Saga o Granie – Mroczna Droga

Siądź wędrowcze chociaż na chwilkę, zechciej ucieszyć mnie swym towarzystwem. Opowiem ci pewną historię. Wyobraź sobie, że z łaski bogów wiedziesz spokojne i dostatnie życie. W latach swej młodości spotkałeś kobietę, która skradła twe serce. Mądra, piękna, plącząca potok myśli perlistym dźwiękiem swego śmiechu. Rozumiejąca twe potrzeby i wyznająca te same wartości, widząca w tobie coś, czego nie znalazła w innych mężczyznach.

Askabadan obdarzył mnie swą przychylnością, zesłał mi małżonkę, którą kochałem do szaleństwa oraz liczne potomstwo. Poświęciłem wiele lat swego życia na przygotowanie ich do podążenia własną ścieżką, podług zasad kodeksu honorowego i prawego serca. Nie obyło się bez wyrzeczeń, nieprzespanych nocy i ściśniętego gardła. Głęboko wierzę w to, że w świecie panuje mistyczna równowaga, dzięki której każdy śmiertelnik zaznaje tyle samo szczęścia, co cierpienia.

Przez długi czas miałem szczęścia w nadmiarze.

Przeznaczenie będące zawiłą grą toczoną przez bogów odebrało mi wszystko w nader okrutny sposób. Pędziłem spokojne życie na Wyspach Targ-Ung, znanych również pod mianem Gór Czaszek, dopóki nie wybuchła wojna żywiołów pomiędzy Tanadarem i Krągiem. Gdy odległą linię widnokręgu rozpalił nieziemski blask, który z każdą chwilą narastał, nie stałem na ulicach miasta wraz z innymi krasnoludami zastanawiając się w zatroskaniu nad przyczynami tej odległej poświaty. Miast tego zabrałem rodzinę ku naszym dawnym górskim twierdzom, porzuconym wiele pokoleń wcześniej i zaciągniętych grubymi całunami pajęczyn. Podróżowaliśmy tak szybko jak tylko mogliśmy, bez bagażu, ze skąpymi racjami jadła, lecz mimo tego nie zdążyliśmy dotrzeć na czas w bezpieczne podziemia. Kiedy w Targ-Ung uderzyła fala rozszalałych żywiołów, ukryłem swych najbliższych w górskiej szczelinie przykrywając ich własnym ciałem i podróżnym kocem.

Oni przetrwali bez szwanku, w przeciwieństwie do mnie. W ogniu żywiołów spłonęła nie tylko moja broda, również skóra na niemal całym ciele, spopielona pospołu z odzieniem. Chociaż ból nieomal odbierał mi zmysły, poczucie obowiązku zwyciężyło wbrew wszystkiemu. Na poły oszalały od nieznośnego cierpienia, powiodłem rodzinę ku najbliższej twierdzy. Straciłem świadomość dopiero po przekroczeniu progu uchylonych prastarych wrót.

Udręczone ciało zdawało się leczyć bez końca, pokryte potwornymi bliznami. Nie miałem przy sobie żadnego kapłana zdolnego ulżyć memu cierpieniu mocą magii, gotowego zregenerować martwą tkankę w miejscach, gdzie nienaturalne płomienie strawiły skórę bezpowrotnie.

Spędziłem w twierdzy blisko pół wieku, broniąc przystępu do niej ramię w ramię z żoną i synami. Postradałem rękę broniąc najbliższych przed nieznanymi wcześniej drapieżnikami, które pojawiły się na Targ-Ung po kataklizmie. Po wielokroć odmawiałem sobie jadła, by reszta rodziny mogła nasycić głód. Tylko oni potrafili zmusić mnie do tego, bym nadal walczył.

Kiedy pewnego dnia wyruszyłem na powierzchnię w zamiarze odnalezienia wody, z głębi twierdzy dobiegły do mnie okrzyki trwogi i bitewne zawołania. Nie bacząc na wszystko rzuciłem się w mroczne korytarze, lecz nie zdążyłem już odmienić pisanego mi losu. Kiedy dobiegłem do komnaty służącej nam za kryjówkę, stałem się świadkiem przerażającego widoku. Jeden z moich synów leżał martwy w rosnącej kałuży krwi, przyciśnięty do posadzki stopą ogromnej postaci. Potężna w barach, wbrew zdrowemu rozsądkowi zdawała się składać z żywego metalu.

Mój umysł wypełnił się gwałtowną furią, lecz wówczas członki ścięła mi niemoc zrodzona z jeszcze większej trwogi. Inny z wielkoludów pochwycił mą ukochaną żonę i ciągnąc z potworną siłą rozerwał ją żywcem na poły. Jej straszny los wydarł z gardła mego młodszego syna krzyk czystej nienawiści, dźwięczący nutą, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Będąc prawdziwym mocarzem, Grard ścisnął trzonek dwuręcznego topora z siłą tak ogromną, że okute żelazem drewno zaczęło trzeszczeć w jego uścisku. Ciął z półobrotu, zamaszyście, co sił w ramionach. Kiedy wykute dziesiątki lat temu ostrze topora sięgnęło korpusu nieprzyjaciela, w komnacie rozbrzmiał dźwięczny szczęk metalu uderzającego w metal. Na pancerzu zabójcy pojawiła się ledwie nieznaczna rysa podczas gdy od impetu ciosu memu synowi zdrętwiało ramię. Pochwyciwszy Grarda za szyję, stwór uniósł go w górę i wówczas nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek chwili. Nigdy nie zapomnę jego wzroku, zatrwożonego i wściekłego jednocześnie, błagającego o pomoc i pogodzonego z losem, wdzięcznego za wszystko, czego ode mnie zaznał.

Serce mi pękało, kiedy patrzyłem na jego śmierć. Wielkolud zamachnął się pięścią i wbił ją głęboko pomiędzy mięśniowe sploty Grarda. Mój syn nie był słabeuszem i często przyjmował na siebie rany zdolne sięgnąć kości, nie poddając się wrogom. Lecz zabójca zagłębił metalową rękawicę w jego ciele i wyrwał bijące jeszcze serce zgniatając je następnie w dłoni.

Tylko cechujący mą rasę pragmatyzm oraz szacunek dla życia powstrzymały mnie przed atakiem, w którym najpewniej poniósłbym śmierć. Rzuciłem się w zamian do ucieczki, pozostawiając za sobą ciała najbliższych. Dokąd uciekałem? Nie pamiętam. Jak przeżyłem? To bez znaczenia. Dlaczego? Albowiem zemsta podpowiadała mi, że winny jestem przeżyć tego dnia, by móc podjąć walkę następnego.

Postradałem całe swe szczęście, straciłem rodzinę i marzenia. Co ty byś uczynił na mym miejscu, wędrowcze? Ja poprzysięgłem wieczystą zemstę na stworach o ciałach z metalu. By dopiąć swego, złożyłem mroczne obietnice, sprzedałem nawet swą nieśmiertelną duszę. Będę trzymał się kurczowo życia, dopóki nie zniszczę ostatniej z ich krypt.

Moja wojna trwa nieprzerwanie od tamtego czasu. Dołączyłem do dziwnych krasnoludów o czerwonych oczach, w niczym niepodobnych do moich niegdysiejszych złotobrodych ziomków. Nie dbałem o to, co czyniły, o ich polowania na wszystko, co żywe; o plądrowaniu ostatnich łupów wartych uwagi na tej spopielonej ziemi.

Nie przykładałem żadnej wagi do ich poczynań. Gdybyś żył w krainie, która przestała dawać plony i gdyby wisiało nad tobą widmo ustawicznej śmierci, czy dbałbyś o dawny etos? Podobnie jak czerwonoocy, stałem się niewrażliwy na otaczający nas świat, bo i świat przestał o nas dbać, odpłacając cierpieniem za dobro. Ci, którzy z uporem kultywowali honorowe tradycje, dawno temu zostali wymordowani w swoich górskich twierdzach.

Przeżyłem blisko tysiąc lat od śmierci żony. Zbyt długo jak na krasnoluda. Żaden z nas nie powinien dożyć równie sędziwego wieku. Moje ciało uległo dziwnym zmianom, podobnie jak ciała pozostałych. Nie dbam również o to. Już dawno puściłem w niepamięć swe uprzednie życie. Liczy się dla mnie jedynie zemsta, a potomstwo krypt wciąż stąpa po mej ziemi.

Muszę do końca przewrócić tę kartę swej historii…

Bookmark the permalink.

18 Comments

  1. Gratuluję bardzo dobre, gratuluję…

  2. Jak dla mnie opowiadanie więcej historii skrywa niż opowiada. Niemniej jednak fajnie napisane i dobrze się czyta. Miło byłoby przeczytać ciąg dalszy tej historii. Dobra robota.

  3. Mnie interesują następujące kwestie: gdzie się to dzieje, kiedy się dzieje i o jakiej wojnie tu mowa, w której rezultacie doszło do takiego kataklizmu?

  4. "plącząca potok myśli perlistym dźwiękiem swego śmiechu" – czyli taka słodka idiotka, co ciągle nadaje bez ładu i składu i głupio się śmieje 😉

    A tak ogólnie – jakoś bez wyrazu to opowiadanie. Za krótkie, aby miało sens samo w sobie. Dobre jako wstęp do czegoś, bo opisuje jakąś historię. I ten bohater, ultra mega altruista rodzinny. Ale z miasta uciekł, nie pomagał bronić. Dla rodziny zniesie wszystko, nawet poparzony i bez ręki walczył i chodził po wodę – mimo, że synowie ułomkami nie byli. I ten tekst "Tylko oni potrafili zmusić mnie do tego, bym nadal walczył." – dlaczego zmuszali go aby walczył, nie lubili go, chcieli się go pozbyć?

    "Pochwyciwszy Grarda za szyję, stwór uniósł go w górę i wówczas nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek chwili." – dla mnie podmiotem jest tu stwór, więc następne zdanie " Nigdy nie zapomnę jego wzroku" do niego się odnosi (choć to nie ma sensu, więc łato zgadnąć, że jednak chodzi o syna).

    Czerwonookie krasnoludy żyjące ponad 1000 lat. Ciekawy pomysł, warty rozwinięcia, ale niestety jest koniec. Koniec w miejscu gdzie mogło by się zacząć właściwe opowiadanie o tym jak udało mu się dokonać zemsty.

    Ogólnie – przeciętny amatorski tekst z kilkoma błędami. Nie jest tragicznie, ale też nie ma się nad czym zachwycać specjalnie. Ale na pewno jest to jakiś punkt wyjścia, pracując nad warsztatem i fabułą można dość do ciekawych rezultatów.

    I popieram Ketha: "gdzie się to dzieje, kiedy się dzieje i o jakiej wojnie tu mowa". Te dwa pierwsze ważniejsze są. Ostatnie może być rozwinięte w dalszej części, ale o czasie i miejscu akcji warto poinformować.

  5. Miło się czyta.

  6. Jak widzicie do poziomu mistrza pióra Ketha brakuje mi bardzo dużo. Z resztą chętnie bym sobie przeczytał jakieś opowiadanie Ketha umieszczone w świecie Ochrii. Pewnie Wy też;).

    Faktycznie jest to swoisty wstęp. W kolejnych fragmentach wyjaśnię, kiedy to się dzieje, gdzie i dlaczego? Mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć. Na razie jeśli pozwolicie otoczę się sferą tajemnicy i przemyślę fabułę.

    Zanim jednak opublikuje następne teksty to 200 razy je przeczytam. Widzę, ile wyszło moich braków po drodze. A to dopiero 2 strony A4. Salvatore, Weber, Ringo, są po za moim zasięgiem nie mówiąc już o moim faworycie Robercie E. Howard. Na razie to radosna amatorka:).

    W zasadzie to powinien tytuł brzmieć Losy Grana – Mroczna Droga;). Saga to o wiele za dużo.

    Całość przewiduje na 60 stron.

  7. Never bardzo dobry początek. Jeśli mógłbyś rozwinąć trochę wątków już poza samym opowiadaniem tzn. Keth zadał trafne pytania oraz dodatkowo mnie niezwykle frapuje czemu twierdze zostały opuszczone?

  8. Ok, w takim razie wyjaśnię te kwestie już jutro;).

  9. Za duzo tresci w za malym opowiadaniu. Nawet jezeli to wstep to sa to wydarzenia ktore uksztaltowaly bohatera na nastepne 1k lat, warto sie nad nimi pochylic.
    Zgadzam sie z glosami ze za malo zamocowane fabularnie – kiedy, gdzie, dlaczego. No i co to za wypelzajace z glebin golemy czy mechanusy? O tym chociaz troche.
    Ale ogolnie zupelnie poprawne. Pisz dalej.

  10. Ciekawie napisane. Ale ze znaną mi Orchią się nie bardzo kojarzy. To dowolne fantasy może być. Czekam na kontynuację.

  11. Chętnie przeczytam ciąg dalszy, czy warsztat się poprawił i jak fabularnie się rozwinie opowiadanie.

  12. Ja również czekam na ciąg dalszy.

  13. będę pracował nad swoim warsztatem, dostałem motywację do pisania, mam już wątek, więc będę próbował.

  14. Osobiście bardziej mi się kojarzy ze wstępem do opowiadania.
    Pytania Co? Gdzie? Kiedy? są mniej istotne niż się wydaje. Tak długo jak piszesz płynnie i tak jakbyś opowiadał historię, the rzeczy spadają do detali. Szlifuj warsztat, Neverze, szlifuj.

    Zachęta ze szczerego serca. 🙂

  15. Ok, teraz mam chwilkę, więc odpowiem.

    Targ Ung znajduje się na zachód od Archipelagu Centralnego, dokładnie na Archipelagu Pajęczym. Wyspa nie jest duża (nie widać jej na mapie).

    Czas: około 1000 lat przed narodzinami Katana

    Krasnoludzkie twierdze:

    Były już stare, kiedy krasnoludy złotobrode przybyły na tą wyspę trzy tysięce lat wcześniej. Toczyły się tam zaciekłe wojny, o których obecnie niewiele wiadomo (po za tym, ze wygrali Złotobrodzi).

    Twierdze zostały opuszczone około 2 tysięcy lat temu z powodu wyczerpania się złóż żelaza i złota. Złotobrode zamiast wydobyciem i sprzedażą kruszczów zaczęły łowić ryby i uczyć się roli. Osiedli w nadbrzeżnych miastach. Od tamtej pory wyspa straciła jakiekolwiek znaczenie strategiczne.

  16. To teraz ladnie wkomponuj to w tresc.

  17. huh, postaram się.

  18. Wszystko opowiadasz krótko, nie rozwijając wątków. Czyta się szybko, zupełnie jakbyś jechał samochodem jako pasażer i patrzył w szybę, a tam migają wątki zbyt szybko aby dostrzec szczegóły. Ciekawi mnie co jedli przez te 50 lat w twierdzy, albo czy w ciągu tego tysiąclecia prowadzenia wojny doszło do konfrontacji z tymi golemami, czy czym są owe stworzenia z krypty. Swoją drogą metal i krytpa średnio mi pasują, ale zapewne zamierzasz to w późniejszych odsłonach wyjaśnić.
    Nie mniej jednak czekam na kolejną porcję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *