Odciśnięty w wilgotnej ziemi ślad był już po części zatarty, ponieważ wcześniejszego dnia padał deszcz, ale kucający obok odcisku nagiej stopy mężczyzna wciąż dostrzegał wyraźnie jej kontur. Skupione szare oczy człowieka szacowały rozmiary stopy próbując przełożyć je na wzrost i wagę tego, który ów ślad pozostawił.
Kucający na skraju traktu mężczyzna miał na sobie lekkie odzienie z miękko wyprawionej skóry, nie tyle służące za pancerz, co zapewniające ochronę przed deszczem i wiatrem. Odrzucony w bok podróżny płaszcz zafarbowany był na burą barwę, pozwalając właścicielowi stapiać się w razie potrzeby z leśnym poszyciem. Osadzone w twardej twarzy oczy przesłonięte były niesfornymi ciemnymi kędziorami, odsuwanymi co chwila na boki za pomocą palców, obciętymi w nierówny sposób sugerujący własnoręczną robotę za pomocą noszonego przy pasie myśliwskiego noża.
- To nie był dorosły mąż - powiedział człowiek w burym płaszczu, Fryz z pochodzenia, sięgając po kołczan i sajdak i podnosząc się zwinnie z kucek - Popatrzcie dobrze. Ślad jest zbyt płytki, a stopa mała, jakby dziecięcia. Ale...
- Ale? - odezwał się inny z otaczających znalezisko mężczyzn, jasnowłosy szczupły Bataw w czarnej skórzni nabijanej mosiężnymi guzami, trzeszczącej sucho w rytm jego ruchów. Dłoń jasnowłosego brodacza powędrowała mimowolnie ku rękojeści przewieszonego przez plecy długiego miecza o obosiecznej klindze, a jego przypominające kolorem toń górskiego jeziora oczy taksowały bacznie gęstwę puszczy rosnącej po obu stronach rzadko uczęszczanego gościńca - Co znaczy twe ale?
- Spójrzcie na palce - powiedział łucznik w burym płaszczu - Zakrzywione ku dołowi, wszystkie pięć. I paznokcie bardzo długie, aż się wryły w ziemię. Niby człowiek, a jakby nie...
- Trza będzie mieć po drodze baczenie - odparł trzeci z wędrowców, pobratymiec jasnowłosego Batawa w czarnej skórzni, noszący podobną zbroję, ale w przeciwieństwie do swego rodaka wplatający w długie płowe włosy różnobarwne drewniane koraliki. Ten dla odmiany nie nosił miecza na plecach, a przy boku, na żołnierską modłę - Któż wie, co się czai w tej kniei. Daleka jeszcze przed nami droga?
- Już niedługo - oznajmił czwarty podróżnik, oparty biodrem o pień młodej brzozy w pozycji sugerującej beztroskie odprężenie, a stojącej w jawnej sprzeczności z poważnym wyrazem jego czujnych oczu. Palce obu dłoni wywodzącego się z ludu Franków salickich ciemnowłosego człowieka przesuwały się bezwiednie po skórzanym pasie przecinającym w poprzek jego tors, obciążonym czterema starannie wyważonymi nożami równie groźnymi w pchnięciu pod żebro jak i ciśnięciu w powietrzu. Kpiarskie na co dzień oblicze ciemnowłosego mężczyzny przysłonił cień zatroskania zrodzony z jego przesądnej w gruncie rzeczy natury - A ty co sądzisz?
Spojrzenia wszystkich czterech wędrowców pobiegły ku piątej postaci, stojącej pośrodku traktu z rękami wspartymi władczym gestem o boki. W przeciwieństwie do pozostałych czterech podróżników, ten mąż był niemalże smolistej barwy, praktycznie niespotykanej w tej części znanego świata. Czerń ta zdawała się stać w prawdziwej sprzeczności z ogniście rudymi włosami człowieka, tworzącymi kontrast przykuwający spojrzenie każdego przypadkowego przychodnia. Lecz nie tylko rude włosy i czarna skóra budziły konsternację tych, którzy spotykali wędrowca po raz pierwszy. Miast lewego oka miał on ci bowiem drewnianą atrapę, wsadzoną w wyłupiony oczodół i pomalowaną niewprawnie na podobieństwa stylizowanego oka. Ktokolwiek spoglądał w owe sztuczne oko, zazwyczaj nie dostrzegał licznych złotych zębów szczerzonych w drapieżnym uśmiechu i sterczących w ustach czarnego olbrzyma pomiędzy czarnymi pieńkami jego rodzonych zębów.
- Nie ma co tutaj sterczeć po próżnicy - przerwał w końcu ciszę czarnoskóry obieżyświat, spoglądając znacząco na łucznika w burym płaszczu, na dwóch płowowłosych mieczników oraz ciemnowłosego nożownika. Jego głos objawił się wszystkim jeszcze większym kontrastem od czarnej skóry i rudych włosów, ponieważ zdawał się zupełnie nie iść w parze z potężną posturą czarnego: miękki, melodyjny i niemal dziewczęcy, pozwalał sądzić, że czarnoskóry olbrzym postradał swego czasu przyrodzenie, najpewniej w efekcie zamierzonego aktu okaleczenia mającego zapewnić mu niebiański w powszechnym mniemaniu głos.
Proponuję teraz zaprząc do roboty wikipedię oraz wujka google'a i wyszukać sobie odpowiednio brzmiące, poprawne historycznie imiona!