Od zadania Bradley'owi pytania, Karen praktycznie się nie odzywała. Ciemność za przebitą ścianą z kości sprawiła, że znów zaczęła się zastanawiać czy to nie jakieś zwidy jak przed wejściem do tego całego kościoła. Fakt, że to wszystko było takie dziwne ją irytował, to że Nosfer coś zabrał po czym zniknął im korytarz ją irytowało, jego głupie teksty też ją powoli irytowały. Idąc więc za nim po przezroczystym moście milczała czując jak jej irytacja pogłębia się. Nawet nie starała się go słuchać, co w jej przypadku było dość łatwe. A kiedy coś uderzyło ją w plecy, miała ochotę krzyknąć "no wreszcie" licząc, że będzie się na czym wyżyć. Ale nie, zobaczyli flarę i usłyszeli Kapitana.
Weszła po linie bez najmniejszego problemu, a gdy Bradley próbował ją naśladować pomogła Kapitanowi go wciągać by było szybciej.
Gdy cała trójka stała już chwilowo bezpiecznie na górze milczenie Osy i jej mina stały się aż nazbyt oczywiste. Szczur był niemal pewny, że Brujah zaraz wybuchnie. Spojrzenie jakim obdarzała jego i Świra mówiło mu, że zaraz ktoś oberwie i niechybnie tak by się stało, gdyby nie myśli Karen, które bynajmniej nie zmierzały w kierunku rozróby.
Rety jak ja mam ochotę połamać im nosy. Ale to gej i wariat, to tak jakbym biła upośledzonych... Gorzej chyba trafić nie mogłam.. W sumie nawet nie wiem czy brzydal ma nos...
Dzięki nim, zamiast poczuć jej pięść na swych twarzach, obaj usłyszeli tylko serię pytań.
- Bradley możesz wreszcie wyjaśnić co takiego zabrałeś spod tej podłogi, że aż nam korytarz zniknął?
- A w ogóle to spadamy stąd? Masz już chyba co chciałeś, a Michelle, Zatanna, czy jak tam na nią chcecie wołać, sama się zajmuje zdejmowaniem klątwy i nie sądzę byśmy ją znaleźli. Szczególnie, że korytarze tutaj to rzecz niezbyt trwała. A nawet gdyby jakimś cudem się udało, wyraźnie powiedziała, że zrywa umowę, więc raczej już nie ma po co jej szukać.
Ton jej głosu nie był zbyt miły, oczywistym było, że jest wnerwiona.
Uuuuu... Karen chyba się podkurwiła z lekka. Jakby żyła to bym powiedział że to PMS, ale przecież trupy nie mają okresu. Jeszcze trochę i nam wpierdoli jak ten pojeb Ray... - pomyślał Bradley, bo wspomnienie szalonego Brujaha z Nowego Orleanu, a szczególnie jego pięści mimo lat było wciąż żywe w Nosferatu. Należały się jednak Krzykaczce jakieś wyjaśnienia, nie żeby się musiał spowiadać, ale w końcu chyba rzeczywiście ściągnął na nich całe to gówno.
- Znalazłem przypadkiem jakieś zapiski na górze, olałem je początkowo ciepłym moczem, ale jak się okazało, że poszlaka była prawdziwa, to ciekawość była silniejsza ode mnie i musiałem sprawdzić. Nie jest to fant, którego szukam, ale wiecie co? Pierdolę to. Możemy stąd spadać, o ile nam się to w ogóle uda.
- I co było w tych zapiskach? Rozwal podłogę, a znajdziesz magiczną szmatę? - Karen obróciła się nieco bokiem do nich by na pewno wszystko usłyszeć.
- Dokładnie tak... z doprecyzowaniem gdzie rozwalić podłogę. A że skreśliła to ręka byłego primogena Tremerów, to grzechem byłoby nie sprawdzić. - Nosferatu miał zamiar dodać jeszcze, że Mansgroff napisał jeszcze że Brujah który tam z nimi był odszedł do krainy wiecznych łowów, ale uznał że mogłoby to obniżyć wysokie morale pozostałości koterii.
Widać takie wytłumaczenie jej wystarczyło, bo Osa dała spokój Nosferowi i zwróciła się do Malkavianina:
- Nic ci nie jest Kapitanie? Po ściągnięciu z płotu chyba wyglądałeś lepiej? Rzucałeś czymś w ciemność zanim wystrzeliłeś flarę?
- Lepiej skłam wiesz jak na ciebie będą spoglądać? Jak na mordercę. - Odpowiedział głos w głowie Świra.
- Słuchajcie muszę wam coś powiedzieć... - zwiesił się lekko by zebrać to w końcu w sobie. - Sporo się wydarzyło odkąd nie było mnie z wami. Dotarłem tutaj za Samuelami. Potem chciałem wrócić do was jednak się zgubiłem. Dziwne to bo rozłożyłem kulki by odnaleźć drogę. Niestety ciemność w labiryncie chciała inaczej. Długo się błąkałem, nie wiem jak z czasem który upłynął. Spotkałem zdaje mi się Venoma, chciał mnie zjeść, straciłem sporo krwi i... potem straciłem nad sobą kontrolę. Ocknąłem się tutaj...
Przez chwile głos halucynacji się odezwał:
- Nie rób tego, porzucą cię tutaj albo i tak zgnijesz w więzieniu jak podobni mi.
Jednak Kapitan kontynuował:
- Ocknąłem się trzymając ciało Lexa Lutora. Zabiłem go, więc będziecie musieli, po tym jak się wydostaniemy stąd, oddać mnie w ręce Thora. I tak jestem trup, więc ja tu mogę zostać i próbować dalej złamać klątwę. Tam nic mnie już nie czeka. Czy ta szata jest czymś co może przełamać klątwę w tym przeklętym miejscu?
To było trudne wyznanie i co teraz uczynią? - Głowił się wariat patrząc na swoją Koterię.
Karen przez chwilę przetrawiała jego słowa, próbując dopasować komiksowe postacie do rzeczywistych osób. Wreszcie jej wzrok powędrował do kupki popiołu i resztek kości leżących niedaleko.
- Dużo z Cezara nie zostało...
Skrzywiła się mimowolnie.
O w mordę. Tego się nie spodziewałam...