Płomienista bryza

Mijała pierwsza połowa kosar-ranu 9456 i wody Morza Perłowego zdawały się skrzyć refleksami słonecznego blasku na podobieństwo miriadów klejnotów. Nieliczne śnieżnobiałe obłoki sunęły ospale po lazurowych przestworzach, ale stojący na smukłym dziobie galery tabadański szlachcic świadom był tego, że kapryśna aura mogła ulec zmianie w niebywałe krótkim czasie.

Diuk Harraton uniósł powolnym ruchem dzierżone ostrożnie w prawicy Ostrze Wiatru. Dzięki swej niezwykłej, działającej podług niezrozumiałych dla diuka praw mocy, broń ta potrafiła wywoływać na życzenie właściciela nagły silny podmuch wiatru, wytrącając wrogą karakę z kursu, rozdzierając jej żagle pośród donośnego łopotu i wydając unieruchomioną ofiarę na pastwę tabadańskich galer. Ukontentowany tak cennym przedmiotem diuk czuł jeszcze większe podekscytowanie na myśl o innej właściwości magicznego miecza – gdy trzymał go w ręku, zaczynał podświadomie odczuwać ruchy wiatru. Wiedział, kiedy mistyczne oddechy Sharami zmienią swój kierunek, jak długo potrwa martwa cisza, a kiedy uderzy znienacka szkwał. Tak niezwykły artefakt dawał bitnemu Tabadańczykowi olbrzymią przewagę nad zapuszczającymi się na wschodnie obszary Morza Perłowego żaglowcami wroga. Chwilami zastanawiał się, dlaczego nadworni magowie króla Tabarda II dostarczyli armadzie Koratanu ledwie tuzin tych niezwykłych mieczy, ale za każdym razem zaprzestawał takich rozważań godząc się z bezcelowością rozmyślań nad motywami królewskich artefaktorów.

Opanowując z trudem dreszcz podniecenia Harraton wsłuchał się w wiatr. Wiejąca z południowego zachodu bryza miała utrzymać siłę i kierunek jeszcze przez kilka godzin. To wystarczy, uznał z mściwym zadowoleniem. Nie dalej jak za dwie godziny wiatr przygna na ten akwen trzy osmundzkie karawele. Jeźdźcy pegazów śledzili ich ruchy już od dwóch dni, z dużej wysokości i przezornie kryjąc się w chmurach. Diuk miał dość czasu, by zastawić swą pułapkę – jego trzy ga-ugery, niczym przyczajone przy dnie drapieżne isetery czekały w bezruchu, aż wróg sam wejdzie im pod tarany. Wioślarze posilali się i odpoczywali w cieniu założonych nad ich głowy drewnianych zasłon, zbierając siły przed rychłym pościgiem. Wiosła unosiły się swobodnie na łagodnych falach.

Godzinę później na horyzoncie zamajaczyły czarne trójkątne żagle ozdobione niewidocznym jeszcze z tej odległości złotym gryfonem, zaczęły powoli rosnąć. Diuk skinął rękę posyłając umówiony znak w stronę czekającego w głębi galery pierwszego oficera – bębny na ga-ugerach zaczęły wybijać równy powolny rytm. Okręty drgnęły, obudziły się do życia, każdy popychany do przodu przez dziewięćdziesiąt par wioseł. Osmundczycy jeszcze nie mogli dostrzec długich niskich kształtów prujących morskie fale, sami byli ledwie widoczni w oddali. Harraton poczuł narastającą złość na widok nieprzyjacielskich okrętów pływających butnie tak blisko tabadańskiego wybrzeża. Królestwo Złotych Twierdz rosło w pychę, rzucało coraz większe wyzwanie poddanym Tabarda II.

Ga-ugery szły już z pełną prędkością, w szerokiej rozciągniętej linii. Podług zamysłu diuka zachodzili Osmundczyków od zawietrznej, celując ciężkimi taranami w ich burty. Żaglowce nie miały szans wyrwać się z matni: Harraton uśmiechnął się jeszcze szerzej w chwili, gdy ich załogi dostrzegły śmigłego przeciwnika podejmując próbę ucieczki prosto pod wiatr. Wypoczęci wioślarze tabadańskiego szlachcia powinni ich byli dopaść góra po godzinie pościgu, przesądzając abordażem o wyniku konfrontacji. Jedna tabadańska galera miała na pokładzie więcej ciężkozbrojnych żołnierzy niż wszystkie trzy osmundzkie stateczki marynarzy razem wziętych.

I wtedy osmundzki dowódca eskadry uczynił coś, co starło uśmiech z oblicza Harratona. Trzy karawele zawróciły w jednej chwili, kładąc się ostro na sterburty, łopocząc na wietrze banderami.

– Będą próbować się przemknąć obok nas! – krzyknął diuk czując tętniącą w skroniach krew – Bierzemy środkowego! Sygnał na pozostałe galery!

Odległość między okrętami malała błyskawicznie. Osmundczycy cięli dziobami karawel morskie fale, nie podejmując żadnych manewrów mogących wyprowadzić ich statki z pułapki, niczym samobójcy gnając prosto na tabadańskie tarany. Idący w środku szyku okręt zmniejszył nieco prędkość rolując część żagli, pozostał w tyle pozwalając siostrzanym jednostkom wysunąć się do przodu. Płynące kursem kolizyjnym okręty dzieliło raptem kilkadziesiąt kroków, kiedy z dziobu żaglowca płynącego od bakburty diuka strzyknęła jakaś pompowana pod wysokim ciśnieniem brunatna ciecz.

Substancja zapaliła się jeszcze w powietrzu, płonącą strugą zalała pokład nadpływającej z przeciwka galery. Płynny ogień bryznął w dół, na ławki wioślarzy, spod pokładu ga-ugery podniósł się przeraźliwy, stawiający włosy na głowach wrzask setek przerażonych, palonych żywcem ludzi. Potężna galera zboczyła z kursu, straciła sterowność, a zwinna osmundzka karawela minęła ją w ostrym zwrocie dosłownie o metry. Chwilę później taki sam przerażający los spotkał galerę na sterburcie okrętu Harratona, w mgnieniu oka ogarniętą morzem żarłocznych płomieni.

Idąca środkiem szyku karawela była może o sześćdziesiąt kroków od okrętu diuka, gdy plunęła swą piekielną bronią. Tabadański szlachcic, wciąż jeszcze porażony bezwładem na widok szokującej zagłady dwóch swych galer, odruchowo przywołał moc ściskanego kurczowo Ostrza. Brunatny strumień cieczy, który wystrzelił z niewielkiego otworu na dziobie wrogiego żaglowca rozbryznął się znienacka w powietrzu uderzony silnym podmuchem magicznego wiatru i niczym ognisty deszcz spadł na pokład osmundzkiego okrętu. Żagle, liny, deski pokładu: wszystko stanęło w okamgnieniu w ogniu, a diuk Harraton przesłonił twarz rękawem czując na skórze podmuch upiornego gorąca. Spojrzał przez ramię i zobaczył pozostałe karawele podchodzące właśnie do kolejnego ataku na płonące jak żagwie tabadańskie galery.

– Minąć to płonące ścierwo od lewej! Kurs na wiatr, utrzymać pełne tempo, jeżeli nie chcecie upiec się żywcem, darmozjady! – ryknął na cały głos, niczym ugodzony bełtem jaskiniowy niedźwiedź.

Woda zagotowała się od zanurzanych w niej z zawrotną szybkością wioseł. Tabadańczyk uchodził jak niepyszny z pola bitwy, wiedział jednak, że wieści o nowej broni Osmundczyków dostarczone na czas na dwór Tabarda II były o wiele ważniejsze od osobistego honoru.

Materiały uzupełniające

Pod koniec roku 9455 konflikt pomiędzy królestwami Osmundu i Tabadanu przerodził się w otwartą wojnę morską. Szybko okazało się, że liczniejsza, lecz oparta na żaglowcach, flota Królestwa Złotych Twierdz nie może sobie poradzić z tabadańskimi galerami. Cierpiał handel morskiego królestwa, trzymanie w szachu wrogich eskadr wymagało zaangażowania setek okrętów. Jednym z pomysłów Osmundczyków na przełamanie kilkumiesięcznego impasu było wprowadzenie nowej broni…

Galera typu Ga-ugera

Jeden z najczęściej spotykanych typów galer we flocie tabadańskiej, stanowiący zmodernizowaną wersję tego okrętu budowaną w imperialnych stoczniach na Orkusach od roku 9071. Jego nazwa pochodzi od orkowego liczebnika 'ga-ug’ – pięć (liczba pięć oznacza w tym przypadku pięć rzędów wioślarzy na każdej burcie okrętu). Wyporność 130 ton, długość 42 metrów, szerokość 6 metrów. Zanurzenie 2 metry, wysokość nad poziom wody 3 metry. W tylnej części pokładu znajduje się niewielka kryta nadbudówka stanowiąca miniaturową stajnię dla trzech pegazów.

W skład załogi wchodzi trzystu wioślarzy noszących lekkie skórznie i kordelasy służące do obrony w przypadku nieprzyjacielskiego abordażu (niektóre galery napędzane są przez niewolników lub więźniów pozbawionych zbroi i broni, na domiar złego przykutych też do swych ław w sposób uniemożliwiający ucieczkę w przypadku pożaru lub zatopienia galery). Pierwszą linię ataku i obrony stanowi osiemdziesięciu żołnierzy piechoty morskiej noszących kolczugi i duże czworokątne tarcze wzoru gangaryjskiego. Za uzbrojenie służą im długie obosieczne miecze, nadto trzydziestu posiada kusze służące do prowadzenia ostrzału dystansowego do chwili abordażu (w wielu przypadkach kusznicy korzystają z dłuższych niż zwykle bełtów umożliwiających miotanie podpalonych pakuł mogących doprowadzić do postawienia w płomieniach nieprzyjacielskich żagli). Rolę kadry oficerskiej pełni sześć osób, niemal wyłącznie stanu rycerskiego: dowódca galery i jego dwaj zastępcy oraz trzech rycerzy dosiadających pegazów.

Prócz broni przybocznej załoga galery ma do swej dyspozycji ciężki okuty brązem taran oraz dwie kusze wałowe zamontowane na dziobie okrętu.

Manewry bojowe stosowane w walce sprowadzają się do trzech zasadniczych: uderzenia na burtę nieprzyjacielskiej jednostki zakończonego taranowaniem, uderzenia frontalnego polegającego na łamaniu wioseł wrogiego okrętu kończonego abordażem oraz walki kołowej z użyciem broni strzeleckiej. Jeźdźcy pegazów pełnią rolę powietrznego zwiadu, bardzo rzadko biorąc udział w bezpośredniej walce.

W roku 9455 flota Tabadanu posiadała na stanie 127 galer typu Ga-ugera: 93 służące w armadzie Zardura (północny Tabadan) oraz 34 w armadzie Koratan (Morze Perłowe).

Karawela osmundzka

Od wieków flota Królestwa Złotych Twierdz opierała się na żaglowych barkach i kogach – najczęściej spotykanych statkach Archipelagu Centralnego. Są to powolne przybrzeżne jednostki, zwykle napędzane pojedynczym prostokątnym żaglem, czasem wspomaganym kilkoma wiosłami. Z biegiem czasu obrotni kupcy Osmundcy zdali sobie sprawę, że w handlu liczy się przede wszystkim szybki transport. Podpatrując pojawiające się na południowych wodach Osmundu elfickie dhowy ludzie opracowali wzorowaną na nich własną konstrukcję.

Karawela jest niedużym statkiem o płaskim pokładzie i dwóch lub trzech masztach. Jej wąski kadłub nie dorównuje ładownością kodze, lecz w zamian potrafi pruć fale z nieosiągalną dla innych żaglowych jednostek prędkością. Co więcej, dzięki trójkątnym żaglom karawela potrafi iść ukośnie pod wiatr. Podczas gdy inni kupcy często tygodniami muszą oczekiwać na zmianę warunków pogodowych lub holować statki na linach wzdłuż wybrzeża, Osmundczycy bez trudności pokonują wąskie cieśniny między wyspami będące we władaniu kapryśnych wiatrów.

Typowa karawela ma długość 20-30 metrów i wyporność 100-150 ton. Przy sprzyjającym wietrze potrafi doścignąć idącą pełną prędkością orkowską gaugerę osiągając 9-10 węzłów. Jej załogę stanowi zwykle około 20-30 uzbrojonych marynarzy. Na pokładowy arsenał składają się lekkie skórznie lub kolczugi, długie miecze i kusze. Na karawelach wcielonych do marynarki wojennej zwykło się montować kusze wałowe, a czasami nawet balisty. Patenty kapitańskie i oficerskie nie ograniczają się do osób szlachetnie urodzonych, aczkolwiek w czasie wojny dowódcy karawel pozbawieni arystokratycznego rodowodu podlegają z definicji zwierzchnictwu kapitanom wywodzącym się spośród osmundzkiej szlachty.

W trakcie Wojny Rybnej miasta i możni Osmundu wystawili flotę ponad 300 karawel różnej wielkości. W ramach badań prowadzonych na zlecenie króla Osmunda Brodatego XI 16 jednostek tego typu przebudowano zmieniając je ze statków handlowych w okręty przystosowane do miotania alchemicznego ognia.

Ogień alchemiczny

Chcąc przełamać impas w morskim konflikcie, król Osmund Brodaty XI zdecydował się sięgnąć po nowatorskie, w opinii wielu konserwatystów wręcz ocierające się o świętokradztwo rozwiązania. Pośród kilku wynalazków o charakterze militarnym najbardziej udanym wydaje się ogień alchemiczny, stworzony przez grupkę krasnoludzkich badaczy służących królewskiemu dworowi w Grua-garze, a budzący zdecydowany sprzeciw nielicznego duchowieństwa sharamickiego w Osmundzie.

Jest to magiczna mikstura przygotowywana z mieszaniny oleju skalnego, siarki, węgla drzewnego z dodatkiem ekstraktu z wola płomiennych salamander (potrzeba kilogram ekstraktu na każde 30 litrów mikstury). Przygotowanie mikstury z dostępnych składników wymaga k10 godzin i w pełni wyposażonego laboratorium i jest obarczone ryzykiem eksplozji (przy krytycznym niepowodzeniu).

Gotowa mikstura musi być przechowywana w szczelnie zamkniętym, najlepiej zapieczętowanym pojemniku. Jakikolwiek kontakt z powietrzem oznacza ryzyko samozapłonu substancji (10%/r w wąskiej butelce lub amforze, przy rozlanie substancji – zapłon następuje automatycznie w następnej rundzie). Mikstura jest lepka, paląc się osiąga bardzo wysoką temperaturę i nie można jej ugasić wodą. Drewnianej powierzchni zadaje k100 uszkodzeń na rundę i pali się przez 5+k5 rund (przy rozlaniu około 1 litra substancji na 1 metr powierzchni). Podpala drewno, nawet mokre, wysoka temperatura płomieni jest w stanie stopić niektóre metale (złoto, brąz), rozhartować stal. Istota ochlapana (np. z manierki) substancją otrzymuje k100 obrażeń co turę, połowę przy udanym rzucie obronnym. Pali się przez k10 rund. Jeżeli osoba ma na sobie zbroję / grube ubranie w pierwszej turze nie otrzyma obrażeń. Płomieni nie daje się ugasić, można tylko próbować zrzucić płonące odzienie (w pierwszej turze, potem olej przesiąka).

Do przechowywania mikstury ognia alchemicznego służy duży (około dwóch tysięcy litrów) mosiężny zbiornik. Na górze zbiornik zwęża się, na samym szczycie jest wyposażony w otwarty króciec – odpowietrzacz. Zbiornik jest w połowie objętości napełniony łatwopalną substancją, a w połowie specjalnym ekstraktem z oliwy. Ekstrakt – lżejszy od mikstury i się z nią nie mieszający – unosi się na powierzchni odcinając dostęp powietrza. Pojemnik jest umieszczony na stelażu, około półtora metra nad dnem ładowni. Z dna pojemnika wyprowadzona jest mosiężna rura, która prowadzi do „pompy ciśnieniowej Guericka”. Pomiędzy pompą, a zbiornikiem znajduje się zawór nr 1. Sama pompa to mosiężny cylinder wysokości około 1 metra, średnicy 20 cm. Cylinder jest otoczony wieńcem sześciu potężnych sprężyn, które trzeba naciągnąć, by podnieść poruszający się we wnętrzu tłok. Zarówno wykładzina wnętrza cylindra jak i sam tłok są umagicznione i przy użyciu magii polerowane – co gwarantuje ich niemal całkowitą szczelność. Siła konieczna do naciągnięcia sprężyn to 10 ton, a służy do tego system przekładni śrubowych. Tłok jest góry zalany kilkunastoma centymetrami ekstraktu z oliwy – na wypadek wystąpienia mimo wszystko jakiejś nieszczelności.

Z cylindra wychodzi druga mosiężna rura, prosto na dziób statku. Na jej końcu znajduje się zawór nr 2. Następnie zostaje zamknięty zawór nr 1 i zwolnione przekładnie. System jest uzbrojony – w cylindrze znajduje się mikstura pod znacznym ciśnieniem, czekająca jedynie na otworzenie zaworu nr 2 by wystrzelić na wroga. Gdy ten zostaje otwarty sprężyny wymuszają ruch cylindra i bluźnięcie mikstury na nieprzyjacielski okręt. Ważne jest zamknięcie zaworu nr 2 na czas – po utracie pierwszej jednostki na skutek nieszczęśliwego wypadku dodano specjalną linkę samoczynnie zamykającą zawór nr 2 gdy tłok opadnie na dół. O założeniu linki po uzbrojeniu systemu trzeba jednak pamiętać…

Całość konstrukcji waży około 30t. Dodatkowe 10t to balast na dnie ładowni, konieczny do prawidłowego ustabilizowania okrętu. Poziom skomplikowania tej konstrukcji oraz konieczność jej montażu bez zwracania na siebie uwagi tabadańskich szpiegów sprawiły, że zespół tana Guericka przebudował w ten sposób do roku 9457 zaledwie 16 osmundzkich karawel.

Bookmark the permalink.

22 Comments

  1. Portugalska bandera na karaweli to naturalnie złudzenie optyczne, proszę zmieniać ustawienia monitora, dopóki nie ujrzycie czarnej bandery ze złotym gryfonem! 😀

  2. mnie sie podoba. grecki ogień też fajnie opisany. good job!

  3. A wiecie że nie odkryto z czego dokładnie składał się 'grecki ogień', produkowano go bodaj w jednym miejscu i tylko kilka osób znało recepturę…

  4. i jedną z nich był jimmor:D

  5. Bardzo fajny art mimo że koncepcja ognia alchemicznego wcale mi się nie podoba. Budując obraz flot na Ochrii nie nalezy zapominać o siłach powietrznych. Kto kontroluje morza, kontroluje lądy ale kto rządzi w powietrzy panuje nad żeglugą. Zamiast pompować cały ten napalm wystarczy jeden gryf albo pegaz i pojemnik rozbijający sie przy uderzeniu. Szanse na zestrzelenie podczas takiego ataku sa bardzo małe, chyba że statek to pływająca platforma przeciwlotnicza, wyszkolona i odpowiednio zaprojektowana.
    Jak by było tego mało, może użyć wręcz pocisków naprowadzanych. Pierwszy pomysł: uzyć animacji martwego podrywając w powietrze średnich lub dużych rozmiarów ptaka, niosącego pojemnik. Atak w całości przeprowadzony zza horyzontu. Ochriański Boski Wiatr.
    Jednym słowem do przemyślenia.

  6. Wstęp przedni, wciąga.
    Co do "kontroli powietrznej", nie zawsze może być w tym samym miejscu lotnictwo co jednostki pływające, a jeden taki stateczek w grupie np. 3 karawel może trochę zdziałać. Poza tym trzeba mieć odpowiednią formację.
    Pomysł z naprowadzaniem też fajny… tylko jak go naprowadzić?
    Ogólnie, pomysł przedni do walki wodnej.

  7. Fajny artykuł, powiększyłeś trochę rozmiary statków a zarazem wzrosła ich wyporność i ok spoko:-)
    Jeśli dobrze zrozumiałem to te galery mają po 30 wioseł z każdej burty tak?
    Uwielbiam zapach napalmu o poranku:D

  8. W kwestii Osmundu przyjęliśmy pewien ogólny koncept tego królestwa, uznając je za matecznik asterianizmu oraz religii pokrewnych, a zatem ze względów politycznych i społecznych minimalizując tam użytkową nekromancję (czyt. zalegalizowaną). Nie widzę natomiast powodu, by tego rodzaju idea jak pociski naprowadzane nie pojawiła się po drugiej stronie, w orbitującym w sferze wpływów imperialnych Tabadanie. Czy ktoś czuje się na siłach, by stworzyć dla potrzeb ŻO i Wojny Rybnej Wunderwaffe króla Tabarda II?

  9. [quote]W skład załogi wchodzi trzystu wioślarzy noszących lekkie skórznie i puginały[/quote]

    Według mojej wiedzy puginał w KC to broń szlachecka. Jedyna jaka jest dopuszczalna na dworach.

  10. Zasadniczo masz rację. Poprawię w takim razie na kordelasy.

  11. [quote]Jeśli dobrze zrozumiałem to te galery mają po 30 wioseł z każdej burty tak?[/quote]

    po 90… (3 rzędy po 30 wioseł na burtę) układ wioślarzy 2-2-1 (dwa górne rzędy wioseł mają pod dwóch wioślarzy na wiosło, dolny jednego – co daje łącznie układ 90 (3×30) wioseł lub 150(5×30) wioślarzy na burtę)

  12. Co wojny powietrznej… mamy ją na uwadze i będzie ona miała swój wpływ na przebieg konfliktu. Każda ga-ugera ma wszak na pokładzie trzech jeźdźców pegazów. O gryfach też nie zapomnieliśmy 🙂 Za dużo zdradzać w tej chwili nie mogę, jednak takie ptaszysko to nie bombowiec i 300 kilometrów lecieć nad morzem do celu nie będzie.

    Cieszy mnie odzew, dzięki za wszystkie opinie. Strzeżcie się jednak – czuję się motywowany do kolejnych grafomańskich wyczynów 😀

  13. To mały epizod w dużo większym konflikcie, cały czas pracujemy nad całością. Wojna powietrzna będzie odgrywała znacznie większą rolę niż tylko podniebny zwiad, niebawem pojawią się też opisy nowych okrętów.

  14. jak jimmor po 90? w opisu wynika, że galera ma 5 rzędów wioślarzy-czyli jedno wiosło obsługuję 5 osób, no chyba, że jest zmieniona w tej sytuacji cała budowa galery?

  15. Budowę ma analogiczną do antycznej pentery (przynajmniej jak ją interpretują dzisiaj archeolodzy). Trzy rzędy wioseł , pięć rzędów wioślarzy.

    [img]http://4.bp.blogspot.com/_KezhQ6waZT0/SI84H1vPzlI/AAAAAAAAFRc/Wl5dAXKrhvI/s320/trix.jpg[/img]

  16. Pentera – typ okrętu używanego w starożytności przez Greków, Fenicjan, a w okresie od wojen punickich, także przez Rzymian. Był bardzo podobny do triremy, lecz znacznie od niej większy. Jego wyporność wynosiła około 300 ton. Pentera była wyposażona w dwa maszty ustawione na dziobie ukośnie i posiadała ożaglowanie rejowe. Załoga składała się z 300 wioślarzy i 200 żołnierzy. [b]Przeważnie jedno wiosło było obsługiwane przez pięciu wioślarzy.[/b]

  17. To już temat na wspaniałą dyskusję naukową, bo od kilkuset lat historycy się spierają jak pentery i triery miały wyglądać. Koncepcje różniły się od karkołomnej koncepcji 5 rzędów wioseł, po jedno wiosło z pięcioma wioślarzami:

    [img]http://1.bp.blogspot.com/_f_TiAqdkqU4/TKEiuaxcz9I/AAAAAAAABGE/U5dSwb0tAmI/s400/Penteres.png[/img]

    [img]http://4.bp.blogspot.com/_f_TiAqdkqU4/TKE5gFJH7WI/AAAAAAAABGI/MGNlDoHLXUA/s400/An+Admiral%27s+Galley+1629.jpg[/img]

    Przytoczony przez Ciebie cytat pochodzi z wiki, która jest źródłem wiedzy co najwyżej mało wiarygodnym. Szczególnie polska, bo na angielskiej można znaleźć już taki opis dotyczący pięciorzędowca:

    [quote][b]Quinquereme.[/b] According to Polybius, at the Battle of Ecnomus the Roman quinqueremes carried a total crew of 420, 300 of whom were rowers, and the rest marines.[38] Leaving aside a deck crew of ca. 20, and accepting the 2-2-1 pattern of oarsmen, the quinquereme would have 90 oars in each side, and 30-strong files of oarsmen.[34] The fully-decked quinquereme could also carry a marine detachment of 70 to 120, giving a total complement of about 400.[13] A "five" would be ca. 45 m long, displace around 100 tonnes, be some 5 m wide at water level, and have its deck standing ca. 3 m above the sea.[13][/quote]

    Wątpliwości historyków dotyczyły nawet trier (trzyrzędowców). Napoleon próbował podobno zbudować trierę na wzór grecki i zupełni mu nie wyszło – trzy rzędy wioseł nie były w stanie jej poruszyć. Do niedawna dominował pogląd, że trzyrzędowiec oznaczał trzech wioślarzy na wiosło. Stało to w sprzeczności z zachowanymi wizerunkami trier na wazach gdzie wyraźnie były zaznaczone trzy rzędy wioseł. Wielu historyków uznało, że to były artystyczne wizerunki robione przez ludzi, którzy na okrętach się nie znali i stąd te trzy rzędy wioseł. Sam mam książkę z lat 70-tych, w której autor przedstawia obie koncepcje i nie potrafi wybrać.

    Myślę, że wszelkie wątpliwości dotyczące trier rozwiewa poniższy filmik:
    [youtube]7da52cJLwW8[/youtube]

  18. Przepraszam jimmor ale teraz dopiero zauważyłem ten wpis. Ten filmik nie rozwiewa dla mnie żadnych wątpliwości, może i da się takim czymś płynąć ale przez jaki czas? i gdzie na pokładzie z tego co widzę jest miejsce dla żołnierzy?
    Osobiście uważam, iż każdy ma prawo do stosowania tych okrętów według jego woli ale ja przystaję przy swoim:
    czyli pięć rzędów wioślarzy-znaczy, iż 5 osób obsługuje jedno wiosło.

    A dodatkowo w Twoim artykule sam zawarłeś info o tym, że "Jego nazwa pochodzi od orkowego liczebnika 'ga-ug' – pięć (liczba pięć oznacza w tym przypadku pięć rzędów wioślarzy na każdej burcie okrętu)" więc z samego opisu jasno wynika, że nie trzy rzędy wioślarzy tylko pięć.
    Ale to oczywiście jest moje zdanie i nikt nie musi się do niego odnosić.

  19. Film pokazuje trierę (3-rzędowie) a nie penterę (5-rzędowiec). Jest tylko demnostracją, że trzy rzędy wioseł mogły działać. Więcej… raczej nie.

    Układ wioślarzy w penterze – obejrzyj uważnie rysunek przy wpisie #15. Masz tam trzy rzędy wioseł i 5 rzędów wioślarzy – oba górne wiosła są obsługiwane przez 2 wioślarzy.

    Na trierze 'piechoty morskiej' było 30-40 sztuk. Na penterze – z uwagi na szerszy o 2-3 metry pokład – odpowiednio więcej.

    Oczywiście są to okręty przybrzeżne, które na noc najprawdopodobniej przybijają do brzegu. Wojsko, wioślarze spędzają noc na lądzie.

    Płynąć wbrew pozorom można dłużej niż galerą nowożytną (czyli z jednym rzędem wioseł, za to z piątką wioślarzy na wiosło). Powód jest prosty: w podróży kiedy jeden rząd wioślarzy wiosłuje pozostali odpoczywają. Nie uzyskuje się w ten sposób zawrotnych prędkości, ale można płynąć na wiosłach praktycznie bez przerwy, jeżeli tylko warunki i zapasy pozwolą.

  20. Widziałem ten rysunek i jak już napisałem wcześniej ja pozostanę przy swoim. Bo według tego rysunku ci wioślarze na samej górze nie mogliby siedzieć (ze względu na długość wiosła-dwa razy dłuższe od najniższego) aby dopasować się do tempa i równego wiosłowania musieliby prawie biegać aby nadążyć za tym na dole wioślarzem.

  21. Ciekawi mnie jaki zasięg miała taka wyrzutnia. Sprężyny to chyba niezbyt wydajny środek wyrzutowy.

  22. A nie łątwiej byłoby taki alchemiczny ogień wystrzelić w glinianym garncu z katapulty, lub celniejszego skorpiona (balisty)? zasięg większy, mniej problemu z magazynowaniem a efekt, suma sumarum, taki sam. No może poza oddziaływaniem psychologicznym, bo zobaczyć smugę ognia ciągnącą w stronę własnego statku to szok. Tylko co z tego jeśli to ostatni widok jaki ujrzy wróg…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *