Płon – Mąka Bogów

Płon, żarnik, burn. Niezwykły biały proszek przekazywany z rąk do rąk w całej Europie. Cudowny pył przynoszący wytchnienie od głodu, zmęczenia, przeraźliwego zimna i powszechnego braku nadziei na lepsze życie. Płon to narkotyk, który wyparł wszystkie inne używki, zepchnął je na margines królując niepodzielnie na rynku. Jest dostępny praktycznie wszędzie, chociaż w wielu krainach pozostaje wyjęty spod prawa. Występuje w kilku odmianach, zapewniających unikalne dla źródła swego pochodzenia efekty działania. Dla rzeszy żyjących w nędzy Europejczyków jest cudownym lekarstwem na wszelkie złe, czymś wręcz nieziemskim. Za ironię losu należy uznać fakt, że określenie nieziemski wyjątkowo trafnie do płonu pasuje. Grono osób znających jego prawdziwe pochodzenie jest niewielkie i jeśli nawet chce dzielić się z innymi przerażającą wiedzą na temat płonu, miłośnicy tego narkotyku nie zamierzają słuchać ostrzeżeń. To, że płon potrafi zabijać w wyjątkowo nieprzyjemny sposób jest powszechnie znane, jednak ku zgrozie szpitalników jest też uznawane za akceptowalną cenę chwili spędzanych w stanie euforycznego uniesienia. Nie bez powodu niektóre plemiona klanytów nazywają płon Mąką Bogów, uważając białe drobiny za dar zesłany przez niebiańskich protektorów.

Mąka Bogów

Drobnoziarnisty biały proszek pochodzi z pól zarodnikowych, grzybicznych tworów organicznych stworzonych w wyniku ewolucji wywołanej pozaziemskim wirusem. Rosną tam owoce przypominające nieco szyszki, mieszczące się z trudem w złożonych dłoniach. Dzięki swej niezwykle cienkiej powłoce można je pomylić z gniazdami os, lecz w środku nie znajdują się niebezpieczne owady, tylko coś znacznie groźniejszego: drobiny płonu. Narkotyk ten oferuje niezwykłe doznania, ale zarazem niesie ogromne ryzyko zakażenia Sepsą, śmiertelną chorobą będącą dziedzictwem wirusa.

Płon zażywany jest poprzez wdychanie w płuca, nie można go rozpuścić w wodzie. Idealnym narzędziem aplikacji są same owoce, wystarczy bowiem przedziurawić je w dwóch miejscach, a następnie do jednego z nich przystawić nos i mocno wciągnąć powietrze. Same szyszki są łatwopalne, dzięki czemu po zażyciu narkotyku można się ich szybko pozbyć – w wielu przypadkach zatarcie takich dowodów jest przejawem zdrowego rozsądku, ponieważ w regionach kontrolowanych przez Justitian bądź Katedralne Miasto władze toczą nieprzejednaną walkę z użytkownikami i sprzedawcami płonu.

Wciągnięty w płuca, płon przedostaje się błyskawicznie do układu krwionośnego, a następnie do mózgu. Działa niemal natychmiast, wywołując u biorcy rodzaj ekstatycznego uniesienia skutkującego rzekomym opuszczeniem przez duszę cielesnej powłoki. Zażywający narkotyk człowiek odnosi wrażenie mentalnego połączenia z wielkim skupiskiem innych jaźni, scalenia z metafizyczną zbiorową świadomością. Doznania te skutecznie wypierają z umysłu biorcy ból, cierpienia i lęki, zastępując je krótkotrwałym wrażeniem własnej boskości. Bardziej doświadczeni w obchodzeniu się z płonem użytkownicy narkotyku potrafią stłumić trwające nieraz wiele godzin wizje, koncentrując się siłą woli na fizycznych profitach płynących z zażywania płonu.

Biały pył zawsze skrywa w sobie esencję czakry kontrolującej pola zarodnikowe, z których pochodzi. Stąd w Europie znane jest pięć odmian tego niebezpiecznego narkotyku, zbieranego na skupiskach grzybni w różnych częściach kontynentu: bion z Pollenu, gloria z Purgare, unita z Franki, muza z  Bałkanów i argus z Hybrispanii. Każdy z nich posiada własne unikalne właściwości, nawiązujące do specyficznej odmiany Sepsy stworzonej przez Primera w miejscu upadku asteroidów, za pośrednictwem których na Ziemię dotarł wirus. Bion uodparnia na niskie temperatury i głód, gloria podnosi szybkość reakcji i siłę mięśni, unita łagodzi międzyludzkie relacje, muza wyostrza zmysły, argus wywołuje krótkotrwałe wizje sugerujące bieg wydarzeń w przyszłości. Te niezwykłe właściwości połączone z uniwersalną zdolność wywoływania w biorcach duchowej ekstazy sprawiają, że płon stał się najbardziej pożądanym narkotykiem w Starym Świecie.

Lecz wszystko ma swoją cenę. Biały proszek skrywa w sobie komórki pozaziemskiego wirusa, zdolne do szybkiego mnożenia się i modyfikowania wzorca genetycznego nosiciela. System odpornościowy biorców walczy przez pewien czas z wirusem wnikającym w ludzki organizm przy każdej inhalacji płonu, ale prędzej czy później musi ulec skumulowanej sile oddziaływania cząsteczek grzybicznej choroby. Sepsa dosłownie przeżera płuca nosiciela, rozrasta się w jego jamie ustnej i zatokach wypełniając je gęstą flegmą. Każdego dnia po przebudzeniu nosiciel bliski jest uduszenia się własnymi wydzielinami, które musi z trudem wykaszleć. Na tym etapie choroby dla biorcy nie ma już ratunku; staje się on żywym inkubatorem Sepsy roznoszącym wszędzie gotowe do infekowania zarodniki. Człowiek taki zwany jest leperosem i nie ma dla niego miejsca w cywilizowanych społecznościach, gdzie czeka go jedynie pełna cierpienia śmierć w oczyszczających płomieniach. Pozostawiony samemu sobie, wkrótce i tak umiera, przeżarty na wylot mnożącymi się błyskawicznie zarodnikami.

Wywoływana wirusem choroba jest równie śmiertelna jak grypa czy dżuma, ale od znanych ziemskich plag odróżnia ją coś, czego szpitalnicy nadal nie potrafią wyjaśnić w drodze naukowych badań – coś, co sprawia, że Sepsa wymyka się zwyczajnym lekarskim klasyfikacjom i tradycyjnemu pojmowaniu medycyny. Kiedy liczebność wirusowych zarodników w krwi nosiciela przekracza pewien poziom, na jego skórze zaczynają pojawiać się charakterystyczne wybroczyny i wykwity, które w zależności od pochodzenia danej dawki narkotyku przybierają doskonale rozpoznawalny kształt. Kształt ten uzależniony jest od czakry i jednoznacznie identyfikuje biorcę w oczach tych, którzy znają sekrety Primera, przede wszystkim szpitalników. Co więcej, pozornie zwyczajne drobiny białego proszku wysypane na stół przed silnie zainfekowanym biorcą potrafią w niewytłumaczalny sposób przybierać charakterystyczne symbole pozwalające nosicielom rozpoznać ze sporą dozą prawdopodobieństwa źródło pochodzenia narkotyku – co jest tym bardziej zastanawiające, że wirus w zarodnikach nie jest aktywny i ulega przebudzeniu dopiero po przedostaniu się do krioobiegu nosiciela. Mimo tego stanu uśpienia nie pozwalającego wykryć płonu za pomocą molusków szpitalników bądź wokalizerów noumenowych, narkotyk wydaje się oddziaływać na pobliskich nosicieli niczym opiłki żelaza na magnes. Co więcej, leperosi twierdzą, jakoby potrafią wyczuć obecność preferowanego przez siebie płonu dzięki wrażeniu wibrowania wybroczyn na ciele. Biorcy o wciąż walczącym układzie odpornościowym nie posiadają tej zdolności, nie potrafią odróżniać od siebie różnych odmian narkotyku, dlatego większość z nich woli zaopatrywać się u stałego zaufanego dostawcy.

Pochodzenie płonu

W naturalnym środowisku płon występuje na polach zarodnikowych, ogromnych koncentrycznych skupiskach zaraźliwej grzybni produkującej cząsteczki którejś z odmian wirusa Primera. Nad polami tymi wiatr stale unosi chmury mikroskopijnych zarodników, a dojrzewające owoce pękają uwalniając do powietrza kolejne drobinki białego pyłu. W cywilizowanych krainach pola zarodnikowe są zawzięcie niszczone, wypalane do gołej ziemi, krystalizowane za pomocą nanitów. Postrzegane za źródło czystego zła, zarodnikowe pola są symbolem zagłady wiszącej nad ostatnimi przedstawicielami ludzkiego gatunku i zarówno szpitalnicy jak i anabaptyści gotowi są do wszelkich poświęceń, by tylko je unicestwić. Lecz nie wszyscy ludzie podzielają głoszoną przez Szpital wizję zachowania czystości genotypu Homo Sapiens. Apokaliptycy i niektóre oportunistyczne klany zbijają na handlu płonem fortuny, godząc się z nowym porządkiem świata i rosnącą rolą Homo Degenesis. W ich przeświadczeniu dominacja Primera jest nieunikniona i nie warto jej się opierać. Pola zarodnikowe będące źródłem cennego narkotyku przechodzą więc z rąk do rąk, toczy się o nie zacięte walki do ostatniej kropli krwi, zwłaszcza w okresie powtarzających się regularnie żniw.

Pola zarodnikowe są głównym źródłem płonu, ale nie jedynym. Umierający nosiciele sepsy też uwalniają gotowe do infekowania zarodniki. W krainie Franków zdarzają się akty strasznego okrucieństwa – przynajmniej w przekonaniu obrońców starego porządku świata – feromancerzy zarażają tam swoich niewolników sepsą po to, by w ostatnim etapie rozwoju choroby rozcinać ich ciała i uwalniać miriady przenoszonych wiatrem zarodników do powietrza.

Sami apokaliptycy zdają sobie doskonale sprawę z zabójczej mocy płonu. Chociaż sami też korzystają z narkotyku, zdecydowanie wolą sprzedawać śmiercionośną ekstazę innym. Unikają też bezpośredniego kontaktu z polami zarodnikowymi wysyłając pomiędzy tumany białego pyłu łapanych specjalnie w tym celu więźniów, głównie dzieci. Sam narkotyk, zazwyczaj umieszczany w niewielkich woreczkach z koziej skóry, jest przerzucany do sekretnych punktów sprzedaży w całej Europie.

Artykuł stanowi komplikację materiałów opublikowanych w podręcznikach do pierwszej i drugiej edycji Degenesis. Ilustracje pochodzą z wydawnictwa Sixmorevodka. Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone. Tłumaczenie własne – Keth.

Bookmark the permalink.

3 Comments

  1. No to teraz już wiem dlaczego niektórzy tak panicznie zareagowali na smarkającą staruszkę. 🙂

  2. Wszystko naprawdę super, zabrakło mi: procesu uzależnienia, bo to przecież narkotyk, syndromów odstawiennych, i tego "punktu przegięcia", kiedy biorca nie chce odstawiać, a jeszcze może (czy po jednej dawce już nie może?), czy po zainfekowaniu przyjmowanie dalej wywołuje euforię, jak długo można zażywać zanim nastąpi infekcja (chodzi tylko o rząd wielkości), i wreszcie zgon. Czy są jakiekolwiek sposoby uratowania zainfekowanego?
    Najciekawszą formą byłaby egzystencja chorej, zainfekowanej jednostki, zamieniającej się w jakiś pół ludzki byt(???) 😐

  3. Myślę, że warto będzie uzupełnić tekst o odpowiedzi na powyższe pytania. Postaram się dopisać klaryfikacje jako część dalszą artykułu, ale już zdradzę, że zarażenie można leczyć do pewnego momentu za pomocą piekielnie drogich antygrzybicznych preparatów produkowanych przez Szpital. Punktem zwrotnym w rozwoju choroby jest uzależnienie psychiczne, jego już nie można cofnąć za pomocą farmaceutyków. Ludzie trwale zarażeni wirusem (czy to poprzez nadmierne zażywanie płonu czy po kontakcie z polem zarodnikowym albo chorymi insektami) ulegają nieuchronnej fizycznej destrukcji, ponieważ Sepsa przeistocza każdego nosiciela w inkubator zarodników żerujących na jego organizmie. Prędzej czy później każdy nosiciel musi umrzeć, rozpadając się w dosłownym tego słowa znaczeniu i uwalniając mrowie zarodników (kobieta na ilustracji w tekście to przykład końcowego etapu choroby).

    Ale Sepsja ma zupełnie inny wpływ na ludzkie płody. Jeśli zarażeniu ulegnie ciężarna kobieta, ona sama prędzej czy później umrze jako leperos, ale nie dziecko. Komórki macierzyste płodu nie są niszczone przez wirusa, tylko genetycznie modyfikowane, przekształcane do postaci wzorca homo degenesis. To stąd biorą się psychonauty, zmutowane inteligentne istoty stanowiące ostatnie na tę chwilę ogniwo w ewolucji Primera. Ale to temat na osobny artykuł (który pojawi się w niedługiej przyszłości).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *