagę nie na zabezpieczeniu własnego terytorium, lecz na uderzeniu w fortece Czerwonych Korsarzy na ich rodzimych wyspach.

- Hyrtan rozważa taką ewentualność, ale nie podjął jeszcze decyzji - powiedział przerywając w końcu ciężkie milczenie - Ale podobno przyszła już odpowiedź arcymaga Venharra w sprawie kontyngentu magików? Bezhub?

Bezhub, drugi z pary generałów pełniących funkcję zastępców Hrantza, skinął twierdząco głową.

- Tak, przed chwilą. Czcigodny Venharr poinformował nas, że oddelegował dla potrzeb kampanii blisko dwustu pięćdziesięciu przedstawicieli akademii.

- Dwustu pięćdziesięciu? - Hrantz pozwolił sobie na chwilę szczerego zdumienia - Aż tylu? Nie wiedziałem, że mamy w Orwin-garze tylu magów! Jakieś wykazy personalne?

- Lista nazwisk i specjalizacji przyjdzie jutro rano - odparł Bezhub - Jeśli te liczby nie kłamią, będziemy mieli wsparcie magiczne i w rajdzie na wyspy i w interiorze.

- Dobrze - uśmiechnął się niewesoło Hrantz - Porozmawiajmy teraz o wzmocnieniu garnizonu w Awinlonie...
Ostatnio zmieniony 12 listopada 2009, 20:50 przez Keth, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
venar
Reactions:
Posty: 1590
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:01

Post autor: venar » 23 października 2009, 11:06

Akademia sztuk magicznych w Orwin-Garze

- Jeszcze jedno Kratesh, natychmiast wyślij do pałacu Hyrtana oraz członków rady informację, że jeszcze dzisiejszego wieczora chcę się spotkać z całą trójką. - Venharr zamyślił się przez chwilę - Nie, NAJPÓŹNIEJ dziś wieczorem Krateshu.

- Przekaż również Tratcherowi, że oczekuję informacji o miejscu skąd urwał się kontakt z Sylwanem przed zmrokiem. Teraz mnie zostaw i niech nikt mi nie przeszkadza, oczywiście z wyjątkiem Zhordaka. Muszę wszystko przemyśleć przed spotkaniem z Hyrtanem.
Ostatnio zmieniony 23 października 2009, 12:15 przez venar, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie zgadzam si? z Twoimi pogl?dami, ale po kres moich dni b?d? broni? Twego prawa do ich g?oszenia

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 23 października 2009, 12:10

Odpowiedź będzie prosta, kto nie wie czy to prorok czy nie niech sam jedzie zobaczyć. Po uczynkach go poznacie. Według mojego głębokiego przekonania to osoba, która w znacznym stopniu może zapobiec rozprzestrzeniającej się na naszej wyspie zarazie. To już wystarcza, aby wielu z Was (mówię tu o urukach) służyło mu pomocą. Arcykapłan świątyni Katana nie powiadomił mnie o stwierdzeniu, iż Marnus jest prorokiem. Nie zdradziła tego żadna wizja ani dotychczasowe badania. Jednak pozostaje pod moją protekcją do całkowitego wyjaśnienia sprawy. Jeśli potwierdzi się, iż jest prorokiem, będziecie mogli osobiście złożyć mu pokłon. Jeśli zaś nim nie jest na pewno otrzymacie zaproszenie na Jego egzekucję. Do tego czasu jeśli dowiem się o jakichkolwiek knowaniach lub dybaniu na życie wyżej wymienionego osobnika, może się okazać, że niektóre egzekucje odbędą się wcześniej niż ewentualna egzekucja Marnusa, jeśli nie jest prorokiem.

Takich słów mniej więcej użyje Książe przedstawiciel w liście wyjaśniającym. Dodam jeszcze wzmiankę, że jeśli dalej będzie ktoś zadawał tego typu pytania, to osobiście wyśle do niego gwardzistów, którzy od eskortują go w miejsca najgłębszej zarazy, żeby miał szansę sam sprawdzić, czy Marnus go wyleczy po tym jak zostanie zarażony.

W tej sytuacji muszę być bardzo stanowczy bo inaczej te bydlaki mnie zjedzą.:D

Awatar użytkownika
czegoj
Site Admin
Reactions:
Posty: 3837
Rejestracja: 18 listopada 2008, 23:34
Has thanked: 5 times
Been thanked: 10 times
Kontakt:

Post autor: czegoj » 23 października 2009, 12:18

Wyślę jeszcze jedną wiadomość do Generała Hrantza, żeby na razie przestał zaprzątać sobie głowę wyprawą na korsarzy. Zdaje się że będę potrzebował wojska do tłumienia ewentualnych buntów i przeciwników politycznych. Wyprawa na Korsarzy musi pozostać na razie w kwestii rozważań teoretycznych, co nie znaczy że z niej zrezygnuję.

leobardis
Reactions:
Posty: 451
Rejestracja: 11 listopada 2008, 12:02

Post autor: leobardis » 23 października 2009, 17:27

Ayteras!!! Ty się tak nie patrz tylko trzeba godnie przyjąć "niespodziewanego" gościa!!!

Wchodząc do holu:

KTO POZWOLIŁ EMINENCJI SAUDAKOWI CZEKAC W HOLU!!!??? PHORTEEEES!!!

Och witam eminencjo , jakie to sprawy ściągnęły Cie w moje skromne progi...
Chodź , zapraszam Cię do mnie... porozmawiamy na osobności.
Straży w holu daje znak palcem iż tylko Saudak ma iść ze mną.
Diakonie udziel gościny przybyszom w sali audiencyjnej poczęstuj strawą i napitkiem.

U mnie w gabinecie (bezpiecznym od szpiegów oczywiście):

Co Cię sprowadza drogi Saudaku?
Jak zacznie mówić, przerywając mu: ...przedniego wina...? (nalewam i podaje mu wyśmienite wino w wytwornym kielichu)
Słucham Cię przyjacielu...
[center]Nie dostaniesz drugiej szansy, by zrobi? dobre pierwsze wra?enie.[/center]
[center]Obrazek[/center]

ODPOWIEDZ