PBF - Witebsk, the Oblivion
Gdyby tylko Kimic mógł dostrzec spojrzenie Motłocha dostrzegłby w oczach goryla mieszankę kpiny i litości, jaką bezwiednie ofiarowuje się nazbyt często spotykanych w świecie idiotów.
Motłoch odpowiedział. Morse'a nauczył się chyba szybciej, niż mowy. Przydawał się w bandzie małoletnich rabusiów.
Ok. Sprawdzałem Was. Te zasrane borgi nie znają Morse'a, sobie wyobraźcie. Nuże! Chodźcie bliżej. -głos z oddali zbliżał się w odgłosie chlupotu roztrząsanej krokami wody.
Motłoch wyczekująco spojrzał na Jelcynowa.
Nuże! bywajcie tu! Nie będę cały dzień brodził w gównie! AS chce Was widzieć.
Motłoch odpowiedział. Morse'a nauczył się chyba szybciej, niż mowy. Przydawał się w bandzie małoletnich rabusiów.
Ok. Sprawdzałem Was. Te zasrane borgi nie znają Morse'a, sobie wyobraźcie. Nuże! Chodźcie bliżej. -głos z oddali zbliżał się w odgłosie chlupotu roztrząsanej krokami wody.
Motłoch wyczekująco spojrzał na Jelcynowa.
Nuże! bywajcie tu! Nie będę cały dzień brodził w gównie! AS chce Was widzieć.
- AS? Nie podoba mi się to, pewnie znowu coś zrujnował i czeka na pochwały - mruknął Borys, ale ruszył powoli do przodu. I tak nie miał wiele do stracenia.
- Bądźcie gotowi, to może być pułapka - syknął po cichu i zaraz poczuł się jak ojciec, który pokazuje dorosłemu synowi sałatkę na stole, mówiąc przy tym oczywistość "masz tu jeszcze sałatkę weź sobie".
- Bądźcie gotowi, to może być pułapka - syknął po cichu i zaraz poczuł się jak ojciec, który pokazuje dorosłemu synowi sałatkę na stole, mówiąc przy tym oczywistość "masz tu jeszcze sałatkę weź sobie".
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
-
- Reactions:
- Posty: 6267
- Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
- Has thanked: 121 times
- Been thanked: 81 times
-Bjerezowski na szczycie talii. Kurwa daleko zaszedłem... - pomyślał Kmicic. Tylko jaki żartowniś tak grzecznie pytał o asa. Pewno nie celem napicia się stakana wódki i pogadania o starych czasach. Może i pogadania ale pewnie niekoniecznie w komfortowych dla Kmicica warunkach. Bjerezowski opuścił dziewczynki i sięgnął za pazuchę po broń.
Wątek techniczny
Łatwo mnie nie dostaną!!! Koszal jak mogles mnie przyrownac do asa! Przeciez ladne posty pisze!!!
[offtopic]..jakieś nieporozumienie, przecież nie o Ciebie chodzi..AS to tajemniczy jegomość, z którym być może wkrótce się spotkacie[/offtopic]
Wątek techniczny
Łatwo mnie nie dostaną!!! Koszal jak mogles mnie przyrownac do asa! Przeciez ladne posty pisze!!!
[offtopic]..jakieś nieporozumienie, przecież nie o Ciebie chodzi..AS to tajemniczy jegomość, z którym być może wkrótce się spotkacie[/offtopic]
Nie mamy zbyt wiele czasu, a babranie się w gównie jakoś mi nie leży. -głos w głębi tunelu nabrał surowszego tonu.
Tutaj i tak gówno z nas zostanie, jak zaczniemy gać na swoich instrumentach. Mnie tam jebie, czego AS od Was chce, ja mam Was tylko grzecznie zaprosić.
No i zapraszam.
Dźwięk odbezpieczonego z rozmachem kałacha odbił się echem od ścian korytarza.
Raczą panienki przyjąć zaproszenie?
Tutaj i tak gówno z nas zostanie, jak zaczniemy gać na swoich instrumentach. Mnie tam jebie, czego AS od Was chce, ja mam Was tylko grzecznie zaprosić.
No i zapraszam.
Dźwięk odbezpieczonego z rozmachem kałacha odbił się echem od ścian korytarza.
Raczą panienki przyjąć zaproszenie?
Wybaczcie długą przerwę. Musiałem ochłonąć. Wracamy do gry. Postać Rikandura na czas nieokreślony przejmę jako npc.
Idziecie z obcymi? Jest ich trójka. Motłoch dobrze widząc w ciemności dostrzega, że wszyscy mierzą do Was z broni automatycznej, mają gogle, więc pewnie doskonale Was widzą.
Idziecie z obcymi? Jest ich trójka. Motłoch dobrze widząc w ciemności dostrzega, że wszyscy mierzą do Was z broni automatycznej, mają gogle, więc pewnie doskonale Was widzą.
O! Swietnie! Przewodnicy! z krzywym uśmiechem Motłoch zwolnił tylko na chwilę. Wiedział, że nawet strzelając na ślepo musieli ich trafić. Zresztą trochę był ciekaw, co to za goście, biegają w ciemnościach po kanałach z automatami. Ruszył dalej w stronę wymierzonych luf, siląc się na spokój.
"Wikingowie dzielili rany na ?miertelne i nieistotne i znaj?c ich do?wiadczenie pewnie mieli racj?. " Oggy
- Chodźmy, chodźmy! - mruknął Borys, który i tak nie miał nic lepszego do roboty. Obcy mogli ich spokojnie załatwić, ale z drugiej strony - powrót równał się ze śmiercią ze strony zamachowców...
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
Czuły dotyk Motłocha wciąż pieścił delikatny, kuszący spust karabinu, gdy obcy zbliżył się ku nim, pozostawiając z tyłu swoich towarzyszy.
Blotkę rozumiem, ale Wy to musicie mieć nieźle nasrane w baniach, żeby tak paradować po kanałach. Choróbsko gwarantowane. Jednemu takiemu kiedyś słyszałem, że jaja odpadły po takim spacerku. -niespiesznym gestem wyjął papierosa częstując nim kolejno grupkę uciekinierów, pominąwszy nastolatki.
...ostatnia paczka, ale ... idziemy..- urwał gwałtownie ruszając ku towarzyszom, gestem dłoni wskazał, byście ruszyli za nim.
W ciemnej dupie niegdyś kilkusettysięcznego miasta łatwo było się zgubić. Sam diabeł najpewniej by tu nie zaglądał. Plusk rozchlapywanej breji przez pierdoloną wieczność.
I nieodparte wrażenie Kmicica, że to żadna nowość. Jednak im bardziej chciał wrócić do czasów sprzed pojmania, tym większy opór stawiał jego umysł w powiązaniu jakichkolwiek szczegółów, wspomnień.
Wrota, pordzewiałe, wygięte. Bjerjezowski od razu rozpoznał, że wyważono je ładunkiem, ale skąd rdza? Pieprzyć to, nie było na to czasu.
Korytarz zmienił się. Drabinka, schody, wreszcie suchy grunt pod nogami. Migotliwe, słabe światło rzadko rozwieszonych lamp, chyba jeszcze z okresu zimnej wojny.
Robota Waszego sprytnego blaszaka. -przewodnik popukał palcem w jedną z lamp, po czym parsknął śmiechem na widok rozdziawionej gęby Jelcynowa.
Labirynt korytarzy o topornej strukturze starych radzieckich bunkrów. resztki dokumentów walające się po podłodze, istny burdel w mijanych pomieszczeniach.
Odłosy ciężkich butów przerywa cichy, elektroniczny dźwięk. Przewodnik unosi dłoń.
Mała przerwa wycieczka! -wyjmuje coś na kształt iniektora medycznego, wstrzykując coś sobie w szyję. Pozostali dwaj robią to samo.
Cholernie podobni do siebie, jak klony. Podobno korporacje się w tym babrają.
[center]***[/center]
Wreszcie jest.
Gruby gość, w małych, groteskowo wciśniętych na twarz okularkach. Morda pomarszczona i przeżarta licznymi bliznami. Przerośnięta szyja łączy łęb bezpośrednio z tułowiem, jakby był jednym wielkim brzuchem. Pulchne, umorusane olejem palce zatapia w konserwie ze śledziami. Mały, metalowy taborecik dosłownie ginie pod ciężarem jego cielska. Dziw bierze, że nie chowa mu się w tyłku.
Kończy konserwę i wstaje wycierając śliskie łapska o skórzaną kamizelkę, zupełnie nie pasującą do granatowych, krawaciarskich spodni. Z kieszeni kamizelki wyciąga srebrny zegarek.
Długo Wam to zajęło Dwójka. Co z Kropotkin? I co to za turystki? -rzuca wgapiając się w pustą konserwę. Kmicic wie jednak, że zwraca się do niego.
Nieśmiałe, narastające łaskotanie w brzuchu Bjerjezowskiego. Cholerne swędzenie w środku.
Blotkę rozumiem, ale Wy to musicie mieć nieźle nasrane w baniach, żeby tak paradować po kanałach. Choróbsko gwarantowane. Jednemu takiemu kiedyś słyszałem, że jaja odpadły po takim spacerku. -niespiesznym gestem wyjął papierosa częstując nim kolejno grupkę uciekinierów, pominąwszy nastolatki.
...ostatnia paczka, ale ... idziemy..- urwał gwałtownie ruszając ku towarzyszom, gestem dłoni wskazał, byście ruszyli za nim.
W ciemnej dupie niegdyś kilkusettysięcznego miasta łatwo było się zgubić. Sam diabeł najpewniej by tu nie zaglądał. Plusk rozchlapywanej breji przez pierdoloną wieczność.
I nieodparte wrażenie Kmicica, że to żadna nowość. Jednak im bardziej chciał wrócić do czasów sprzed pojmania, tym większy opór stawiał jego umysł w powiązaniu jakichkolwiek szczegółów, wspomnień.
Wrota, pordzewiałe, wygięte. Bjerjezowski od razu rozpoznał, że wyważono je ładunkiem, ale skąd rdza? Pieprzyć to, nie było na to czasu.
Korytarz zmienił się. Drabinka, schody, wreszcie suchy grunt pod nogami. Migotliwe, słabe światło rzadko rozwieszonych lamp, chyba jeszcze z okresu zimnej wojny.
Robota Waszego sprytnego blaszaka. -przewodnik popukał palcem w jedną z lamp, po czym parsknął śmiechem na widok rozdziawionej gęby Jelcynowa.
Labirynt korytarzy o topornej strukturze starych radzieckich bunkrów. resztki dokumentów walające się po podłodze, istny burdel w mijanych pomieszczeniach.
Odłosy ciężkich butów przerywa cichy, elektroniczny dźwięk. Przewodnik unosi dłoń.
Mała przerwa wycieczka! -wyjmuje coś na kształt iniektora medycznego, wstrzykując coś sobie w szyję. Pozostali dwaj robią to samo.
Cholernie podobni do siebie, jak klony. Podobno korporacje się w tym babrają.
[center]***[/center]
Wreszcie jest.
Gruby gość, w małych, groteskowo wciśniętych na twarz okularkach. Morda pomarszczona i przeżarta licznymi bliznami. Przerośnięta szyja łączy łęb bezpośrednio z tułowiem, jakby był jednym wielkim brzuchem. Pulchne, umorusane olejem palce zatapia w konserwie ze śledziami. Mały, metalowy taborecik dosłownie ginie pod ciężarem jego cielska. Dziw bierze, że nie chowa mu się w tyłku.
Kończy konserwę i wstaje wycierając śliskie łapska o skórzaną kamizelkę, zupełnie nie pasującą do granatowych, krawaciarskich spodni. Z kieszeni kamizelki wyciąga srebrny zegarek.
Długo Wam to zajęło Dwójka. Co z Kropotkin? I co to za turystki? -rzuca wgapiając się w pustą konserwę. Kmicic wie jednak, że zwraca się do niego.
Nieśmiałe, narastające łaskotanie w brzuchu Bjerjezowskiego. Cholerne swędzenie w środku.
Ostatnio zmieniony 19 września 2014, 13:35 przez koszal, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Reactions:
- Posty: 6267
- Rejestracja: 13 stycznia 2011, 17:38
- Has thanked: 121 times
- Been thanked: 81 times
- Kropotkin?... - nieśmiało zapytał Bjerezowski, aby zyskać na czasie. Domyślał się, że chodzi o Saszkę, ale przygrał głupa. Czip, lub insze gôwno jakie zaimplemetowała pani doktor wierciło w brzuchu i Lmicic nie bylł nawet pewnien czy aby zaraz nie wypieprzy go w powietrze.
Przynajmniej obie gówniary były na razie spokojne.
Próbował sięgnąć do swoich wspomnień i przypomnieć spbie dlaczego nazywają go Dwójką i kim może być grubas z taboretem w dupie, ale chyba zrobili mu niezły braindance, bo czuł, że im bardziej próbuje sobie cololwiek przypomnieć tym woęlszy opór natrafia.:
- Kurwa, jaka Dwójka? - zapytał w końcu: - Ja nje panimaju...
Przynajmniej obie gówniary były na razie spokojne.
Próbował sięgnąć do swoich wspomnień i przypomnieć spbie dlaczego nazywają go Dwójką i kim może być grubas z taboretem w dupie, ale chyba zrobili mu niezły braindance, bo czuł, że im bardziej próbuje sobie cololwiek przypomnieć tym woęlszy opór natrafia.:
- Kurwa, jaka Dwójka? - zapytał w końcu: - Ja nje panimaju...
Motłoch oceniał sytuację - ekipa, która go przyprowadziła może i była dobrze wyposażona, ale teraz, gdy rozmawiali z ich bossem, pewnie stracili czujność. BYli uzbrojeni i na swoim terenie. Nie spodziewali się kłopotów. Ale był jeszcze Motłoch. Rzucił okiem na Szefa
"Wikingowie dzielili rany na ?miertelne i nieistotne i znaj?c ich do?wiadczenie pewnie mieli racj?. " Oggy
Szef znał to spojrzenie. Motłoch zawsze gotów jest na rozróbę - i to właśnie w nim cenił. Ocenił, jakie ma szanse na dopadnięcie do broni ich nowej eskorty. Nie wątpił, że Motłoch raz-dwa upora się z tymi płotkami. Zawsze lepiej stać i do kogoś celować, niż być po drugiej stronie celownika...
Borys "Niedźwiedź" Jelcynow skinął lekko głową, dając Motłochowi Znak.
Borys "Niedźwiedź" Jelcynow skinął lekko głową, dając Motłochowi Znak.
Prowadz? sesje: ?mier? i ?ycie kami Ryby (L5K) - zawieszona
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
Mistyczny Lotos (Conan na zasadach Fate)
Moje postacie:
Ahmed Assad Omar - audytor finansowy (PBF Wybawiciel)
Olaf Vilbergson - m?ody zwiadowca (PBF Cienie na ?niegu)
Mikulas Tichy - m?ody medyk z Pragi (PBF - Memento Mori)
Konserwa po śledzikach trafiła do śmieci, właściwie na stertę blaszanych koleżanek zsypując się z przepełnionego kosza.
- Kurwa, jaka Dwójka? - zapytał Kmicic: - Ja nje panimaju...
Grubas zastygł w bezruchu. Nastała niezręczna, nazbyt długa cisza. Oczy ochroniarzy, spojrzenie Motłocha, Jelcynow. Wszyscy, a zwłaszcza centrum uwagi, jakim w tym momencie stał się Kmicic poczuli ciężar drastycznie gęstniejącego od napięcia powietrza. Przysiadło na barkach. Leniwie, niczym smar wtłoczyło się w płuca.
A to ciekawe.. -podjął grubas sztucznie łągodnym tonem, uśmiechając się jak kiepski akwizytor, równie dobrze mógłby z tym wyrazem twarzy kroić ciepłe zwłoki podręcznym scyzorykiem.
Bystre oczka wwierciły się w spojrzenie Kmicica.
Siadaj na stołeczku. Reszta też. -podjął cichym, lecz rozkazującym tonem. Jeden ze strażników kopnięciem pchnął małe obrotowe krzesło na kółeczkach, które skręciło niezgrabnie w połowie drogi zatrzymując się przy Jelcynowie.
- Kurwa, jaka Dwójka? - zapytał Kmicic: - Ja nje panimaju...
Grubas zastygł w bezruchu. Nastała niezręczna, nazbyt długa cisza. Oczy ochroniarzy, spojrzenie Motłocha, Jelcynow. Wszyscy, a zwłaszcza centrum uwagi, jakim w tym momencie stał się Kmicic poczuli ciężar drastycznie gęstniejącego od napięcia powietrza. Przysiadło na barkach. Leniwie, niczym smar wtłoczyło się w płuca.
A to ciekawe.. -podjął grubas sztucznie łągodnym tonem, uśmiechając się jak kiepski akwizytor, równie dobrze mógłby z tym wyrazem twarzy kroić ciepłe zwłoki podręcznym scyzorykiem.
Bystre oczka wwierciły się w spojrzenie Kmicica.
Siadaj na stołeczku. Reszta też. -podjął cichym, lecz rozkazującym tonem. Jeden ze strażników kopnięciem pchnął małe obrotowe krzesło na kółeczkach, które skręciło niezgrabnie w połowie drogi zatrzymując się przy Jelcynowie.